BARFny Świat Strona GłównaBARFny Świat Strona Główna
FAQ  Szukaj  Użytkownicy  Grupy Rejestracja  Album  Kontakt  Zaloguj

Poprzedni temat :: Następny temat
śmierć kotki po ostrym zapaleniu żołądka
Autor Wiadomość
Michał2 

Dołączył: 04 Gru 2025
Posty: 2
Wysłany: 2025-12-13, 12:38   śmierć kotki po ostrym zapaleniu żołądka

Szanowni Państwo
Nasza kotka była uroczym stworzeniem i naszym przyjacielem, niestety umarła po czterech dobach bezskutecznego leczenia w jednej z klinik. Kiedy po tygodniu doszliśmy z żoną do siebie na tyle, żeby zadać klinice kilka pytań e-mailem, otrzymaliśmy jedynie fragmentaryczną odpowiedź. W kolejnej odpowiedzi zaproszono nas na spotkanie z jednym lekarzy, ale ponieważ w odpowiedzi zawarte były błędy, a co więcej zaprzeczenie tego, co słyszeliśmy w trakcie rozmów, poprosiłem ponownie o odpowiedź w formie email oraz o przekazanie dokumentacji leczenia. Klinika jednak zignorowała te prośby (mamy tylko otrzymaną wcześniej kartę leczenia, nie wiemy czy była dalsza dokumentacja, a jeśli tak, to jaka).
Poniżej opisuję przebieg leczenia (w pkt I) oraz moje wnioski, w szczególności na podstawie karty leczenia (pkt II). Bardzo chciałbym zrozumieć, co poszło nie tak w tym leczeniu, dlatego będę wdzięczny za wszelkie uwagi i podpowiedzi.
Zależy mi na rzetelnej ocenie – jeśli Państwa zdaniem moje wątpliwości lub zarzuty nie są zasadne, proszę również o takie opinie.
Z góry uprzejmie dziękuję za wszelką pomoc.

I.
Po tym, jak kotka połknęła niewielki kłębek nitek moja żona zwróciła się do najbliższej położonego weterynarza, który zalecił jej podanie wody utlenionej w celu wywołania wymiotów u kotki. Kiedy to się nie udało, ten sam weterynarz skierował nas do jednej z klinik w okolicy. Tam, na miejscu podano kotce narkozę, której skutkiem ubocznym są wymioty. Ten zabieg (tzw. sedacja) udał się i w zwróconej treści moja żona zidentyfikowała połknięte nitki.
Po zabiegu kotka była ospała, z trudem się poruszała. Na wieczornej wizycie kontrolnej dostaliśmy lek o nazwie sucrabest, który mieliśmy podać kotce sami w domu. Po jego podaniu kotka dalej nic nie jadła, w nocy znowu zwymiotowała, a zwrócona treść miała biały kolor tego leku i dwie ciemniejsze plamki (kropki).

Drugiego dnia z rana moja żona udała się z kotką na kolejną wizytę. Przyjmujący nas lekarz najpierw powiedział nam najpierw, że trzeba ten lek podać skutecznie, ale po chwili wyszedł (prawdopodobnie skonsultować się z kimś lub coś sprawdzić), a po powrocie stwierdził, że że podany nam poprzedniego dnia lek mógł kotce wręcz zaszkodzić. Co więcej stwierdził, że nie może zaufać ocenie swoich koleżanek, zajmujących się kotką poprzedniego dnia, co do tego, że zwróciła ona całość nitki (powiedział, że byłby to z jego strony błąd w sztuce). Uznał on, że przedwczesne wznowienie pracy żołądka poprzez podanie przeznaczonych do tego leków może spowodować przesunięcie pozostałego fragmentu nitki do jelit, co wiązałoby się z ryzykiem śmierci kotki. Dlatego podał jej jedynie leki plasmalyte i vominil oraz kroplówkę, zakazał też podania kotce jakiegokolwiek jedzenia oraz polecił przyjechać na kolejną wizytę kontrolną tego samego dnia, ale dopiero wieczorem, na specjalistyczne badanie usg, ponieważ osoba, która wykonuje tego rodzaju badania pracowała tego dnia dopiero od godziny 17 (nas zapisano na godz. 18:40 tamtego dnia).
Wieczorne badanie usg nie potwierdziło jego obaw. Postawiono diagnozę: ostre zapalenie żołądka oraz jego stan atoniczny, tj. brak jego prawidłowej pracy – kotka otrzymała zestaw leków w związku z potrzebą podjęcia pracy żołądka oraz kroplówkę. Ani wtedy, ani później nie stwierdzono innych problemów – przeciwnie: stwierdzono brak widocznych objawów, w tym w szczegółowym opisie usg. Lekarz powiedziała nam, że wypuszcza kotkę do domu, gdzie mamy ją obserwować. W razie poprawy po podaniu leków – mieliśmy przyjechać na kontrolę wieczorem następnego dnia, natomiast w razie braku poprawy – z samego rana. Jak dowiedzieliśmy się po czasie (z katy leczenia) pani doktor zapisała tam, że wypuszczenie do domu wynikało z „decyzji właścicieli”, chociaż nam nie przedstawiono tego, żeby hospitalizacja miała być lepsza. Po powrocie do domu tego samego dnia poprawa była widoczna od razu – kotka jakby odżyła, zachowywała się w zadzie jak przed całym zdarzeniem, ale wciąż nie jadła i nie bawiła się.

Trzeciego dnia z rana zastanawialiśmy się z żoną, czy w takiej sytuacji jechać do kliniki. Zadzwoniłem do kliniki opisując sytuację, na co otrzymałem odpowiedź, od osoby, z którą rozmawiałem, że ona nie jest lekarzem (była to pani z recepcji) oraz, że „jeśli czuję się zaniepokojony, to powinienem przyjechać”. Prosiłem dwukrotnie o to, żeby moje pytanie przekazać lekarzowi, jednak powiedziano mi, że nie ma takiej możliwości. Zdecydowałem się na przyjazd, a w czasie rejestracji ta sama pani recepcjonistka nie omieszkała mi powiedzieć, że „przecież wiadomo”, że u kota, który nie je od ponad doby, jest to stan niepokojący. Żałowałem, że ani ona, ani poprzedniego dnia lekarze, nie
powiedzieli nam tego od razu. Kotkę przyjęto do leczenia szpitalnego, gdzie leczono ją farmakologicznie. Dopiero wtedy przekazano nam, że dwie doby bez jedzenia to stan dla kota bardzo niebezpieczny, a co więcej - podane dotychczas środki i kroplówki nie zmieniają tego, że dla podjęcia pracy żołądka kotka musi zacząć jeść. W ten sposób, przez błędne decyzje i brak informacji ze strony lekarzy, straciliśmy całą dobę, w której kotka nie była kompleksowo leczona. Wieczorem odwiedziliśmy kotkę w klinice. Cały brzuszek miała pokryty płynem do wykonywania usg, a w futerku miała poprzyklejane liczne fragmenty jedzenia – ponieważ nie zadbano o jej podstawowy komfort, sam musiałem ją powycierać. Przyjmując kotkę do hospitalizacji nie zapytano nas o to, jaką karmę je, dlatego sami przywieźliśmy jej ulubioną i daliśmy jej ulubiony kocyk. W czasie spotkania lekarz przekazała nam, jako dobrą nowinę, że kotka już je, co prawda z ręki, ale je. Ucieszyliśmy się, ponieważ nie wytłumaczono nam, że „jedzenie z ręki” oznacza podawanie jej drobnych porcji jedzenia przymusowo (o tym powiedziano nam dopiero po śmierci kotki), a więc nie oznaczało to poprawy.

Czwartego dnia rano moja żona otrzymała telefonicznie kolejną uspokajającą informację o poprawie stanu żołądka kotki. Co prawda w rozmowie powiedziano jej, że nastąpiło to po ocenie innego lekarza, ale nie zwróciliśmy na to wówczas dostatecznej uwagi, ponieważ mieliśmy dzwonić ponownie po południu w celu umówienia odebrania kotki do domu. Czekaliśmy z nadzieją na kolejny telefon. Niestety kiedy przyszła pora na rozmowę powiedziano nam, że nie tylko nie możemy kotki odebrać, ale nie powinniśmy nawet jej odwiedzać. Prosiliśmy o wyjaśnienie w nawiązaniu do poprzednich ustaleń, ale powiedziano nam tylko, że „to nie jest w tej chwili kot do oddania”, że kotka znów nie je oraz, że gdybyśmy chcieli odebrać kotkę, to pani doktor zapisze w karcie, że nastąpiło to „na żądanie właścicieli”. Moja żona zapytała wprost, czy w związku z pogorszeniem mamy się obawiać śmierci kotki, ale pani doktor zapewniła nas, że nie, ponieważ oni wciąż mają wiele sposobów, żeby jej pomóc. Pani doktor przekazała nam, że przeprowadzi w nocy dwa zabiegi: odessania treści pokarmowej przy użyciu sondy oraz wlewki doodbytniczej. Poza tym umówiliśmy się wstępnie na kolejny dzień rano, w celu odebrania kotki do domu.
Z samego rana następnego dnia otrzymaliśmy telefon. Kolejna lekarz, która przyszła po nocnej zmianie powiedziała nam, że zastała kotkę w ciężkim stanie, w hipotermii. Moja żona nawiązała do rozmowy z poprzedniego dnia o tym, kiedy uspokajano nas wieloma możliwościami leczenia, ale w odpowiedzi usłyszeliśmy, że klinika nie ma „magicznych środków”. Pani doktor zaleciła nam dodatkowo płatne badania na trzustkę, na które zgodziliśmy się. Po ok. pół godziny otrzymaliśmy kolejny telefon o tym, że nasza kotka przestała oddychać i jest reanimowano. Poproszono nas o zgodę na eutanazję, żeby przerwać jej cierpienie.

II.
1) podana kotce woda utleniona była otwarta na kilka miesięcy przedtem, więc wątpliwe jest, żeby jej podanie było przyczyną tak poważnych zmian; ostatnia z lekarzy, z którymi rozmawialiśmy w klinice – bezpośrednio po śmierci kotki zasugerowała, że przewód pokarmowy kotki był wewnątrz „popalony”, z powodu tej wody - chociaż wcześniej nam tego nie przekazano, ani nie leczono naszej kotki na takie oparzenie;
2) w klinice nasza kotka była leczona w sposób opieszały i nie oceniono prawidłowo jej stanu - dopiero kiedy była już wycieńczona po prawie czterech dniach bez jedzenia wykonano u niej kolejno dwa inwazyjne zabiegi, na które było już za późno: zastana treść w żołądku była już zbyt gęsta;
3) kiedy po śmierci kotki prosiliśmy w drodze emailowej o wyjaśnienie, dlaczego do tego doszło, winę zrzucono na nas, ponieważ rzekomo to my podejmowaliśmy wszystkie decyzje: w rzeczywistości jedną decyzją, jaką podjęliśmy było zaufanie klinice i to, że słuchaliśmy we wszystkim kolejnych zleceń;
4) klinika reklamuje się, jako dobrze zaopatrzona, ale na wykonanie badania usg z opisem musieliśmy czekać 9 godzin (od rana do wieczora), ponieważ najwyraźniej tylko jedna osoba potrafi tam wykonać szczegółowe badanie usg; bezpośrednio po śmierci kotki pani doktor przekazała nam, że sonda, którą próbowano odessać treść żołądka była zbyt krótka, ale kiedy później skierowaliśmy pytania do kliniki w formie emaila zaprzeczono temu;
5) nie widzieliśmy w klinice żadnej szczególnej drogi postępowania w sytuacjach zagrażających życiu: chociaż upływał cenny czas, kazano nam czekać w kolejce;
6) w czasie leczenia nie tylko nie byliśmy prawidłowo informowani o stanie naszej kotki, ale de facto wprowadzano nas w błąd sugerując przez dwa dni poprawę jej stanu na podstawie przesłanek, które wyjaśniono nam dopiero wówczas, kiedy było już za późno dla nas, żeby zareagować; nie wyjaśniono nam w szczególności, że jedzenie „z ręki” nie oznacza, że kotka je, ponadto dopiero po zapoznaniu się z kartą leczenia dowiedzieliśmy się, że poprawa stanu żołądka w usg, którą przekazano nam jako uspakajającą wiadomość, została zapisana w następujący sposób: „usg fast - żołądek atoniczny ale subiektywnie mniejszy niż wczoraj” – niestety nie otrzymaliśmy odpowiedzi na pytanie, co oznacza, że zmiana została stwierdzona jedynie subiektywnie;
7) nie otrzymaliśmy także informacji o tym, co doprowadziło bezpośrednio do śmierci; udzielono odpowiedzi tylko na niektóre z naszych pytań (zadane w formie email), a w tym zakresie zawarte są zaprzeczenia słów lekarzy, które słyszeliśmy i które dobrze pamiętamy, dlatego nie możemy zaufać żadnym deklaracjom ze strony przedstawicieli kliniki; na podstawie wypowiedzi z czasu leczenia, ani z korespondencji z kliniką po śmierci kotki nie mamy powodów do przyjęcia, że wszystkie zabiegi zostały wykonane prawidłowo, lub żeby prawidłowo zostały dobrane jej leki; w karcie leczenia nie ma wskazanego czasu podawania leków, ani wykonywanych zabiegów (jak nam wyjaśniono, nie ma takiej praktyki w klinice, żeby w taki sposób prowadzić kartę);
8) kiedy po śmierci kotki zadaliśmy pytanie poprzez email o zabiegi, odnosząc się do zastosowanej sondy opisaną nam ją nie jako sposób odessania treści żołądka (zgodnie z tym, o czym informowano nas w trakcie leczenia), ale jako sposób dokarmiania, a po ponownym dopytaniu o to, jaki był - w perspektywie braku przesuwania się treści żołądka - sens takiego dokarmiania, przedstawiciel kliniki powiedziała, że „ponownie omówiła tę kwestię z lekarzami” i że cewnik/sonda był stosowany wyłącznie do próby odessania treści żołądka; w karcie leczenia figurują jednak dwie osobne pozycje: sonda oraz cewnik do karmienia, przy czym jeśli kotkę dokarmiano cewnikiem, to odbyło się to bez naszej zgody;
9) za każdym razem kotką zajmował się inny lekarz, stąd nie stosowano jednolitej terapii (w szczególności często zmieniano jej leki), przykładowo kiedy po pierwszym dniu podano dla niej jeden lek, już drugiego lekarz wskazał, że jego zastosowanie mogło być szkodliwe; w sytuacji, kiedy karta leczenia nie jest prowadzona szczegółowo, może stąd wynikać zarówno opieszałość działania jak i tak złe informowanie opiekunów zwierząt, jeśli jedni lekarze zostawiają niektóre działania lub decyzje kolejnym lekarzom (na zasadzie tzw. „spychologii”), a ci z kolei zakładają, że to poprzedni powinni o wszystkim powiedzieć opiekunom pacjentów;
10) co więcej zdarzało się, ze lekarze wzajemnie podważali swoje kompetencje: jeden lekarz w rozmowie z nami uznał, że zastosowanie się do oceny swojej koleżanki o tym, czy kotka zwróciła nitkę byłoby „błędem w sztuce”, natomiast z kolei wobec oceny tego lekarza inna pani doktor wyraziła się z rezerwą w rozmowie telefonicznej z nami;
11) leki, które kotce podawano to: plasmalyte; metoclopramid CRI; vominil; synulox; gastrovom; sucrabest; mirataz; gasprid.
12) bezpośrednio po śmierci kotki lekarka, która z nami wówczas rozmawiała przekazała nam, że ona „zastała” naszą kotkę w stanie hipotermii, także wg. karty leczenia spadek temperatury nastąpił jeszcze w trakcie dyżuru nocnego; oznacza to, że musiała być jakaś przerwa, w której kotkę zostawiono bez opieki; chociaż kotka musiała już umierać przez pewien czas, środki przeciwbólowe podano jej dopiero przy eutanazji; na kocyku kotki widać było kilka jasnych śladów krwi, nie uzyskaliśmy informacji, o czym one świadczyły.
 
 
małga 


Barfuje od: 11.2014
Pomogła: 9 razy
Dołączyła: 20 Lis 2014
Posty: 876
Skąd: znad morza/W-wa
Wysłany: 2025-12-14, 13:19   

Z mojego doświadczenia woda utleniona była pierwszym błędem, dalej prawdopodobnie zły lub nieodpowiednio podany lek. Żeby sprowokować wymioty podaje się roztwór soli (sól z wodą) jak najszybciej po połknięciu przedmiotu, w przypadku brak pewności, że zwierzę zwróciło całość, należy zrobić rentgen. Sprawdź skład, działanie i zastosowanie wody utlenionej. Zacytuję internet, bo nie mam wiedzy medycznej: "Woda utleniona jest substancją żrącą, której spożycie może spowodować: Podrażnienie, a nawet chemiczne oparzenia przełyku i żołądka. Powstawanie dużych ilości gazowego tlenu w żołądku, co może prowadzić do jego niebezpiecznego rozdęcia, a nawet pęknięcia. Zatorowość gazową, czyli tworzenie się pęcherzyków powietrza (tlenu) we krwi, co może blokować naczynia krwionośne i prowadzić do uszkodzenia mózgu, serca lub innych narządów." Napisałam z doświadczenia, bo stosuję sól na wymioty i już też wiem, by nie użyć wody utlenionej na rany. Przykro mi ogromnie, że w obecnych czasach doszło do tragedii z powodu niewiedzy lekarzy. Dziękuję, że napisałeś.
_________________
Instrukcja Obsługi Wyszukiwarki THE TRUTH IS OUT THERE
  
 
 
Michał2 

Dołączył: 04 Gru 2025
Posty: 2
Wysłany: Wczoraj 7:58   

Dziękuję Małga za wiadomość. Niewątpliwie podawanie wody utlenionej było błędem… Planuję w najbliższym czasie wystąpić przeciwko temu weterynarzowi na drogę dyscyplinarną.
Ale zastanawiam też nad leczeniem w drugim miejscu. Z tego co sprawdzałem, koty z nawet gorszymi przypadkami są ratowane.
Szukam weterynarzy z doświadczeniem w leczeniu kotów, którzy przygotowaliby pisemną opinię na podstawie nie tyle mojego opisu, co karty leczenia (oczywiście byłoby to odpłatne zlecenie). Gdyby ktoś z Państwa był takim weterynarzem, ale kogoś takiego znał i mógł polecić bardzo proszę o kontakt.

Niezależnie od tego będę wdzięczny za wszelkie podpowiedzi i informacje. Jeśli ktoś jeszcze z Państwa miał podobny przypadek ze swoim kotkiem, tj. leczenie zapalenia żołądka lub potrzeba wywołania wymiotów po tym, jak kotek coś połknął, to też bardzo proszę o opis, jak wyglądało leczenie.


Na podstawie tego, co dotychczas przeczytałem o leczeniu zapaleniu żołądka (bo taka była diagnoza w naszym przypadku):
- ważne jest podawanie antybiotyków lub leków przeciwzapalnych (u nas czekano z tym prawie 2 dni),
- ważne jest monitorowanie przełyku, trzustki i wątroby – u nas tego nie monitorowano, zrobiono to tylko raz, przełyku nie badano w ogóle, a w usg fast sprawdzano wyłącznie żołądek,
- ważne jest też równoważenie kwasów żołądka – w tym kierunku nie zrobiono nic, ani diagnostycznie, ani prewencyjnie.
Poza tym:
- okres postu powinien być krótki (u nas to były ponad 2 dni, do czasu karmienia „z ręki”),
- nie należy ufać wynikom morfologii po podaniu antybiotyków, one wypadną lepiej, niż w rzeczywistości.

W przypadku naszej kotki:
- nie brano pod uwagę powikłań, ani współistniejących czynników, takich jak przeszłe choroby,
- drugiego dnia leczenia weterynarz wstrzymał leczenie na ponad 9 godzin, do czasu przeprowadzenia szczegółowego usg; zasadniczo stąd wynikają dwa zarzuty - pierwszy, że nie zrobiono tego od razu pierwszego dnia leczenia (bo szczegółowe usg i tak było zasadne, nawet żeby ocenić ogólny stan), przez co - teoretycznie - narażono kotkę na niebezpieczeństwo, jeśli rzeczywiście byłaby w brzuszku jeszcze jakaś nitka; drugi - że nie powinno się tego robić już drugiego dnia, kiedy - przez tak długi czas - żołądek i tak mógł już ruszyć po pierwszej partii leków i kiedy przerwano już rozpoczęte leczenie de facto niwecząc skutki leczenia z pierwszego dnia;
- nie oceniano, jak zły jest stan kotki, kiedy ją przyjęto i nie weryfikowano zmian jej stanu w toku leczenia; poza jednym szczegółowym badaniem usg, nie skorzystano z żadnych innych możliwości diagnostycznych, robiono jej tylko usg fast,
- co gorsza kotką zajmował się za każdym razem inny lekarz, który dokonywał oceny obrazu z usg fast subiektywnie (tak jest w karcie!), więc nie miał możliwości, żeby rzeczywiście śledzić dynamikę zmian - kiedy zapytaliśmy klinikę o to, co to znaczy, że ta ocena była "subiektywna" i poprosiliśmy o zdjęcia z usg, wyjaśniono nam, że oni takich zdjęć nie robią i nawet nie mają jak ich wydrukować - więc rzeczywiście wnioski na podstawie usg fast były podejmowane na oko,
- weterynarze już przed hospitalizacją mogli zakładać, że stan żołądka jest bardzo poważny, skoro kotka jeszcze drugiego dnia wieczorem zwymiotowała podany jej lek (sucrabest); mimo tego czekali jeszcze dwie kolejne doby na przeprowadzenie innych zabiegów, przede wszystkim odessania treści żołądka - kiedy kotka była już wyczerpana, i po tym zabiegu jej stan się załamał,
- pomimo tego, że stan kotki pogarszał się bardzo od czasu odsysania treści żołądka i kotka przez całą noc miała hipotermię, zupełnie nic z tym nie zrobiono, aż do rana, kiedy potrzebna była reanimacja, zresztą też już spóźniona, nie podano jej też w tym czasie żadnych leków przeciwbólowych, co uważam za barbarzyństwo.

Powyższych zarzutów jestem w zasadzie już pewien, ale mam jeszcze dalsze obawy, których już raczej nie wykażę: chodzi mianowicie o to, że w karcie leczenia, w ostatniej dobie są dwie pozycje: cewnik do dokarmiania i sonda do odessania treści żołądka. Kiedy o to zapytałem klinikę po śmierci kotki powiedziano mi najpierw, że były oba zabiegi. Po tym, kiedy zapytałem na jakich podstawach kotkę dokarmiano cewnikiem, skoro zaraz potem trzeba było odsysać żołądek odpowiedziano mi, że jednak nie, nie było dokarmiania, tylko odsysanie. Obawiam się, że to nie była prawda - przedwcześnie stwierdzono poprawę stanu zdrowia i rozpoczęto dokarmianie kotki przez cewnik, co potem postanowiono naprawić poprzez odessanie treści żołądka.
Druga kwestia to sam przebieg tego odsysania - skoro na kocyku kotki były ślady krwi, to obawiam się, że ten zabieg wykonano źle.
 
 
małga 


Barfuje od: 11.2014
Pomogła: 9 razy
Dołączyła: 20 Lis 2014
Posty: 876
Skąd: znad morza/W-wa
Wysłany: Wczoraj 15:50   

Kot zwrócił sznurek po podaniu soli, osłonowo podałam potem kisiel z siemienia, nie było potrzeby leczenia. Na forum Aina prowokowała wymioty u kota po połknięciu trutki na szczury (temat "trutka"). Nie znam takiego przypadku jak Twój, dobrze, że opisałeś to szczegółowo, by nikogo nie spotkało takie nieszczęście. Szczerze współczuję straty.
_________________
Instrukcja Obsługi Wyszukiwarki THE TRUTH IS OUT THERE
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Template forumix v 0.2 modified by Nasedo. Done by Forum Wielotematyczne