Udział BARFa: 90-100% Pomogła: 17 razy Dołączyła: 01 Paź 2011 Posty: 1532
Wysłany: 2013-04-09, 17:49
Terhie, ja bym Ci radziła, zanim wybierzesz się do weta, złapać mocz Sanjiego i oddać do labu, który porządnie wykona badanie (na porządnym sprzęcie, a nie na żadnych paskach). Wet nie jest jasnowidzem i obejrzenie i obmacanie kota nie wystarczy mu do znalezienia przyczyny problemu. A tak, zabierzesz wyniki i będzie od razu materiał do analizy z wetem, a jak zechcesz to i wrzucisz na forum. Jeśli wyniki analizy moczu będą dobre, to być może rzeczywiście Sanjiro posikuje na tle stresowym (jeśli to on), że zmiana mieszkania mu jak na razie nie służy. Ale najpierw trzeba sprawdzić i wykluczyć, czy to posikiwanie, nie jest np. efektem zapalenia pęcherza na innym tle (tak jak wspomniałaś,np. w wyniku drażnienia ścian pęcherza przez bardzo liczne kryształy lub na tle bakteryjnym, co ewentualnie później trzeba byłoby potwierdzić jeszcze posiewem).
W każdym razie trzeba poszukać przyczyny.
Ostatnio zmieniony przez Margot 2013-04-09, 19:16, w całości zmieniany 1 raz
Badania moczu wyszły ok. Z krwią czekam, aż mi zapłacą za zlecenia Sanji na razie nie sika - ale zauważyłam, że przestał siedzieć u WL. Więcej się bawimy, kot ożył. Nie wiem, co to było, może rzeczywiście kuweta w pokoju pomogła.
Tymczasem... mój mały Barbarzyńca, czyli Cirdanek, czyli Mały Kot, przeżywa wizytę gości. I patrzeć na to nieszczęście już nie mogę.
Kot na maksa zestresowany. Z równowagi wytrącają go już kroki na klatce, jak w jednym dniu były dwie wizyty kurierów, znalazłam kota pod wanną. Potrafi tam siedzieć cały dzień. Ma trzy takie kryjówki w domu. Teraz goście są w domu, kot spędził wczoraj cały dzień ukryty w warsztacie.
Jak tylko słyszy cokolwiek - wpełza pod kołdrę, śpiwór, cokolwiek. Chodzi z brzuchem przy ziemi.
Nie bardzo wiem, jak na to reagować, żeby nie wzmacniać u niego lęków. Kuwetę ma w pokoju, przynoszę mu też jedzenie do pokoju, bo dopóki są goście, jedzenie w kuchni odpada.
W pokoju też je na raty, bo co i rusz coś go przepłoszy i biegnie pod kołdrę.
Czy w ogóle można pozbawić kota takich lęków? Sanji włazi obcym na kolana, potrafi się rozwalić przy nich do góry brzuszkiem, ale on od małego szczurka był w domu, gdzie było sporo ludzi, inny kot, goście, imprezy... A śmietnikowy Cirdanek... diabli wiedzą, co go na tym śmietniku spotkało - szelest worków na śmieci - kot ucieka. Głośniejszy dźwięk - kot się chowa. Mam wrażenie, że te jego lęki się nasilają.
Barfuje od: 09.2012 Pomógł: 10 razy Wiek: 31 Dołączył: 06 Sie 2012 Posty: 1432 Skąd: Poznań
Wysłany: 2013-04-21, 08:08
Cirdanek może mieć fobię nabytą, na razie zdaje się nieokreśloną. Fobie są bardzo trudne w leczeniu, często nie da się z tym zbyt wiele zrobić. Są dwa główne sposoby leczenia: nasilanie bodźców wywołujących fobię lub ich ograniczanie. Ty musisz ustalić, którą drogą podążyć, bo raczej Ty znasz Cirdanka najlepiej
_________________ Naturalne stało się sztuczne, a prawdę uznano za kłamstwo.
Cirdan jest dla mnie zagadką - chętnie próbuje wydostać się "na świat", robiąc podchody do okien, zaczepia Sanjiego, atakuje go i przegania go z ulubionych miejsc, ładuje mu się do miski, a jednocześnie głośniejszy dźwięk na klatce, deszcz mocniej uderzy w parapet - i kot zwiewa z brzuchem przy ziemi.
Jest niezrównoważony. I to mocno.
Na siłę nie będę go wyciągać z zakamarków (wystarczą mi te po-cirdankowe-blizny, które mam ), zastanawiam się, czy nie jest za późno i czy to ja zrobiłam coś źle (trafił do mnie jak miał 3-4 miesiące), czy "ten kot tak ma". Wyraźnie się nasilają te jego lęki ale może to dlatego, że nie miał za bardzo okazji oswoić się z hałasami? Ja prowadzę raczej cichy tryb życia, a w tym mieszkaniu byle stąpnięcie słychać (uroki kamienic).
PS. Zaczął się sezon polowań na owady. Przed chwilą koty urządziły polowanie na jakieś ćmowate. Pełen sukces, nic już nie lata
Barfuje od: 17.02.2013
Udział BARFa: 75-90% Pomogła: 20 razy Dołączyła: 21 Sty 2013 Posty: 3009 Skąd: Warszawa
Wysłany: 2013-04-29, 12:43
Moja Migotka, która dokazuje podobnie jak Twój Cirdan (robi podchody do drzwi - już kilka razy uciekła na klatkę, zaczepia Agritkę, niekiedy ją atakuje i zajmuje jej ulubione miejsca), uważa się za przywódczynię, a jakiś nagły hałas, coś spadnie - ogon jak szczota ucieka w ciemny zakamarek.
Na szczęście Agritka zrobiła się silniejsza psychicznie i nie oddaje łatwo swoich miejsc. Kiedyś nie kładła się na swoje miejsce, które zajęła jej Migotka. Później jak już odważyła się zając swoje ulubione miejsce, to Migotka kładła się obok niej (tak trochę na niej). Sprawiało to, że Agritka opuszczała swoje miejsce. Kilka razy w takiej sytuacji przekładałam Migotkę na wolne miejsce obok. Teraz już nie ma tego problemu, wymieniają się miejscami. Raz leżą na swoich miejscach, innym razem się zamienią.
Nawet jak się poganiają trochę po pokoju, to Agrita w obronie warczy i już się nie daje Migotce. W sumie to siły się wyrównały (takie mam wrażenie).
A Migotka jak tak ucieka, to nie na długo, za chwilę (widząc, że Agrita się tak nie boi) wychyna się ze swojej kryjówki i udaje, że nic się nie stało
Ostatnio zmieniony przez Sandra 2013-04-29, 18:41, w całości zmieniany 1 raz
Podzielę się z Wami rozmową na przystanku. Uprzedzam, historia zawiera elementy drastyczne.
Siedzę na przystanku z Pręgowatym. Obok pani, lat może 50.
P.: Zwierzątko?
Ja (jak zawsze uprzejma): Kot.
P.: Ja bardzo lubię koty.
Czekam w milczeniu, bo instynkt mi mówi, że za tym zdaniem kryje się coś więcej.
P.: Młoda byłam, może z 17 lat miałam, cały czas chorowałam. A to angina, a to migdałki wycięli, ale na nic to, ciągle coś, lekarze nic już nie wiedzieli. I wtedy usłyszała mama od takiego dekarza, żebym ja sobie kota wzięła i tu na szyi sobie położyła na noc.
Kiwam głową: a bo to pierwsza taka historia?
Jak się okazało… Pierwsza.
P.: Tak zrobiłam, kilka nocy tak spałam z tym kotem, cośmy go z dworu wzięli. Jak ręką odjął, proszę pani, wyzdrowiałam i już przestałam chorować.
Ja: Koty znane są z takich historii.
P.: Ja wtedy nie wiedziałam tego, później dopiero. Ale niech pani sobie wyobrazi, tego kota mój ojciec potem zabić musiał, powiesił go, ropa z niego leciała, cały chory był. Tak ze mnie chorobę wyciągnął.
Pomogła: 18 razy Dołączyła: 29 Gru 2011 Posty: 3447
Wysłany: 2013-07-16, 14:22
.. i córko
Są miejsca na ziemi polskiej również, gdzie w przesądy związane z zwierzęcą mocą się wierzy nadal i stosuje skrycie. Wiara cuda czyni.
A ja zdania nie mam czy wyciągnął tę chorobę czy nie, ale w nagrodę życia pozbawiony biedaczek został.
Cóż człowiek władca świata
Wróżenie z kota mówi mi, ze idzie zima. W ciągu ostatniego miesiąca kotom przestało lecieć futro (które leciało strasznie, nie sposób się było przytulić do kota, wszędzie kłaki...) - można głaskać, targać i miętolić - nic nie wypada.
Zaczęły znów spać z człowiekiem i sypiać na sobie, poprzytulane, splątane łapy i ogony - a przez całe lato stroiły na siebie fochy.
A, to wszystko jasne - czai się
Mój Mały Kot ucieka pod narzutę jak się wystraszy, i wtedy nic nie wystaje, widać tylko tunel zakończony pagórkiem Ale czasem się zawija i wtedy pyszczek ma w okolicy wyjścia spod narzuty i może obserwować, czy aby coś do jedzenia gdzieś się nie kroi...
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Nie możesz ściągać załączników na tym forum