Chyba masz rację :(
Obejrzałam ten podły materiał, dziś będzie jeszcze jeden. Podły, bo największy problem ludzi to smród i obawa, że nie sprzedadzą mieszkania w takim bloku. Zwierzęta?
Nic się nie zmienia... w reportażu kotów z W-wy też połowa materiału była ubolewaniem nad smrodem i stratami finansowymi sąsiadów morderczyni.
W obu przypadkach różne instytucje wiedziały od kilku lat o sytuacji. Po tym jak Straż dla Zwierząt w Polsce wydała ludziom koty jako "tymczasowe", nikt już do sprawy nie wrócił, nie było informacji. Dobrze dla kotów, że chociaż miały już spokój.
W Opolu są syjamy i orienty, większość chyba w stanie nie do odratowania, odebrano tylko kilka kotów, nie podają jeszcze informacji, czy można pomóc.
Materiały z interwencji obu spraw są drastyczne, dlatego nie podaję linków. Można znaleźć.
Koty z tej interwencji można adoptować, wcześniej szukano dla nich tylko domów tymczasowych bez kotów, teraz na stronie opolskiego TOZu są dwa niewidome syjamy do adopcji, może będzie więcej.
Z doświadczenia powiem tylko tyle, że widzący kot jest świetnym przewodnikiem niewidomego - bardzo ułatwia adaptację w nowym miejscu. Przerobiliśmy 2 przeprowadzki z Susu i jak znajdowała się w nowym miejscu, to nasłuchiwała chodu i skoków Malutkiej a później dopiero szła na zwiady wstępnie mając wyobrażenie, co i jak.
Viva interwencje szuka teraz domów dla odratowanych 22 kotów z podobno hodowli (Warszawa).
Tymczasem właśnie trafiłam na zarejestrowaną hodowlę łódzką, która mnoży na potęgę sprzedając koty w ciemno, minimum zdjęć, bez okazania rodowodów, na "umowie o płatną adopcję" a kupujący są zachwyceni, że kotki rodzą raz za razem i nawet nie wiadomo, ile ich tam jest.
Mam nadzieję, ktoś szukający kota trafi na ten post (a mi samej wpisując w google "rasowy" pierwszy link pokazało "olx- koty bez rodowodu"!).
Nie, to nie jest normalne, kiedy rzekomy hodowca ukrywa podstawowe informacje o hodowli, nie potrafi okazać aktualnych badań potwierdzających stan zdrowia kotów hodowlanych (nie tylko kociąt), ale na pewno chce zadatek jak najszybciej.
Z wspominanych tu ślepotek syjamów dwa znalazły dom, ale dwa nadal szukają (info na stronie opolskiego schroniska). Jest też w komentarzach, że czekoladowy młody orient z jednym okiem podrzucony do stajni też ciągle szuka domu. Mam link do zdjęć, gdyby ktoś był zainteresowany.
Natomiast od lat dziwią mnie ogłoszenia hodowców szukających domów dla pohodowlanych kotów stawiających wymagania i oczekujących niemałej zapłaty. Rozumiem ideę, rozumiem dobro zwierząt i wymagania mające im je zapewnić, nie rozumiem charakteru zysku ze zwierzęcia, które jest już co najmniej zbędne, jeśli nawet nie kłopotem.
Przykład jednego z ogłoszeń, a trafiam na takie niemal codziennie: "kotka ma 7 lat, więc szuka domu świadomego, że to dorosły kot wchodzące w okres starości i w każdej chwili może się coś posypać i będzie wymagała wizyty u weterynarza i leczenia.(...) Wymagamy zakupu drapaka, jaki lubi oraz mega misek ceramicznych, z których lubi jeść... (...) Koszt - jeden tysiąc złotych"
Hodowca ma sam świadomość, że kot już raczej będzie bardziej wymagający niż mniej, a odsprzedaje go, ponieważ nie może go zatrzymać w hodowli, gdyż kot jest dla niego problemem.
Tylko raz trafiłam na ogłoszenie, w którym hodowca chciał zapłatę umiarkowaną, będącą jednak wydatkiem, z przeznaczeniem na lokalne schronisko czy fundację. Zapłata miała jak sądzę na celu wykluczyć bezmyślną adopcję, ale była jednocześnie pomocą bezdomnym zwierzakom, zamiast stanowić zysk hodowli.
Szkoda, że takie adopcje nie są standardem, byłyby wtedy faktycznie adopcjami. Przy czym nie znam pochodzenia zwrotu "adopcja płatna", może wynika z polityki portali społecznościowych o zakazie sprzedaży zwierząt i ustawy o ochronie zwierząt.
p.s. Gpolomska masz rację śłepotki zaskakują nas zaradnością.
Sierra
Barfuje od: 01.12.2018
Udział BARFa: 90-100% Pomogła: 12 razy Dołączyła: 04 Gru 2018 Posty: 778
Wysłany: 2021-10-02, 18:10
Tutaj taką adopcja jest popularna - koty pohodowlane zazwyczaj kosztują tyle co kociak dachowca (czyli w przybliżeniu cena pokrywa koszt kastracji/sterylizacji + szczepień). Zwierząt do oddania za darmo w UK praktycznie nie ma.
Irytuje mnie tylko wymóg nie posiadania innych kotów "bo się nie dogaduje". Podejrzewam, że większość z tych kotów jest gnębiona przez inne li i wyłącznie z powodu kastracji.
W Polsce jest zakaz rozmnażania psów i kotów nierasowych (nie posiadających rodowodów) w celach handlowych, czyli nie wolno takich sprzedawać. Kociaki i psiaki nie posiadające rodowodu mogą być oddawane jedynie bezpłatnie, ale można wspierać schroniska i fundacje prozwierzęce.
Pohodowlane mogą być sprzedawane. Cena (wyższa niż zabieg kastracji) to oczywiście sprawa hodowcy i nowego właściciela. Jedynie moim zdaniem, zapłata za zwierzę będące po przeżyciach związanych z rozmnażaniem i rozrodem stawia hodowcę w negatywnym świetle w moim poczuciu etyki Oczywiście sytuacja sytuacji bywa nie równa i może nie znam całej strony takich sprzedaży.
Sierra, najprawdopodobniej tak. Natomiast to, "kot do domu bez innych zwierząt" pokazuje tylko, jak źle się czuje takie zwierzę Sprzedaż jest tym bardziej moim zdaniem niestosowna.
Sierra
Barfuje od: 01.12.2018
Udział BARFa: 90-100% Pomogła: 12 razy Dołączyła: 04 Gru 2018 Posty: 778
Wysłany: 2021-10-02, 21:41
Rozumiem, że negujesz sprzedaż kota pohodowlanego za wysoką cenę, a nie samą sprzedaż za koszt kastracji/adopcję kota pohodowlanego jako taką?
Niestety, ale jeżeli ktoś chce naprawdę hodować koty (wyprowadzić swoją linię itp.), a nie tylko puść parę miotów dla kasy/zabawy/bo moja kotka jest taka fajna to prędzej czy później musi zacząć sprzedawać kastraty. Niestety, ale wielkość domów jest ograniczona, ilość kotów, jaką się w domu pomieści też. Dodajmy do tego częstą walkę na linii kastrat-hodowlany i dochodzimy do sprzedaży, stałej izolacji (zazwyczaj kastrata, bo hodowlany wymaga więcej uwagi że względów... cóż... hodowlanych) albo zamknięcia hodowli.
Przy czym nie znam pochodzenia zwrotu "adopcja płatna"
Adopcja to tak naprawdę znaczy uznanie cudzego dziecka za swoje. Sama tzw. umowa adopcyjna kota to bubel prawny i może być nawet wykorzystana do wyłudzeń. W praktyce sądy traktują taką "adopcję" po prostu jako wypożyczenie kota, bo na pewno nie wynika z tego typu umowy żadne przeniesienie prawa własności z jednej osoby na drugą.
Faktycznie. Wzór umowy adopcyjnej mówi:
"Oddający do adopcji przekazuje zwierzę pod stałą opiekę adoptującego".
Znalazłam interpretację prawo cywilne umowa adopcyjna opisującą zasadę oraz wyrok sądu wskazujący, że opiekunowi nie przysługuje prawo własności wobec zwierzęcia. Ale widziałam też wzór umowy z zapisem: "UMOWA ADOPCYJNA. Dotyczy: Przekazania psa/kota na własność innej osoby."
W każdym razie, po przeczytaniu różnych historii adopcyjnych (czarna lista organizacji prozwierzęcych) zwątpiłam w świat.
U mnie w umowie z Fundacji, która ma lata doświadczeń (także dramatycznych) i dobrego prawnika jest tak, że jeśli jest OK, to po 3 latach zwierzę staje się własnością adoptującego. Daje to tyle, że jak na początku ktoś leci w kulki, to mogą łatwo zabrać, a jak ktoś jest OK, to zwierzak jest jego. Za "zgubienie" kota jest kara 5 tys. - ale oddać można gratis im z powrotem w każdej chwili, byle nie na ulicę wywalić. Także fundacje są różne - ta akurat jako priorytet ma zabezpieczenie dobrostanu zwierzaka (ludzie normalnie pracujący, który ponad 20 lat po pracy ratują koty dokładając niemało ze swoich wypłat).
Niestety znowu piszę. Odebrano w końcu resztę (26) kotów z opolskiej pseudo, są w stanie krytycznym, TOZ Opole szuka im domów tymczasowych i zbiera na leczenie i opiekę.
Powtarzalność koszmaru jest przytłaczająca.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Nie możesz ściągać załączników na tym forum