Pieszczoch
Barfuje od: Od teraz
Udział BARFa: 75-90% Pomogła: 20 razy Dołączyła: 22 Gru 2016 Posty: 664 Skąd: Gdańsk
Wysłany: 2021-11-29, 09:59
Jak miałam trzy koty,każdy miał swoją kuwetę.Wchodził do swojej i załatwiał,to co trzeba!
Teraz mam jednego,i on ma trzy kuwety!Jak np.nasika w jedną,to zaraz wymieniam żwirek,
i myję lub wyparzam kuwetę,drugi raz już nie nasika w ten żwirek!Chociaż sypię mu sporo,
że może sobie spokojnie zakopać,i się załatwić jeszcze raz!Po prostu muszą być wszystkie kuwety
zawsze czyste!
Pieszczoch, ja się w duszy uśmiecham. Mam jedną wielką kuwetę i nie znam tych problemów. Trzy kotki bez problemowo się załatwiają. Ale sprzątane jest na bierząco to fakt. Przy czym żwirek robi różnicę. Gdybym sam nie testował i nie obserwował jak różne są zachowania kotów przy róznych żwirkach to bym nie uwierzył.
IzabelaW, stwierdziliśmy że słowami opiekunki będzie bardziej emocjonalnie więc dzisiejsza relacja poniżej. Na Twoje pytania te które pozostają dalej w temacie poczekamy piszą się
Do takiego poziomu już doszliśmy. Ale to ciągle jeszcze nie koniec
cyt.
"Tak jak Ci pisałam, jest zdecydowanie lepiej.
Przede wszystkim, to w tej chwili zlew/płyta jest JEDYNYM miejscem, gdzie sikają.
I to jest nieprawdopodobny sukces. Zniknęło sikanie na mnie, na wszystkie meble, do łóżka itd.
Z mojej strony jest to wręcz cud!😍 Łatwość sprzątania jest nieporównywalna i nie dobija mnie to tak psychicznie.
To raz, a dwa to ilość się drastycznie zmniejszyła. Kamerka była przed otwartą kuwetą.
Wówczas okazało się że nawet jeśli ja myślałam, że nic danego dnia nie było, to jednak myliłam się.
Uznawałam to za moją niedokładność w sprzątaniu A to były nowe, tyle że tylko kropelki.
Widzę że ilość sukcesywnie zmniejsza się od kiedy jest otwartą kuweta.
Pojawiają się dni, i jest ich coraz więcej, że nic nie ma, i tym razem mam dowody,
że Tak naprawdę jest🙂
Dzięki kamerce, Zauważyłam bardzo duży ruch w kuchni🙈 Ich droga jest zawsze taka sama.
Myk do miejsca, gdzie stoją brudne kubki/talerze itd. I zaczyna się niuchanie.
Zjedzą/wyliżą jeśli coś jest. Często nie ma, Ale czasem nie zauważę jakiejś mikroskopijnej ilości czegoś.
Gdy poniuchają już każde naczynie, są 2 opcje. Albo zeskakują z blatu, albo idą dalej do zlewu.
I tu znów jest niuchanie. I też są 2 opcje. Albo zeskakują z blatu albo sikają.
Zauważyłam, że Irokez jakoś tak'inaczej sika niż reszta. Jakby Od razu szedł nasikać. I płyta.. To tylko jego jest. Z kolei Kicia i Kłaczek sikają Jakby sekwencyjnie. Kilka minut po sobie.
To tyle mi się udało wyciągnąć wniosków."
Sierra
Barfuje od: 01.12.2018
Udział BARFa: 90-100% Pomogła: 12 razy Dołączyła: 04 Gru 2018 Posty: 778
Wysłany: 2021-11-29, 22:46
Arthea napisał/a:
Pieszczoch, ja się w duszy uśmiecham. Mam jedną wielką kuwetę i nie znam tych problemów. Trzy kotki bez problemowo się załatwiają. Ale sprzątane jest na bierząco to fakt. Przy czym żwirek robi różnicę. Gdybym sam nie testował i nie obserwował jak różne są zachowania kotów przy róznych żwirkach to bym nie uwierzył.
Popieram, często to kwestia przyzwyczajenia kota. TZ przeżył na wakacjach nie mały szok, jak upewniał się czy sprzątam u niego 3 kuwety (z wyparzeniem) 2 razy dziennie. W domu była wówczas tylko Sierra... Oświeciłam go, że wyrzucenie brudów raz dziennie i wymiana piasku co drugi dzień kota zadowalają
Przede wszystkim, bardzo chciałabym podziękować za zaangażowanie się w naszą kocią sprawę. Poniżej przesyłam swoje odpowiedzi, ciężko tak wszystko opisać, jeśli coś jest niejasne, proszę dopytać😉 Dla potrzeb ewentualnego dalszego rozwinięcia, dopisałam numery pytań. Sporządziłam tez mapę naszego kociego świata wraz z widokami z okien (zdjęcia). Od niecałych 3 tygodni oglądam kotki w kuchni w kamerze, aby mieć obiektywne dane. Filmiki na życzenie mogę przesłać (jeśli tak, proszę o informację co mają zawierać, jest ich bardzo dużo - kamera 24h, trwają po minucie). Jednak sporządzam też katalog zdarzeń w tabeli, aby łatwiej było zauważyć jakieś zależności (w załączeniu). Od 3 dni mamy 0 zdarzeń:) Edit: od dziś wliczam tez stół:( Gdy danych z kuchni będzie wystarczająco, kamera stanie przy kuwetach.
1. czy zdarza się również brudzenie kałem poza kuwetą?
Bardzo bardzo rzadko, wręcz sporadycznie. Powiedzmy raz na 3 miesiące i rzadziej.
2. czy sikanie poza kuwetą ma postać wydalania czy znakowania? A może obie te formy występują w równym stopniu?
Różnie. Jeśli dobrze rozumiem, znakowanie to kropelki, a wydalanie to opróżnienie całego pęcherza. Więc u chłopców cały pęcherz opróżniony, u Kici obie formy. Niestety, pojawiła się nowość - Kicia zaczęła sikać na stole. Właśnie po raz trzeci, stąd chyba już warto o tym wspomnieć. Pół pęcherza opróżniła co najmniej, a ja mam podkładki na stół do wyrzucenia (te same od grudnia 2020r.)
3. Jak dużo (w cm) jest żwirku w kuwetach? Czy jego poziom stopniowo maleje w miarę wyrzucania brudnego czy jest na bieżąco uzupełniany na stałą głębokość?
Jego wysokość żwirek posiada od 8 do 10 cm. Jest na bieżąco uzupełniany. Było to sprawdzane, lubią dużo żwirku. Gdy w ramach testu było mało, była tragedia z sikaniem.
4. jak często wybierane są odchody w kuwetach – po każdym użyciu przez kota czy rzadziej? Jeśli rzadziej to czy często koty korzystają z kuwety jeden po drugim mimo, że są już w niej odchody innego kota? Czy robią to bez problemu czy mają chwile wahania? Czy widać różnice w zachowaniu, gdy kuweta jest brudna i czysta?
Kuwety są robione raz dziennie, wszystkie. Ponadto są myte środkiem czyszczącym usuwającym zapach, bo często przy sprzątaniu kuwety okazuje się, że ścianki kuwety są zasikane. W kuwecie krytej Irokez wciąż sika ma stojąco. Od kiedy jest kuweta otwarta, w zasadzie wszystkie załatwiają się w niej. W krytej, ale w pokoju (nie w wc) czasem też. Różnicy w zachowaniu brak, totalnie. Był test przez ok. 3 miesiące sprzątania na bieżąco (wręcz z grafikiem). Niestety, nie jest to możliwe na dłuższą metę, zwłaszcza teraz. Ale niczego to nie zmieniło wówczas. Odnośnie chwil zawahania, korzystania jeden po drugim, nie wiem, rzadko się przy mnie załatwiają, przynajmniej w pokoju, nie jest to pokój stanowiący centrum wydarzeń naszego domku. Postawię kamerę przy kuwecie to będę więcej wiedzieć.
5. w jaki sposób testowany był rodzaj żwirku – skończył się jeden, opiekunka zaczynała drugi czy 2 jednocześnie w 2 obok siebie stojących kuwetach, do wyboru przez kota?
Testy rzeczywiście były robione dość dawno, w czasach gdy miały 1 kuwetę. Złe żwirki odrzucały w ten sposób, że w ogóle nie wchodziły do kuwety.. Albo wchodziły i zaraz wychodziły nie załatwiając się. Ale mogę to jeszcze przetestować, jednak nie sądzę, żeby obecny żwirek im nie odpowiadał. Jednak metoda pozostawiająca im wybór wydaje mi się ciekawa:)
6. czy opiekunka próbowała przestawiać kuwety w inne miejsca mieszkania?
Tak, po przeprowadzce kuwety wędrowały właściwie po całym mieszkaniu. Zostały tam, gdzie koty się najchętniej załatwiały. Jedynie sypialnia i kuchnia zostały wyłączone z testów i absolutnie nie ma możliwości, aby tam stały (z mojej strony).
7. z której kuwety dany kot korzysta częściej, chętniej? Czy korzysta również wtedy, kiedy sika w inne miejsca? Czy kał i mocz wydala w tych samych kuwetach?
Odpowiem jak jest teraz, bo po tylu latach wreszcie jest jakiś progres:) 2 tygodnie temu pojawiła się nowa kuweta otwarta i stała się hitem! Planuję w wc w grudniu również zmienić na otwartą. Z nowej, otwartej najchętniej korzystają. Przykładowy bilans dnia: W wc-1×mocz (kał praktycznie wcale), w małym pokoju kuweta kryta 2×mocz+1×kał, kuweta otwarta: cała reszta. Sikanie w innych miejscach jest niezależne od kuwet. Kał i mocz wydalają w tych samych kuwetach.
8. teraz pojawiła się trzecia kuweta – jaka dokładnie i gdzie stoi?
"Trzecia" kuweta zajęła miejsce drugiej. Więc druga to teraz trzecia ;p Trzecia kuweta ("stara", kryta) jest do likwidacji, stoi prawie obok nowej otwartej w moich celach obserwacyjnych. Natomiast obecnie, korzystają najchętniej z otwartej w pokoju, następnie kryta w pokoju. W krytej w wc nagle prawie w ogóle, jeśli już to Kicia w moim towarzystwie. Nowa kuweta jest w wersji XXL, z ramką, z przeznaczeniem dla Maine Coonów. https://www.kuchniapupila...1cm,p1584362267
9. czy sikanie poza kuwetą odbywa się zarówno wtedy, gdy opiekunki nie ma w domu, czy tylko wtedy, gdy jest? Jak często w jej pobliżu? Jak często, gdy to widzi?
Na podstawie przeszłości: i gdy mnie nie było, gdy byłam i gdy spałam. Generalnie na okrągło, najgorszych miesiącach było to 15-20 dziennie codziennie. Na moich oczach i nie. Zwłaszcza Irokez sikał na wszystko, co było na jego wysokości na moich oczach (rolety, doniczki, pufa, krzesło, choinka itd.). Ale reszta też potrafiła obsikać regał i jego zawartość, kuwetę z zewnątrz, łóżko, jabbę itd. tyle, że nie na moich oczach. Generalnie wszystko i wszędzie.
Teraz: problem zniknął😍 Sikanie występuje tylko i wyłącznie w kuchni. W załączeniu raport sików:) Co ciekawe, właśnie na to wpadłam, od kiedy Jabba jest uformowana w taki sposób, że tylko Kicia tam śpi (chłopaki nie są w stanie się tam wgramolić w taki sposób, aby jej nie zburzyć - Kicia jest lżejsza od nich o ok. 2kg), w zasadzie w ogóle nie jest obsikiwana. Kiedyś to było najczęstsze miejsce. Ale też nie należała wówczas tylko do Kici (w innym uformowaniu pełniła w domu funkcję kanapy, gdy jej jeszcze nie było). Teraz Kłaczek ma kanapę, Kicia Jabbę, Irokez budę (ich miejsca osamotnienia) a ja.. ja mam.. mniej sików:) Dobrze, że mi pozwalają korzystać z tych mebli ;p
Pisze, że Irokez potrafi ją obsikać – robi to, gdy ona śpi w łóżku, a czy też wtedy, gdy leży/chodzi/siedzi/ jest poza łóżkiem?
Sytuacja obsikania mnie i jej powody jest raczej zrozumiała dla mnie: Zawsze, gdy Irokez prosił, abym się położyła spać, a ja tego nie zrobiłam. Jak ja w ogóle śmiałam! Gdy wreszcie kładę się spać do łóżka, wówczas mnie obsikuje. Teraz już wręcz go zagłaskuję w takich sytuacjach w trakcie zdejmowania klapek, podnoszenia kołdry, przechodzenia z pozycji stojącej do siedzącej i docelowo leżącej. Zdarzało się mu też na moich oczach w pokoju, na kwiatka i na choinkę, a także na mnie, gdy w salonie, gdy byłam zdenerwowana (cóż, związki nie rozpadają się raczej bez emocji...) - wydaje mi się, że chodziło o zwrócenie mojej uwagi.
10. czy drapaki są stabilne? Gdzie są zlokalizowane w mieszkaniu? Czy koty chętnie z nich korzystają?
Tak, są stabilne🙈. Uwielbiają je😀 w zasadzie wszystkie. Chyba tylko z hamaka mało korzystają. Wolą go latem na tarasie. Lokalizacja na mapie kociego świata (w załączeniu)
11. czy koty chętnie bawią się same zabawkami? Czym bawią się najchętniej? Jak często opiekunka zmienia im zabawki?
Nie zawsze to są nowe zabawki. Czasem im wyjmuję stare, a wcześniej schowane. Nowe pojawiają się na urodziny i święta (dzień kota, pod choinkę itd.). Czasem, gdy mam gości, dostają coś w prezencie. Co do zabaw.. Ciężko. W chwili wyjęcia rzucają się na nie, później tracą zainteresowanie niemal do zera. Czym się bawią? Irokez uwielbia korki od wody mineralnej. Kłaczek i Kicia poduszeczki z walerianą. Bezapelacyjnie wszelkie pudełka. I taki ośmiościan/dwunastościan(?) drewniany z kulką kocimiętki. Lubią piłki z ukrytymi smakołykami. Lubią wędki, w zasadzie z każdą końcówką. Hitem była malutka myszka wibrująca i mysz zdalnie sterowana. Szał trwał przez miesiąc, aż do krwawego mordu zabawek;) Muszę powtórzyć. Kicia się sama bawi piłeczkami przy drapaku. Jednak generalnie wszystkie wolą zabawę ze mną. Nie wiem, czy można to nazwać zabawą, ale one często biegają. Potrafią biegać po końcach mieszkania kilka razy. Tak wyglądały nasze treningi podczas odchudzania (stopniowo coraz dłuższe), ja biegałam tak z nimi:) Teraz taką głupawkę mają same. Na szczęście - beze mnie:)
12. czy mają duży wybór miejsc do relaksu i spania? Ile na ziemi, ile trochę wyżej (np. na parapecie) a ile na innych wysokościach mieszkania?
Odsyłam do Mapy kociego świata. Mieszkanie wciąż jeszcze urządzam. Na pewno jest lepiej niż np. półtora roku temu, gdzie jedynym meblem poza zabudowami meblowymi do sufitu było łóżko. Obecnie mają krzesła i stół, biurko i boczna szafka, taborety, drapaki i maty przeróżne, sofy, latem kokon i meble tarasowe, dużo legowisk. Zostały również porozkładane po całym mieszkaniu. Na ziemi mogą się bawić, relaksować do woli. Wyższy poziom to łóżko, taborety, krzesła, sofy. Tu też mogą do woli. Wyżej jest stół i wyspa kuchenna - nie wolno im, ale mają to gdzieś. Jeszcze nie dorobiłam się półek, w planach są również dla nich, na dodatkowych wspornikach. Mieszkanie z myślą właśnie o tym ma 3m wysokości. Właśnie dlatego, aby do tego czasu miały alternatywę, mają drapak z legowiskami 2m. Parapet mamy tylko jeden. Z kamerki dowiedziałam się, że właśnie przy nim zaczynają dzień. Zrobiłam im teraz trochę miejsca, więc potrafią na nim przesiedzieć godzinę zanim zadzwoni mój budzik.
13. jaki widok jest za oknami, co koty widzą?
Odsyłam do Mapy kociego świata. Mieszkamy w pobliżu stawu, na sąsiednie tarasy często przylatują kaczki. W okolicy jest bardzo dużo drzew, więc mamy bardzo dużo gatunków ptaków. Jednak tylko sroki są na tyle odważne i bezczelne, żeby na niebie będącego własnością kotków oczywiście - się pojawiały😉. Nad tarasem jest krótszy dach, na którym bezczelnie wredne sroki siadają - tylko, gdy kotki są w domu są takie odważne. Mieszkamy przy lądowisku helikopterów ratunkowych, więc często na niebie mamy ogromne ptaki😂 Z daleka widać też samoloty, które kołują do lądowania. Mamy ogrom nieba do obserwowania. Kicia (odważna) potrafi siedzieć ze mną na tarasie i oglądać błyskawice zanim deszcz do nas dotrze. To tyle z ciekawostek. Ogólnie to raczej spokojna okolica, niebo nie jest aż tak zakorkowane, chyba takie wrażenie można odnieść czytając to.. Wymieniłam po prostu wszystko co się zdarza.
14. czy w pobliżu mieszkają inne koty (u sąsiadów lub bezpańskie) lub inne zwierzęta?
Tak. Mamy ciapowatego pieska naprzeciwko, jednak rzadko opiekunowie go wypuszczają na taras. Na osiedlu mamy sporo kocich sąsiadów. Na parterze naprzeciwko jest kot wypuszczany na ogromnej smyczy. Na równoległym piętrze naprzeciwko mamy kota, ale rzadko go widać. W blokach dalej widać 3 tarasy z kotami. No i na dole chodzą różne psy. Tak, mamy też 1 bezpańskiego kota, którym opiekują się okoliczne karmicielki, który czasem odwiedza nasze osiedle. Mieszkamy na 3 piętrze, więc kontaktu bezpośredniego nie ma.
15. opiekunka pisze, że Kłaczek głośno wokalizuje swoje potrzeby. Tzn. co wokalizuje, w jakich okolicznościach? Robi to w konkretnych sytuacjach czy po prostu jest gadułą i opowiada opiekunce całe swoje życie? A pozostałe koty są „nieme”?
Hahaha:) Uśmiałam się przy tym pytaniu😄 Życia mi raczej nie opowiada😂 Natomiast u Kłaczka rzeczywiście lepiej przebiega komunikacja werbalna, gdy czegoś potrzebuje. Jeśli chce jeść - miauczy w niebogłosy, dopóki mu nie dam. A że daję im jeść o ustalonych porach, to z nim troszkę dyskutuję 😂czasem uda mu się wynegocjować jedzenie pół, godzinę wcześniej, także jest naprawdę przekonujący w swej gadce😉 gdy chce się przytulić - miauczy krótko i robi takie mr! Gdy chce, żebym się obudziła - podchodzi mi do twarzy i robi głośne miau prosto w moją twarz. Jest skuteczny🙈 Gdy mu się nudzi, robi takie przeciągłe ciche miaaaaaaauuu. Gdy chce się bawić, zaczepia moją rękę, ma taką charakterystyczną minę kota ze Shreka z wielkimi oczami i robi cichutkie, ale zaczepne "miau?". Jakby pytał. Pozostałe kotki - Irokez raczej miauczy niemo, rzadko. Niemy miauk u niego to martwiący objaw, najczęściej komunikuje w ten sposób ból. Jeśli już wyda z siebie dźwięk, to najczęściej, gdy już się wkurzy, gdy mu się nie podoba, że jeszcze nie leżę w łóżku, a on chce już iść spać. Ze mną. Również, gdy leżę w łóżku odwrócona plecami, domaga się, żebym zwróciła się ku niemu i podała łapę. To znaczy rękę😉 Poza tym, nie wydaje dźwięków, komunikuje się ze mną głównie niewerbalnie. Kicia. Kicia się pruje, brzmi to jak dziecko, które chce zabawkę w sklepie. Czyli mniej więcej: łeeee, weź mnie na ręce, ja chcę! Ja chcę! Teraz, natychmiast, beee😭 Zawsze wtedy chodzi o to samo - wziąć na ręce, ponosić. Mój poprzedni partner ją tak nauczył. Trzymał ją w ramionach i stali tak przy oknie obserwując niebo. Strasznie byli związani. Więc mnie też o to teraz "prosi". I gada, gdy chce się przy mnie położyć. To jest takie mr? mr? Mrr... Poza tym komunikacja niewerbalna.
16. koty, które mają braki w sierści zbyt intensywnie się liżą- a czy się też zbyt intensywnie drapią? Kiedy się liżą/drapią - gdy odpoczywają czy gdy są pobudzone?
Nie drapią się w ogóle. Kicia (problem największy) i Kłaczek się wylizują. Czasem coś tam w sierści sobie podgryzają. Ale nie skutkuje to ranami. Za to gołymi brzuchami jak po depilacji na gładko już tak. Nie dodam zdjęcia z uwagi to, że są po USG jamy brzusznej i miały wszystko ogolone. Z tego powodu teraz ciężko też obserwować jakieś różnice w brzuszkach. Poprzednie zdjęcia były wówczas aktualne. Co do okoliczności, dopiero próbuję to ogarnąć. Na pewno przed snem, w różnych miejscach. Również, gdy są pobudzone lub coś im się nie podoba. Jednak tu jeszcze obserwuję. Problem ten w ogóle nie dotyczy Irokeza.
17. często wymiotują – kłakami czy również pokarmem? Jeśli pokarmem, to ile czasu mija od zjedzenia go do wymiotów?
Jeśli już wymiotują pokarmem to od razu po jedzeniu. Od ostatniego kęsa 20, 30 sekund? Mam taką nową hipotezę, że może za dużo nalewam im tej wody do jedzenia czasami. Ale jeśli już, to tylko jeden z powodów. Zazwyczaj jest to trawka z kłaczkami lub sama trawka (częściej).
18. czy często miewają biegunki lub luźne kupy? Jeśli tak, to po zjedzeniu czego - wiadomo?
Miewają luźne kupy. Biegunki nie. Nie wiem po czym, nie zdiagnozowałam.
19. czy są systematycznie wyczesywane?
Kicia tego nie cierpi. Próbowałyśmy szczotki, grzebienie.. Obecnie mamy furminator. Chłopcy też raczej średnio (tak rozumiem ich odchodzenie wówczas ode mnie), chyba, że latem, ale tylko na słońcu na tarasie. Przyznam, że jest to dość problematyczne, ze względu na mnie. Jestem alergikiem, do tego mam astmę, która jest powiązana z uczuleniem na koty. Po takim wyczesywaniu 2 dni dochodzę do siebie. Wcześniej robił to partner. Ale, że teraz partnera nie ma.. Muszę coś wymyślić.
20. co znaczy, że koty się gryzą? Do krwi? Jakie zachowania można zaobserwować przed atakiem danego kota na inne, jakie sygnały ostrzegawcze?
Nie, nie do krwi. Aż tak źle nie jest. Kicia syczy do wszystkich ostrzegawczo. W bardzo wielu sytuacjach. Jeden z chłopaków chce wejść na łóżko, przechodzi obok niej, Kicia gdzieś leży i jeden z nich podchodzi lub całkowicie niezależnie od niej podchodzi do mnie, itd. Czasem chłopcy są aż zdziwieni o co jej chodzi, czasem ją całkowicie olewają a czasem patrzą na nią i ja przerywam im kontakt wzrokowy lub któreś z nich ucieka wzrokiem. A czasem.. któryś się wkurzy i zaczyna ją gonić. Gdy się doganiają, gryzą się w kark i tułów, kopią tylnymi nóżkami. Z Kicią jest delikatniej, nie fruwa tak sierść. Najczęściej dobiegam już do nich, rozdzielam (puszczają się) i każde idzie do innego pokoju. Gorzej, gdy to chłopcy się pogryzą. Też nie do krwi, ale całe kępki futra później leżą. Bardzo trudno jest mi je rozdzielić. Przypomina to MMA w parterze. Moim zdaniem nie robią sobie poważnej krzywdy poza wyrwanym futrem.
Chłopcy często kłócą się, gdy trzeci się wtrąci do kłótni z Kicią. Gdy mam szansę zareagować, nie pozwalam się wtrącać i słuchają mnie. Czasem nie zdążę dobiec. Chłopcy potrafią się też pokłócić z innego powodu, ale sporadycznie - raz na pół roku albo rzadziej. Najczęściej jednak chodzi im o Kicię, wygląda to tak, jakby jeden z nich stawał w obronie Kici. Jednak od tego jestem ja.
21. czy koty myją się wzajemnie?
Gdy były młodsze, tak. Mył się niemal każdy z każdym. Poza Kłaczkiem, on nigdy nie mył nikogo, dawał się tylko myć. Teraz już każdy sam. Ewentualnie Kicia, gdy jest w gorszej pozycji (np. chłopcy leżą pierwsi na łóżku) i chce się wkupić w łaski chłopaków. Może zdarzają się wyjątki, ale rozpatrujmy je raczej w kategoriach cudów.
22. jakie wyniki badań koty miały wcześniej? Szczególnie, gdy miały problemy z pęcherzem? Na czym właściwie polegały te problemy dokładnie?
Badanie moczu zaczęliśmy robić rok temu w lipcu na prośbę behawiorystki. Pomijam perturbacje z weterynarzami. Niestety, te badania nic nie wykazały. U Kici tylko bakterie, nie pamiętam już czy ona coś dostała, pewnie tak, bo później bakterie zniknęły. Mocz wydawał się w porządku. Wet/behawiorystka chciała zrobić USG pęcherza, ściągnęła też dermatologa (brzuchy) i przebadała mocz wstępnie na miejscu takim aparatem dostępnym w lecznicy. Niestety na ten pomysł wpadła dużo później. Okazało się, że mocz jest zasadowy, a w pęcherzu pełno struwitów, w USG miały białe wręcz pęcherze. Badania ogólne moczu tego nie potwierdzały. Wiem już o czasie, zaznaczyłam na pierwszych badaniach (lipiec 2020r.) datę pobrania i datę badania na czerwono (inna lecznica). Ale tu już badania ogólne były szybko robione a i tak nie odzwierciedlały tego, co było widoczne na USG. Od tego czasu zaczęła się nasza przygoda.. Najpierw dostawały antybiotyk, po nim wciąż nie było ok w USG (prosiłam o przedłużenie antybiotyku, ale wet się nie zgodził). Przez 2 miesiące dostawały UrinaryMet, żeby zakwasić mocz i coś jeszcze, chyba UniKrill właśnie. Następnie badanie USG pokazało, że jest ok. Więc odstawienie wszystkiego. W między czasie mieliśmy akcje trzustka u Irokeza i kolejne badania kontrolne. Struwity wracały, pH zasadowe. Więc znów zakwaszanie moczu (tym razem już tylko UrinaryMet), po czasie znów badanie USG - jest ok, wiec odstawienie wszystkiego. Po czasie znów struwity, pH zasadowe i tak w kółko. Obecnie jesteśmy na etapie odstawienia wszystkiego, ostatnie badania ok, pH kwaśne, struwitów brak. Jednak ja doszłam do wniosku, że tak można się bujać bez końca. Ostatnia rada weta po konsultacji z właścicielem: pozbyć się którychś kotów, bo nie mogą razem żyć lub wejść na kolejne psychotropy. Bez komentarza. Moja desperacja doprowadziła mnie do tego punktu.
23. opiekunka chce podwoić dawkę zakwaszacza moczu - dlaczego uważa, że w ogóle należy go zakwaszać?
Dlaczego mocz należy zakwaszać, opisałam w punkcie 22. Natomiast pomysł podwójnej dawki był jeszcze przed badaniami 19/20.11.2011r. Błądziłam jeszcze wtedy we mgle i chwytałam się każdej z rad. Obecnie już wiem, że należy zmienić coś, co spowoduje, że pH będzie się utrzymywać na poziomie kwaśnym, a struwity w ogóle nie będą się pojawiać. Tylko jeszcze nie wiem co (no, może wiem o niższym fosforze). Ważne jest to, że zamiast kombinować sama, gruntownie je przebadałam w innej lecznicy (tej od USG trzustki), teraz wyszła tarczyca (przed nami badanie USG szyi całej trójki pod kątem gruczolaków - 05.12.br). Co dalej mam robić z tym moczem - jeszcze nie wiem, nowy wet nie wdroży leczenia przed USG 05.12.br. Więc w międzyczasie się edukuję i.. już nie ufam i nie chce polegać na jednej opinii. To stanowczo za długo trwa, moje skarby się męczą:(
24. czy miały robione testy na zakaźne choroby wirusowe (np. FeLV- wirus białaczki, FIV- wirus nabytego niedoboru immunologicznego)?
Irokez miał, gdy miał 2 latka (2011r.). Miał infekcję, a później powiedziano mi, że w wyniku stresu tak im się zmieniły wyniki. Gdy umarł mój kochamy piesek, cały dom był w rozpaczy i cała rodzina została gruntownie przebadana. Badania u nich zostały powtórzone kilka razy w lecznicy, za każdym razem leukocyty były niskie. Pobranie krwi w domu, z zaskoczenia - badania miały już dobre. Spróbuję je znaleźć. Znalazłam! (w oddzielnym mailu wysłałam). Poza tym nikt nie miał testów, Irokez później też już nie. Jeśli chodzi o leukocyty, to weterynarz powiedział, że jest to typowy obraz, który może się utrzymywać do kilku miesięcy po odstawieniu amitryptyliny.
Martwi mnie, że w zasadzie każde wśród znalezionych badań ma podobny poziom leukocytów (tzn. jest obniżony). Każdorazowo zwalano to na obraz może poinfekcyjny. Nie wiem co myśleć, to nowy wniosek z dziś.
25. kiedy brały amitryptylinę i jak długo? Jaką miały morfologię w ostatnim badaniu przed podaniem leku?
Była brana od 1.04.br do września br. To znaczy proces odstawienia zakończył się z końcem września. Spróbuję dotrzeć do badań sprzed kwietnia. Jak na złość, akurat tych badań nie mam, zostały w lecznicy. Już poprosiłam o nie, doślę jak otrzymam. Natomiast ja już wiem, że podawanie jej to była głupota. Nic, kompletnie nic to nie zmieniło. Obawiam się, że teraz przez to mają obniżoną odporność (może poziom leukocytów byłby inny?) Ja długo broniłam się przed tym zaleceniem weta. Jednak po kilkunastu tygodniach przekonywania przez weta, uległam.
26. kiedy Irokez miał ostre zapalenie trzustki? Co mówił wtedy opiekunce, czyli jakie miał objawy, że ją to zaniepokoiło i jak długo? Wykonano wtedy usg, a badanie krwi? Jeśli tak, co mówiły wyniki? Jakie leki dostał? Czy wiadomo, co się wtedy wydarzyło, dlaczego miał ten problem?
Nie wiadomo. Przez 1 dzień nie jadł/słabo jadł, już nie pamiętam i zwymiotował wodą w całym korytarzu kilka razy. To było w lutym br. Wet kazał czekać czy się nie poprawi. Po telefonie Irokez coś tam próbował jeść, ale mnie on mówił, że jest nie ok. Więc się wkurzyłam i i tak pojechałam do weta. Został obejrzany i stwierdzono, że jest ok. Nie uwierzyłam. Zostało mu zrobione RTG. Nic nie stwierdzono poza lekkim wychyleniem serca na mostek, nic martwiącego, zalecono w wolnej chwili echo serca. [Echo serca nic nie wykazało, serduszko w porządku, powiedziano mi, że kot musiał się źle ułożyć.] Jednakże wówczas, nie przekonało mnie to. Dni mijały, coś tam jadł i pił, już nie wymiotował; jednak on mi wciąż mówił, że mu źle. Więc uparłam się na USG. Łącznie trwało to kilka dni, z dat wynika prawie 2 tygodnie. Terminy, troszkę powątpiewająca postawa weta itd. Na USG stwierdzono, że przeszedł ostre zapalenie trzustki, ale już minęło. Rzeczywiście, wtedy, gdy wreszcie doczekałam się badania, już lepiej się czuł. Zalecano w przyszłości natychmiastowy przyjazd, jeśli będzie wymiotował lub nie jadł przez 1 dzień. Nie podano mu nic. Przez tydzień dawałam mu coś do jedzenia na wspomaganie trawienia, nie pamiętam już co to było, domyślam się, że omeprazol. Kiedyś Kici też podawałam jak wymiotowała, nie jadła i cały czas jadła trawkę. Wet podpowiedział w obu przypadkach. Natomiast Irokez jako takich leków nie dostał. Powinien?! Dzizas. Badania krwi robione były chyba przy następnej wizycie dopiero albo to są te same badania jak w punkcie 25 - wyniki zostały w poprzedniej lecznicy.. Spróbuję je odzyskać.
27. czy koty w jakikolwiek sposób pokazywały/ pokazują, że coś je boli (skulone pozycje, niechęć do jakiejkolwiek aktywności, wokalizacja „bez powodu”, problem z jedzeniem (ko itp.)?
Gdy źle się czują, rzeczywiście mówią mi o tym. Irokez miauczy bez dźwięku. Do tego podchodzą do mnie, mrugają powoli. Nie jest to takie pogodne mruganie, ciężko mi to wytłumaczyć. Do tego, gdy pytam czy coś jest nie tak? czy źle się czujesz?, wkładają mi całą głowę w dłoń, ale nie do głaskania, jakby się chciały w mojej dłoni schować. Często też swoją łapą jakby zagarniają mnie. Gdy sprawdzam brzuszek, nie pozwalają mi go dotknąć. Ale nawet jeśli pozwolą delikatnie, to mają przy tym takie zbolałe spojrzenie. Pozycji bólowej u nich chyba nigdy nie widziałam, przynajmniej tej podręcznikowej. Kicia zwija się w kłębek z dala od innych, gdy nie ma humoru, ale u niej najtrudniej coś stwierdzić, gdyż kojarzę jedynie sterylizację jako sytuację bólową. Może nie zauważam? Nawet w czasach, gdy była permanentnie niewyspana i głodna, objawiało się to rozdrażnieniem. Behawiorystka podczas spotkania zauważyła wówczas, że po jedzeniu Kicia zamiast umyć się i spać, siedzi z nami, bo ma mnie i spokój bez chłopców (spały). Z kolei, gdy chłopcy nie śpią, nie miała spokojnego miejsca, w którym mogłaby zapaść w mocny sen. Była głodna, bo wcześniej kotki jadły razem i Kicia oddawała chłopakom swoje jedzenie. Jadła też bardzo nerwowo. Nawet, gdy ja interweniowałam, ta już nie chciała jeść albo wymiotowała to, co zjadła przed chwilą. W poprzednim mieszkaniu miała swój drugi wysoki blat do jedzenia. Gdy zrobiłam jej miejsce, do którego chłopcy nie mieli dostępu, spała wtedy prawie 3 dni.. Dodatkowo wprowadziłam wówczas rytuały 1 na 1. Każdy z nich ma w ciągu dnia chwile, gdy ma mnie na wyłączność. Staram się wybrać taki moment, żeby reszta tego nie widziała. Całość tych działań dało rezultat pozytywny i z jedzeniem i spaniem było już ok..
Ale. Co do jedzenia.. No tak, jest z tym problem ostatnio. Dostają jeść w małych porcjach 4, 5 razy dziennie z wodą. I czasem jakiejś porcji nie ruszą. Czasem któryś z nich nie zje wszystkiego. Czasem zje tylko 1/3, a jeszcze innym razem wypije tylko wodę. Czasem 2 posiłków któreś nie zje, ale trzeci i czwarty już zje w całości. Czasem cała trójka nie tknie nawet jedzenia. O ile rodzaj jedzenia i grymaszenie jestem w stanie zrozumieć (np. smak łososia GranataPet Delikatessen), o tyle ostatnio nie wiem, o co chodzi. Są też sytuacje, gdzie chociaż wiem, jakie są powody (np. wcześniejsza kradzież z patelni). Pytała Pani o rewolucje żołądkowe chyba.. (ko??) Na przykład w poniedziałek Irokeza bolał brzuch. Załatwił się w kuwecie na miękko (to chyba on) i puszczał strasznie śmierdzące bąki. Mówił do mnie. Pomasowałam mu brzuszek rozgrzaną dłonią. Pomogło, w końcu usnął z tą moją dłonią i na wieczór zjadł już normalnie i uśmiechał się. A, jeszcze jedno. Co jest charakterystyczne, gdy Kłaczek lub Irokez źle się czują. Siedzę przy nich, a gdy chce odejść choćby na chwilę, to mnie przytrzymują pazurami. Nie drapią mnie, tylko trzymają. Gdy porzucam zamiar wstania, puszczają.
Natomiast w pozostałych sytuacjach naprawdę nie wiem, dlaczego nie jedzą. Cała trójka potrafi wołać o jedzenie (otwarta puszka z poprzedniego zjedzonego posiłku), a później nawet go nie ruszyć. Dodam, że innego dnia fakt, że puszka została otwarta wcześniej - nie ma znaczenia. Trwa to od miesiąca już, od początku listopada się zaczęło. Gdy pytałam lekarza, to ponoć przy takiej tarczycy to normalne, że to zwykły brak apetytu. Jednak czy wołałyby o jedzenie, gdyby nie miały apetytu? Myślałam, że to był bunt na Gussto Renal. Ale teraz już nie jestem tego taka pewna..
Podsumowując, popełniłam mnóstwo błędów. I też chyba nie mamy dobrych wetów w tej Łodzi:( Behawiorystka poleciła karmy przy odejściu od suchej karmy. Jednak jak zaczęły się problemy z nerkami, już nie powiedziała, że te karmy się nie nadają. W poprzednim tygodniu dzięki Rafałowi wzięłam się za porządną edukację w tym zakresie (taaak, z laika staję się mniejszym laikiem ;p). W jej trakcie zapytałam behawiorystkę czy poziom fosforu w karmie, którą sama zaleciła jest na pewno ok (już wiedziałam, że nie) - wynosi 0,26%. Powiedziała, że absolutnie nie. Po... roku! Od tygodnia robię zestawienie wielu dobrych karm pod kątem wszystkiego, co w sobie mają (jest to na maksa frustrujące, niedopowiedziane, zmieniające się, ze sztuczkami i brakami danych). Stąd będę wdzięczna za każde wskazówki. Producentów wystrzeliłabym w kosmos, wrr.
Sama sobie zadaję pracę domową ;p ,jeśli na coś jeszcze powinnam zwrócić uwagę, proszę o info.
4. Odnośnie chwil zawahania, korzystania jeden po drugim. (...) Postawie kamerę przy kuwecie to będę więcej wiedzieć.
16. Co do okoliczności, dopiero próbuję to ogarnąć. (...) Jednak tu jeszcze obserwuję.
25. Już poprosiłam o nie, doślę jak otrzymam.
Jeszcze raz dziękuję za chęć pomocy, poświęconą uwagę i czas:)
--------------------------------------------------------------------------
I tu już moje
Dla przypomnienia folder z plikami dodane zostały stare badania i czekam jeszcze na pliki z widokami z okien. Co by nie trzeba było cofać się do poprzednich postów.
Barfuje od: IX.2015
Udział BARFa: 90-100% Pomogła: 23 razy Dołączyła: 15 Mar 2015 Posty: 996 Skąd: Lublin
Wysłany: 2021-12-02, 07:20
Arthea napisał/a:
IzabelaW, A to ja podobno zadałem dużo pytań
A bo ja dociekliwa z natury jestem Pamiętam, jak kiedyś zgadałam się ze znajomym o hodowli pszczół. Znajomy od lat ma ule, ja - totalny laik. Jak zaczęłam drążyć, co, jak, po co i kiedy się robi oraz co, jak, po co i kiedy robią pszczoły, to po jakiś 2 godzinach żona znajomego dostała wytrzeszczu oczu, że tyle pytań można wymyślić na tak "głupi" temat
Opiekunce (jak ma na imię? ja Iza jestem i "paniać mi nie trzeba ) dziękuję za odpowiedzi, przeczytałam, przemyślę, napiszę więcej w weekend, mam nadzieję.
Barfuje od: IX.2015
Udział BARFa: 90-100% Pomogła: 23 razy Dołączyła: 15 Mar 2015 Posty: 996 Skąd: Lublin
Wysłany: 2022-01-02, 09:59
Bardzo przepraszam, że tak długo to trwało…. Naprawdę nie miałam czasu. Jeszcze do tego na koniec zniszczyło mi plik z tekstem – nosiłam go na pendraku, bo czasami udało mi się coś skrobnąć w pracy (przychodzę do firmy godzinę wcześniej, bo korzystam z transportu TŻ i wtedy mam trochę czasu, jeśli nikt mi się nie przypałęta). No i d…pa ze mnie, bo nie zapisywałam kopii na dysku…. Dobrze, że w pewnym momencie, po ok. 10 stronach (w sumie ich wyszło 13) tekstu, wydrukowałam go do przeczytania (bo lubię czytać i weryfikować, mając w ręku papier). W pewnym momencie pendrive’a szlag trafił. Pliku nie udało się odzyskać, w związku z tym musiałam wszystko przepisać na nowo i dokończyć. Dobrze, że tylko przepisać, a nie wymyślać od początku, bo wtedy chyba bym się poddała…
Przepraszam też za dużą ilość różnych wtrąceń, szczególnie na temat moich kotów Mam tendencję do takiego sposobu pisania, a odniesienie sytuacji do własnych doświadczeń ułatwia mi tłumaczenie tego, co chciałabym przekazać.
Poniżej to, co wymyśliłam. Być może pewne rzeczy są już nieaktualne, bo ja pisałam długo, a sytuacja na „froncie” ulegała zmianie (wiem np., że pojawiła się trzecia kuweta), ale wklejam wszystko, nie będę teraz nic zmieniać, bo w życiu nie skończę Nie wiem, Sandro, czy Ci się do czegokolwiek przydadzą moje przemyślenia, ale jak nie Tobie, to może ktoś inny kiedyś skorzysta. Arthea, może warto część dotyczącą kotów Sandry przenieść do oddzielnego tematu, np. w dziale Medycyna Weterynaryjna?
Na wstępie napiszę, że nie jestem kimś, kto byłby uprawniony do wydawania poniższych opinii z racji wykonywanego zawodu (czyli nie jestem ani lekarzem, ani behawiorystą) i mogę mylić się w swoich przemyśleniach na temat tej trójki kotów. Jestem tylko miłośnikiem zwierząt, który zawsze stara się poznać potrzeby gatunku, z jakim mam do czynienia i sprostać tym potrzebom w warunkach domowych. Kici, Kłaczka i Irokeza nie znam, więc całą swoją „wiedzę” o nich opieram na tym, co przeczytałam oraz na tym, co sobie o nich wyobrażam. Tylko na tej podstawie snuję swoje hipotezy. Między innymi taką, że ich problemy behawioralne mają przede wszystkim podłoże psychiczne i wywołane są czynnikami stresowymi. Nawet, jeśli zdarzały/ zdarzają się im fizyczne epizody zdrowotne, to raczej nie stanowią one (jeszcze) podstawowego źródła problemu.
Do tego, co myślę o zdrowiu tych kotów wrócę potem, teraz napiszę tylko tyle: za główną przyczynę ich problemów uważam szeroko pojęty stres, przez co możliwą wydaje się być postawiona kiedyś przez lekarza diagnoza FIC, czyli idiopatycznego zapalenia pęcherza. Jeśli oczywiście problemy z pęcherzem były i chcielibyśmy wtedy stawiać jakieś konkretne diagnozy chorobowe. Bo czym jest FIC? To nie tylko nawracające problemy z samym pęcherzem. Spotkałam się z terminem „Syndrom Pandory” i myślę, że taka nazwa oddaje całkowicie specyfikę tej jednostki chorobowej. Bo to nie jest choroba tylko jednego organu, a dużo szerszy problem wewnątrzustrojowy, polegający na rozregulowaniu czasami wielu narządów i układów (np. hormonalnego, nerwowego, krwionośnego, pokarmowego) w zakresie fizjologicznej odpowiedzi organizmu na stres zewnętrzny. Takie rozregulowanie może mieć jak najbardziej swoje odbicie np. w wynikach badań krwi lub objawach, które nie są związane bezpośrednio z pęcherzem.
Za najskuteczniejszy sposób w walce z tym problemem (oraz zapobiegania mu) uznawana jest tzw. terapia MEMO (Multimodal Environmental Modification), czyli wieloelementowa modyfikacja środowiska. Obejmuje ona kompleksowo wszystkie obszary codziennego życia kotów i ma na celu podniesienie jego komfortu. Uzyskuje się to z jednej strony poprzez redukcję czynników mogących wywoływać napięcie stresowe, z drugiej - poprzez zwielokrotnianie (tzw. multiplikację) czynników decydujących o dobrym samopoczuciu. Ważna jest przy tym ta wielotorowość działania - trzeba wziąć pod uwagę jednocześnie wszystkie aspekty życia kotów.
Pierwsze, co mi przychodzi do głowy po analizie życia Kici, Kłaczka i Irokeza, to szeroko pojęta konkurencja o zasoby. Koty to specyficzne zwierzęta – adaptują się niby stosunkowo łatwo do życia w grupie, ale nie są tak naprawdę zwierzętami stadnymi, zachowują w pełni potrzebę posiadania własnej przestrzeni i mają silne zapędy terytorialne, w związku z czym ta adaptacja do mieszkania z innymi kotami niejednokrotnie obarczona jest dużym napięciem psychicznym. Ważne jest wtedy, by człowiek zapewnił każdemu kotu z osobna własne zasoby. I nie jest to zależność liniowa w postaci 2 koty = 2 np. kuwety, czasami wystarcza 1, a czasami trzeba ich mieć 3 czy 4, bo to zależy tak naprawdę od wielu rzeczy, np. od upodobań konkretnego kota, od ilości przestrzeni, w jakiej żyje, od relacji z innymi kotami, od obecności ludzkich czynników stresogennych typu harmider w domu itp. , itd. Do tego, ile np. kuwet potrzeba, dochodzi się trochę eksperymentalnie – jeśli po postawieniu 1 w łazience wszystko jest dobrze, to nie ma obowiązku stawiania 4 czy 5 kolejnych w całym mieszkaniu tylko dlatego, że mamy w sumie 5 kotów. Ale mamy obowiązek ich dostawienia (lub przestawienia) jeśli nasz (nawet 1) kot sygnalizuje nam, że ma taką potrzebę. Oczywiście kot nam dosłownie nie powie, że chce np. inną kuwetę, musimy to odgadnąć. A że często nie wiemy, czego chce, to przy okazji kuwety przemeblowujemy całe mieszkanie i zmieniamy całe swoje życie, bo a nuż okaże się, że jednak nie chodziło tu o kuwetę, tylko o wycieraczkę pod drzwiami balkonowymi np.
Omówię teraz poszczególne aspekty życia Rodzeństwa w kontekście zmian, jakie wprowadziłabym, by wzmocnić ich komfort życia, minimalizując tym samym potencjalne stresory:
1. Kuwety
Dostawiłabym dużo kuwet. Naprawdę dużo. Oczywiście, nie na zawsze, tylko tymczasowo, by dać kotom większą swobodę wyboru i ustalić z ilu, jakich i z czym chcą korzystać. Wiem, brzmi to absurdalnie, ale nie widzę innego wyjścia. Kuwety postawiłabym we wszystkich pomieszczeniach, w których dochodziło do niepożądanych incydentów. Bezwzględnie w salonie z kuchnią. Zapomniałabym na moment o własnym komforcie psychicznym, zresztą wydaje mi się, że dużo gorsze jest sprzątanie co chwila kuchni z kociego moczu niż sprzątanie w kuchni stojącej kuwety z moczem. Więc np. w miejscu, gdzie teraz stoi hamak (lub innym, bardziej ustronnym, ale blisko części kuchennej), postawiłabym 2 odkryte (bo takie spodobały się w tej chwili kotom) takie same kuwety. W jednej żwirek do tej pory używany, w drugiej jakiś inny, roślinny. Z uwagi na astmę opiekunki musi on być mało pylący (też jestem astmatyczką i wiem, jak jest to ważne). U mnie najlepiej pod tym względem sprawdzają się te 2:
Greenwoods Plant Fibre
https://www.zooplus.pl/sh...irek_kot/475010
Cat’s Best Smart Pellets
https://www.zooplus.pl/sh...cats_best/47803
W mojej ocenie Greenwoods lepiej się zbryla, tworzy idealne kulki. Ten drugi ma tendencję rozchodzenia się u podstawy, w związku z tym oprócz kulki robi się też placek na dnie kuwety, nawet, jeśli warstwa żwirku jest gruba. Greenwoods jest też wydajniejszy. Jego wadą jest natomiast to, że bardziej roznosi się poza kuwetę. Smart Pellets ma większe kawałki i jest cięższy, też się nosi, ale dużo mniej. W tym konkretnym przypadku zdecydowałabym się chyba na drobniejszy Greenwoods, żeby zmiana nie była dla kotów zbyt dużym szokiem (teraz używają drobnego). No chyba, żeby pójść za ciosem i wypróbować oba na raz, byłoby jeszcze lepiej. Ale to wiązałoby się z postawieniem 3 jednakowych kuwet obok siebie, by test miał sens (aby mieć pewność, że chodzi tylko o żwirek, a nie np. o wielkość, typ, lokalizację kuwety).
Dlaczego uważam, że należy jeszcze raz przetestować, czy żwirek jest odpowiedni? Bo coś jest nie tak, jeśli kot wyskakuje z kuwety, gdy tylko z niej skorzysta. Te ceregiele przed i po są wpisane w naturę kota. Trzeba sobie najpierw „wykopać dołek” potem odchody zakopać – to jest jak najbardziej naturalne zachowanie kota, pożądane przez człowieka jako objaw kociego „spełnienia”. Jeśli kot w kuwecie spędza tylko 3 sekundy, by tylko opróżnić pęcherz lub jelita to oznacza to jego dyskomfort – może sama kuweta jest be, może lokalizacja, może żwirek, wszystko trzeba sprawdzić.
Obok siebie stojące jednakowe kuwety ze żwirkiem do wyboru postawiłabym też w małym pokoju, gdzie teraz stoją 2 różne z tym samym żwirkiem. Kolejna kuweta w łazience – wydaje mi się, że tam powinna być na pewno odkryta, łazienka to mała, zamknięta przestrzeń, w której koty mogą czuć się jak w potrzasku, a kot z natury lubi mieć zapewnioną drogę ucieczki. Odkrycie kuwety da możliwość obserwacji terenu. Warto też pozostawiać na razie otwarte drzwi łazienkowe. No i kolejny pojemnik powinien stanąć w sypialni.
By nie kupować wszystkich kuwet na nowo, można tymczasowo zdjąć góry z tych, które już są. Wiem, że taka ilość kuwet na dłuższą metę jest nie do zaakceptowania przez normalnego człowieka, ale tak właśnie rozumiem multiplikację zasobów. A kuweta to zasób chyba najważniejszy, obok pokarmu, w życiu kota zamkniętego w mieszkaniu z człowiekiem. Tym bardziej, gdy na jednym terenie mieszka kilka kotów. Przy czym w tym konkretnym przypadku mamy do czynienia z 3 całkiem dorosłymi już zwierzakami, u których problemy behawioralne narastały od lat, a złe nawyki są mocno wryte w pamięć i niełatwo będzie je całkowicie wykorzenić. Przy tym ich relacje nie są do końca poprawne, więc dochodzi jeszcze stres związany z poczuciem bezpieczeństwa w trakcie przechodzenia z jednego końca dużego mieszkania na drugi, by się załatwić (a po drodze gdzieś mogą czaić się źli bracia czy siostry). Po jakimś czasie, oczywiście, będzie można zlikwidować część kuwet, ile i które powiedzą same koty, bo nie będą z nich korzystać lub będą korzystać sporadycznie. Tylko trzeba będzie to robić powoli i z wyczuciem, by nie zepsuć tego, co się z takim wysiłkiem nareperowało (jeśli się w ogóle nareperuje – mam nadzieję, że tak będzie).
Żwirku powinno być odpowiednio dużo (te 8-10cm jest ok) i powinien być na bieżąco uzupełniany.
Następna sprawa – sprzątanie. W miarę możliwości odchody wyrzucałabym (zresztą zawsze tak robię, gdy tylko jestem w domu) po każdym użyciu przez kota. Zbrylający się żwirek sprząta się łatwo, to tylko kwestia wyrobienia w sobie odpowiedniego nawyku. Po swoich 2 kotach widzę, że to dla nich ważne zagadnienie, zresztą wcześniej żyjąca w pojedynkę Miziula też nie lubiła wchodzić do pojemnika, gdy zalegały w nim wcześniejsze odchody. Kot stawia wtedy inaczej łapy w takiej kuwecie, ma chwile wahania, obwąchuje zabrudzone miejsca, próbuje je ponownie zakopać itp. Teraz, gdy mam 2 kuwety w domu i w jednej jest już nabrudzone przez jednego kota, drugi idzie najczęściej do drugiej . Widzę to szczególnie rano, po obudzeniu, kiedy wszyscy pierwsze kroki kierują do wc – pewnie wiecie, jak to jest: idę z łóżka do łazienki, ze mną oba koty, ja do swojej „kuwety”, jeden kot do swojej, a drugi, biedny, przebiera łapami, bo miejscówka zajęta i w końcu zniecierpliwiony goni do pokoju .
Jako że mi na moje koty zeszło, to przy tej okazji opiszę, jak ważne były dla nich kuwetowe sprawy, to też wytłumaczy moje teraźniejsze sugestie na ten temat:
Nowe koty mam 2, od pół roku (jeden przyjechał na początku, drugi pod koniec czerwca; teraz mają 8 i 11 miesięcy). Na czas łączenia nowo przybyła, zamknięta w sypialni kotka dostała małą (coś 30x40cm) kuwetkę odkrytą, kocurek korzystał w łazience z krytej kuwety Curver, którą odziedziczył w spadku po Miziuli. Po jakimś czasie, gdy koty były już połączone (łączenie należało w mojej ocenie do średnio trudnych), małą kuwetę zlikwidowałam, bo oba bez problemu korzystały z tej łazienkowej. Jednak w pewnym momencie kotka zaczęła załatwiać się poza kuwetą – kupę robiła w przedpokoju w pluszowym tunelu, sikała na łóżku w sypialni. Chwilę trwało, zanim wymyśliłam dlaczego to robi (tak naprawdę było to proste i oczywiste, tylko czasami na tak proste rzeczy nie wpada się od razu). Czynnikiem stresowym w tym przypadku były problemy gastryczne kocurka w postaci biegunki (przestawienie obu kotów z chrupów na jedzenie surowizny nie było łatwe i szybkie). Mimo, że sprzątałam kuwetę po każdym zabrudzeniu, dla kotki nie było to wystarczające. Zapewne nie bez znaczenia było też to, że dywanik przed kuwetą był co chwilę prany a pupa Wallego co chwilę myta – jak można było korzystać z łazienki w tak nerwowej atmosferze, przecież łóżko było dużo lepsze i bezpieczniejsze. Dostawienie w łazience drugiej (tej małej) kuwety natychmiast rozwiązało problem. Koty rosły, po jakimś czasie oczywistym było, że potrzebna jest kolejna, większa kuweta. Wiedziałam od początku, że wymiana mnie nie ominie, od dawna kombinowałam, jaką kupić i gdzie ją postawić, jednak w pewnym momencie swój wybór musiałam przyśpieszyć. Tym razem sygnałem, że coś jest nie tak, był fakt przeniesienia przez Wallego czynności zakopywania odchodów na dywanik przed kuwetą. Kot załatwiał się w kuwecie, ale potem kopał przed nią, wciągając dywanik do wnętrza. Od razu, gdy to zauważyłam, wiedziałam, że nie mogę dłużej zwlekać. Ostatecznie mój wybór padł na odkrytą Savic Aseo XXL:
https://www.zooplus.pl/sh...stokatne/521921
Po umyciu i wytarciu przedstawiłam kotom nowy nabytek. Walle się zachwycił, wchodził do niej, kładł się, rozciągał, turlał. Woola patrzyła na to wszystko z pewnej odległości, z jednej strony była ciekawa, co robi w tym czymś wielkim jej większy od niej kolega, z drugiej jednak wolała zachować wrodzoną ostrożność i nieufność. Z Łolikiem w środku zaczęłam przesypywać żwirek ze starej kuwety, nasypałam go może ze 3 łopatki, gdy kot postanowił przyklepać zastosowanie nowej i nasikał do niej na utworzony mikrokopczyk. Ok, ucieszyłam się, że tak łatwo poszło. Savic stanął w miejscu starego Curvera, mała kuwetka tymczasowa została zlikwidowana, curver powędrował do pokoju. Ale znowu do końca nie przemyślałam sprawy, tzn. przemyślałam, ale nie wiedziałam, że mam aż tak wrażliwego na takie zmiany kota. Wymyśliłam sobie, że Woola, dopóki nie oswoi się z nowym pojemnikiem, będzie mogła sobie sikać w pokoju do curvera. I co się okazało? Że Woola, przyzwyczajona już do tego, że załatwia się w łazience, sika nie do nowej (bo jej nie ufa), nie do starej (bo ta stoi w salonie), tylko na dywanik przed nową. Ech, cóż było robić, curver stanął z powrotem w łazience na miejscu wcześniejszej małej kuwetki, przez co wejście do łazienki było lekko zastawione i dla nas kłopotliwe, ale kotka była za to szczęśliwa. Wyprowadzkę curvera przeprowadziłam stopniowo, przesuwając go codziennie po kilkadziesiąt cm, aż w końcu stanął tam, gdzie chciałam. Woola też powoli przyzwyczaiła się do nowej kuwety. Teraz oboje korzystają z 2 kuwet i na razie nie zanosi się, że będę mogła kiedykolwiek zlikwidować jedną z nich, bo obie wykorzystywane są na równi, z preferencją Wallego do większej odkrytej a Wooli do mniejszej zakrytej. Trudno, pogodziłam się z tym, że mam kocią toaletę „na pokojach”. Biorąc do domu 2 koty miałam pełną świadomość, że muszę podzielić się z nimi mieszkaniem na ich zasadach, nie moich
Wracając do sprzątania: czyli odchody wyrzucamy po każdym użyciu kuwety, bez względu na to, że inne są czyste. Nie używałabym za każdym razem enzymatycznego środka czyszczącego czy neutralizatora zapachów, sprzątnęłabym zbrylony żwirek lub kupę, wytarłabym suchym lub lekko zwilżonym wodą papierowym ręcznikiem przyklejone resztki, co jakiś czas uzupełniła żwirek. Generalne sprzątanie, czyli dokładne przebranie lub wymiana (w zależności od potrzeby kotów i portfela opiekuna) żwirku oraz mycie kuwet gorącą wodą z detergentami zrobiłabym raz w tygodniu. Za to każde zasikane miejsce poza kuwetami sprzątałabym bardzo dokładnie środkiem enzymatycznym, następnie neutralizatorem zapachu (lub 2 w 1), by kotom utrudniać skojarzenie tych miejsc z sikaniem. Można też przemyśleć tymczasowe odgrodzenie części kuchennej od salonowej, ale to nie będzie proste, może jakaś ściana z folii otwieranej na zamek (takiej używanej przy remontach)? Albo po prostu zasłonić blaty, płytę i zlew folią? Nie jestem pewna, czy to dobry pomysł, ale chodzi mi o czasowe uniemożliwienie lub przynajmniej utrudnienie kotom wchodzenia tam, gdzie sikają najczęściej, by przełamać schemat ich postępowania – wyrobiony nawyk stałby się niemożliwy do realizacji (parawan) lub przynajmniej zmodyfikowany (wprowadzona zmienna w postaci folii).
Barfuje od: IX.2015
Udział BARFa: 90-100% Pomogła: 23 razy Dołączyła: 15 Mar 2015 Posty: 996 Skąd: Lublin
Wysłany: 2022-01-02, 10:07
2. Kotyfikacja domu
Na wstępie pochwalę, że wiele zostało już zrobione. Trzeba jednak popatrzeć na to z boku chłodnym okiem i zastanowić się, czy w tej konfiguracji każdy kot w każdym pomieszczeniu ma kąt dla siebie na kilku dostępnych mu wysokościach. Koty ograniczone ścianami mieszkania potrzebują przestrzeni trójwymiarowej, zorganizowanej tak, by czuły się w niej bezpiecznie i pewnie. Każdy kot musi mieć WYBÓR, czy w danej chwili chce się integrować z innymi, czy jednak woli pozostać odizolowany. Tak czy inaczej, za każdym razem musi czuć się niezagrożony. Szczególnie jest to ważne, gdy zwierzaki nie do końca dogadują się między sobą. Poza tym każdy kot musi mieć do wyboru KILKA swoich ulubionych miejsc odpoczynku, pomiędzy którymi będzie mógł się co jakiś czas przenosić – to też leży w kociej naturze. No i jak analizuję mapę kociego świata narysowaną przez Ciebie, Sandro, to nie mam wrażenia, że wszystkie 3 koty ten rozległy i swobodny wybór mają. Nie wiem, może przesadzam, ale widzę po swoich kotach, których jest raptem 2 i które mają tych swoich mebli do wyboru aż za dużo, że – o dziwo – korzystają ze zdecydowanej ich większości. Zmieniają pomieszczenia (dużo zależy od tego, gdzie w danym momencie jestem ja), zmieniają wysokości, zmieniają legowiska. I nigdy o to nie konkurują, mają tak dużo różnym miejsc do odpoczynku, że zawsze oboje znajdą coś dla siebie. I robią to zamiennie, czyli dzisiaj jedno śpi tu, drugie tam, a jutro odwrotnie. Czasami śpią też razem, oczywiście, choć to zdarza się stosunkowo rzadko. Najczęściej, nawet, jeśli położą się razem, to po obopólnych czułościach rozchodzą się na swoje, w danym momencie wytypowane jako najlepsze, miejsca. Wydaje mi się Sandro, że musisz pomyśleć i – gdy tylko finanse Ci na to pozwolą - coś jeszcze dołożyć w tych dużych przestrzeniach. W zasadzie w każdym pokoju, w którym koty często przebywają. Można do tego celu wykorzystać istniejące meble, jeśli się do tego nadają. Ciężko mi podpowiadać, co to może być, bo widzę tylko płaski plan mieszkania. Napiszę kilka przykładów, które mi się nasunęły, choć być może części nie da się zrealizować ze względu na jakieś przeszkody architektoniczne lub inne, dla mnie niewidoczne:
- koty lubią przebywać na parapecie, wykorzystałabym go dla nich w całości (kwiatki przestawiła, powiesiła na ścianie czy po prostu wyeksmitowała; na parapecie mogłaby stać tylko kocia trawa), część pozostawiając bez niczego, na części kładąc koc czy jakieś legowisko
- ścianę nad sofą i stołem przeznaczyłabym dla kotów, tworząc na niej kociostradę (półki, wiszący hamak czy jakiś domek) tak, by mogły swobodnie przemieszczać się na wysokościach. Nie wiem, co jest w części kuchennej, być może dałoby się taki koci trakt pociągnąć i tam. Albo nad oknem jakieś półki – kładki w drugą stronę, dochodzące do drapaka tak, by trasa była całością (czyli kot po wejściu na drapak mógłby zejść na sofę bez dotykania podłogi)
- w sypialni zabudowałabym ścianę u wezgłowia łóżka (teraz kot na nim leżący ma „przewagę” nad tymi, które „skazane” są na budki stojące na podłodze. Udostępnienie kotom miejsc wyżej położonych w odpowiedniej ilości być może zminimalizowałoby konkurencję o łóżko
- w gabinecie tak samo – Kicia ma swoją jabbę, pozostałe koty co? A gdy pańcia pracuje, na pewno wszystkie chcą pracować razem z nią . Więc może np. jakieś zorganizowane wejście na regały? Albo półki w regałach tylko dla kotów? Albo drapak mocowany do ściany, np. taki:
Szczerze go polecam, jest super stabilny i nie do zdarcia. Mam go w przedpokoju przy ścianie, w sąsiedztwie zabudowanej szafką wysokiej lodówki stojącej w kuchni (nie ma ściany między przedpokojem a tą częścią kuchni) i ten drapak stanowi łącznik między podłogą a tą szafką. Przy nim postawione jest krzesło. Koty raz wdrapują się po drapaku, innym razem korzystają z krzesła, czyli z podłogi na krzesło, z krzesła na legowisko, z legowiska na szafę – ostatni poziom bez problemu osiąga Walle, Woola nie jest taka skoczna i szafy nie dosięga, jeśli to się nie zmieni, to może wykombinuję jej po drodze tam jeszcze jakąś narożną półeczkę. Z Rufiego mam jeszcze hamak pod sufitem w pokoju, koty go uwielbiają. I rozbudowany drapak stojący przy oknie balkonowym – też jest super. Meble Rufiego są nieziemsko drogie, trochę na nie ciułałam, ale nie żałuję ani złotówki, naprawdę warto. To nie jest kryptoreklama, to moja tendencja do rozbudowanych wtrąceń
Zdaję sobie sprawę, że na to wszystko potrzeba pieniędzy, a wiadomo, jak jest, gdy ma się na głowie urządzenie całego mieszkania. Ale piszę wszelkie pomysły, jakie przyszły mi do głowy, coś może Cię zainspiruje i prędzej czy później będziesz mogła to zrealizować (choć założeniem terapii jest działanie kompleksowe, więc lepiej byłoby, gdybyś to mogła zrealizować prędzej niż później)
Jeśli chcesz, to mogę zrobić zdjęcia swoich rozwiązań, może coś Ci z tego przypadnie do gustu.
3. Otoczenie zewnętrzne
Właściwie nie wiem, nie wyczuwam, czy otoczenie zewnętrzne (czyli to, co jest poza mieszkaniem) ma w tym przypadku znaczenie, tzn. czy koty mogą czuć się zagrożone przez sąsiedztwo np. innych kotów. Nie umiem tego obiektywnie ocenić. Z jednej strony mieszkanie na trzecim piętrze, więc niby na tyle wysoko, że kot chodzący po dworze nie powinien mieć wielkiego wpływu. Chociaż pamiętam, że jak Miziula zobaczyła przez okno łażącego po dworze kota, to zjeżyła się i warczała, a mieszkamy na drugim piętrze, więc różnica jest niewielka. Z drugiej strony dużo wysokich okien w mieszkaniu, oszklony taras, więc widoki na zewnątrz ułatwione, a sąsiednie bloki dosyć blisko… Może jednak koty widzą intruzów na zewnątrz na tyle często, że postrzegają to jako zagrożenie dla stabilności swojego terytorium? Naprawdę nie wiem. Musisz to przemyśleć sama, „patrząc” na sprawę oczami kota, nie człowieka. Jeśli istnieje cień możliwości, że otoczenie zewnętrzne ma wpływ na poczucie bezpieczeństwa Rodzeństwa, to należałoby wprowadzić zmiany, które by to poczucie umocniły. Czyli np. zasłonięcie okien, szklanej barierki tarasu, rozmowa z karmicielami kotów bezdomnych, by przenieść gdzieś ich miski i budki, rozmowy z sąsiadami, których zwierzęta stanowią potencjalne zagrożenie, by zasłonić ich balkony itd. Nie wiem, jakie działania byłyby konieczne, bo nie wyczuwam, co może być zagrożeniem, tu potrzebna jest głębsza znajomość i analiza przestrzeni zewnątrz.
4. Zabawa
Tu napiszę tylko o 2 rzeczach. Po pierwsze koty szybko się nudzą zabawkami, to wiadomo . Więc co chwila trzeba im wymyślać nowe zabawy i aktywności. Na szczęście działa chowanie starych zabawek i wyciąganie ich na nowo po pewnym czasie, wtedy znowu przez chwilę są atrakcyjne. Co kot to obyczaj, różne zabawy mogą go zaabsorbować, na to nie ma jednej recepty i trzeba eksperymentować. Moja kotka np. uwielbia ganianie za wędką (mamy różne, z różnymi końcówkami, Woola preferuje takie, które są cienkie i długie, czyli mają kształt dżdżownic) i wszelkimi sznurkami. Robi to głównie w poziomie, najlepiej na łóżku (może kręcić się po nim w kółko, aby tylko wędka cały czas była w ruchu). Kocurek natomiast woli wyskoki za wędką do góry, choć z natury jest leniwcem i tylko nieliczne końcówki (muszą mieć okazałe pióra i frędzle) na wędce warte są jego zachodu. Za to kocha wbrykiwanie pod prześcieradła czy inne materie, spod których fantastycznie poluje się na pańci rękę lub inne „ofiary”. Jego pasją są też miski, kosze, kartonowe pudełka oraz reklamówki – te pod wielką kontrolą, bo gnojek żre wszelkie folie.
Dopisek z 23.12.21: wczoraj ubrałam choinkę, to pierwsza choinka w życiu moich kotów. No i zaczynam żałować, że ją ubrałam – Walle zjadł kawałek choinkowego łańcucha! Jakoś mi nie przyszło do głowy, że to też folia Musiałam choinkę przeorganizować, mam nadzieję, że już nic głupiego nie wymyśli. A najlepsza zabawa to oczywiście zrzucanie bombek, ale to przewidziałam i mam tylko takie nietłukące.
Formą aktywności jest również chodzenie z pańcią do piwnicy i suszarni, jest tam taka moc zapachów i ciekawych rzeczy. Oboje lubią też wszelkie zabawki, w których ukryte jest jedzenie. No i whole prey… Nigdy nie przypuszczałam, że kiedykolwiek będę w stanie zaakceptować zwłoki gryzoni - przez lata moimi domowymi pupilami były szczury - podrzucane, rozwłóczone i pożerane na moich oczach przez koty. Ugięłam się, poświęcając własny komfort psychiczny, by łatwiej było moim kotom przejść na jedzenie surowizny, co zresztą okazało się bardzo dobrym pomysłem, ich przewody pokarmowe dużo lepiej znosiły whole prey niż barfowe mieszanki. I uwielbiają to – WP stosuję na kolację jako zwieńczenie wspólnej zabawy. Takiej naturalnej aktywności jak podrzucanie prawdziwej myszki czy kurczaczka w przypadku moich kotów nie zapewnia żadna wędka…
Nie to, żebym namawiała Cię na WP (choć być może ten pomysł znajdzie Twoją akceptację), napisałam o tym, żeby pokazać, że wszystkie chwyty są dozwolone. Bo chcę powiedzieć, że koty zamknięte w domu trzeba aktywizować na wszelkie (bezpieczne dla nich) sposoby, które się wymyśli i które zaakceptują. By mogły spożytkować nagromadzoną energię i nie popadły we frustrację. To bardzo ważne, więc odpowiednią dawkę aktywizujących, pozytywnych bodźców musimy im zapewnić codziennie. Każdemu kotu z osobna i wszystkim razem. I nie ma tu wyjątku, Sandro, musisz znaleźć czas i ochotę, by to robić, codziennie choć po kilka minut.
Druga sprawa to zabawy, które wywołują u kota emocje, ale nie kończą się dla niego sukcesem. A co nim jest? Oczywiście złapanie zdobyczy. Nie jestem zwolennikiem zabaw w postaci np. telewizji dla kota, postawienia mu akwarium z rybkami, by sobie je oglądał, czy świecenie laserkiem po ścianie. Te wszystkie kocie aktywności nie kończą się sukcesem łowieckim i stosowane zbyt często mogą być źródłem frustracji, a nie przyjemności. Oczywiście w naturze nie każde polowanie kończy się złapaniem zdobyczy. Ale powiedzmy, że analogią tej sytuacji w domu są ptaki za oknem. Lub nie zawsze złapana wędka w czasie aktywnej zabawy z opiekunem. Myślę, że to wystarczy i inne tego typu atrakcje należy stosować z dużym umiarem, a całkowicie zaprzestać w przypadku kotów z problemami. Redukcja stresu jest wtedy priorytetowa. A jeśli już ta zabawa laserkiem z jakiegoś powodu musi się odbywać, to raz na jakiś czas wraz ze światłem rzucajmy na podłogę coś do jedzenia, niech polowanie będzie udane.
5. Relacje
Sandro, to co teraz napiszę, może wydać się przykre, ale uwierz, że moim celem nie jest robienie Ci przykrości, a tym bardziej krytyka Twojego postępowania z kotami, bo je doskonale rozumiem i wiem, że to wszystko z miłości do nich. To, co już tutaj napisałam i jeszcze napiszę, piszę w dobrej wierze, mając nadzieję, że w ten sposób pomagam Tobie i Twoim kotom…
Po przeczytaniu tekstu, który napisałaś o życiu swoich kotów odniosłam wrażenie, że za bardzo je… uczłowieczasz. Rozumiem to, moje zwierzęta też są dla mnie moimi dziećmi i nie boję się do tego przyznać. Jednak staram się przy tym pamiętać, że są kotami i mają kocie, nie ludzkie potrzeby. Które po prostu musimy uszanować, mimo że nie zawsze się z nimi zgadzamy i nie zawsze je rozumiemy, bo patrzymy na to ludzkimi oczami, nie kocimi.
Mogę być w błędzie, ale obawiam się, że powodem niesnasek między kotami jesteś również Ty. Jako ich zasób, o który konkurują – trzeba się bardzo pilnować, by swój czas i uwagę poświęcać każdemu kotu, bez faworyzowania jednego czy drugiego, bo np. słabszy i zasługuje. Oczywiście to nie oznacza, że musi być to czas jednakowo spędzony z zegarkiem w ręku, nie, to zależy przecież od upodobań konkretnego kota, z każdym wyrabiają się prędzej czy później pewne rytuały. Przemyśl, czy w Twoim postępowaniu nie dochodzi do faworyzacji.
Ale oprócz Ciebie jako zasobu jesteś jeszcze Ty jako „przywódca”(?) - nie wiem, jak to nazwać. Wydaje mi się, że za bardzo i za szybko ingerujesz w relacje między nimi. Trzeba dać im SWOBODĘ w tym zakresie. Pod kontrolą, ale swobodę, wybór. One czasami muszą się nogami poodpychać czy nawet łapą przyłożyć. Moje koty się kochają, co nie zawsze okazują w sposób dla nas czytelny, czyli np. przytulając się czy myjąc, jedząc obok siebie, chodząc wszędzie razem itd. (choć to wszystko też robią). Potrafią pacnąć się wzajemnie łapą, niejednokrotnie też kopią się wzajemnie, spinają łapkami i turlają w uścisku, podgryzają się, czasami całkiem mocno. Zdarzają się stulone uszy i wierzgające na boki ogony. Woola potrafi prychnąć na Wallego - odwrotnie nigdy się nie zdarzyło – przy czym prychanie przez behawiorystów kocich tłumaczone jest jako sygnał odstraszający (najczęściej silniejszego osobnika), dyktowany niechęcią do bezpośredniej konfrontacji. Czyli „boję się, ale nie jestem uległy, potrafię walczyć, tylko nie chcę, więc dajmy sobie spokój, wycofajmy się”. W przeciwieństwie do warczenia, które oznacza wściekłość i gotowość do natychmiastowej walki. Nigdy w te ich rozmowy nie ingeruję (wyjątkiem, że zdarzyło mi się je rozdzielić raz czy dwa, był etap łączenia), tzn. obserwuję, co będzie dalej, jestem gotowa zaingerować, gdyby naprawdę doszło do wojny, ale jeszcze się to nie zdarzyło. Koty posprzeczają się, poustalają swoje racje i za chwilę jest rozejm. W momencie, gdy człowiek pcha się w taką dyskusję, zostaje ona znienacka przerwana, rozejm nie jest osiągnięty, a napięcie niby pozornie schodzi, ale tak naprawdę narasta, by następnym razem eskalować. Poza tym często jest tak, że sytuacje z punktu widzenia człowieka postrzegane jako kłótnia między kotami – bo się np. boksują – taką kłótnią w rzeczywistości nie są, a tylko formą zabawy i narzędziem komunikacji.
Barfuje od: IX.2015
Udział BARFa: 90-100% Pomogła: 23 razy Dołączyła: 15 Mar 2015 Posty: 996 Skąd: Lublin
Wysłany: 2022-01-02, 10:29
6. Zdrowie fizyczne
Obawiam się zajmować stanowisko w tym aspekcie, bo, jak napisałam wcześniej, nie jestem lekarzem. Ale z drugiej strony behawiorystą też nie jestem, a napisałam wszystko, co powyżej i się nie bałam, że źle radzę, więc chyba musze brnąć w to dalej
W tej chwili nie widzę potrzeby dalszego sztucznego zakwaszania moczu, właściwie – patrząc na wcześniejsze wyniki badań kotów – chyba nigdy bym jej nie widziała. PH moczu powyżej 6 jest jak najbardziej prawidłowe, nawet powyżej 7 też. Odczyn moczu jest efektem procesów metabolicznych ustalających równowagę kwasowo-zasadową organizmu. Zależy m.in. od diety i zapotrzebowania organizmu w danym momencie – organizm zawsze będzie dążył do homeostazy, m. in. sterując odpowiednio gospodarką elektrolitową, a mocz jest jakby odzwierciedleniem tego sterowania, bo to, co niepotrzebne, zostaje wydalone. A to oznacza, że pH moczu zdrowego kota nie jest tak naprawdę stałe i waha się w dosyć szerokich widełkach (nawet 5-8), w zależności od tego, co kot zjadł, jakie organizm miał potrzeby, ile czasu minęło od ostatniego posiłku itp. Jednym słowem mocz będzie miał taki skład, na jaki zapracuje cały organizm, bo jest jego integralną częścią. Jeśli kot ma objawy chorobowe (np. sika poza kuwetę, wokalizuje przy sikaniu, mikcja jest przerywana, widać, że coś go boli, ma skurcze itp.), pH moczu, które nam się nie podoba i coś w tym moczu wykrywamy w ilościach patologicznych (bakterie, kryształy, kamienie ) – wtedy ok, trzeba podać odpowiednie do sytuacji leki. Ale jeśli tych objawów nie ma, bakterii i złogów nie ma, jest tylko pH nie takie, jak byśmy chcieli, to nie podajemy leków tylko po to, by to pH zmienić. Bo trzeba leczyć kota z choroby, a nie z odczynu moczu. Mamy na tym forum dosyć często powtarzaną maksymę: „leczy się kota, nie wyniki”. Jedyne, o czym opiekun musi zawsze pamiętać, to dbanie o odpowiednie nawodnienie zwierzęcia i dobrze zbilansowaną, mokrą dietę.
Naprawdę nie widzę podstaw do zakwaszania moczu u Twoich kotów. Dotychczasowe wyniki badań nigdy nie wskazywały jednoznacznie na infekcje bakteryjne cewki czy pęcherza, by w jakiś szczególny sposób zakwaszać środowisko (to jedno badanie, które wykazało jakieś bakterie, jest niewiarygodne, próbka miała kilka dni). Przedstawione badania osadu moczu też w zasadzie nie budzą niepokoju, brak jest w nim kryształów czy innych złogów. Jedynie Irokez we IX’2020 ma pojedyncze szczawiany wapnia przy pH 6,1 i dosyć liczne szczawiany w VIII’2020 (ale to jest to nieszczęsne badanie wykonane po kilku dniach od pobrania, więc należy o nim zapomnieć). Jeśli tutaj chcielibyśmy coś robić z moczem, to na pewno nie zakwaszać, tylko alkalizować. Ale było to zupełnie niepotrzebne – pH wynosiło wtedy 6,1 a niewielka ilość kryształów (zarówno fosforanów amonowo-magnezowych, jak i szczawianów wapnia) w moczu kota jest normą fizjologiczną i nie musi od razu oznaczać choroby (chyba, że zwierzę ma jej objawy). W opisie usg u któregoś kota znajdujemy „osad w pęcherzu o charakterze nabłonkowym” Nabłonek (dokładnie nabłonek płaski) wyściela wnętrze pęcherza i cewki moczowej. Przez cały czas ulega procesowi złuszczania i regeneracji, w związku z tym może być widoczny osad w pęcherzu czy pojedyncze nabłonki stwierdzone w próbce, to naturalne i nie oznacza żadnej patologii. W usg Irokeza z bodajże II’2020 znaleziono jakiś zaczątek kamienia przy cewce i to jest chyba jedyne badanie, na które trzeba było zareagować, ale też nie zakwaszaniem moczu (bo skąd wiadomo było, jaki jest skład tego kamienia) tylko dobrym nawadnianiem, by kot go wysikał. Nie widzę badań, u żadnego z trójki kotów, w których znaleziono struwity.
Natomiast przy idiopatycznych zapaleniach pęcherza (których wystąpienie wydaje się być możliwe u Rodzeństwa) ważniejsze od zakwaszania jest pilnowanie nawodnienia organizmu oraz terapia MEMO, czyli redukcja stresu i wzmacnianie pozytywów.
Na koniec dodam, że jeśli już z jakiegoś powodu faktycznie istnieje konieczność zakwaszania moczu, to trzeba dobrze, z rozsądkiem wybrać środek, by jego stosowanie przyniosło więcej pożytku niż szkody. Żurawina czy D-metionina nie do końca się nadają. Przy tym nigdy nie należy zakwaszać sztucznie moczu na stałe, robimy to wyłącznie wtedy, gdy są do tego wskazania medyczne, nie robimy z tego profilaktyki.
Tu kilka przykładowych wypowiedzi na powyższe tematy:
Mam obawy, że słaby obraz białokrwinkowy to nie skutek uboczny stosowania amitryptyliny. Leukocytopenię wszystkie 3 koty miały we wszystkich badaniach bez wyjątku, od małego (chociaż może być to moja nadinterpretacja, bo widzę tylko wyniki badań, gdy koty były małe i następne są już z ostatnich 2 lat, nie ma badań pomiędzy). Gdybym była lekarzem, dało by mi to do myślenia (i tak dało ). Być może jest to tylko taka uroda tych kotów, że odstają od statystycznej normy, to się zdarza. Nie można jednak wykluczyć, że jednak jest to stan chorobowy np. wirus niedoboru immunologicznego (FIV) lub wirus białaczki kociej (FeLV). Prawie cały czas w fazie latentnej (ukrytej), bo nigdy koty nie miały objawów klinicznych, a przynajmniej żadne objawy, jak dotychczas, nie zostały powiązane z tymi chorobami. Będąc następnym razem na badaniach kontrolnych zrobiłam testy PCR chociaż jednemu kotu (to spore koszty, by zrobić wszystkim, a wynik pozytywny u jednego będzie w zasadzie oznaczał też zarażenie pozostałych). Wynik pozytywny być może niewiele zmieni w dzisiejszym postępowaniu leczniczym, ale da świadomość, dlaczego pewne rzeczy się dzieją i pozwoli na ukierunkowaną diagnostykę i działania w przyszłości, gdyby wirus był w wiremii.
Leukopenię może wywołać też wirus panleukopenii (FPV), może na niego też warto zrobić test? Niestety, jakoś do tej pory mnie ten wirus nie zainteresował na tyle, bym poznała jego „zwyczaje” i nie wiem, czy możliwe jest nosicielstwo przez tyle lat bez dawania innych objawów, oprócz niskich leukocytów? Usg żołądka, wątroby, jelit było i jest w porządku. Ale z drugiej strony koty mają tendencję do wymiotów i niedomagającą trzustkę… Naprawdę nie wiem, czy możliwe jest tak wybiórcze działanie wirusa.
Niskie leukocyty to również możliwość chorób nowotworowych. I tutaj lekarzowi też powinna się zapalić lampka, bo trzustka w obrazie usg posiada liczne torbiele. Co to za torbiele – rzekome (pozapalne) czy prawdziwe (o charakterze nowotworowym)? Wydaje mi się, że należałoby pociągnąć diagnostykę w tym temacie. Przepraszam, że zaraz doszukuję się guza, ale miałam białaczkową kotkę, bardzo często z niskimi leukocytami w badaniach, która skończyła z chłoniakiem (i hemobartonellozą w gratisie), więc chyba można powiedzieć, że wpadam w lekką obsesję, gdy widzę u kota utrzymującą się leukopenię. W temacie trzustki chyba najgorzej wypada opis usg Irokeza, więc to jemu w pierwszej kolejności zrobiłabym badania.
Co do tarczycy – szczerze mówiąc dzisiaj jeszcze nie widzę niebezpieczeństwa. Wahania dobowe jej hormonów potrafią być znaczne i wyniki T4 lekko powyżej normy w danym badaniu nie muszą wcale oznaczać choroby. Zresztą na wydruku badania laboratorium umieszcza formułkę o zakresach wątpliwych. USG nie wskazuje na zmiany w narządzie. No i przede wszystkim koty nie mają objawów nadczynności, do których należą np. wychudzenie mimo nadmiernego apetytu czy nadpobudliwość i nadaktywność. Łysienie spowodowane nadczynnością często jest symetryczne, a przede wszystkim nie zależy od lizania się przez kota tylko występuje samoczynnie. Pogarsza się też ogólnie jakość okrywy włosowej.
By być szczerym w tym, co tu piszę, wspomnę o tym, co siedzi mi cały czas w głowie: jakimś potwierdzeniem, że tak całkowicie tarczycy wykluczyć nie możemy, może być szwankowanie w badaniach innych narządów – trzustki, nerek. Bo pamiętajmy, że funkcjonowanie tarczycy ma wpływ na cały organizm. Ale nie za bardzo wierzę w to, by nieprawidłowy obraz nerek czy trzustki był już konsekwencją lekko podniesionego poziomu T4 przy prawidłowym obrazie tarczycy, bez cech rozrostowych. Równie dobrze może być to efekt FIC, wirusa, złej diety w przeszłości lub wszystkiego po trochu. Oczywiście, koty są już w tym wieku, że monitorowanie tarczycy należy włączyć na stałe do cyklicznych badań kontrolnych, ale w tym momencie nie wydaje mi się, by to ona stanowiła istotny problem. Szczególnie należy monitorować stan tarczycy u Kłaczka, bo u niego badanie wyszło chyba najgorzej. I spróbować prześledzić skład puszek, które dostawały/ dostają koty pod kątem zawartości jodu, bo podniesione T4 może być wynikiem jego nadpodaży.
Nerki są dosyć niepewne, popieram pilnowanie fosforu w diecie. W badaniach niby jeszcze nie ma tragedii, ale jednak są początki zmian w budowie nerek i tego bagatelizować nie należy. Martwi mnie niski ciężar właściwy moczu przy tak wysokim hematokrycie we krwi. Teoretycznie da się to wytłumaczyć: ciężar jest niski, bo koty dostają więcej wody. A hematokryt wysoki, bo się stresowały przy pobieraniu krwi i nastąpił wyrzut erytrocytów ze śledziony (o stresie może też świadczyć lekko podniesiony poziom glukozy przy prawidłowym stężeniu fruktozaminy). Ale chyba mnie to do końca nie przekonuje, jednak nerki w obrazie usg wykazują zmiany, więc prawdopodobna jest dla mnie hipoteza, że zagęszczanie przez nie moczu może być upośledzone. Chyba, że w czasie, gdy przeprowadzane były badania, koty stale dostawały suplementy na zakwaszanie moczu, które przy okazji były moczopędne (o, albo jadły dużo karmy urinary, która też ma takie działanie), a przy tym podaż wody była na tę okoliczność zbyt mała – wtedy teoretycznie mamy warunki do tego, by mocz był przewodniony a organizm odwodniony. To tylko moje dywagacje, nie wiadomo, jak było. W związku z tym protokół ochronny dla nerek warto uruchomić. I przemyśleć konsultację u nefrologa. Nie znam łódzkich lekarzy, może warto zastanowić się nad wyjazdem do dr Neski w Warszawie?
Reasumując: koty nie mają idealnych wyników, więc należy się nad tym głębiej pochylić. Ale nie ma też tragedii, więc na razie dałabym im na jakiś czas spokój, by się odstresowały po dotychczasowych badaniach, których było sporo. Wprowadziłabym elementy terapii behawioralnej, o których napisałam wcześniej oraz zmiany w diecie. Kolejne badania krwi rozszerzyła o:
- szczegółowy rozmaz ręczny,
- testy na wirusówki,
- zbadanie poziomu fT4 i TSH,
- zbadanie poziomu swoistej lipzay trzustkowej (fPL / fPLI), trypsyny i trypsynogenu (TLI), witaminy B12 i kwasu foliowego,
Przy okazji pobierania krwi należy zrobić kontrolne usg jamy brzusznej i tarczycy. Być może potrzebna będzie biopsja trzustki, ale decyzję o tym należy podjąć w zależności od wyników badań.
7. Dieta i profilaktyka
Szczerze mówiąc, łatwiej byłoby Ci ustalić dietę kotów, przechodząc z nimi na BARF Wtedy możesz mieć pełną kontrolę nad tym, co jedzą. Poczytaj i pomyśl o tym, może kiedyś dojrzejesz do tej decyzji.
Ciężko będzie upilnować niski fosfor w diecie bazującej na karmach gotowych. Oczywiście z założenia o poprawnym żywieniu kotów muszą być to karmy wysokomięsne (niewielka ilość węglowodanów, tak do 5-7% suchej masy przy diecie nerkowej jest dopuszczalna, by ograniczyć proces tworzenia glukozy z białek, czyli w jakimś stopniu zaoszczędzić nerki) i zbilansowane. Trzeba przeanalizować ich skład pod kątem zawartości fosforu i wapnia, ale również innych minerałów i witamin oraz białka i tłuszczu (tzw. filetówki nie będą poprawne, bo będą miały niekorzystny stosunek białka do tłuszczu oraz brak zbilansowania mineralnego i witaminowego, więc można je podawać wyłącznie okazyjnie). Niektóre karmy typowo nerkowe mają relatywnie niski fosfor. Ale równocześnie są one niskobiałkowe (przy czym często jest to białko niższej jakości), a nie ma jeszcze powodu, by obniżać drastycznie białko w diecie. W związku z tym nie używałabym ich jako podstawy diety. Na karmy „urinary” też bym mocno uważała, bo często zawierają one zwiększoną ilość (by zwierzę dużo piło i dużo sikało) sodu, którego nadmiar może mieć niekorzystny wpływ na nerki (i cały organizm), a także dodatek DL-metioniny i żurawiny, co przy dłuższym stosowaniu może być szkodliwe.
Lepiej więc stosować jako bazę karmy przeznaczone dla kotów zdrowych o jak najniższej zawartości fosforu. Warto też ocenić je pod kątem zawartości jodu – jak wcześniej wspomniałam, podwyższone T4 może wynikać z jego nadpodaży. Trzeba też panować nad ilością wit. D, bo często w karmach gotowych dodatek jej jest zbyt duży. Także jak widać – niełatwo jest karmić kota gotowymi super karmami
Karm gotowych w diecie nerkowej używałam kilka lat temu dosyć krótko, bo potem przeszłam na żywienie BARFem. Nie będę podawała konkretnie, jakich, bo nie jestem już na bieżąco w tym temacie, ich skład mógł ulec zmianie, a nie mam teraz czasu tego na nowo analizować. Musisz, Sandro, sama pokombinować. Dobrze byłoby, byś nie ograniczała się w swoim wyborze tylko do jednego typu karmy, by to żywienie pozostało jednak urozmaicone. Pochwal się, co wybrałaś, to pomyślę wtedy, czy mam jakieś spostrzeżenia co do tego wyboru (jeśli będziesz chciała, oczywiście ). Jakimś wyjściem jest też stosowanie karmy o niezadawalającej zawartości fosforu i uzupełnianie jej suplementem wapnia do pożądanego stosunku Ca:P. Jest to jednak „wyższa szkoła jazdy” i do krótkiego stosowania, by nie przesadzić z bezwzględną ilością tych pierwiastków w diecie.
Teraz trochę o suplementach. Jak najbardziej dobrym pomysłem jest stosowanie kwasów omega-3. Warto też cyklicznie podawać beta-glukany na wzmocnienie odporności. Być może należałoby wejść z czymś bardziej inwazyjnym, typu interferon czy zylexis, ale taką decyzję można podjąć wyłącznie po głębszej diagnostyce i w konsultacji z lekarzem.
Preparat korzystny dla skóry i włosów można rozważać, jeśli masz zastrzeżenia do jakości sierści i istnieją podejrzenia, że powodem tego są niedobory mineralno-witaminowe. Jednak do tego skinoxsanu nie miałabym zupełnie zaufania. Nigdzie nie znalazłam jego składu – nie wiadomo, z czego jest zrobiony, w jakiej formie ma te witaminy i minerały, w jakich dawkach, nic kompletnie.
Swego czasu kupiłam taki kompleks witamin B (witaminy, szczególnie B3, B9, B12) mają korzystne i bezpieczne formy chemiczne, preparat nie zawiera niepotrzebnych dodatków):
Ten preparat zawiera tylko witaminy B, cynk i wit. E należałby podawać osobno (tylko też poszukać dobrych jakościowo). Wit. A dodatkowo bym nie suplementowała, jej jest dużo w gotowych karmach a jej nadmiar jest szkodliwy.
W ogóle dużo lepsza dla okrywy włosowej i całego organizmu byłaby dieta wzbogacona naturalnie w np. żóltka jaj, nieaktywne drożdże browarnicze itp. Relatywnie dużo cynku zawierają owoce morza, np. ostrygi (ale ich stosowanie należałoby dobrze przemyśleć, bo zawierają też jod).
Można przemyśleć wprowadzenie na jakiś czas dobrej jakości olejku CBD. On ma działanie uspokajające, przeciwbólowe, a przy tym uznawany jest jako bezpieczny dla organizmu. Jest już często stosowany w terapii stresu i bólu u psów, kotom coraz częściej behawioryści i lekarze też go podają, choć do niedawna (nie wiem, jak jest teraz) nie było badań potwierdzających jego działanie i brak skutków ubocznych u tego gatunku.
Na koniec napiszę jeszcze, że zachęcam Cię do czytania forum BŚ, nawet, jeśli nie zamierzasz przejść na żywienie kotów surowizną. To forum zawiera naprawdę mnóstwo dobrej wiedzy. Polecam szczególnie zagadnienia związane z chorobami, ich diagnostyką oraz żywieniem wspomagającym leczenie. I wszystkie inne zagadnienia – naprawdę można się tu dużo nauczyć Szczególnie posty Dagnes, Margot – im można zaufać, że są merytorycznie poprawne.
Trzymam kciuki za Ciebie i koty. Proszę o komentarz, co myślisz o tym moim pisaniu. Pytaj, jeśli nasuną Ci się jakieś pytania, postaram się odpowiedzieć. Pisz na bieżaco, co w temacie, bo jestem już w to na tyle zaangażowana, że będę oczekiwać wieści z frontu . Poza tym może będe mogła jeszcze pomóc (jeśli w ogóle to wszystko, co piszę, nazwiesz pomocą, a nie mieszaniem w życiu
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Nie możesz ściągać załączników na tym forum