Barfuje od: 09.2012 Pomógł: 10 razy Wiek: 31 Dołączył: 06 Sie 2012 Posty: 1432 Skąd: Poznań
Wysłany: 2018-06-26, 08:08
Kalkulator nie będzie ukończony.
Minęło z 6 lat i nic w temacie się nie ruszyło :/ Tak jak napisała Edyta G., na upartego można korzystać z kalkulatora dla psów, mamy podobne wymagania. Resztę musi uzupełnić zdrowy rozsądek i wiedza. Pozdrawiam i przepraszam za robienie nadziei na powstanie takiego narzędzia
_________________ Naturalne stało się sztuczne, a prawdę uznano za kłamstwo.
Barfuje od: lipiec 2014
Udział BARFa: 90-100% Pomogła: 1 raz Wiek: 37 Dołączyła: 28 Lut 2014 Posty: 464 Skąd: Włocławek
Wysłany: 2018-06-26, 10:00
Szkoda, ale całkowicie to rozumiem, od paru lat noszę się z chęcią napisania chociażby prostego narzędzia zliczającego, ile czego jem, i ciągle mi nie wychodzi Może na emeryturze będzie czas na to, haha, o ile dożyję
A może zamiast kalkulatorów, które zawsze będą uniwersalne (dla każdego i tak naprawdę dla nikogo) lepiej iść w kierunku nauczenia słuchania potrzeb własnego organizmu? Po swojej córce widzę jak bardzo zapomniałam mowy własnego organizmu i jak bardzo umiejętność słuchania go jest zakodowana w genach, a później niszczona przez nawyki i opracowania naukowe.
Barfuje od: lipiec 2014
Udział BARFa: 90-100% Pomogła: 1 raz Wiek: 37 Dołączyła: 28 Lut 2014 Posty: 464 Skąd: Włocławek
Wysłany: 2018-06-26, 10:35
Oczywiście wsłuchiwanie się w siebie jest ogromnie istotne, tylko ciężko się wyzbyć podejrzliwości - ja się ciągle zastanawiam, czy to, że czegoś mi się chce, to znaczy, że tego mi trzeba, czy że po prostu jestem przyzwyczajona itd. Jakbym miała jeść tylko to, na co mam ochotę, to na śniadanie byłby chleb z masłem, na obiad pierogi, a na kolację ciasto
A co do kalkulatora to bardziej z ciekawości chciałam wiedzieć, jakie ilości poszczególnych składników spożywam w ciągu dnia, tak żeby chociaż móc się jakoś odnosić do zdobywanej wiedzy.
Tu warto przypomnieć fakty z czasów kolonizacji ameryki i afryki:
Kolonizatorzy za kawałki cukru nabywali bardzo cenne produkty.
Dla ludzkiego organizmu cukier jest swego rodzaju afrodyzjakiem - zaprogramowane w genach by pierwotni ludzie uzupełniali swoje pożywienie w owoce posiadające w tamtych czasach szereg witamin, minerałów i oczywiście cukrów.
Ja mam to szczęście, że mam dobrego nauczyciela (patrz żywienie małych dzieci) jeszcze nie skażonego złymi nawykami czy czytaniem badań naukowców zmieniających się co jakiś czas i sprzecznych ze sobą.
Co do samego paleo, niskowęglowodanowych diet i itd. - generalnie niby racja, tylko taki "drobny" szczegół, że wtedy ludzie prowadzili "nieco" inny tryb życia: dużo ruchu, stosunkowo mało pracy umysłowej, nie siedzieli przy komputerach itd. - z jednej strony dzięki temu mieli zdrowie inne, a z drugiej - chyba jednak nieco inne potrzeby. Także... całkiem 1:1 nie można trzymać się tego, jak kiedyś ludzie jedli. Poza tym zastanawiające jest, że tak łatwo organizm wytrącić z ketozy,a trzeba się dobrze napocić, żeby do niej wrócić. Wg mnie są dwa największe problemy obecnego żywienia: przetworzone pokarmy i niesezonowość tego, co jemy... latem ludzie mieli dostęp do owoców itp. czyli mogli spokojnie sporo węglowodanów jeść, ale zimą dopóki nie umieli przechowywać żywności to im chyba tylko ketoza pozostawała. Także... czarno widzę zrobienie kalkulatora takiego uwzględniającego wszystko i to dla każdego człowieka z jego stanem zdrowia (100% zdrowy? nawet niemowlaki często już nie są zdrowe obecnie). Ale to tylko moja opinia.
Nul
Dołączyła: 28 Gru 2016 Posty: 208 Skąd: Kraków
Wysłany: 2018-06-26, 13:34
A do tego jeszcze powinnismy jeść to, co rośnie/żyje u nas lokalnie... Podobno... Oj, ale ja lubię te niektóre "nienasze"...
Ja też lubię, ale... większość mi nie służy: tzn. arbuzy o ile nie za często mogę jeść i olej kokosowy w małych ilościach oraz kakao/pomarańcze/banany czasami (byle nie za często) oraz imbir i cytryny. Na tym koniec. Reszta równa się katar lub rozwolnienie. Kiedyś niby mogłam - po prostu organizm był tak zajechany, że już nie reagował. Także jemy głównie lokalne i nawet miody kupujemy z odległości nie większej niż 300km od nas. Córka tylko tak może. Ale też ma prawie 3 lata i ani razu nie brała jakichkolwiek leków - a jest alergikiem, który z założenia ma słabszą odporność. Ma kontakt z dziećmi, zwierzętami i dorosłymi ludźmi - i nic jej nie rozkłada na dłużej niż 2-3 dni a i to rzadko. Przechodzi samo (czosnku i cebuli niestety nasz żołądek nie toleruje - podobnie jak surowych pomidorów czy surowych jabłek).
Niby trochę to masakra, ale gdyby nie córka i jej alergie, to bym zapewne wzrok straciła (byłam na dobrej drodze). I żaden kalkulator czy opracowanie naukowe by mi tego nie powiedziało. Dopiero dziecko mnie nauczyło jak obserwować organizm i na co zwracać uwagę (a objawów, że coś nam nie służy może być naprawdę sporo).
Co do pędu do słodkości a szczególnie dzieci - jeśli nie ma się zepsutych kubków smakowych, to warzywa też są trochę słodkie a owoce nawet te niby kwaśne mają słodycz - i właśnie po to mamy pęd do słodkiego, żeby lubić warzywa i owoce, a nie ciasta inne rzeczy z rafinowanym cukrem (generalnie pokarmów przetworzonych powinno się unikać - oleje to też coś przetworzonego, podobnie jak wszelkie słodzidła poza miodem).
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum