Barfuje od: 17.02.2013
Udział BARFa: 75-90% Pomogła: 20 razy Dołączyła: 21 Sty 2013 Posty: 3009 Skąd: Warszawa
Wysłany: 2014-01-15, 21:50
martens napisał/a:
bo na tego jednego już Pani krzywo patrzyła.
a może udałoby się ja jakoś delikatnie przekonać? To taka nowa moda na zachodzie. Koty nie niszczą, nie paskudzą.
Ja wynajmuję swoją dziuplę (kawalerkę) studentom. I spytali na początku z nutą niepewności, czy koty nie będą przeszkadzać. Powiedziałam, że nie, nawet im siatkę na okno zrobiłam (5 piętro), żeby koty nie wyleciały.
Szkoda byłoby takiego fajnego ogonka, żeby go "na śmierć" wylizał z samotności.
_________________ „Im bardziej poznaję ludzi, tym bardziej kocham zwierzęta.”
George Bernard Shaw
Barfuje od: 12.12.13r
Udział BARFa: 90-100% Pomogła: 7 razy Wiek: 35 Dołączyła: 23 Sty 2013 Posty: 2660 Skąd: Wrocław
Wysłany: 2014-01-17, 02:09
Jak jesteśmy w temacie natręctw to nadmienię, że mi Tula pod koniec grudnia wyrwała sobie całą sierść na jednej z łapek. Pędzelki między opuszkami wyczyściła do zera. Przy tym była przez kilka dni tak zestresowana, że nie była w stanie się położyć do snu - drzemała prawie na siedząco, w ciągłym napięciu. Często krzyczała w nieużywanym jeszcze przez nas (jeszcze nie wyremontowanym) pokoju. Kilka razy pobiła Aurelkę. Objawy nasilały się po zmroku.
Okazało się, że "winowajcą" było jej odbicie w szybie drzwi balkonowych w owym pokoju. Odbicie pojawiało się dopiero, gdy na dworze było już ciemno, było niewyraźne - taki zarys kociej sylwetki. Tula, która swojego odbicia w lustrze się nie boi, tej kociej sylwetki "na balkonie" bała się panicznie. Musiała to po prostu któregoś razu zauważyć, próbowała przegonić intruza, a on sobie z tego nic nie robił i czuła, że ciągle coś jej zagraża. Jak się w momencie kulminacyjnym napatoczyła Aurelka, to Tula przenosiła na nią agresję i się klusce obrywało. A gdy nas nie było w domu, Tula czuła się jeszcze bardziej zagrożona i była takim kłębkiem nerwów, że wygryzała sobie futro.
Kiedy odkryliśmy co jest źródłem stresu, zadziałaliśmy na dwóch frontach. Po pierwsze zabraliśmy Tulę na balkon w nocy - szukała kota i była bardzo zdziwiona, że nikogo tam nie ma. Wracała się kilka razy zaglądając w szybę. Potem drzwi zasłoniliśmy długą do ziemi firaną, dzięki której odbicie kota się rozproszyło i przestało kota przypominać.
Tula z dnia na dzień znów była sobą. Silna jak tur, wozi się jakby była królową świata i niech tylko ktoś spróbuje jej podskoczyć
A taka z naszego punktu widzenia pierdoła omal nie doprowadziła jej na skraj wyczerpania psychicznego
Pomogła: 18 razy Dołączyła: 29 Gru 2011 Posty: 3447
Wysłany: 2014-01-17, 11:07
Ines jak dobrze, że o tym napisałaś i to właśnie tutaj.
Baczny obserwator czasem wpadnie na przyczynę stresu.
Stres potrafi się utrwalić i w formie przetrwałej, nawykowej, często leczony jest przez wetów jako alergia. Bo biedactwo wyrywa sierść, bo wygryza, bo wylizuje...do żywego, do krwi
Wczesne rozpoznanie i usuniecie przyczyny załatwia sprawę tak jak w wielu innych przypadłościach.
Mój Fudżi miewa takie okresy, że zasiada po zmroku, nocą właśnie przed drzwiami balkonu...
Aby kotom rozciągać mózg, powiesiłam na poręczy balkonu kawałek futerka z kilkoma połyskującymi wstążkami powiewającymi na wietrze.
Myślałam, że to jest przedmiotem zainteresowania kota, ale gdy na chwilę zabrałam wstążki, a Fudżi dalej tkwił przed szyba jak zaczarowany uznałam, że przyczyna jest inna. Odbicie było i jest do dzisiaj obiektem badań Fudżiego.
Wypuszczany jest jak tylko sobie tego życzy , ale pomimo tego wlepia ślepia w ciemność.
Pozostałe koty albo rozkminiły, że to coś tam to nic takiego i nie jest warte obserwacji. One nigdy nie gapia sie w TV.
Ale najmłodszy co jakiś czas tam tkwi, jak przed ekranem tv, gdy nadawany jest program o ptakach. Ta szyba balkonowa, może być takim erzacem ekranu TV
Jest w pełnym relaksie, rozwalony, z wyciągniętymi łapskami. Nie widać w nim lęku.
Moje koty spędzają w cieplejszej porze roku całe noce na balkonie, a Fudżi preferuje to miejsce jako sypialnie.
Może Twoja historią Ines, pomoże innym zrozumieć, że;
Ines napisał/a:
A taka z naszego punktu widzenia pierdoła omal nie doprowadziła jej na skraj wyczerpania psychicznego
Zaproszone osoby: 2
Meri
Barfuje od: 12.08.2012
Udział BARFa: 90-100%
Dołączyła: 07 Lip 2012 Posty: 863 Skąd: Nowy Targ
Wysłany: 2014-03-31, 11:19
Mój Haru od jakiegoś czasu non stop wylizuje sobie już prawie łyską plamkę wokół prącia. Myślałam, że to zapalenie pęcherza, ale nic nie wyszło. Czy to może być na tle behawioralnym, uczulenie? Nie znalazłam tam żadnego ugryzienia, podrapania, ale bez przerwy się tam liże...
Zaczął jakiś miesiąc temu, wtedy też mój kryjący kocur korat zaczął swoje śpiewy, strasznie krzyczy, non stop i bez przerwy, Haru jak już nie może wytrzymać to gryzie go w kark i ucieka... mogłoby to być powodem?
Barfuje od: 01.11.2012
Udział BARFa: 90-100% Pomogła: 7 razy Dołączyła: 06 Lis 2012 Posty: 1419 Skąd: LUBLIN
Wysłany: 2014-03-31, 14:23
To ja też opiszę swój przypadek, może dla kogoś będzie pomocny? A może ja się dowiem co mogę zrobić żeby kocie natręctwo całkiem zlikwidować a nie tylko złagodzić ?
Otóż moje dwa futra to siostry i razem się wychowywały na wsi, przynajmniej przez pierwsze tygodnie, bo potem zdaje się Silka została wzięta do domu jako domowy kotek a Wiki została razem z resztą wiejskiego inwentarza (psy, świnki itp.) na dworze czy w jakiejś szopie.
No i jak trafiły do mnie to u Wiki zaczęło się natręctwo polegające na memłaniu ucha siostry. Siostra była tym wyraźnie wykończona psychicznie chociaż nie reagowała agresją tylko potulnie znosiła w milczeniu co jakiś czas tylko próbując delikatnie dać siostrze znać, żeby przestała.
Ponieważ miałam wrażenie, że to objaw jakiejś niepewności i braku wystarczającego poczucia bezpieczeństwa to starałam się na wszelkie możliwe sposoby dać Wiki znać, że jest kochana i może czuć się zupełnie bezpiecznie. Dużo do niej mówiłam bardzo spokojnym, czułym, ciepłym głosem jednocześnie delikatnie głaskając i masując kocie ciałko. Starałam się przy niej nigdy nie wykonywać żadnych gwałtownych ruchów, nie denerwować się itd. I poniekąd udało się :)
Nie wiem już nawet jak i kiedy dokładnie ale udało mi się dość szybko to biedne Silkowe ucho zamienić na kocyk na moich kolanach:) i od tej pory Wiki przytula się do mnie i ssie kocyk.
Próbowałam na początku ustalić dlaczego to robi i w jakich sytuacjach ale niestety nie znalazłam żadnego wzorca. Najpierw myślałam, że wtedy kiedy jest głodna bo to ssanie wygląda identycznie jak ssanie cyca, nawet łapkami ugniata sobie wtedy delikatnie ten kocyk jak przy ssaniu mleka matki. Ale nie. Potem pomyślałam, że tak odreagowuje stres, uspokaja się, ale też nie. Teraz skłaniam się raczej do tego, że mogło jej w dzieciństwie brakować mamy. Może za wcześnie została odstawiona a może była odrzucona, tego nie wiem i już się nie dowiem.
Ale ostatecznie wyłonił się jeden stały wzór. Kotek do ssania potrzebuje swojego kocyka i mamusi czyli mnie. Jak ma kocyk a mnie nie ma to chodzi i płacze wołając żebym przyszła bo ona chce sobie pociamkać. Jak przyjdzie do mnie na kolana a tam nie ma kocyka to się wierci, kręci, próbuje ciamkać moje ubranie ale to nie to i zaczyna płakać za kocykiem. Natomiast u mojego Artura na kolanach kocyka nie szuka i wystarczy jej mizianie po brzuszku, ale do niego na kolana rzadko się ładuje bo to raczej córeczka mamusi jest.
Barfuje od: 28.07.2014
Udział BARFa: 90-100% Pomogła: 9 razy Dołączyła: 21 Lip 2014 Posty: 1292
Wysłany: 2015-10-04, 15:31
Od jakiegoś czasu zastanawia mnie zachowanie Tosi - nowej kotki mojej ciotki. Tosia to cudowna 3-letnia kota, która została zaadoptowana miesiąc temu przez moją ciocię z fundacji zajmującej się bezdomnymi kotami. Kotka przybłąkała się do kogoś ze swoimi dziećmi i wyraźnie oczekiwała na pomoc. Nie wiadomo, jaka jest jej przeszłość. Nic o niej nie wiadomo właściwie, dlatego tym bardziej zastanawia mnie jej zachowanie.
Kota mam, więc wiem, że ugniatanie pazurkami danego miejsca jest normą, ale czy normą jest również to, że kotka przy takim ugniataniu łapie fałdkę materiału i ją ssie, ugniatając przy tym łapakami. No generalnie zachowuje się, jak małe kocie ssące mleko matki. Uwielbia również kłaść się człowiekowi na brzuch. Wtedy też chwyta za materiał bluzki i ssanie i ugniatanie idzie pełną parą. Nieraz już od ciotki wychodziłam cała w mokrych plamach.
Czy ktoś również spotkał się z takim zachowaniem u kota?
Czy można uznać to za normę? Przyznam, że nieraz przeszła mi przez myśl jakaś choroba sieroca...
Edit. Dopiero zauważyłam, że Scarletmara ma podobną zagadkę
Barfuje od: 01.11.2012
Udział BARFa: 90-100% Pomogła: 7 razy Dołączyła: 06 Lis 2012 Posty: 1419 Skąd: LUBLIN
Wysłany: 2015-10-04, 16:53
Mogę tylko powiedzieć, że to nie przechodzi z czasem. Wiki nadal tak robi tak samo namiętnie jak kiedyś. Do tego od jakiegoś czasu patrzy mi przy tym bardzo uważnie głęboko w oczy z wyrazem wieeelkiej miłości i oczywiście żądaniem żebym ja na nią też cały czas patrzyła-ona może tak i 15 minut bez przerwy. Ale jak już się naciamka i napatrzy to się robi bardzo spokojna, rozluźniona i szczęśliwa. To chyba jednak jest jakaś choroba sieroca.
Barfuje od: 03.11.2012
Udział BARFa: 90-100% Pomogła: 3 razy Dołączyła: 03 Sie 2012 Posty: 663 Skąd: Wrocław
Wysłany: 2015-10-04, 17:50
Lena06, spotkałam się i spotykam każdego dnia u naszego kota, który został znaleziony w wieku zaledwie 2 tygodni. Do dziś (6 lat) został mu odruch bardzo silnego ugniatania, a przy tym wpycha nos w jakiś materiał (cokolwiek z miłym dla niego zapachem) i ślinienia tego. Nieraz układa się mi na klatce piersiowej i też tak próbuje robić, ale ma taki nacisk łap podczas ugniatania, że go ściągam.
Bardzo go to ugniatanie relaksuje, mruczy wówczas jak traktor i nie przeszkadzam mu w tym.
To chyba rzeczywiście jakaś forma kompensacji po zbyt wczesnym odstawieniu od matki.
Barfuje od: 28.07.2014
Udział BARFa: 90-100% Pomogła: 9 razy Dołączyła: 21 Lip 2014 Posty: 1292
Wysłany: 2015-10-04, 18:04
Tak też myślałam. "Choroba sieroca", więc wydaje się najbardziej prawdopodobna.
Tosia też bardzo mocno ugniata i też przy tym mocno ślini. Ostatnio miałam okazję nocować u ciotki, więc Tosia napadła mnie rano w łóżku jakoś przed siódmą, a skończyła cały proceder memłania, ssania i ugniatania po ósmej. Po wszystkim przeniosła się na łóżko i zasnęła snem kamiennym.
Tośkę próbowałam ściągnąć z brzucha, ale gdzie tam! Wpięła się pazurami i ruszyć jej się nie dało
Barfuje od: 08.2015
Udział BARFa: 90-100% Pomogła: 3 razy Dołączyła: 14 Lip 2015 Posty: 680
Wysłany: 2015-10-04, 21:02
Moja kicia, która prawdopodobnie została zbyt wcześnie oddzielona od matki, miała w zwyczaju ssać palce. Ludzkie palce - dla ścisłości Przy głaskaniu obejmowała rękę łapkami i ssała wybrany palec (potrafiła przy tym wybrzydzać, sprawdzała, który najlepiej "smakuje"). Jak się mocno wczuła, to poruszała uszkami przy każdym "zasysie" do tyłu. Przeszło jej w wieku kilku lat, tak około trzech. Obecnie kotka ma czternaście lat i od dawna już tak nie robi. Ale udeptywanie pozostało, zresztą wszystkie znane mi koty udeptują miękkie miejsca.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Nie możesz ściągać załączników na tym forum