"Jedzenie nadmiaru" czegokolwiek jest szkodliwe, wynika to z definicji słowa nadmiar, i nikt tego nie sugeruje, tak samo jak nikt nie twierdzi, że to panaceum na cokolwiek.
Co do tego, czy ta oporna skrobia wie, które bakterie ma odżywiać - nie wiem, muszę doczytać. Znalazłam takie badanie do przeczytania w wolniejszej chwili http://journals.cambridge...89a28152cc6112a
Co do krótkołańcuchowych nasyconych kwasów tłuszczowych - jako przykład jest podawany butyrate. Cytuję z wiki: The short-chain fatty acid butyrate is particularly important for colon health because it is the primary energy source for colonic cells and has anti-carcinogenic as well as anti-inflammatory properties[5] that are important for keeping colon cells healthy.
Brzmi całkiem nieźle, dlaczego piszesz, że są niezdrowe? To Twoje zdanie, czy cytujesz tu konwencjonalne poglądy?
Barfuje od: 2008
Udział BARFa: 75-90% Pomogła: 23 razy Dołączyła: 13 Wrz 2011 Posty: 4844
Wysłany: 2015-12-06, 19:26
olivkah, napisałam to żartobliwie, uznając że emotikonki oddadzą mój ton wypowiedzi…
Moje zdanie jest takie, że te nasycone kwasy tłuszczowe są bardzo zdrowe i pisałam o tym na Forum tak wiele razy, że sądziłam iż to oczywiste. "Konwencjonalne" poglądy, jak je nazywasz, czy też "konwencjonalna dietologia", jak ja to nazywam, uznają natomiast, że te same kwasy tłuszczowe, gdy pochodzą z wołowiny, to są niezdrowe, natomiast jak widać, gdy produkują je bakterie jelitowe, to już robią się zdrowe (u krowy te kwasy tłuszczowe produkują bakterie w żwaczu, krowa je przyswaja, część zużywa, a część odkłada na zapas w tkankach, które potem jemy). I taki jest problem z tą dietologią, pełną sprzeczności i bezsensownych dogmatów. O to mi chodziło.
Odnośnie skrobii, to jest to dość obszerny temat i nie chciałam się (nie chciało mi się) tutaj zbytnio zagłębiać. Chodzi o to, że są różne rodzaje skrobii, tej tzw. opornej. Jednym z nich jest surowa skrobia, na której ja się wyłącznie skupiłam, bo temat rozpoczął się od podawania niemowlakom niedojrzałych bananów i zszedł na surowe ziemniaki. Ten rodzaj skrobii może być dla niemowlaków zabójczy, a dla dorosłych mocno szkodliwy (jak szkodliwy opisałam wcześniej), jeśli będzie jedzony w ilościach przekraczających te, które mieliśmy możliwość zjadania w naturalnych pokarmach na przestrzeni dziejów (surowe ziemniaki i współczesne zielone banany do nich nie należały). Pozostała "oporna" skrobia, to skrobia, której dany osobnik nie strawił, a nie jakaś specjalna. Jej obecność w jelicie grubym zależy przede wszystkim od tego, jak zdrowy jest układ trawienny delikwenta i czy się tą skrobią nie przejada (jak je się ją w nadmiarze, to nawet najzdrowszy przewód pokarmowy sobie nie poradzi). Inną jeszcze sprawą są produkty rozkładu trawiennego skrobii, które także mogą odżywiać bakterie.
I o ile naturalne ilości skrobii, odżywiające florę jelitową są w porządku, o tyle przesada jest mocno szkodliwa. A dziś promuje się właśnie przesadę i to do potęgi. Bo zanim ludzie nie zaczęli objadać się zbożami, a w ostatnich dziesięcioleciach przejadać nimi, nie mieli możliwości zjadania jej zbyt wiele. Obojętnie jakie poglądy ktoś wyznaje, czy wierzy w łowców-zbieraczy, czy w to, że wciąż jesteśmy szympansami albo zmutowaliśmy w kierunku kozy czy krowy, to żadne z tych zwierząt (w tym człowiek jako łowca-zbieracz) nie żywiły się i nie żywią skrobią. Kobiece piersi także nie produkują mleka ze skrobią. Skoro tak jest i tak było przez miliony lat, to znaczy, że nie może być dla nas lepiej jeśli większość naszego pokarmu będzie skrobią. A właśnie wtedy powstaje najwięcej skrobii opornej, nawet jeśli produkty poddamy stosownej obróbce termicznej. I właśnie chodzi mi o to, że teraz jako normalną, najbardziej właściwą, wskazaną i pro-zdrowotną zaleca się ilość skrobii, która według mnie jest bardzo mocno nadmiarowa, a ilość skrobii opornej jest pochodną ilości zjedzonej skrobii ogółem (bo raz, że im jej więcej tym mniej jest trawione, a dwa im jej więcej tym bardziej przyspiesza pasaż jelitowy). Dla mnie nadmiarem jest już niewielka część tego, co zaleca dzisiejsza "oficjalna" dietetyka i medycyna. Stąd pisałam o nadmiarze.
Inną zupełnie sprawą i jednocześnie jednym z podstawowych problemów dzisiejszej dietetyki jest też to, że wszelkie badania prowadzi się na populacji ogólnie chorej, jedzącej tzw. "normalną zachodnią dietę" (nienaturalną dietę dla naszego gatunku), z wyjałowionymi antybiotykami oraz chemią jelitami i stan organizmów tych ludzi uznaje się za normę. Nie jest więc dziwne, że w badaniach okazuje się, że jakieś zupełnie nienaturalne dla naszego gatunku substancje leczą czy choćby tylko pomagają w jakichś aspektach uznanych za zdrowotne (nie zawsze jednak faktycznie takimi będących).
Ponadto, dużo lepszą pożywką dla bakterii probiotycznych (naturalniejszą i zdrowszą też dla ludzi) niż surowa skrobia i nadmiar skrobii ogółem (produkujący skrobie oporną) jest błonnik rozpuszczalny zawarty w surowych owocach i warzywach. To właśnie głównie fermentacja bakteryjna tego błonnika jest źródłem krótkołańcuchowych kwasów tłuszczowych w jelicie grubym, w tym tego tak cennego kwasu masłowego (butyrate).
Powtórzę więc nieco innymi słowami - moim zdaniem człowiekowi zdrowemu, jedzącemu odpowiednią biologicznie dietę, nie jest potrzebne żadne specjalne dokarmianie bakterii probiotycznych, w tym jedzenie surowej skrobii ponad miarę (ponad miarę oznacza tu: zjedzenie surowego ziemniaka lub niedojrzałego banana). Jako prebiotyk w zupełności wystarcza to, co zawarte jest w niewielkiej porcji dojrzałych owoców i warzyw jadalnych na surowo. Wszystko, co ponad to będzie raczej szkodziło niż pomagało (ale u ludzi chorych wrażenie może być zupełnie inne).
_________________ Aby dotrzeć do źródła, musisz iść pod prąd
olivkah, napisałam to żartobliwie, uznając że emotikonki oddadzą mój ton wypowiedzi…
Moje zdanie jest takie, że te nasycone kwasy tłuszczowe są bardzo zdrowe i pisałam o tym na Forum tak wiele razy, że sądziłam iż to oczywiste. "Konwencjonalne" poglądy, jak je nazywasz, czy też "konwencjonalna dietologia", jak ja to nazywam, uznają natomiast, że te same kwasy tłuszczowe, gdy pochodzą z wołowiny, to są niezdrowe, natomiast jak widać, gdy produkują je bakterie jelitowe, to już robią się zdrowe (u krowy te kwasy tłuszczowe produkują bakterie w żwaczu, krowa je przyswaja, część zużywa, a część odkłada na zapas w tkankach, które potem jemy). I taki jest problem z tą dietologią, pełną sprzeczności i bezsensownych dogmatów. O to mi chodziło.
Szał na skrobię oporną jest w kręgach paleo i niskowęglowodanowych, więc sprzeczności tego typu tu raczej nie ma. Gwoli ścisłości, o podawaniu niemowlakom zielonych bananów nie było mowy - wysunęłam temat skrobi opornej, gdy stwierdziłaś, że takie banany są niezdrowe także dla dorosłych.
Według tego tekstu: http://www.precisionnutri...esistant-starch w społeczeństwach państw wysokorozwiniętych o diecie wysokoprzetworzonej je się 3-9 gramów skrobi opornej dziennie, a w rozwijających się 30-40 gramów, natomiast dawka poniżej 40-45 gramów dziennie jest już niewskazana.
Mięso ssaków i ptaków w tym dziczyzna(poza wołowiną, bo mała źle reaguje i kurczakami, które mi śmierdzą), ryby, warzywa i owoce (poza cytrusami), czasami odrobina orzechów.
Małe uściślenie, bo napisałam mięso, ale miałam na myśli mięso i podroby (gł. serca, płucka, nerki, wątroba, ozory - do mózgu na razie nie mam przekonania, a innych jak p. śledziona nie mam gdzie kupić w pobliżu). Głównie jem wieprzowe ew. z królika, rzadziej drobiowe. Z wołowymi/cielęcymi poczekam aż mała będzie miała 6 miesięcy i wtedy spróbuję (i mięso wołowe znowu), bo przedtem była reakcja ale nie wiem czy nie z powodu tego, że jeszcze był organizm zatruty resztkami po krowim mleku. Generalnie każdego dnia zjadam min. 2 żółtka (surowe lub gotowane na miękko), jakiś podrób lub rybę i reszta to mięso (no i warzywa oraz owoce oczywiście, trochę oleju kokosowego i lnianego, orzechów brazylijskich lub wiórków kokosowych, siemienia lnianego i odrobina karobu). Do picia tak samo jak w ciąży - tylko woda (przefiltrowana kranówka), herbata z dzikiej róży (same suszone owoce - bez dodatków), napój imbirowy ze świeżego imbiru dosłodzony delikatnie miodem lub syropem klonowym, czasami herbaty ziołowe i słaba zielona herbata (mało herbaty, ale parzona min. 10 minut). Żadnych soków, napojów, kawy, kakao czy alkoholu (to ostatnie zwykle oczywiste). Nabiału - nawet klarowanego masła - nie dotykam, podobnie jak wszystkich fasolek (poza okazyjnie szparagową i zielonym groszkiem) zbóż i pseudozbóż typu gryka i inne.
Po 1.5 roku doświadczeń na córce, sobie i mężu mogę powiedzieć tylko, że paleo czyni cuda. Mąż bez nawracających angin, córce zmniejszają się niektóre nadwrażliwości na owoce/warzywa, a ja też dużo lepiej funkcjonuję.
Dziecię póki co jeszcze moje mleko pije częściowo - tylko dlatego nie jest na przymusowym low carb. Oczywiście większość owoców musi być eko (bo chemia u nas powoduje minimum wysypkę a często i biegunkę) a do tego głównie sezonowe lub mrożone (mamy rodzinnie nadwrażliwość na profiliny - a ich ilość wzrasta podczas przechowywania jakiegokolwiek innego niż mrożenie); mięso kupujemy zwykłe z wyjątkiem eko kurczaka - dlatego pewnie nie możemy wołowiny/cielęciny, jagnięciny i "dziczyzny" (hodowla leśna - załamka), bo wiadomo czym są karmione. Jeśli coś jest pieczone, to max. 95 stopni.
A to opis tego, co córcia (25 miesięcy) zjada w ciągu dnia (moje mleko ma ile i kiedy zechce, do picia tylko woda lub napar z imbiru z odrobiną cytryny i miodu do śniadania jak jest u babci), a co sprawia, że czuje się i wygląda świetnie bez smarowania skóry itd.:
I śniadanie: 40-80g boczku ze świni puławskiej gotowanego z odrobiną soli, 1 ogórek kiszony domowy
II śniadanie: 150g surowych owoców kwaśnych (do wyboru: porzeczki czarne lub czerwone, wiśnie, jagody, borówki amerykańskie, truskawki hodowli babci, agrest ew. pomarańcz)
obiad: 200g mięsa (do wyboru: parzony królik z tłuszczem z całego królika, pieczona kaczka /skóra + mięso pół na pół/, pieczony karczek lub żeberka ze świni puławskiej, gotowane golonko ze świni puławskiej, parzone udka z kurczaka eko, pieczona gęś) a do tego 200g warzyw (do wyboru: gotowany brokuł, surowa kiszona kapusta, gotowana biała kapusta, okazyjnie gotowany kalafior lub fasolka szparagowa, ogórek zielony)
podwieczorek: do wyboru - 100g słodkich owoców (tylko w sezonie surowe) - jabłko, gruszka albo mus z dyni (dynia, olej kokosowy i pół łyżeczki glukozy), cukierki z oleju kokosowego i miodu spadziowego, mielony kokos z odrobiną oleju, mus z batata lub "ciasto" z batata, żelatyny i karobu, gotowane suszone rodzynki (eko), gotowane suszone figi, namoczone suszone morele (eko); suszone 40-50g przed namoczeniem/gotowaniem
kolacja: 3 żółtka lub 50-100g mięsa (te same rodzaje co na obiad lub chuda podgardle wieprzowe - czyli coś jak tłusty boczek), warzywa (coś z tego co na obiad)
Zimą jeszcze dostaje codziennie pół łyżeczki tranu Mollers Baby (ryb nie może - poza karpiem po każdej są cuda, a karpia je tylko w święta). Orzechów poza kokosem raz na kilka dni też nie może. Marchwi i warzyw skrobiowych (poza dynią i to nie każdą) też nie ma szans. Psiankowatych też nie możemy żadnych - to u nas rodzinne. Warzyw i owoców egzotycznych w większości też nie (przechodzą eko pomarańcze i okazyjnie eko suszone mango).
Wydaje się mały wybór, ale to wszystko z rzeczy, po których nie ma wysypek albo reakcji ze strony układu pokarmowego czy oddechowego - jednak nawet tak mała liczba składników pozwala żyć i czuć się o niebo lepiej niż kiedy jedliśmy niby wszystko "co zdrowe" typu kasze/nabiał itd.
Konsultowałam jadłospis z pediatrą i stwierdziła, że najważniejsze, że dziecko jest zdrowe i rozwija się prawidłowo, a przecież z takiego jedzenia plus moje mleko ma wszystko, czego organizm potrzebuje. To są porcje jakie dostaje - zwykle zjada wszytko bez problemu a czasami nawet chce więcej. Waży 11,6 kg przy wzroście 88cm (wzrost i waga są na tym samym centylu - ok. 25) - pozornie wygląda na bardzo szczupłą, ale jest mocno umięśniona a jak ktoś weźmie na ręce to jest w szoku, że taka ciężka, bo nie wygląda - siłę ma ogromną jak na tak małe dziecko a do tego jest bardzo grzeczna - ponoć typowe dla dzieci na paleo także jak widać - dzieci bez słodyczy, jogurcików itd. mogą żyć.
Ale najlepsze jest zawsze jak ktoś nas pyta, co lubimy jeść - odpowiadamy, że wszystko co tylko możemy - bo tak mało rzeczy możemy, że na wybrzydzanie nie ma miejsca (coś jak ludzie pierwotni - nie zastanawiali się szczególnie, czy dobre i jakby to ulepszyć tylko cieszyli, że z głodu nie umrą).
Winod
Barfuje od: 09.2015
Udział BARFa: 90-100%
Dołączyła: 26 Wrz 2015 Posty: 25 Skąd: Warszawa
Wysłany: 2017-08-26, 14:17
Dzięki za ten wpis, bardzo inspirujący. Moja córka (1,5 roku) wprawdzie nie ma żadnych alergii i może jeść wszystko, ale mam osobiście poczucie, że nie odżywiamy się odpowiednio zdrowo. Nie je wprawdzie żadnych przetworzonych rzeczy typu paróweczki, czy owocowe jogurty, ale i tak mam poczucie, że za dużo pojawia się w diecie zbóż (kaszki, naleśniczki to ciągle ulubione jej potrawy). Gdy miała 14 miesięcy musiałam ją też odstawić od piersi ze względu na konieczność przyjmowania przeze mnie leków.
Czytam ostatnio sporo o diecie paleo i bardzo to do mnie przemawia. Widzę jednak dwa problemy, gdyby cała rodzina miała tak jeść: finansowy (jednak mięso kosztuje sporo, a podroby u mnie nie wchodzą w grę, po prostu nie znoszę), no i jak nakłonić dziecko do jedzenia mięsa i warzyw.
Na początku rozszerzania diety (metodą BLW) podawaliśmy jej właśnie mięso i warzywa. Jadła chętnie. Natomiast jak zakosztowała owoców i wszelkiego rodzaju placuszków, to się skończyło. Warzyw je teraz dosyć mało, ale główny problem mam z mięsem. W ogóle nie chce go jeść :( Potrafi prawie cały dzień nie jeść, jeśli nie ma innego wyboru...Staję na głowie, podaję z sosami, przyrządzam na milion sposobów, a ona potrafi wyczuć najmniejszy kawałek i wypluć od razu. Nie wiem, jaka jest tego przyczyna, nie ma u nas presji jedzenia, zmuszania czy nakłaniania. Mąż mówi, że jej przejdzie... nie wiem :(
Jak to było u Was, czy przestawiałaś córkę od takiego etapu właśnie mocno zbożowego, czy od początku karmiłaś tą dietą?
_________________ "Kto jeno w niebo patrzy, tego i zamoczy". Jacek Kaczmarski
Justysia nigdy nie jadła zbóż- raz dostała testowo łyżeczkę ryżu (dopuszczalny w paleo) gotowanego na wodzie - były jazdy ze strony przewodu pokarmowego jak u mnie i męża- na tym testy się zakończyły i ciągle jewwybrane warzywa i mięso oraz żółtka jaj plus trochę owoców i ewentualnie olej kokosowy czy miód jak robimy np. mus z dyni.
Barfuje od: IX.2015
Udział BARFa: 90-100% Pomogła: 23 razy Dołączyła: 15 Mar 2015 Posty: 996 Skąd: Lublin
Wysłany: 2017-08-28, 05:59
Co do finansów to wcale nie jest tak, że jest dużo drożej (pomijam, jeśli ktoś kupuje mięso ekologiczne czy inne bio, bo to faktycznie jest dużo droższe), jest być może trochę drożej. Bo pamiętaj, że wtedy przestaje się kupować tonę innych rzeczy, które do tej pory się kupowało. Oczywiście przy założeniu, że inaczej zaczyna żywić się cała rodzina i wszystkie niedozwolone produkty przestają być kupowane. Wtedy dopiero widzi się, ile pieniędzy szło na te wszystkie wypełniacze
Mamy taki mały sukces. Po 2 latach ostrej diety straciła nam się nadwrażliwość na banany i daktyle (oczywiście tylko ekologiczne przechodzą). Czyli jest nadzieja, że z czasem jednak będziemy mogli jeść więcej warzyw i owoców (na wyjście z protokołu immunologicznego w zakresie psiank9watych i jakichkolwiek ziaren przestałam już liczyć, bo postęp jest zerowy).
Tak. Podobne. Tylko mąż zwykle najsłabsze - niemniej jednak wystarczająco widoczne. I tak najbardziej nam daje w kość chemia - eko zielsko jest jadalne w jakiejś tam liczbie gatunków, marketowe - to chyba tylko imbir w formie herbatki przechodzi. No niestety - całą trójka urodziła się ze skazą białkową (nasi rodzice i mój brat też), a całe dzieciństwo na antybiotykach i sztucznym mleku. Także... dobrze znosimy mięso, w miarę dobrze niektóre warzywa i owoce (o ile nie są pełne chemii i nie jest ich za dużo), a reszta (czyt. jakiekolwiek nasiona) to u męża lekki katar, a u mnie i córki silny katar, wariacje układu pokarmowego. obszczypane okolice odbytu i cewki moczowej plus u córki wysypka. Nieważne, czy są to zboża, groszek czy też orzechy albo pestki. Po psiankowatych lekki katar i ból uszu - za każdym razem (także o kawie czy ziemniakach mogę zapomnieć); przy nawet lekkim zawianiu dymem tytoniowym - łzawienie oczu.
Po prostu powinniśmy się cofnąć kilka tys. lat do tyłu i mieszkać w jaskini
Tak, musieliśmy się od zera uczyć tego co było kiedyś instynktowne a uczyła nas... nasza malutka córka.
doradora
Barfuje od: 09.2014
Udział BARFa: 90-100% Pomogła: 4 razy Dołączyła: 09 Cze 2014 Posty: 1593 Skąd: Gliwice
Wysłany: 2017-12-19, 07:48
gpolomska, możesz pokrótce opowiedzieć jak doszliście do tego co wam szkodzi? eliminacją? ile trzeba czekać aż zadziała efekt odstawienia?
ja rok temu odstawiłam gluten i nabiał na 2 miesiące i w zasadzie nie widziałam efektu, ani nie widziałam potem efektu "piku" negatywnych skutków
Sam gluten i nabiał to często za mało.
Pierwsze efekty było u nas widać już po niecałym tygodniu - dzidzia jest bardzo wrażliwa, a że ja mam dziurawe jelita a ona piła moje mleko...
Jeśli chcesz ustalić co szkodzi, to najlepsza jest dieta eliminacyjna - ograniczenie do kilku dosłownie produktów i później dodawanie nowych. Najczęściej polecana opcja to 5-7 dni z jednym mięsem (najlepiej indyk albo królik - bardzo rzadko uczulają), jednym warzywem (najrzadziej chyba uczula kapusta i brokuł); ewentualnie można jakiś owoc (dość bezpieczne są porzeczki). Z przypraw najlepiej tylko sól, a tłuszcz np. olej kokosowy. Po tygodniu włączasz co 3 dni jakiś produkt i obserwujesz - każde swędzenie skóry, kręcenie w nosie, wzdęcie, zatwardzenie, biegunka, zapchany nos, ból ucha, ból pęcherza, zapuchnięcie twarzy itd. może wskazywać na alergię lub nietolerancję albo nadwrażliwość pokarmową. Różnice między nimi są dość spore choć objawy mogą wyglądać identycznie.
Alergia pokarmowa jest IgE zależna - przeciwciała są we krwi całe życie i taka alergia raczej nie mija. Jedynie doszczelnienie jelit może pomóc jeśli była spowodowana przenikaniem zbyt dużych cząstek do krwiobiegu (czyli albo picie mleka matki przez niemowlaka do samoodstawienia plus dieta i probiotyki, albo u dorosłego - ścisła dieta co najmniej kilka tygodni, probiotyki, zero używek - szczególnie alkoholu i tytoniu plus dużo rosołu jeśli ktoś dobrze toleruje).
Nadwrażliwość pokarmowa jest IgG zależna - przeciwciała utrzymują się zwykle do 45 dni (dlatego test na nadwrażliwość należy robić po jedzeniu w ostatnich dniach wszystkiego, bo inaczej nic nie wyłapie i kasa wyrzucona w błoto) i jeśli odpowiednio długo unikamy problematycznego pokarmu plus dbamy o jelita, to mamy szansę nadwrażliwości się pozbyć.
Nietolerancja pokarmowa - wynika z niedoboru lub braku odpowiednich enzymów itp. - np. nietolerancja laktozy. Tutaj nic nie można zrobić poza unikaniem pokarmu lub przyjmowaniem enzymów.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum