BARFny Świat Strona GłównaBARFny Świat Strona Główna
FAQ  Szukaj  Użytkownicy  Grupy Rejestracja  Album  Kontakt  Zaloguj

Poprzedni temat :: Następny temat
Z czym się boryka starowinka Pączynka i ja
Autor Wiadomość
Barsik 

Dołączyła: 13 Maj 2018
Posty: 38
Skąd: Tarnów
Wysłany: 2018-10-21, 23:01   Z czym się boryka starowinka Pączynka i ja

Zbieram sie już długi czas z założeniem nam tematu, ciężko mi wszystko ogarnąć i przelać skłębione myśli jakoś w miarę zgrabnie żeby się to dało przeczytać. Taki ten nasz przypadek pokićkany, to co udało się niby zdiagnozować to dalej mi nie gra. Głupio mi, że nie odrobiłam zadania domowego tzn nie przeczytałam pół forum, właściwie to przeczytałam ledwo co, ilość informacji mnie przytłacza, nie wiem w co ręce włożyć i tak sie miotam.

Dla nie wtajemniczonych, czy dla przypomnienia sytuacja nasza nakreślona była tu:
https://www.barfnyswiat.org/viewtopic.php?t=7295

Tu dokumentacja (ułożyłam chronologicznie na ile mogłam, filmy na dole są z maja/czerwca):
https://drive.google.com/drive/folders/1aznyYNnozzHWID0GQ8ZR_9oHxgQ7qGis

Początki:
https://forum.miau.pl/viewtopic.php?f=36&t=184880&sid=1c5d2342906fb9e49a26d5c99faaaad3

Przyznam, że się trochę podłamałam po ostatnim rtg i usg ale szybko stwierdziłam, że nie jest chyba tak źle jakby wszyscy tego chcieli. Lato zleciało i mimo wszystko Paczuśka ma się całkiem dobrze chociaż barfowanie to nam nie idzie tak jak bym chciała. Z jednej strony nie działo się nic złego, z drugiej poprawiać też się przestało i mój zapał ostygł. Nie zmusiłam sie do tej pory do przyswojenia kalkulatora, mówię sobie że to i tak bez sensu z taką wybredną królewną. Poczytałam cos przepisów stąd i zalecenia producentów i tak sie mniej więcej próbuje trzymać... W tej chwili dostaje mięska ile chce i osobno "zupę suplową z podrobami" łyżeczkuję jej do dzioba ale różnie nam to idzie, zazwyczaj troche tego jest na kocie, na mnie i na ziemi, i nie zawsze mam siłe się z nią użerać.

Miesiąc temu jak się zbierałam to miałam pisać, że ma się chyba lepiej niż ja ale ostatnie dni niunia znowu mnie martwi i nie wiem co zrobić, chyba pasuje się jednak przejść, nie wiem jeszcze do którego konowała. Bieganie po wetach od siedmiu boleści się mi przyjadło, byłam ostatnio tylko 2 razy krew zbadać, ale 1 raz było robione na miejscu a nie w labie. Znowu się zastanawiam czy nie warto szarpnąć się na jakąś dalszą podróż, przydał by mi się jakis koci dr house

Anemia się nam ciągnie dalej, ale jak przyjrzałam się to połapałam w końcu, że przed kroplówkami było ok, nwm czy one bardziej zaszkodziły czy pomogły :/ potas też znowu wyszedł zły ale jak miała ostatnio taki to nie dała rady sama chodzić ?? teraz no nie skacze ale chodzi dosyć dobrze, chociaż miewa czasem gorsze momenty, było pare dni, że jeździła na pupie ale generalnie nieźle tylko problemy z koordynacją i ociężale, z siadaniem i wstawaniem trudności, widać że dyskomfort, a na rtg ta kula pod ogonem - to by to wyjaśniało, tylko mi nie pasuje, że tak nagle zaniemogła i na 1 rtg nie widać tego... czy zdj aż takie chujowe?
https://drive.google.com/file/d/1Bd1YyR2qinOpajubSrItgo_TXSRzqEeT/view?usp=sharing
https://drive.google.com/file/d/1ZXaQwcS3aYz8F30uuMuKu6kVytcsGGAw/view?usp=sharing

Noi sikanie... było niby lepiej, załatwiała się znowu za 1 podejściem (i#1 i #2) chociaż widać, że z trudem. Od miesiąca gdzieś, czesto sikała z dupką poza kuwetą, niby kuweta mała no ale wcześniej praktycznie tego nie było, dawała rade jakoś sie ustawić... I było pare dni spokój ale jak tylko pochwaliłam to się zaczeło - znowu atakowanie kuwety po 100 razy bez efektu, i jak w końcu siku to taki słabawy strumień i miauk na końcu, 2 razy byłam świadkiem i raz matka. Przykładam sie znowu do pojenia pokrzywą ale obawiam sie że to będzie za mało.

Na początku myślałam, że nerki to nasz nawet jak nie jedyny to główny problem bo jakżesz by nie, a ostatnio zastanawiam się czy ona ma w ogóle pnn, parametry nerkowe dobre raczej, no ale przez zime ewidentne objawy mocznicy były tylko wtedy jeszcze nie wiedziałam co to. Może ostra tak długo być? Widziałam właśnie na fb że u czyjegoś kota była onn spowodowana kamieniami w pęcherzu, kiedyś tez mi gdzieś mignęło, że zapalenie pęcherza może iść na nerki. Myślę, ze bardzo możliwe że coś takiego stało sie tutaj, już od lat były z rzadka sygnały, że cos nie tak ale nikt sie nie chciał pofatygowac iść z kotem. Jak sie ruszyłam i im zwracałam na to uwage to tutejsze wety bagatelizują sprawę. W krk coś ruszyło tylko szkoda było zaczynać z antybiotykiem jak brakło mi uporu by doprowadzić to do końca ale jak usłyszałam że rak na raku to stwierdziłam, że nie będe biedulki jeszcze męczyć antybiotykiem, a gość twierdził, że to z dyskopatii trudności z załatwianiem. No i nie wiem co dalej, nie mamy badania moczu z prawdziwego zdarzenia, pasuje tylko to ciężkie do załatwienia, wszyscy się tu boją punkcji z wyjątkiem jednej wetki -ale patrząc jak jej pobieranie krwi szło to ja nie wiem...
 
 
Barsik 

Dołączyła: 13 Maj 2018
Posty: 38
Skąd: Tarnów
Wysłany: 2018-10-22, 12:53   

I jeszcze co do nowotworów - po tym co się naczytałam to myślę, że może nie jest sprawa przesądzona ale zdrowe żywienie jest kluczem i żadnej chemii. Tylko ciężko to przychodzi, mam 50 problemów, nie mam talentu do organizacji i systematyczności, kot wybrzydza, matka łiskasem podkarmia jak nie widze :/ Pączuś niby surowe zawsze lubiła ale zależy co, był czas po tych kryzysach jak tak wciągała wszystko co by jej nie dać, że miałam nadzieje że będzie git. No i wprowadzałam pomału te suplementy co by rewolucji nie robić, a ta pomału wracała do swojego wybrzydzania

Próbowałam ten olej cbd, ohydztwo niezłe, lubie ziółka popijać ale tak strasznie intensywne to, przynajmniej ten co miałam (10% cdb nieoczyszczony, chyba spróbuje rafinowany), rozcieńczałam pączkowi kropelke w strzykawce 20ml często z pokrzywą i laktulozą od razu, jakoś ponad miesiąc 1-2 razy dziennie z początku, potem już niecodziennie. Skusiła mnie też amigdalina chociaż są zdania podzielone i dawałam przez 2 tygodnie utartą pestke albo połowe zależy jakie duże z suplami, akurat miało kocisko okres że jadła je nieraz ładnie sama w postaci pasty/sosu gęstego nawet z tymi sławnymi gorzkimi pestkami (to chyba przez smalec kaczy- chociaż jak wcześniej dawałam gęsi to jakby jej nie podchodził potem był problem to dostać teraz znowu mam i widze zainteresowanie). Przerwałam bo jakby apetyt jej zmalał i się obawiałam zatrucia cyjankiem, ale nie wiem czy to nie efekt uboczny działania na guzy, a może to było zwykłe wybrzydzanie (forsowałam głównie indyka, matka mnie w końcu oświeciła, że pączuś to wieprzki uwielbia i niby rzuciła się na to ale i tak ma dni że nie chce jeść) Podawałam w tym samym czasie ten olej, i wcześniej i później i nie zauważyłam jakiegoś dużego apetytu tylko może za mało go było ale ciężko wpychać jak takie nie dobre i strzykawka znielubiona przez ostatnie miesiące (a tak ładnie wcześniej piła)

No i w każdym razie w końcu przyszło mi do głowy, że podawanie dopyszcznie to nie jest najlepsze wyjście zwłaszcza, że te guzy są gdzie są...Skontaktowałam się z jedną panią wet, która stosuje u swoich pacjentów nie pestki ale preparat z amigdaliną, stwierdziła że doodbytniczo to sensowny pomysł choć w sumie to wiedzą mnie nie powaliła. Ale troche miałam (i mam) opory i nie mam zabardzo sprzętu, zwykła strzykawka coś mi się nie widzi. Zrobiłam więc najpierw eksperyment - bo Paczuś ma na plecach bąbelek taki, ze 3 lata temu jak nie lepiej to wyczułam myślałam że kleszcz, takie maleńkie ziarenko gorczycy to było, na poczatku tego roku było jak dobrze napompowany kleszcz ale jeszcze cieżko było znaleźć. Zastanawiałam sie czy to nie jakiś sygnał, gośc w tej naszej pierwszej lecznicy powiedział "a kaszak" i tyle, potem jakoś juz nikomu tego nie pokazywałam. W lecie wyczuwalne zrobiło sie przy głaskaniu jeszcze jak futra ubyło, i przyjrzałam się w końcu, że już nie takie okrąglutkie tylko bardziej nieregularny kształt, a na tym włoski pojedyncze i jakaś żyłke widać. No porobiłam foty i zaczęłam smarować olejm cbd z ciutką tej pestki utartą ze 2 tygodnie jakoś i w końcu przestałam bo skóra zaczęła robić się brzydka (ale często przypominałam sobie przed wyjściem i na chybcika smarowałam kłaki się paprały, jak nie zadbałam to zasychało więc nwm może było by ok jakby nie mój nieogar, pare razy smarowałam sobie i nic mi sie nie działo), a grudka zmalała nieznacznie. Wyczyściłam zostawiła w spokoju, za kilkanaście dni patrze zmalało wyraźnie... Było ponad 4 mm, dzisiaj znowu jest jak gorczyca 2mm. Jakby to gdzie indziej tak fajnie zadziałało....
 
 
Pieszczoch 

Barfuje od: Od teraz
Udział BARFa: 75-90%
Pomogła: 20 razy
Dołączyła: 22 Gru 2016
Posty: 664
Skąd: Gdańsk
Wysłany: 2018-10-22, 14:16   

Barsik,spróbuj zemleć kawałeczek mięska,np;z piersi indyka,zrób maleńką kuleczkę,taką np.ok.centymetra i ją rozgnieć(tak jak na mielone klopsy),nakrop olejku i zawiń mięsko.Zrób to delikatnie,aby olejek nie wydobywał się z mięska.Ja mojemu tylko w taki sposób podaję.CBD to gorzkie świństwo,ale może chociaż ulży kici.
 
 
Barsik 

Dołączyła: 13 Maj 2018
Posty: 38
Skąd: Tarnów
Wysłany: 2018-10-23, 13:01   

Chyba jednak już bardziej mi podchodzi podawanie go strzykawką, i tak trzeba dawać laktuloze i pokrzywe to odrazu.
Ale wpychałam jej tak dzisiaj okruszek nospy (okrutnie gorzkie cholerstwo) jeszcze ze smalcem dodatkowo, troche się namęczyłam i niby jakoś poszło... za chwile patrze leży na schodach mięsko z tą nospą... no wepchałam jej jakoś znowu i jak na razie nigdzie nie znalazłam :)

Męczyła sie dzisiaj w kuwecie z kupką (było jakieś siku wczoraj i w nocy ale nikt przy tym nie był), już było ją widac ale nie dała rady... puściłam na pole ale nie patrzyłam cały czas za nią i nie wiem czy zrobiła ale w domu kręciła sie dalej z pól godziny w końcu ułożyła sie do spania. W weekend jadła łapczywie a teraz coś znowu niby sie dopomina ale zje ledwo co nawet z tym tłuszczem. Był jeszcze wymiot żółtą wodą jak przyszła z tego pola. Może od trawy, ostatnio jak na pole idzie to tylko szuka trawy do skubania, ale tu tak namiętnie koszą ten nasz pożal sie boże trawnik, że ciężko coś uskubać. Czasem jej coś urwę i zsiekam do jedzenia jak już jej tak strasznie tego zielska trzeba
 
 
Koci_Ogon 


Barfuje od: 06.2018
Udział BARFa: 90-100%
Pomogła: 3 razy
Wiek: 43
Dołączyła: 13 Wrz 2018
Posty: 140
Skąd: Chamonix-MB
Wysłany: 2019-01-04, 18:16   

Hej Barsik, co słychać u Pączucha? Podczytuję Twój wątek, bo moja kota też z rakami sobie żyje. Nie wiem czy już doczytałaś tu na forum, że jest super patent na gorzkie specyfiki - Anilina mi go sprzedała i działa idealnie. Kupujesz puste kapsułki żelatynowe nr 5, np. na allegro i pakujesz do nich obrzydlistwo. Podajesz kotu na ręce kapsułke umazianą czymś, co bardzo lubi, ja używam sosów miamor, ale można pasztetu, ulubionej karmy itp. I kot łyka, nawet nie zauważa że coś dziwnego dostał. To naprawdę ułatwia życie, gdy się sporo suplementów i gorzkich lekarstw podaje...
 
 
aina 

Pomogła: 2 razy
Dołączyła: 13 Paź 2016
Posty: 339
Wysłany: 2019-01-04, 20:20   

Barsik,piszesz,że te mniej lub bardziej diagnozy nie "grają"Ci.Może nie jest możliwe takie akuratne precyzyjne zdiagnozowanie odtąd dotąd, nieodwołalne w żadnym czasie.Może na tym polega starość i nie chodzi o diagnozę skoro Pączusia ciągnie swoje życie?oczywiście nie chcę przez to powiedzieć że gdyby działo się coś bardzo niekomfortowego dla kotki ,nie próbuję pomóc
 
 
Barsik 

Dołączyła: 13 Maj 2018
Posty: 38
Skąd: Tarnów
Wysłany: 2019-06-24, 22:59   

Noi odzywa się wreszcie niewdzięcznica, pewnie zaskoczenia nie będzie, że wieści złe... 10 dni temu pozwoliłam mojej Pączuszce odejść. Nie zeżarł jej rak, nie wysiadły jej nerki, nie skręciła karku, stało się coś czego się zupełnie nie spodziewałam: Pączyneczka miała udar. Myślałam że to atak jakichś boleści od kręgosłupa jak rok temu i liczyłam na jego ustąpienie ale jak tylko kota wetka zobaczyła to nie miała żadnych wątpliwości, no ja miałam oczywiście /a jakoś tak nie mam zaufania do wetów :-( , ale miałam nadzieje że to będzie błędna diagnoza, a nie postępowanie a chyba było to drugie :cry: Szanse są na pokonanie tego no fajnie ale to trzeba działać (mam poważne wątpliwości czy to miało wyglądać tak jak wyglądało... https://cowsierscipiszczy.pl/udar-mozgu/ pisałam komentarz ale chyba odpowiedzi nie doczekam) i to szybko... byłąm w pracy jak się zaczęło, a ojciec gnida miał gdzieś, że coś sie dzieje nie raczył nawet dać znać :evil: Zrobiło się późno, a potem chyba juz po ptokach... matka i siostrą siadły na mnie i wymiękłam w końcu... trzeba przyznać bidulka dawała w kość, miała kiepściejsze dni ostatnio, ale cały czas miałam plany to ogarnąć no ale coś nie szło :cry:

 
 
shana55 
Ekspert

Barfuje od: 08.2012
Udział BARFa: 90-100%
Pomogła: 22 razy
Dołączyła: 07 Sie 2012
Posty: 5339
Wysłany: 2019-06-25, 01:39   

Barsik :kwiatek:
Tak to już bywa w życiu, że nic nie trwa wiecznie i odchodzą w lepsze miejsce ci których kochamy. I nie ma znaczenia czy to człowiek czy zwierzę....Ból jest taki sam i żal i musi minąć sporo czasu aż serce okrzepnie i ból zelży.
Pomyśl, że Pączynka biega teraz za tęczowym mostem szczęśliwa, witają ją wszystkie nasze koty co odeszły, motylki łapie i macha łapka do Ciebie, żebyś się nie martwiła.
Bądź silna trzymaj się a jak przyjdzie właściwy czas Ona wróci.
Ściskamy mocno :tuli: :tuli:
 
 
Mrowiszcze 


Barfuje od: 2016
Udział BARFa: 90-100%
Dołączyła: 07 Paź 2016
Posty: 475
Skąd: Francja
Wysłany: 2019-06-25, 21:44   

Barsik, bardzo mi przykro :tuli:
Nie wyobrażam sobie , jak to musi boleć... :-( przynajmniej Pączusia już go nie odczuwa i nie cierpi..
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Nie możesz ściągać załączników na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Template forumix v 0.2 modified by Nasedo. Done by Forum Wielotematyczne