Barfuje od: 2008
Udział BARFa: 75-90% Pomogła: 23 razy Dołączyła: 13 Wrz 2011 Posty: 4841
Wysłany: 2011-11-24, 13:49 Kocie wycieczki. Dlaczego koty się wałęsają?
Często można usłyszeć, że koty dziwnie się zachowują, są tajemnicze, nieprzewidywalne, nie wiadomo o co im chodzi i przede wszystkim chodzą własnymi drogami. Jednym słowem - ludzie nie rozumieją zachowania kotów.
A co na to koty? Ano koty też nie rozumieją, dlaczego ludzie dziwnie się zachowują. No bo przecież kot wyraźnie mówi człowiekowi czego chce. Na przykład daje do zrozumienia, że nie jest w nastroju do pieszczot, bo właśnie chciałby na chwilę zajrzeć do sąsiadów i dowiedzieć się co tam słychać. A człowiek w tym momencie koniecznie chce futrzaka poprzytulać, bo akurat ma wolną chwilę. Albo kot siedzi pod drzwiami tęsknie patrząc na klamkę i mówi, że chce spaceru, a człowiek swoje - spaceru nie będzie, bo teraz trzeba kota koniecznie wyczesać i obciąć mu pazurki. I cóż może myśleć kot? Proste - że człowiek jest kompletnie tępym stworzeniem, z którym w żaden sposób nie da się porozumieć!
Szeroko rozpowszechniona jest opinia, że koty wałęsają się całymi dniami albo i nocami bez celu i sensu. Łażą nie wiadomo gdzie i po co, potrafią nie wrócić do domu nawet przez kilka dni, zamiast siedzieć w domu i grzać nogi swego pana oglądającego telewizję. Jednak koty niczego nie robią bez sensu, wszystkie ich działania są celowe i mają głęboki sens.
To, że kot zazwyczaj samotnie patroluje swój teren, nie znaczy, że się włóczy bez celu. Codzienna penetracja i sprawdzenie własnego terytorium, nawet kilkukrotne, to całkowicie naturalne, instynktowne zachowanie drapieżnika, którego nie można "oduczyć". Od tego zależy jego przetrwanie. Na terenie, którym kot włada znajduje się bowiem jego pożywienie (gryzonie, ptaki na które poluje lub miski z karmą). Musi zatem ciągle sprawdzać, czy jego włości są bezpieczne, czy jakiś inny osobnik lub większy zwierz nie próbuje zagarnąć dla siebie kawałka jego ziemi, czy coś się nie zmieniło w zasobach terenu, kto i kiedy odwiedził jego posiadłość i jakie znaki zostawił. Musi obwąchać każdy z tych śladów aby w porę rozpoznać niebezpieczeństwo. Musi także zajrzeć na teren swych "sąsiadów", zostawić informacje dla nich i sprawdzić jak się miewają, czy czasem nie zasłabli lub się nie wyprowadzili, co można by wykorzystać do rozszerzenia swych włości. Kot domowy także się "włóczy", ale oczywiście w skali mikro. Wielokrotnie w ciągu dnia i nocy robi obchód mieszkania lub domu, obwąchuje wszystkie kąty, sprawdza wszystko dokładnie, zostawia nowe własne ślady zapachowe. W końcu to też jego terytorium, na którym znajduje się miska z jedzeniem oraz czasem pyszna mucha do upolowania, a także przytulne miejsce do spania.
Niekastrowane kocury dodatkowo robią długie piesze wycieczki w poszukiwaniu samic do pokrycia. Taki kocur potrafi wędrować kilkanaście kilometrów, aż uda mu się dopiąć celu. Po drodze bywa, że musi stoczyć walki z innymi kocurami, a sam akt pokrycia kotki nie trwa chwilę, tylko jest złożonym rytuałem trwającym nawet kilka dni. Kotki będące w rui nie wędrują aż tak daleko, ale za to ceremoniał kocich zalotów oraz krycie wieloma kocurami wymaga bycia nawet przez kilka dni poza domem. Nie ma się zatem co dziwić, że koty, które mają możliwość wychodzenia z domu, zwłaszcza niekastrowane, znikają na jakiś czas, po czym wracają (jeśli nic złego ich po drodze nie spotka) ze zmierzwionym futrem, wychudzone, ale zadowolone. W przypadku kotów kastrowanych, jak pokazują badania, zasięg ich wędrówek obejmuje teren do ok. 1 kilometra od domu. Nie powinno zatem dziwić, że ukochany kociak znika nam na długie godziny.
Oczywiście nieodłącznym elementem kocich wycieczek jest polowanie. Sposób, w jaki koty polują powoduje, że tracimy je z oczu na dłuższy czas. Polujący kot, wytropiwszy ścieżki swoich ofiar lub ich gniazdo, zaczaja się na zwierzynę łowną i czeka w bezruchu. Potrafi tak siedzieć lub leżeć w zaroślach bardzo długo i czekać aż ofiara, nieświadoma jego obecności podejdzie tak blisko, że wystarczy jeden koci skok aby ją dopaść. W przeciwieństwie do wielu swych kuzynów - wielkich kotów, polowanie małych kotów nie polega na zagonieniu ofiary i dopadnięciu zmęczonego zwierza. Nasze małe futrzaki są arystokratami wśród łowców - czekają aż ofiara sama przyjdzie do nich . Oczywiście nie zawsze jest to możliwe, czasem puszczają sie w pogoń za myszką, która wymknęła się ich pazurom, często zdarza się, że długie oczekiwanie na pojawienie się "obiadku" skutkuje pustym żołądkiem i trzeba iść szukać kolejnego miejsca ze śladami potencjalnych ofiar. Jednak obraz zaczajonego i nieruchomego kota, który w pewnym momencie dokonuje nagłego wysokiego skoku, spadając prosto na swą ofiarę jest typowym modelem kociego polowania. Upolowanie ptaka także wymaga od kotów wiele cierpliwości i bezszelestnego zaczajenia się oraz dopadnięcia go jednym skokiem - inaczej ptak odlatuje i nie ma czego gonić.
To wszystko zajmuje kotom mnóstwo czasu i człowiek powinien to w końcu zrozumieć .
Jak widać, kot, który zniknął z domu na wiele godzin ma naprawdę "pełne ręce roboty" i mnóstwo zajęć . Nawet koty, na które w domu czeka pełna miska jedzenia polują, zaspokajając swój instynkt łowiecki. Nie potrafią oprzeć się, gdy wyczują ślady prowadzące do gniazda myszy .
W przypadku kota wychodzącego, największym zamachem na jego wolność oraz "święte rytuały" jest zamknięcie mu drzwi i nie wypuszczenie na zewnątrz jak do tej pory. Taki kot przeżywa ogromny stres, bo nie jest w stanie zrobić obchodu swego terenu, który w każdej chwili może zostać zagarnięty przez innego kota. Kot obawia się utraty pozycji społecznej oraz zasobów swego terenu, czuje się jak dzikie zwierzę w klatce, chce polować, tropić, obserwować świat.
Dla kotów domowych, nie wychodzących, wielką zbrodnią jest zamknięcie im drzwi do niektórych pomieszczeń w ich domu. To niedopuszczalne aby odgrodzić kotu dostęp do części jego terytorium, uniemożliwiając patrolowanie go. Kot staje się nerwowy gdyż nie wie co dzieje się po drugiej stronie drzwi, a ciekawość jest zbyt silna. Niektórzy powiadają, że kot zawsze znajduje się po niewłaściwej stronie drzwi . Gdy jest na zewnątrz pomieszczenia, to koniecznie chce wejść do środka, a gdy wpuści się go i zamknie za nim drzwi, to natychmiast chce wyjść. Koty po prostu nie znoszą zamkniętych drzwi na ich terytorium! Muszą mieć zawsze możliwość wejścia i sprawdzenia, co tam się dzieje.
Reasumując - koty nie włóczą się i nie wałęsają, tylko wykonują bardzo ważne obowiązki .
A czy Wasze koty też mają "pełne ręce roboty" z patrolowaniem np. jednopokojowego mieszkania?
_________________ Aby dotrzeć do źródła, musisz iść pod prąd
Barfuje od: 02.2010
Udział BARFa: 50-75% Pomogła: 1 raz Dołączyła: 21 Wrz 2011 Posty: 168 Skąd: Gdańsk
Wysłany: 2011-11-24, 21:27
Jestem szczęściarą, która posiada osobne wc. Kiedy mam kocięta oczywistym się staje, że podczas każdej wizyty w przybytku mam asystę. Najfajniej było kiedy siedem solidnej wielkości kociąt + trzy dorosłe pakowały się za mną. Nie wiem jak się tam mieściły. Mieszkam w wielkiej płycie, więc poziomy nie sa zachowane i drzwi do wc zamykają się same, a do łazienki otwierają i opierają się o te do wc, więc łatwo samemu wejść się nie udaje. Kiedy nie ma kociąt wizyty mam pojedyncze :D
Kiedy urodziły się ostatnie kocieta i przez tydzień towarzystwo nie miało dostępu do małego pokoju, to po otwarciu drzwi obserwowałam trzy różne zachowania - Aramis (kastrat) wszedł pewnym krokiem i natychmiast skierował się do gniazda, Fiona (kastratka i wróg nr 1 matki kociąt) weszła na niskich łpach wyraźnie przestraszona i do gniazda się nie zbiżyła, ale pozostały teren obwąchała, siostra maluchów weszła pewnym krokiem i wyraźnie zainteresowana, ale na widok maluchów dała drapaka, że prawie łapy pogubiła.
Mam prośbę o radę. Mieszkam na parterze i mam spory taras, którego nie da się w pełni osiatkować. To znaczy sama zdjęłam część osiatkowania jak zobaczyłam, co mój kot wyrabia, żeby wyjść. Z drugiej strony wzięłam sobie do serca, że na kota na dworze czai się mnóstwo niebezpieczeństw. U mnie na osiedlu jest mnóstwo kotów parterowców chodzących własnymi ścieżkami i w pewnym momencie zdecydowałam, że jak tak bardzo chce, niech wychodzi.
Ale ostatnio zdarzyło jej się zgubić i nie mogła trafić do domu. Jak wróciła to radości nie było końca. I jej i mojej.
I kompletnie nie wiem co robić. Czy pozwalać jej chodzić, nawet kosztem zgubienia; czy absolutnie zablokować wyjście?
Barfuje od: 12.12.13r
Udział BARFa: 90-100% Pomogła: 7 razy Wiek: 35 Dołączyła: 23 Sty 2013 Posty: 2660 Skąd: Wrocław
Wysłany: 2014-06-09, 10:52
Nikt nie podejmie tej decyzji za Ciebie... To jest kwestia szczęścia, zdrowia i życia Twojego kota.
Jeżeli chodzi o to, co ja bym zrobiła - nie pozwoliłabym mojemu kotu wychodzić. Starałabym się uatrakcyjnić mu życie w domu jak to tylko możliwe i wyprowadzałabym na spacery na smyczy... tak, jak robię to teraz.
Barfuje od: 2007
Udział BARFa: 90-100%
Dołączyła: 01 Mar 2013 Posty: 219 Skąd: Wrocław
Wysłany: 2014-06-13, 12:03
Ja mam podobną sytuację jak Skierka. Duży taras, którego nie da się osiatkować. Z tym, że przed tarasem mamy olbrzymią działkę, dziko porośnięta wysokimi trawami, krzakami i drzewami. (ma tam za parę lat powstać szkoła)
Kotka jest dosyć nieśmiała, wychodzi na taras gdy ja tam jestem, często siada sobie w otwartych drzwiach i obserwuje.
Z Rudym odwrotnie. Od marca zaczęły się płacze i próby ucieczki. Mimo towarzystwa w domu i wychodzenia na spacery z psem.
Od ok. 3 tygodni wychodzi. W obroży i dzwoneczkiem (znam opinie z innego wątku ).
I tak:
- wychodzi blisko domu, widzę go zazwyczaj z tarasu; wraca też średnio raz na godzinę
- zakumplował się z kotem sąsiadem, też kastratem (również wychodzącym od maja)
- łowi i zjada myszy (one chyba dzwonka nie słyszą ;)); przynosi je do domu, w sobotę naliczyłam 7
- wraca do domu do kuwety i znowu na dwór
- jak wychodzę z psami to zaraz się pojawia i idzie z nami
Barfuje od: maj 2011
Udział BARFa: 90-100%
Wiek: 39 Dołączyła: 29 Gru 2012 Posty: 1350 Skąd: prawie Wrocław
Wysłany: 2014-06-13, 12:28
Ja nie mam nic przeciwko wychodzeniu kotów o ile kot potrafi + jest dobra miejscówka. Ja mam szczęście mieszkać w bocznej uliczce, więc szansa wpadnięcia pod auto jest minimalna. Dodatkowo widzę, że towarzystwo obstawia ogródki po naszej stronie "głównej" drogi. Nie łazi niepotrzebnie na drugą stronę (chyba że ze mną i psem). Dlatego szczęśliwy człowiek jestem :) Całą resztę zagrożeń też mają obcykaną+w miłej okolicy mieszkam :)
Kocice pomimo że innych kotów nie lubią (ja ogólnie mam te koty takie jakieś paskudne :P ), to jakichś większych wojen nie wszczynają. Tzn. drą się i Obca czasem z kimś się w pyskówkę wdała ale ogólnie na ogrodzie stada mi się wylegiwały :P
Rude jest młodziutkie, wykastrowane ale charakterek ma. Odkąd się ciepło zrobiło to w domu jest gościem. Nie łazi nigdzie daleko ale jak tu opisane: patroluje. Oczywiście potrafił dostać wciry pod własnymi drzwiami ale to było wcześniej, teraz chyba jakoś ogarnia temat.
Wszystkie koty są zwykle w zasięgu "kiciania" (noooo czasem za 2 czy 3razem). Ale Rude to naprawdę - jak taki lew dominujący się po terenie przechadza.
Jest tu też taki jeden (piękny jak marzenie), który chciał Rudego wykolegować. Nie wiem czy kastrowany czy nie ale mieszka naprawdę kawał drogi od nas, a jednak widzę go codziennie w naszej okolicy
Pomogła: 18 razy Dołączyła: 29 Gru 2011 Posty: 3447
Wysłany: 2014-06-13, 12:43
Bigiel napisał/a:
W obroży i dzwoneczkiem (znam opinie z innego wątku )
Nie przyznawaj się
Moja znajoma już zmieniła dzwoneczek na najmniej uciążliwy. malutki i o łagodnym dźwięku. Przypięty jest do szelek, a nie do obroży...
Juz nic nie napiszę
Barfuje od: 2007
Udział BARFa: 90-100%
Dołączyła: 01 Mar 2013 Posty: 219 Skąd: Wrocław
Wysłany: 2014-06-13, 13:17
Dzwonek ma bardziej ze względu na mnie, bo go słyszę ;) a wychodzi od niedawna, więc nadal go monitoruję z tarasu (i słyszę czasem w krzakach)
Już przychodzi jak się go woła więc będziemy stopniowo z tego rezygnować. Szelek bym się bała, że gdzieś zawiśnie. Obroże ma na gumce w razie czego.
U nas miejscówa fajna, i chyba dotąd widziałam jednego czy dwa koty obce.
No i jak popada mocno to stoi woda i pojawiają się kaczki. Rudemu oczy prawie z orbit wyszły jak je pierwszy raz ujrzał
Prawdziwe tygrysy, piękne pręgi.
A wracając do wątku decyzje są tak samo straszne jak ich konsekwencje. Z jednej strony jak kot może wychodzić i kocha to robić, płacze, gdy nie może polować i patrolować i wiesz, że jest nieszczęśliwy. Z drugiej strony jak się zagubi płacze właściciel. Coś o tym wiem.
Barfuje od: 2007
Udział BARFa: 90-100%
Dołączyła: 01 Mar 2013 Posty: 219 Skąd: Wrocław
Wysłany: 2014-10-23, 09:08
Dokładnie.
Starsza kotka najbardziej lubi siedzieć w domu, ewentualnie na tarasie. Dalsze wyjścia dla niej to straszny stres.
Rudy z założenia miał też siedzieć w domu, ale na początku roku zaczęły się płacze, ucieczki na klatkę schodową W sierpniu podczas mojego urlopu, moja mama doglądała koty i ich miała nie wypuszczać - Rudy oczywiście lament pod drzwiami balkonowymi, a po kilku dniach załatwił nam się na łóżko, czego nigdy wcześniej nie zrobił. Jak podlewała kwiaty na tarasie, zamknęła go w kontenerze to się przecisnął i w długą.
Chłopaki sobie dobrze radzą na dworze, ku mojej uldze buszują po krzakach, nie parkingu. Mój nawet podłącza się do niektórych psów na spacerze i chodzą razem
Największy stres to że może trafić na jakiegoś zwyrodnialca, który nie lubi kotów i mu coś zrobi. (a szczególnie jak zobaczyłam na facebooku Rudolfa ze Zwierzaków z Mińska )
Kot sąsaidów chodzi jak chce. Ja bym się nie odważyła. To ruchliwa okolica, sporo aut. W zeszlym roku ktoś kotkę otruł. Dała radę i nadal wychodzi. Płacze im pod drzwiami, mówią że nie mają serca zamknąć.
Ja z moim chodzę na spacery, jeśli nie wychodzimy bo pada albo z innego powodu to też wyje pod drzwiami. Jednakże rozumie że "nie" znaczy nie i w końcu przestaje. Wystarczy zużyć kocią energię do biegania za zabawkami.
Jakbym miał dobrą miejscówkę, bardziej wyludnioną i przyjazną to pewnie by wychodził... do ogrodu.
To jest trudny temat dla każdego kociarza.
Moje koty były początkowo kotami wolnymi. Ot jakieś obce kotki okociły się u nas bo było sporo odpowiednich ku temu pomieszczeń. Zaczęliśmy je dokarmiać, po za tym miałam kozy a koty uwielbiały takie świeżo wydojone mleko. Po jakimś czasie zostały z nami dwie kotki (matka z córką) i jedna z innego miotu, którą musiałam wziąć do domu bo zachorowała. Reszta się gdzieś rozeszła. Nie wiem co się dzieje z kocurami w mojej okolicy ale do ogrodu przychodzą mi coraz to inne i zostają tak max. 2 lata, potem znikają.
Kiedy zmienialiśmy ogrzewanie w domu na elektryczne i likwidowaliśmy kotłownię (w której zimą koty miały ciepło) zaprosiliśmy pozostałe dwie kotki do domu.
Tak więc miałam 3 kotki domowe, jednak wychodzące.
Mieszkam w spokojnej okolicy, przy samym lesie, z daleka od ruchliwych dróg (nasza ulica to gruntówka), koty wychodziły praktycznie tylko do ogrodu, pełnego ciekawych zakamarków, miejsc do wygrzewania się i polowania. Niestety dwa lata temu najstarsza kotka nie wróciła. Potem dowiedziałam się od sąsiada, że jego pies znalazł ją w lesie zagryzioną przez innego psa. Bardzo to przeżyliśmy i przez jakiś czas bałam się wypuszczać pozostałe dwie. Ciężko jest jednak przekonać koty, które od zawsze wychodziły, że teraz mają siedzieć tylko w domu. Tak więc wychodzą znowu.
Ostatnio w ogrodzie pojawia się prawdziwy koci rozbójnik i chuligan, który w ogóle nie jest gentelmenem i tłucze te moje dziewczyny tak, że często takie spotkania kończą się wizytą u weta więc na szczęście wychodzą teraz mniej chętnie i na krócej, po za tym robi się coraz zimniej co też nie sprzyja przebywaniu na zewnątrz. Ja się z tego cieszę, bo mimo, że okolica wydaje się bezpieczna to zawsze może zdarzyć się tragedia.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Nie możesz ściągać załączników na tym forum