Cieszę się, że znalazłam ten wątek, wprawdzie dotyczy kociąt, a moim zmartwieniem jest szczeniak, ale lektura mnie uspokoiła .
Moja najmłodsza, adoptowana suczka została złapana na sedalin jako całkowity dzikus i od razu wysterylizowana, lekarz ocenił ją na jakieś 5 miesięcy. Poczytałam różne opinie i trochę się martwiłam o jej dalszy rozwój, ale widzę, że kastracja kociąt się sprawdza, więc Zorka też nie powinna mieć problemów.
Z moich doświadczeń pooperacyjnych z psami i kotami: 2-3 dni gorszego samopoczucia, przy czym wydaje mi się, że większym dyskomfortem jest ubranko/kołnierz niż sam szew. Raczej musiałam uważać, żeby się nie forsowały nadmiernie przez kilka dni, dla pewności.
Barfuje od: wiosny 2013
Udział BARFa: 25-50%
Wiek: 49 Dołączyła: 10 Kwi 2013 Posty: 247 Skąd: Warszawa
Wysłany: 2013-11-13, 00:00
Słuchajcie,
Zadziwiło mnie to co przeczytałam w tym poście o wczesnej sterylizacji, o wczesnej kastracji, nawet zrobiło mi się trochę przykro i smutno czytając o tym, iż praktycznie nie ma przeciwwskazań do kastrowania młodziutkich kotów, czy też młodziutkich kotek, gdyż nie odbija się to negatywnie na ich zdrowiu w przyszłości. Dla mnie jest to jednak okrutne. Fakt faktem, że czasami może to być konieczne z różnych powodów, np. kocurek bardzo szybko dojrzeje, w domu możemy mieć parki, które mogą nam zgotować niechciane ciąże, albo że chcemy to zrobić w bezpieczny sposób, pod naszym nadzorem zanim wydamy kocie nowym właścicielom.
Uważam osobiście, że kastracje, sterylizacje powinny się wtedy odbywać kiedy jest to konieczne. Jeśli to możliwe, bo kotek zostaje u nas, bo nie stwarza problemów z ogromnymi miałkami to dajmy mu dojrzeć. Nie potrzebuję tego popierać wiedzą medyczną, to przecież jest dziecko. Nie chodzi mi o to, żeby rozwinął dla mojego widzimisie jakiś piękny głos, czy proporcje, po prostu niech będzie cały tak długo jak to jest możliwe jeśli nie sprawia kłopotów. Potem i tak zrobimy swoje. W końcu natura nie obdarowała nas wysterylizowanymi kotkami, wykastrowanymi kocurami. To my ludzie jesteśmy odpowiedzialni za bezdomność, za schroniska, za cywilizację, bośmy się w ewolucji tak pięknie wybili. Kastrowanie jak najszybciej, tak jak to robią np. Amerykanie kojarzy mi się niestety z najprostszym rozwiązaniem, najprostszym i najwygodniejszym dla nas ludzi. A czy dla kotów? Trzeba by zapytać koty.
Barfuje od: 2010
Udział BARFa: 90-100%
Dołączyła: 27 Wrz 2011 Posty: 296 Skąd: Warszawa
Wysłany: 2013-11-13, 08:22
rEni napisał/a:
to przecież jest dziecko
Nooo, taaaaaaaaaaak.
Po pierwsze - kot to nie człowiek.
Po drugie. Nawet nie wiesz, ja silny jest popęd płciowy. To jeden z najsilniejszych instynktów, silniejszy niż głód.
Przez ludzi myślących jak Ty - mamy przepełnione schroniska i coraz częściej pojawiające się rasowe koty w nich. Mamy nadprodukcję kotów i psów - bo przecież szczeniaczki/kociaczki raz, dla zdrowotności, suka/kotka musi urodzić.
Dla dalszego życia jako kastrat kot czy kotka nie muszą dojrzewać płciowo. Dla kotki to nawet lepiej, bo sterylka przed pierwszą rują zmniejsza do minimum ryzyko zachorowania na raka sutka.
Barfuje od: dopiero co
Wiek: 36 Dołączyła: 24 Sty 2012 Posty: 52 Skąd: Warszawa
Wysłany: 2013-11-13, 08:23
rEni, już kilka razy było pisane w tym temacie, żeby nie uczłowieczać zwierząt. Nie jesteśmy takim samym gatunkiem i nigdy nie będziemy!
Wczoraj Ambra została wykastrowana. Po kilku godzinach szalała na całego z rodzeństwem :)
edit:
Pisałam to, samo co agal, więc po prostu się podpisuję pod jej wypowiedzią :)
Dodam jeszcze, że oglądanie kotki w rujce to NIC przyjemnego. Ani dla właściciela, ani tym bardziej dla kotki. Chciałabym, żeby hodowla kotów była łatwiejsza pod tym względem [i pod paroma jeszcze :P], ale w życiu nie chciałabym, żeby moje nakolankowce przechodziły przez rujki. Absolutnie zbyteczne to jest dla nich.
Barfuje od: 17.02.2013
Udział BARFa: 75-90% Pomogła: 20 razy Dołączyła: 21 Sty 2013 Posty: 3009 Skąd: Warszawa
Wysłany: 2013-11-13, 08:45
Wprawdzie nie prowadzę hodowli ale uważam, że kotki należy jak najwcześniej sterylizować (przed pierwszą rujką). W zeszłym roku pierwszy raz w domu zawitały u mnie dwie kotki. Umówiliśmy się z wetem, że sterylka będzie przed rujką. Jednak jedna kotka dostała ją szybciej (przyspieszyliśmy sterylkę ze względu na nią - nie było powikłań). Oglądanie kotki w rujce to NIC przyjemnego. Kotka się męczy, bo nie można dopuścić do niej kocura, w tym czasie niewiele je, tylko jej "dupa w głowie". Ludzie się męczą. Na prawdę nic przyjemnego. Druga kotka zaniepokojona zachowaniem koleżanki. Jeden wielki niepokój w domu. Po sterylce koty się bawią, jedzą, nie mają wahań nastrojów. Jest spokój. Trzecią też ciachaliśmy chwilę przed. Wszystkie trzy mają się dobrze, nie zawracają sobie głowy sprawami prokreacji. Koty to nie ludzie i nie można im przypisywać takich emocji jakie mają ludzie.
_________________ „Im bardziej poznaję ludzi, tym bardziej kocham zwierzęta.”
George Bernard Shaw
Barfuje od: 2010
Udział BARFa: 90-100%
Dołączyła: 27 Wrz 2011 Posty: 296 Skąd: Warszawa
Wysłany: 2013-11-13, 08:58
Odniosę się jeszcze do tego fragmentu Twojej wypowiedzi
rEni napisał/a:
Nie chodzi mi o to, żeby rozwinął dla mojego widzimisie jakiś piękny głos, czy proporcje, po prostu niech będzie cały tak długo jak to jest możliwe jeśli nie sprawia kłopotów. Potem i tak zrobimy swoje. W końcu natura nie obdarowała nas wysterylizowanymi kotkami, wykastrowanymi kocurami.
Otóż - karmię koty kolezanki, która często wyjeżdża. Dwa kocury. Dwaj bracia. Niewykastrowani żyli z 6 lat. W mieszkaniu śmierdziało coraz bardziej. Kocury - dwa dzikuny - jeden, jak ja mówiłam - kot wirtualny. Widziałam, że karmię dwa koty, ale widywałam jednego. Aż pewnego dnia - dziękuję losowi, ze nie stało się to podczas mojego dyżuru - koleżanka wróciła i zastała mieszkanie we krwi - kota wirtualnego, którego natura obdarzyła donosnym głosem (a lubiał on korzystac z niego, oj lubiał) został brutalnie uciszony przez brata - który, mimo że głosu nei posiadał, posiadał masę większą, łapy dłuższe i nerwy zszargane.
Od czasu kastracji - inne koty! Kot wirtualny, zmienił się w kota witającego w drzwiach. Bracia kochają się bardzo, tulą i śpią razem. Sąsiedzi skarżą się na koncerty. I po co komu to było? Nie mogło tak być od razu? Że nie wspomnę o uważaniu na tuszę obu kotów - wczesne kastraty nie tyją tak bardzo (no, chyba że się je przekarmi ;) ).
Barfuje od: 12.12.13r
Udział BARFa: 90-100% Pomogła: 7 razy Wiek: 35 Dołączyła: 23 Sty 2013 Posty: 2660 Skąd: Wrocław
Wysłany: 2013-11-13, 12:44
Zgadzam się w 100% z Agal, Tufitką i Klauduską.
Dla mnie oglądanie moich dziewczyn w rui to naprawdę koszmar. Nie chodzi o to, że mi przeszkadza to, że plączą się pod nogami i krzyczą - chodzi mi o to, jak się męczą. Tula miała tych ruj naprawdę niewiele, do policzenia na palcach jednej ręki, w dużych odstępach czasu i bardzo krótkie, ale za każdym razem już byłam gotowa dzwonić do lecznicy i zamówić kastrację na zaraz po. Kotka w rui to po prostu nie jest ta sama kotka. Na co dzień patrzę Tuli w oczy i z nich aż bije jej inteligencja. Kiedy ma ruję to spojrzenie jest po prostu głupie, tępe. Z czułej, myślącej istoty robi się po prostu najprymitywniejsze z prymitywnych zwierzę. Jeśli kotka nie jest hodowlaną to należy, po prostu trzeba jej tego oszczędzić.
Serce mnie boli na myśl o Aurelce - nie wykastrowałam jej od razu, bo miała być kotką hodowlaną. Zastanawiałam się, czy ostatecznie będzie, bo choć aparycję ma doskonałą, miałam zastrzeżenia do jej charakteru - zachowywała się tak, jakby miała jakby taki koci "autyzm". Żyła w swoim świecie i tylko czasem wychodziła z niego do nas. Myślałam, że mam czas do namysłu. Ostatecznie los zdecydował za mnie - wykryliśmy u Aurelki wadę genetyczną i musieliśmy ją wykastrować, bez względu na moje dywagacje na temat jej charakteru. Ale Aurelka w międzyczasie wpadła w ciągłą ruję - w końcu po podaniu hormonów udało się ją wyciszyć i wykastrować, ale co się w tym krótkim (ale jednak) czasie namęczyła, tego nigdy jej nie zwrócę... i nigdy sobie nie wybaczę.
A po kastracji... Aurelka to zupełnie inny kot. Jej świat już nie istnieje, teraz całą sobą żyje w naszym. Jest ciągle spragniona naszego towarzystwa, pieszczot, uwagi. Wreszcie mamy kota, który żyje z nami, a nie obok nas. A przede wszystkim - Aurelka zawsze była taka trochę nieśmiała, niepewna siebie, a nawet może odrobinę płochliwa. Teraz jest pewną siebie, śmiałą i rezolutną koteczką. I nie jest bardziej leniwa, ani mniej ruchliwa. Bawi się tak samo chętnie i z takim samym zaangażowaniem pędząc za wędką nie wyrabia na zakrętach i wjeżdża z rozpędu w ścianę jak wcześniej
Kociaki wychodzące z mojej hodowli będą już wykastrowane. Jest zbyt wiele naprawdę poważnych argumentów za wczesną kastracją, żeby wynikający z emocjonalnego podejścia do sprawy argument przeciwko, bo "to jeszcze dziecko", mógł przeważyć szalę.
Barfuje od: wiosny 2013
Udział BARFa: 25-50%
Wiek: 49 Dołączyła: 10 Kwi 2013 Posty: 247 Skąd: Warszawa
Wysłany: 2013-11-13, 12:45
Moje kochane dziewczynki
Mój wpis dotyczy wczesnej i bardzo wczesnej kastracji naszych zwierząt, a nie kastracji w ogóle jak to sobie tutaj ładnie przeczytałyście. Tylko miesiącami nie operowałam, czyli wiekiem kocim. Ot co. Nie mam możliwości się teraz rozpisywać bo robota mnie goni. Jeśli ktoś kastruje w młodszym wieku, bo np. zwierz bardzo wcześnie dojrzał i się męczy z powodu popędu to też jest dla mnie ok. Celowo nie operuję miesiącami, bo u każdego kota jest inaczej. Osobiście swojego kocura, zwłaszcza kocura, bo z kotkami jest inaczej nie chciałabym kastrować przed ukończeniem 8 miesiąca życia, JEŚLI TO MOŻLIWE, a jeśli to możliwe to trochę później, najchętniej gdyby miał 12 miesięcy skończone.
Agal, fakt, że jestem winna poprzez moje myślenie przepełnieniu w schroniskach, he, uważam to za przesadę i prosiłabym o większe ważenie słów, którymi tak ładnie się my ludzie umiemy posługiwać.
Barfuje od: 12.12.13r
Udział BARFa: 90-100% Pomogła: 7 razy Wiek: 35 Dołączyła: 23 Sty 2013 Posty: 2660 Skąd: Wrocław
Wysłany: 2013-11-13, 13:12
Reni, ale nikt z nas nie wie w jakim wieku kot zacznie dojrzewać, to sama natura raczy wiedzieć. A czekać aż kot zacznie się męczyć i dopiero wtedy decydować się na kastrację - moim zdaniem jest to po prostu okrutne. To jak wiedzieć, że kot ma na coś zachorować, ale nie zapobiegać chorobie, ale poczekać aż się pojawią objawy i wtedy dopiero zastanawiać się nad leczeniem.
Barfuje od: 2010
Udział BARFa: 90-100%
Dołączyła: 27 Wrz 2011 Posty: 296 Skąd: Warszawa
Wysłany: 2013-11-13, 13:39
Kastruję młode kocięta od blisko 7 lat. Mam w domu tez wczesna kastratkę - Dzidzię (ona jest młodziutka, ma niecałe 2,5 roku). Obserwuję rozwój moich kotów u ludzi (i u siebie ;) ), patrzę też na koty kastrowane później.
Na plus wczesnej kastracji:
1) kociak lepiej znosi narkozę, szybciej się regeneruje po zabiegu - mówię tu też o kotkach; starszy kot - ryzyko narkozy;
2) nie ma szoku metabolicznego - nie trzeba tak uważac na jedzenie (oczywiście, nie warto przekarmiać ;) - Dzidzia jest tego przykładem);
3) nie ma czekania - czy już śmierdzi z kuwety, czy te śpiewy, to śpiewy z powodu dojrzewania, czy po prostu tak; czy ruja minie - czy przyblokować na chwilę, żeby narządy nie były przekrwione do zabiegu - czyli szprycowania hormonami - to wszystko zwiększa ryzyko zachorowania na raka sutka;
4) mój stres jako hodowcy - czy kot zostanie wykastrowany, jak było w umowie, czy może przyjdzie znajomy, który powie - taki śliczny kotek, ja bym chciał po takim kociaczki; albo durny wet, co to wymyśli jeden miot dla zdrowotności; i żeby nie było - nie chodzi o pieniądze, tylko o moją pracę hodowlaną - kota do hodowli może ode mnie kupić ktoś, kto ma pojęcie, czym jest hodowla, co chce osiągnąć, dlaczego ten, a nie inny kot; jesli uznaję, że kot nie nadaje się do hodowli - to sie nie nadaje i już, i dla dobra rasy ma nie być rozmnazany;
5) co dla mnie najwazniejsze - mój wet robi zabieg - ja wiem, jak on to robi, że ma wprawę, że mi odda wybudzonego kota - kolejne dni po zabiegu to mój problem, nie nowego właściciela - to mój ukłon w jego stronę (kilkoro, którzy chcieli to zrobić u siebie i zrobili - żałują ;) ).
Czekanie bóg wie ile czasu, nie ma najmniejszego sensu. Kot i tak ma zostac wykastrowany i lepiej dla wszystkich będzie, jesli zrobi to mój wet i ja się tym kotem zaopiekuję po zabiegu.
Znam zbyt wiele kocurów, z których kastracją czekano 'aż zacznie znaczyć' i to znaczenie im już zostało - podziękuje za takiego śmierdziela.
Mefisto zostanie wykastrowany styczeń/luty. 25 stycznia będzie miał 5 miesięcy. Ani mega wcześnie ani późno, wg mnie w sam raz.
Barfuje od: 17.02.2013
Udział BARFa: 75-90% Pomogła: 20 razy Dołączyła: 21 Sty 2013 Posty: 3009 Skąd: Warszawa
Wysłany: 2013-11-13, 19:52
rEni napisał/a:
Osobiście swojego kocura, zwłaszcza kocura, bo z kotkami jest inaczej nie chciałabym kastrować przed ukończeniem 8 miesiąca życia, JEŚLI TO MOŻLIWE, a jeśli to możliwe to trochę później, najchętniej gdyby miał 12 miesięcy skończone.
Z kocurami jest troszkę inaczej niż z kotkami. Jednego kocurka, zanim poszedł do nowego domu, to wykastrowałyśmy go. Ponieważ kocurki później dojrzewają (choć może nie zawsze), to zanim został wykastrowany, to weterynarz kilka razy sprawdzał, czy już można. Ciachnięty był w wieku chyba 7 -8 miesięcy.
_________________ „Im bardziej poznaję ludzi, tym bardziej kocham zwierzęta.”
George Bernard Shaw
Barfuje od: 2012.08.20
Udział BARFa: 90-100% Pomogła: 4 razy Dołączyła: 31 Sie 2012 Posty: 2810
Wysłany: 2013-11-13, 20:03
U mnie chłopaki wykastrowane w wieku 9,5 i 7,5 miesiąca jak zaczęły się śpiewy po nocach i posikiwanie przez Rico (a zaczął wcześnie, na szczęście jeszcze niezbyt śmierdząco) i w tej chwili nie mam z nimi żadnych problemów - w kuwecie nic nie czuć, Rico nawyk nie zdążył (na szczęście) się utrwalić, tak że nie obsikuje nic w domu.
Każdy kto przyjdzie mówi, że nic a nic nie czuć, że w domu są 2 kocury
[ Dodano: 2013-11-13, 20:06 ]
Vega_k napisał/a:
Jest dobrze - na czczo na glukometrze 83. Pobraliśmy jeszcze krew na glukozę normalnie i fruktozaminę ale jestem dobrej myśli :D ufff....
A skąd pobierałaś krew na badanie glukometrem ? z uszka ? (koleżanka tak pobierała swojej suce chorej na cukrzycę, ale nie wiem czy kotu pobiera się tak samo)
_________________ Mimo, że regulamin forum to FIKCJA - Śpiewać to rzecz ludzka, miauczeć to rzecz boska... (Zhuangzi 庄子)
Skipper - my byliśmy świeżo po zabiegu kastracji, więc Chili miał wygolony kawałek łapki i z tej żyły była pobrana krew do glukometru i jednocześnie za chwilę igłą do badania.
A w kwestii kastracji - Chili dojrzał bardzo szybko i spać nam nie dawał, darł się jak kotka w ruji i zaczął znaczyć teren ( na szczęście tylko na działce podczas spacerów) został wykastrowany w wieku 5 miesięcy z haczykiem. Bez komplikacji. Kot jest cudownie przytualsty - ale w sumie zawsze taki był, więc to chyba nie miało wpływu.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Nie możesz ściągać załączników na tym forum