Wysłany: 2013-09-12, 13:35 Magnolia z Mysłowic - [*] 04.01.2016
W sumie wypadało by się w końcu powitać.
Oto moje czarne diablątko przygarnięte z łódzkiego schroniska (długa historia); ma 5 lat i jest najmądrzejszym najpiękniejszym kotem na świecie (przynajmniej dla mnie ). Mieszka u mnie od 5 marca 2013r.
Pomogła: 18 razy Dołączyła: 29 Gru 2011 Posty: 3447
Wysłany: 2013-09-12, 15:49
Przywitać...po ujawnieniu należy się jak każdemu, a wiec WITAJ na BARFnym Świecie ze swoim diablątkiem.
Widzę, że barfujecie od roku więc pomoc zbędna jest i niech tak pozostanie.
Życzymy zdrowia i miłych chwil oraz szczęśliwego życia dla Magnoli w twoim domu.
No z Magnolią nie od roku, bo mieszka krócej, ale przyszła krótko po Mokate (zabrał ją FeLV w wieku ok. roku 13.01.2013; z tego samego schroniska była - mój pierwszy własny kotek, bo wcześniej robiłam tylko za wakacyjną przechowalnię dla znajomych), która od początku tylko mięsko tolerowała, więc miałam super szybki kurs BARF na tym forum znalezionym z Google przy szukaniu o karmieniu kota mięsem (dlatego w schronie nie chciała jeść, bo karmy dawali). Tak wyglądała Mokate (trójłapka):
Magnolia jak mi ją przekazywano, to ponoć żadnych chrupek i tylko whiskas; u mnie zaczęła od animondy i 10g acany, później catz ff i 10g orijena, a wkrótce potem BARF /tak szybko przechodziła kolejne etapy, że karmiciele bezdomniaków dostali solidne paczki tego, co miało być dla niej - nie doceniłam szybkości adaptacji kotusia/, aczkolwiek żółtka, fortain, taurynę, skorupki i mięsko dostawała od początku po trochę (anemię miała i prawie wyłysiała - wyglądała "jak łysy szczur" {słowa wet}, więc trzeba było szybko tłumaczyć kotusiowi, co to kocie jedzenie; w schronie robiła strajk głodowy, bo chrupki i to byle jakie tylko dawali - z grubaska zrobił się szkielecik; dlatego ją wzięłam, bo już nic nie chciała im jeść). W poprzednią sobotę walczyła z końcówką kaczego skrzydła (w końcu pogryzła) i kawałkiem kaczej szyjki - jak na kota, który "nic nie chce jeść poza fast foodami" po pół roku to chyba nieźle ;) a tak na poważnie to musiała być w poprzednim domu karmiona co najmniej żółtkami i gotowanym mięsem, bo mi to ukradła jak tylko przestała się tak bardzo bać nowego domu; wyrzucona w grudniu; ponoć po zmarłej starszej pani, a nowy właściciel nawet nie ruszył d.., żeby choć domu jej poszukać jak sam jej nie chciał; sporo przeszła - do dzisiaj widać źle zrośnięty nos /wg wet prawdopodobnie kopniak/ i ogólnie jest koszmarnie nieufna, choć mnie już pierwszej nocy łapkami ugniatała, ale w dzień karmienie pod łóżkiem przez pierwszych kilka dni.
Potrafi wbić kły w rękę i solidnie podrapać, ale nie bez powodu trzeba porządnie zasłużyć jest bardzo zwinna i umięśniona (na zdjęciach nie widać, ale nawet wet jak ją badała, to była zaskoczona tym jaka jest silna). Za mięso kaczki, indyka (i żołądki) oraz łatę wołową to by się dała chyba pokroić, za to ryby uznaje za generalnie niejadalne, chyba, że w mikroskopijnych ilościach; jajka lepiej trzymać w bezpiecznym miejscu, bo każda ilość by jej weszła (oczywiście takie od kur zaprzyjaźnionej kobiety, bo z marketu to nawet nie poliże żółtka).
No dzisiaj podwójne święto - ponoć 13 piątek to dzień czarnego kota ;) moje małe jak zwykle o 3 wsunęło mieszankę z wołowinki, o 7 - z indyka, a już czeka z kaczki (tą tak uwielbia, że jak kroję do mieszanki, to między nogami mi ósemki kręci). No bo PANI nie zje dwa razy pod rząd tego samego więc zawsze robię z 3 różnych mięs i to na max. 10 dni (później już też nie zje, a jej głodem się nie weźmie - w schronisku wolała głodować i chudnąć niż jeść chrupki i to takie schroniskowe; coś po mnie ma ).
Z Magnolcią to było śmiesznie trochę, bo na początku chciałam powoli delikatnie, więc zamiast gotowanego dałam sparzone - a ona powąchała i spojrzała na mnie jak na kosmitę; no to sobie myślę "oj, ciężko będzie", ale coś mnie tknęło dać całkiem surowe, na co koteczek "o, to jest mięsko - to lubię"; najlepsze jest to, że sama woli tłuste, bo chudego jak się nie doda masła albo czegoś (np. tłuszcz wołowy czy skóra z tłuszczykiem) to nie tknie.
Teraz edukuję, kogo mogę, że BARF jest dobrym wyborem, a najgorszy to chrupki - najzabawniejsze jest to, że wiele osób, które na początku zarzekają się, że nie ma mowy, po wydaniu sporo kasy na zbilansowane dobre karmy, które jednak są w formie mielonek, a koty nie bardzo lubią tę konsystencję dochodzą do tego, że może jednak dać mieszankę (kilku podsyłałam odsypane na tydzień na spróbowanie) - jak się okazuje, że kotuś-niejadek-wszystko-niedobre od razu chętnie je (a tak bywa nieraz) i policzą, że w stosunku do dobrych karm to jednak BARF wychodzi taniej, to idą po maszynkę do mięsa, zaopatrują się w kalkulator, suplementy i są szczęśliwi patrząc, jak kotek wsuwa ze smakiem ;) zresztą Magnolia jak jadła mokre (i to tylko kilka jej podchodziło), to było 10 minut grzebania i jedzenia po kawałeczku ze spacerkiem pomiędzy - mieszanki znikają do minuty i talerzyk wylizany (dostaje 5 razy na dobę "na żądanie" - tak sobie unormowała, bo na początku chciała 8 razy na dobę).
To mi się udało, bo mam mądrego koteczka w słusznym kolorze oczywiście :D
Jeszcze 3 zdjęcia Magnolci ze schroniska (ze stycznia); przez 2,5 miesiąca nie wychodziła spod narzuty na fotelu w boksie na kociarni - do dzisiaj jest generalnie bardzo nieufna do obcych, domowników się już nie boi.
Ale z liścia przywalić potrafi (i ludziom, i kotom) - ma charakterek! W DT (była tam 10 dni) lała wszystkich rezydentów (nawet większych od siebie) za samo spojrzenie w kierunku jej miski z jedzeniem; jak jakiś kawaler w schronisku próbował zagadać, to też przywaliła z liścia i udała się z powrotem na fotel. Lubi syczeć i warczeć - jak się wygrzewa na oknie, a u kogoś na balkon wyjdą goście, których nie zna, to warczy jak wielki pies. Taki to kot zaczepno-obronny ;) zęby też ma słuszne (nawet wet się zachwycała) - jak za próbę kąpieli (raz po schronie chciałam) mi wbiła od strony opuszka, to się dopiero na paznokciu zatrzymało (a to raczej mały kot); rozoranie pazurkami też nieraz zaliczyłam (octenisept zawsze pod ręką); ale jak mi smutno, to się przytuli, strzela baranki i traktorzy ugniatając... no i jak tego kotusia nie kochać?
Cośw tym jest - ja bezwzględny mięsożerca - ona też; ja mam nawracające zapalenie spojówek z racji herpes simplex (a że programista, to przy kompie oczy notorycznie osłabione), a ona z racji feline herpes; i jeszcze trochę rzeczy by się znalazło (jak np. podkreślane przez rodziców, że jak jest głodna, to jest tak samo zmierzła i wredna jak ja ).
Miło Was tutaj widzieć Magnolia dziękuje za miłe słowa
A co do tego łysienia - dla potomnych: tak się zaczynało (plus wydarty do krwi brzuch), a później było jeszcze gorzej...
sterylka gudzień/stycznie w schronisku (małe cięcie), a fotka z marca - jeszcze nie zarosło
wypadały kudły na potęgę - posiew w laboratorium na grzyba nic nie wykazał, alergię wet od razu uznała za mało prawdopodobną (raz, że zwykle zaczyna się od przodu kota, a dwa - zwykle jest jakaś biegunka itp.).
Żółteczka, fortain, dobre mokre i później pełny BARF dały jej piękne futerko
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Nie możesz ściągać załączników na tym forum