Udział BARFa: 90-100%
Dołączyła: 21 Wrz 2011 Posty: 54 Skąd: Z Ptaszków
Wysłany: 2011-09-22, 12:53 Neotenia
Rzecz dotyczy wypracowanej ewolucyjnie (potencjalnej, ujawniającej się w sprzyjających okolicznościach) niezdolności zwierząt do samodzielnego życia. Behawioralna neotenia to utrzymywanie przez całe życie pewnej postawy "nieporadności" charakteryzującej małe dzieci. Kotu (bądź innemu zwierzęciu, który żyje przy człowieku) - oklejonemu i opatulonemu naszą opieką - po prostu "nie chce się": nie chce się kombinować za jedzeniem, bo wie, że wystarczy miauknąć, nie chce się otworzyć drzwi, bo wie, że wystarczy miauknąć, a my przylecimy i kotka wpuścimy.
Jakby to zgrabnie i porządnie ująć - za neotenię, czyli za zubożenie kociego życia, odpowiada nikt inny, jak my - koty odpowiadają naszej podstawowej potrzebie opiekowania się (nie napiszę "potomstwem", aczkolwiek często zwierzęta domowe - choć nie expresis verbis - uzyskują statut substytutu dziecka) tymi małymi, nieporadnymi.
W genach to mamy. Więc nie jest to działanie z naszej strony premedytacyjno-szkodliwe. Tak zostaliśmy wypracowani ewolucyjnie i tak wypracowały się ewolucyjnie zwierzęta domowe. Bo wygodnie jest zatrzymać samodzielność.
Ba! nie ma bodźców ku temu, by być samodzielnymi, bo przyzwyczailiśmy koty, że wystarczy miauknąć.
***
Powstaje pytanie:
Czy należy to zmieniać?
Skoro nam i kotom jest z tym dobrze - nasza potrzeba opiekuńczości jest zaspokojona, a i koty mają pełny brzuch i wygodne życie?...
Pytanie z gatunku retorycznych, podstępnych, niewygodnych.
***
James Serpell, profesor etyki na Uniwersytecie Pensylwańskim, gotów jest uznać nasz związek z kotem za "rozbudowany przykład społecznego pasożytnictwa": ludzie padli ofiarą dziwacznej przypadłości. A psy, koty i papużki niewiele różnią się od wszy ludzkich, pcheł i tasiemców lub - prawdę mówiąc - jakiegokolwiek innego rodzaju organizmów pasożytniczych.
I nie chodzi tu wcale o aspekt ekonomiczny, o rachunki dla weterynarza, karmy, kocyki, poduszeczki, kokardki.
A o przebiegłość zwierząt i wypracowanie przez nich pewnych kluczy behawioralnych, idealnie pasujących do naszych dziurek "ogłupionych przez wykształcone ewolucyjnie reakcje na własne potomstwo", co sprawia, że na widok małego zwierzęcia miękną nam członki, pojawia się "słodka reakcja" ("ojejuuuu! Jakie cuuuudneee kruszynki!"), włącza się "matkomowa" (tak tak, posłuchajcie czasem Waszych rozmów z kotami - niech pierwszy rzuci kamieniem ten, kto traktuje zwierzę po partnersku, nie matkując mu myślą, słowem i czynem).
Lista pól, na jakich działają owe "pasożyty":
- karmienie i pojenie,
- utrzymywanie z dala od niebezpieczeństw,
- zabiegi pielęgnacyjne i higieniczne,
- kontrola płodności,
- przyzwolenie na załatwianie potrzeb fizjologicznych w domu.
I na dodatek dziwnym urokiem dla człowieka jest to, że taka istota nigdy nie dorośnie i nie pójdzie na swoje.
* Do poczytania:
James Serpell, W towarzystwie zwierząt. Analiza związków ludzie - zwierzęta, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1999.
Bardzo ciekawy punkt widzenia. Coś w tym jest. Osobiście wcześniej miałam takie przemyślenia, że w jakiś sposób upośledzamy samodzielność kota-tego "wyłącznie mięsożercy", który karmiony długi czas papką (bo mruczusiowi ciężko pogryźć) zapomina do czego służą zęby i odmawia gryzienia czegokolwiek, albo karmiony wyłącznie chrupkami brzydzi się na sam widok mięsa. Przecież to nienaturalne. I w konsekwencji niezdrowe dla kociego organizmu.
Z jednej strony mam potrzebę matkowania swoim futrom, no bo przecież są takie słodkie, puchate i zależne ode mnie , z drugiej strony staram się dać im możliwość wykazania się, postarania o coś. Najprostszy przykład to właśnie karmienie. Daję czasem swoim kotom po wielkim kawale mięcha i niech sobie radzą i nie ma marudzenia, że w ząbki kłuje Albo ogryzają udka. To jest dopiero powrót do natury
Nie wyślę kotów na wieczorne łowy, nie pozbawię ciepłego domu w imię samodzielności i niezależności, bo to moje kochane ogonki ale tak sobię myślę, że dobrze jest czasem dac naszym pupilom okazję do wykazania się, do poradzenia sobie, czy to w jedzeniu czy to w zabawie
Jesli nie mam racji, niech mnie ktoś poprawi. Osobiście uważam, że nasze wspólnie z kotami wypracowane "metody wychowawcze" skutkują. Nie są nieporadnymi sierotkami oj potrafia czasem coś sprytnie wykombinować (oczywiście to co piszę tyczy się naszego życia domowego, bo pozadomowego nie znają i nie poznają, bezdomność i tułaczkę mają już za sobą).
Barfuje od: 2008
Udział BARFa: 75-90% Pomogła: 23 razy Dołączyła: 13 Wrz 2011 Posty: 4841
Wysłany: 2011-09-23, 09:19
Gezo, czy tytuł nadany wątkowi wskazuje, że neotenia dotyczy wg. Ciebie wyłącznie kontaktów człowiek-kot? Pytam, gdyż mam pewne przemyślenia na temat tego zjawiska w odniesieniu także do innych zwierząt domowych, którymi chętnie się podzielę. A chciałabym podkreślić pewne różnice w zalezności od gatunku zwierza, więc nie wiem czy w tym wątku...
_________________ Aby dotrzeć do źródła, musisz iść pod prąd
Udział BARFa: 90-100%
Dołączyła: 21 Wrz 2011 Posty: 54 Skąd: Z Ptaszków
Wysłany: 2011-09-23, 11:41
Nie nie! Oczywiście, że nie dotyczy to tylko kotów. Z tego właśnie wzięły się psy - uważa się, że te wilczki, które zatrzymały się w rozwoju miały większą szansę na przeżycie przy człowieku (oczywiście jest to ogromny skrót).
Zmienię w takim razie tytuł wątku. A temat naprawdę wymaga rozwinięcia, bo jest bardzo szeroki.
Trochę to potrwa zanim się przestawię, ponieważ cały czas "myślę kotem".
aneta
Barfuje od: 2007
Udział BARFa: 90-100% Pomogła: 1 raz Wiek: 51 Dołączyła: 22 Wrz 2011 Posty: 79 Skąd: Głogów
Wysłany: 2011-09-23, 12:24
Idź diable wcielony
Teraz już nie mogę sobie wmawiać, że tak trzeba, że to bidy, którymi trzeba się opiekować na okrągło. Bo inaczej znowu zachorują, albo będą głodować, albo coś tam
Od dzisiaj będę twarda - nie dam się! Wprowadzam zimny wychów
O ile zimny wychów mogłabym zastosować dla nowego domownika zwanego Lichem (naprawdę ma na imię Liesel/Lisia), bo to mała dzikuska i trzęsie się z ekscytacji na widok mięsa, ma we włochatym dupsku kuwetę, itd., o tyle mój schorowany, mega grzeczny, staruszek nijak nie dałby sobie rady i nim naprawdę trzeba się opiekować na okrągło - co nie zmienia faktu, że to moje przebiegłe frecię umie "wymusić" swoje.
Choruje na kardiomiopatię rozstrzeniową, zbiera mu się często płyn w brzuszku i często ciągnie tym brzucholem po załatwianiu się, więc brzuszek ma mokry. I co robi ten mój "skunks"? Człapie do mnie, staje przede mną, zadziera łepetynę i czeka aż mu wytrę to brzuszysko. Jak nie palę się do wycierania - wytrze się w moją skarpetę.
I teraz najlepsze - jak nie ma mnie w domu, to sam sobie dba o wytarcie brzucha (wyciera się w kocyk), ale jak jestem, nie ma zmiłuj się - brzuch ma być wytarty przez dwunoga. Łaskawca podziękuje sapnięciem i małym "lizkiem" i idzie do siebie.
Udział BARFa: 90-100%
Dołączyła: 21 Wrz 2011 Posty: 54 Skąd: Z Ptaszków
Wysłany: 2011-09-23, 13:04
Ja oczywiście nie chcę namawiać do zaniechania opieki, do otwarcia drzwi, wyrzucenia na zewnątrz - i niech sobie teraz same polują, a jeśli zachorują - to niech się wyliżą.
Chciałam zwrócić uwagę na pewien (wg mnie jednak) problem, który często ciężko jest zauważyć, ponieważ w naszych kategoriach to, co robimy jest wyrazem naszej troski i miłości a zwierzę się trochę otumania.
A zawsze wychodzę z założenia, że jeśli coś robimy wbrew jego naturze, to później na ścianie przeczytamy wiadomość napisaną moczem.
BTW, w ramach nie uczenia zwierzaków na siłę - oddałam (po długiej i nierównej walce) we frecie łapki koszyk na piloty i 2 szafki, bo te włochate potwory urządzały sobie w nich nory. Otumaniły mnie swoim działaniem (i pięknymi oczętami ;) ) na tyle, że przeniosłam piloty do szuflady, a własne ciuchy i pościel do innych szaf. Czyli radzą sobie łachudry.
A tak serio, myślę, że Licho poradziłaby sobie ze zdobyciem pożywienia i ogólnym "przeżyciem", bo to jeszcze dzikus - z tym, że fretki to jednak udomowione futrzaki.
Żeby mnie też źle nie zrozumiano... ja też nie zaniechałam jakiejkolwiek opieki, ale pozwalam się futrom czasem wykazać, a najlepszą okazją do tego jest właśnie BARFowanie i zabawa
Barfuje od: 10/2010
Udział BARFa: 90-100% Pomogła: 5 razy Dołączyła: 16 Wrz 2011 Posty: 299 Skąd: Wrocław
Wysłany: 2011-10-02, 23:53
Przykładem neotenii w moim życiu nie będą moje domowe koty, ale bezdomniaczki pod moją pracą, które zaczęłam dokarmiać.
Najpierw nieregularnie jakieś skrzydło z kurczaka, czasem wątróbka, potem częściej... codziennie. Teraz już z przepraszaniem w poniedziałek za nieobecność w weekend. Dzisiaj już mamy następny etap - zrobiłam im skromną mieszankę, no bo tauryna, żelazo...
One już nie polują!
Czekają jak na zbawienie, wypatrują mnie jak przyjeżdżam do pracy, biegną do mnie! Urosły im pupy i już nie są chudziutkie, chyba dokarmia je ktoś jeszcze.
Za chwilę będzie zima, a ja już się martwię, ze zaraz ta partyzancka ekipa trafi do mnie 4 sztuki wątpliwej urody... ale bardzo kochane...Neotenia jak nic.
W Małym Księciu nazywa się to inaczej - chyba, że jesteś odpowiedzialny za to, co oswoiłeś?
i za neotenię, którą wywołałeś...
_________________ Człowiek z nowymi pomysłami jest wariatem, dopóki nie odniesie sukcesu. (Mark Twain)
Udział BARFa: 90-100%
Dołączyła: 21 Wrz 2011 Posty: 54 Skąd: Z Ptaszków
Wysłany: 2011-10-03, 09:11
maix napisał/a:
W Małym Księciu nazywa się to inaczej - chyba, że jesteś odpowiedzialny za to, co oswoiłeś?
Tak, bo to się w gruncie rzeczy do naszej odpowiedzialności sprowadza.
Ale zawsze namawiam do tego, by je mocniej "uzwierzęcać": najłatwiej jest przy jedzeniu - trzeba tak manewrować jedzeniem, by dostarczyć im namiastkę polowania, innymi słowy pozwolić im "skraść" jedzenie: kawałek mięsa z blatu, szyjkę z kurczaka niech sobie "ukradną", gdy otwieramy drzwi do lodówki. Będą przeszczęśliwe i bardzo z siebie dumne.
Barfuje od: 10/2010
Udział BARFa: 90-100% Pomogła: 5 razy Dołączyła: 16 Wrz 2011 Posty: 299 Skąd: Wrocław
Wysłany: 2011-10-03, 09:55
Aaaa to tak trzeba było od razu No to jednak rzucanie mięska na ścianę lub drzwi od balkonu (niektórzy wiedzą o czym mówię ) żeby kiciuś mógł sobie upolować nie jest takie głupie
_________________ Człowiek z nowymi pomysłami jest wariatem, dopóki nie odniesie sukcesu. (Mark Twain)
Barfuje od: 2008
Udział BARFa: 75-90% Pomogła: 23 razy Dołączyła: 13 Wrz 2011 Posty: 4841
Wysłany: 2011-10-03, 10:12
Geza napisał/a:
namawiam do tego, by je mocniej "uzwierzęcać"
Mój Pedro dokonał tego "uzwierzęcenia" sam .
Urodzony w mieszkaniu na 4 piętrze, mający niewychodzących rodziców, jak tylko przybył do nas, to od razu widziałam, że ma "ten pęd" do zwiedzania świata zewnętrznego i polowania na co tylko się da. Ucieczka z mieszkania choć na chwilę i wyjście na przydomowe tereny zielone były celem jego życia . Drzwi wyjściowe musiały być pilnowane jak największy skarb, a on i tak bywał szybszy. Teraz, gdy mieszka w domu z ogrodem, nie daruje żadnemu stworzeniu, które zabłąka się na jego terenie - regularnie upolowywane są jaszczurki i pasikoniki (to z tych większych, rozpoznawalnych przeze mnie istot). Od ok. 2 miesięcy Pedro jest bardzo niepocieszony, bo w końcu udało nam się ogrodzić posesję i skończyły się wypady na sąsiednią łąkę po myszki. Wcześniej potrafił rozprawić się z gniazdem myszy i po kolei wyciągać wszystkie młode, a na koniec matkę.
Teraz bywa, że siedzi godzinami przy ogrodzeniu i tęsknym wzrokiem spogląda na "swoją byłą łąkę" . A mnie się serce kraje, gdy to widzę i myślę, że "dla jego dobra" (bezpieczeństwa) zabrałam mu największą przyjemność i cel jego życia .
_________________ Aby dotrzeć do źródła, musisz iść pod prąd
Udział BARFa: 90-100%
Dołączyła: 21 Wrz 2011 Posty: 54 Skąd: Z Ptaszków
Wysłany: 2011-10-03, 10:51
Ja mam też cały czas ten dylemat "dla ich dobra" i związane z tym rozterki dotyczące wychodzenia do ogrodu.
No, słuchajcie, podawanie kotu jedzenia w miseczce - i jeszcze pod nosek - jest całkowicie sprzeczne z jego naturą i chyba nikt nie ma tu wątpliwości.
Paradoksalnie podawanie suchych chrupek - np. w kulach-smakulach lub specjalnie przystosowanych do tego "norkach" czy zabawkach edukacyjnych jest bliższe jego instynktom.
Na pierwszych zajęciach z kociego behawioryzmu dr Iracka od razu powiedziała jasno: zabieramy kotom miski. Jedzenie pakujemy w kule-smakule, niech sobie polują. Na moje wątpliwości, że te silniejsze, odważniejsze zjedzą wszystko, a koty nieśmiałe mogą nie dopchać się do jedzenia, stwierdziła: "I co z tego? Niech kombinują".
I zdaję sobie sprawę, że przy mieszankach barfowych jest to - (chyba?) - niewykonalne.
Może faktycznie warto zrobić coś, żeby koty kombinowały czasem za tym jedzeniem. Moja gwiazda co prawda zasuwa mięso z miski, bo też nie ma innego wyjścia. Ale jak jej czasem włożę do miski kawałek kurzęcego skrzydła, żeby kąsnęła kostkę i takie tam, to powącha to skrzydło, a potem patrzy na mnie jakby chciała powiedzieć: "no co ty? takie żarty, tak? co mi tu dałaś? przecież to miska na jedzenie jest, a nie na takie świństwo" Czasem próbuje się tym bawić, ale to taka głupia zabawka, bo ani nie grzechocze, ani nie ma futerka i w ogóle jest ble.
A jak pięknie "poluje na muchy" - siada pod oknem i jak mucha jest za wysoko, to gapi się raz na mnie, raz na muchę i miałczy, żeby jej złapać i podać, a może nawet żeby i zjeść za nią. I jest wielce niepocieszona, że musi jednak sama się z tą muchą zmierzyć
_________________ Mam kota na gorącym dachu mojej głowy...
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Nie możesz ściągać załączników na tym forum