A tu co nieco z dzisiaj (Magnolcia nie lubi być fotografowana - ma to po mnie ) i szybko się niecierpliwi - na początek ucieka pod biurko, a później bije sprzęt i atakuje rękę. Sama tak ładnie pielęgnuje futerko (trochę rudawe miejscami, ale to wylizała jak przyjechała i trochę zejdzie, zanim się wymieni na piękne czarne).
Magnolia zje chętnie każdego ptaka pod warunkiem, że to nie kurczak. Właśnie ćwiczymy z perliczką - niby kurakowate, a jednak to się da jeść (w formie kociej galaretki też, bo to niepitek, więc oprócz barfnych zupek, to i galaretka idzie).
Lepiej się już czuje (kilka dni uspokajania żołądka pomogło - może tym razem będzie ostatecznie spokój) - na tyle, że jak zacznie brykać o 3 rano, to do 5 ciągle jakieś łup, stuk itd. Pawie piórka (nowy nabytek) na wędce sprawiają, że kocia dama staje się małym rozbrykanym kociątkiem; lubi tylko piórka i pod warunkiem, że niefarbowane... naturalistka ;) to znaczy muchy i takie tam też lubi - ale i tak ulubiona zabawka to ćma ;)
[ Dodano: Sob Mar 08, 2014 22:02 ]
Kilka dzisiejszych zdjęć nie lubiącej aparatów Magnolii - link. Dzisiaj ładne ma oczka (czasami ma lekko mętnawe jak herpes ją dręczy).
Wczoraj dostałam doła - byłam na stronie jednej z hodowli czytając o kolejnej rasie kotów, ale zerknęłam też na historię - było tam o pierwszym kocie wyrwanym z piekła (tej właśnie rasy), którego jako tako postawili na nogi, ale krzywe łapy z powodu głodowania w okresie rozwoju zostały... zerknęłam na zdjęcia i jak u mojej Magnoleczki (ona ma strasznie wąską miednicę i krzywe tylne łapki, którymi strasznie rzuca na boki jak biegnie - czasami ją nazywam "chuda doopka") - już od dłuższego czasu podejrzewałam, że może głodowała za kociaka i niestety coraz bardziej się w tym utwierdzam może czasami dobrze, że nie znamy przeszłości naszych znajdek, bo by serce pękło jakby człowiek wiedział wszystko...
No i stało się... z racji przeprowadzki (mojej) rodzice nagle zostali bez kotka (bo Magnolcia mieszka ze mną). Długo myśleli, myśleli... i nagle "trafiła się" mała zabiedzona "zabaweczka", którą wyrzucono kilka miesięcy temu, bo urodziło się dziecko i jeszcze coś kot mu zrobi kicia jeszcze nie ma imienia (zgarnięta z ogródka od kogoś, kto kotów generalnie nie lubi, ale karton w ogródku postawił i jakiegoś tam jedzenia marketowego dał). Przyjechała wczoraj o 17 - dzisiaj dzień zaczęła BAFnym posiłkiem... lekki szok - "to jedzenie???", ale kilka kropel śmietanki kremówki (takiej czystej, bez paprajstw) uczyniło cuda - skosztowała i następna porcja mieszanki weszła idealnie. Chude, z sierścią jak stara szczotka, ale piękne i z charakterkiem (nie, Magnolci to jednak nie dorówna: ona jest kwintesencją kotowatości) - chodzi i łasi się do rodziców. No i BARFuje
No jak nie jeden - Magnolcia jedna tu, a Malutka - tam (obydwie uznają, że dobry kot na ich terenie to martwy kot).
Foty rodzice zrobili, ale przesłać nie potrafią, więc jak sama zrobię, to wrzucę. Teraz mogę dać tylko jedną (z wiosny jak jeszcze była krótko po wylocie i dobrze wyglądała, bo teraz to skóra i kości a futro jak stara sfatygowana szczotka do zamiatania podłogi).
Dziewczynka dzielnie wcina mieszankę - przy trzeciej porcji już bez śmietanki szlo i aż piszczała jak poczuła zapach mięska (też widać w oczkach herpesika, ale choć noska nie uszkodziło jak Magnolci). Więc teraz porcja razy dwa do robienia
Na focie wygląda na starszą, ale nie wiem czy ona ma choć rok, bo ząbki idealne i taka drobniutka jest... ale na BARFie szybko dojdzie do siebie (jak Magnolka).
Pomogła: 18 razy Dołączyła: 29 Gru 2011 Posty: 3447
Wysłany: 2014-10-08, 09:09
I tym sposobem Magnolcia ma młodszą siostrę...
Opaska na prawej rączce i to pysio w łatki...
Jest słodka, a koty znajdy czy podrzutki są najcudowniejsze. Moje też wszystkie takie bidy
gpolomska napisał/a:
..którą wyrzucono kilka miesięcy temu, bo urodziło się dziecko i jeszcze coś kot mu zrobi
Natura mądrze rządzi tam gdzie jeszcze może, bo w rodzaju ludzkim już niewiele ma do powiedzenia.
Niektórych osobników należałoby eksterminować.
Wczoraj trzeba było kropelki śmietanki, dzisiaj już bez - koteczka wsuwa BARFik, że aż miło (a była na marketówkach i to częściowo chrupy) - dobrze, że młoda i instynktu jeszcze złe nawyki nie zabiły. A Mama dumna, że ich kotek BARFuje a nie cyt. "je jakieś odpady"
Jutro będę rano kocinę ogarnąć (uszka, pazurki itp.), to fotki zabiorę z Mamy telefonu. Ojciec przeszczęśliwy (po wyprowadzce Magnolki zaczynał przypominać usychające drzewo), a mała w nim chyba zakochana, bo tylko wchodzi w drzwi, to dawaj strzelać baranki i na plecki "kółkami" do góry wystawia brzuszek... i to po 24h od przyjazdu tak zaczęła! Strasznie wytęskniony człowieka musiał być ten kotuś.
Mieszanki będę robić dla obydwu panien, więc Magnolcia się ucieszy, że co tydzień zmiana smaku a nie co dwa (bo ze zbyt małej ilości kiepsko się robi). Za jakiś czas je pewnie poznamy, ale na razie to chuchro musi się wzmocnić (zaczyna prostować nóżki, bo w pierwszy dzień miała słabiutkie i chodziła trochę jak robocik: na stawach zamiast na mięśniach). Ojciec jest w szoku, że tak ekspresowo się zmienia - no cóż, jak była niedojedzona i przemarznięta, to trochę ciepła i dobrej jakości jedzenia czyni cuda.
Ja to mam szczęście - i Mokate, i Norbi, i Magnolcia, a teraz Mała - wszystkie jakoś trybią, że mięsko dobre, a chrupki be... może mają to po mnie
Barfuje od: 2008
Udział BARFa: 75-90% Pomogła: 23 razy Dołączyła: 13 Wrz 2011 Posty: 4841
Wysłany: 2014-10-08, 17:08
Ale fajnie . Dzięki twojej wyprowadzce jeszcze jeden kot dostał szansę na wspaniały dom .
Rozumiem, że Tobie nie przeszkadza, że będziesz robić teraz podwójną górę BARFa?
Czy może z czasem któreś z rodziców też wsadzi ręce do michy z barfną paciają?
Kiciusia fajowa, taka "króweczka" , bardzo przypomina kota, którego tydzień temu przygarnęła moja ciotka i teraz wyciąga z depresji oraz ciężkiego stresu, i z którą dziennie godzinami na telefonie wiszę. Super, że wyrzucenie Małej z domu i pobyt na działkach nie odbił się negatywnie na jej psychice i jest tak ufna w stosunku do ludzi. Nie zawsze jest tak dobrze niestety i właśnie z takim kotem ma do czynienia moja ciotka. Ech, szkoda słów .
Sandra napisał/a:
Niektórych osobników należałoby eksterminować
No dokładnie, w dodatku nie jest ich mało. Niestety ani wojna, ani ebola nie selekcjonują ludzi według naszych kryteriów...
_________________ Aby dotrzeć do źródła, musisz iść pod prąd
Cieszę się, że Małą się udało zabrać z ulicy zanim ją ktoś tak skopał jak Magnolcię: jest chudziutka i zabiedzona, ale psychika cała. Dzisiaj obcinałam pazurki i takie tam - szyć nie trzeba było, ale łatwo też nie było (charakterek jak Magnolcia).
BARFa będę sama robić - mama dostaje porcje dobowe, które sama dzieli na posiłki i odpowiednią ilość spiruliny, która jest jadalna tylko w postaci rozmieszanej z wodą z odrobiną kremówki (takiej czystej, bez dodatków) - dobre i to. Mieszanka wchodzi bez zachęty - wystarczy dać. Mięso w większych kawałkach trudno na razie gryźć (Magnolka też miała bardzo słabą szczękę na początku).
A to kilka zdjęć zrobionych przez mamę w niecałe 48h od przyjazdu łobuziaczka do rodziców: foty
P.S. na fotach nie widać, ale z góry chuda jak patyk - 2kg na pewno nie ma, a długość ma Magnolci, która ma 3.5kg i jest taka akurat; teraz już zaczyna normalnie chodzić, bo w pierwszy dzień jak chciała umyć doopkę, to się wywracała i tylne nóżki słabawe były... no i z czarnych pól zaczynają mocno wychodzić białe (martwe) włosy - ciekawe, czy też tak ołysieje jak Magnolcia... na szczęście po BARFiku w kuwecie idealnie (raz było resztkami karm marketowych - rodzice przyzwyczajeni do BARFowej Magnolci byli w szoku jak zobaczyli i wyczuli urobek, że to może być taka masakra i tak dużo)
Dzisiaj mnie nerw strzelił - kumpel, który wtedy do mnie zadzwonił, że ma taką kotkę w ogrodzie, gdzie zrobił jej z kartonu budę i z sąsiadami jakoś tam ją dokarmiali (porcjami dla domowego kanapowca - nie wiedzieli, że jak na zewnątrz i zimno, to trzeba więcej - dlatego taka chuda), wyskoczył z pretensjami, że jak mogłam napisać, że mieszkała na ulicy, jak przecież on jej karton dał i w ogrodzie mogła mieszkać. Tak więc sprostowanie: nie mieszkała na ulic, mieszkała w ogrodzie w kartonie po tym jak wyrzucono ją z domu i zaliczyła kilka przeprowadzek między domami/ogrodami (bo to wyszło w rozmowie). Wiecie, ręce mi opadły jak napisał, że mógł przecież nic nie robić i nawet do mnie nie zadzwonić, bo ja bezczelnie napisałam, że mieszkała na ulicy, a przecież ten, kto ją wyrzucił, ryzykować że kot coś dziecku zrobi nie mógł, a nikt z tamtego osiedla do domu nie weźmie (same domy i to konkretne), bo kudły będą. No a mogła przecież w ogrodzie w kartonie i jeść dostawała coś a nie na ulicy i na drugi raz totalnie oleje i niech kot zdycha.
Dla mnie dom to dom, a jak kot mieszkał w domu i ląduje poza nim w nieogrzewanym miejscu z kartonu to jest ulica. Ale może ja jakaś głupia jestem, że nie pojmuje, że karton to też dom tylko inny? Mam nerwa na cały dzień.
Oczywiście powiedziałam mu, że takich znajomych to nie chcę mieć... kot zabiedzony tak, że w pierwszy dzień nie umiał doopki umyć jak zrobił dwie mega kupy w transporterze (jedna jak kamień, druga rzadkawa i żółtawa) oraz trzecią w domu (musiałam doopkę chusteczką wycierać), a jakby ktoś posłuchał, to kot miał wszystko i tylko problem, bo ludziom się do domów pchał i alarm komuś kilka razy załączył. Ten świat już całkiem chyba powariował (albo ja).
Barfuje od: 17.02.2013
Udział BARFa: 75-90% Pomogła: 20 razy Dołączyła: 21 Sty 2013 Posty: 3009 Skąd: Warszawa
Wysłany: 2014-10-10, 06:32
Karton, no żesz, a styropianu do kartonu dał? A jak będzie padać, to co z tego kartonu zostanie ? Pomyślał, troszkę, ale nie do końca . Na drugi raz oby żadnego kota potrzebującego nie spotkał na swojej drodze i żaden kot się koło niego nie kręcił. Sam niech spróbuje pomieszkać w kartonowym domku, to może zmieni zdanie.
_________________ „Im bardziej poznaję ludzi, tym bardziej kocham zwierzęta.”
George Bernard Shaw
Magnolcia dzisiaj strasznie płakała jak wychodziłam do pracy - zawsze patrzy strasznie smutno, ale dzisiaj próbowała zastawiać drzwi i płakała - straszne to było... aż w środku gdzieś ściska. Cieszę się, że Malutka nie została tak skrzywdzona jak Magnolcia, która boi się własnego cienia i czuje się bezpiecznie tylko jak jestem obok bo rany fizyczne to się jej zagoiły, ale psychika chyba już nigdy nie będzie jak u kota, który zawsze miał dobry dom.
A, i jeszcze oburzenie, że jak mogłam powiedzieć, że dostawała "jakieś jedzenie" skoro dostawała dla kotów (winston i perfect fit to było to lepsze, reszta to robione dla marketów); kitka ma ciągoty do suchego chleba (widać, że nieraz jadła).
Powiedziałam mu, że dziękuję, że tyle jej pomógł, bo dzięki temu dożyła czasu aż znalazł się dom (w kartonie była bezpieczniejsza niż na jezdni i też kiepskie jedzenie lepsze niż żadne). Ale jak słyszę, że dostawała jeść i miała "budę", więc nie mieszkała na ulicy, to nie mogę. Oburzył się, że tyle dla niej zrobił, bo przecież mógł do schronu oddać jak znalazł, a ja tu jeszcze go opierdzielam. To jest przerażające jak nieświadomi są ludzie i to w dużym mieście z wykształceniem wyższym... to co jest na wsiach u ludzi z podstawówką? Choć może im bardziej zależy i więcej się uczą o kotach. W każdym razie załamuje mnie to (maila do mnie znalazł na moim blogu, więc miał gdzie doczytać o kocich potrzebach).
Wiem, że dobrze, że tyle jej dał (zawsze na głowę tak nie i psy nie goniły, a w brzuchu nie było tak pusto, żeby jeść ziemię i kamienie jak robią niektóre koty i też domu próbował szukać pisząc do mnie o pomoc), a nie jak wielu tylko przegonił, ale... oburzanie się, że napisałam, że kotka mieszkała na ulicy... nie ogarniam tego - no przecież mieszkała na ulicy a nie w domu.
Ostatnio odkrywam, że z 99% znajomych to poza rozmowami o pogodzie już żaden temat nie jest bezpieczny, bo od razu dym jak się mówi, co się myśli. Starość? Takie czasy? Nie wiem.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Nie możesz ściągać załączników na tym forum