Barfuje od: 08.2012
Udział BARFa: 90-100% Pomogła: 22 razy Dołączyła: 07 Sie 2012 Posty: 5339
Wysłany: 2017-05-30, 19:32
zuza290
Jestem w szoku....Chodzę z 5-tką kotów do moich wetów a koty różnie reagują podczas wizyty... Ale nigdy nie było takiego zajścia, nie był potrzebny koc, ani kagańce, ani żadne "mocne" trzymanie, zero przemocy. Nic co by kotu źle się kojarzyło albo zostawiało uraz.
Same zabiegi są już wystarczająco stresujące dla zwierzaka. Ta Pani wet dostała by ode mnie ochrzan i więcej bym się u niej nie zjawiła. Łaski nie robi za ciężkie nasze pieniądze!!
zuza290
znam problem... niemieccy gownoweci maja takie cos co sie nazywa "Katzensack",to taki worek spelniajacy funkcje koca z Twojego opisu na szczescie w przypadku Jinxa nigdy sie nie zgodzilem na zastosowanie w/w,co w 3 przypadkach skonczylo sie glosna pyskowka z mojej strony ( nieszkam w Niemczech 28 lat i znam ten jezyk lacznie z chyba wszystkimi wyrazami ktorych nie ma w slownikach... ) a raz trzasnieciem drzwiami...od tego czasu to JA decyduje co wet moze /nie moze zrobic,a on przedtem ma mnie poinformowac od deski do deski o tym co zamierza,lacznie z podaniem mi nazw stosowanych lekow na pismie...przyznaje ze od tego czasu znacznie zmniejszyla sie ilosc wetow w okolicy 50 km ktorzy ze mna wspolpracuja no ale to byl taki odsiew ziarna od plew...a i tak jeszcze zdarzaja sie pyskowki (tyle ze na argumenty,ale emocjonalne i - czasami - glosne )z wetami ktorzy w to graja...po prostu oni nie sa przyzwyczajeni ze ktos straci ich z piedestalu na ktorym graja bogow...Tak ze nie boj sie postawic na swoim i w razie czego zrobic "odsiew" !!!! Pozdrowienia,Roman i Jinx Pierwszy Wspanialy Prince of Persia
P.S. a post najbardziej by pasowal do "Kacika wkurzonego barfera" w Hyde Parku...
_________________ Koty to lepsi ludzie !
Ewik72
Udział BARFa: 90-100% Pomogła: 1 raz Dołączyła: 26 Lis 2013 Posty: 388 Skąd: Warszawa
Wysłany: 2017-05-31, 09:48
W przypadku moich kotów kocyk dobrze się sprawdza. ALE! Jest to nasz kocyk, z domowymi zapachami i wcześniej spryskany odrobinką waleriany. Koty są do niego przyzwyczajone i chyba bez kocyka miałaby traumę. Odkąd jeździmy do weta kocyk nam towarzyszy. Nie zawijam ich w ten koc, mam go na kolanach i częściowo przykrywam kota. Lekko przyciskam a skórę na karmu trzymam chwytem matczynym. I tak nie jest łatwo..
Nasza jest chyba jednym z najgorszych przypadków. Nie mieliśmy styczności z takim kocem, ale jeden wet miał specjalną kurtkę... oczywiście nie dawała rady. Na pobieraniu krwi trzymało ją 2 wetów, pielęgniarka, ja i mąż.. a pobranie LEDWO się udało. Raz mała wbiła sobie igłę do końca, tak się rzucała... w naszym mieście nikt już nie chce jej leczyć...
Chcę wspomnieć o jednym nie miłym przypadku. Otóż, poszliśmy na wizytę do innego weta (o poradę, mała jak do nas trafiła do duuużo chorowała, lekarze dziwnie ją leczyli, więc pojechałam do innego), mała stała się agresywna (jak można tak nazwać 9 tygodniowego kota) zaczęła prychać i syczeć na weta. Wet wziął małą na skórę do góry i zdzielił dwoma paluszkami po pyszczku kilka razy... od tamtej pory do nienawidzi... powiedział, że tak mamy reagować na jej agresywne zachowanie. Poparł to tym, że maluchy w miocie też tak się leją, lekkie pyknięcie nic jej nie zrobi a uczymy ją hierarchii. Ja w szoku, mężowi się spodobało - bo mógł pokazać kto tu rządzi... Chyba nie muszę mówić, że omijamy tego weta szerokim łukiem?
Barfuje od: 12.12.13r
Udział BARFa: 90-100% Pomogła: 7 razy Wiek: 35 Dołączyła: 23 Sty 2013 Posty: 2660 Skąd: Wrocław
Wysłany: 2018-03-25, 10:56
Ja pitole i co za tłumaczenie... już nie wspomnę o tym, że człowiek kotem nie jest i nigdy nie będzie, ale czy ten wet nie widzi różnicy choćby w rozmiarach między sobą a kilkutygodniowym kociątkiem???
Ta sytuacja na pewno nie wpłynęła pozytywnie na obsługiwalność kici w trakcie leczenia
Magnolię w Łodzi przy pobieraniu krwi trzymała wet, jej pomocnik, kobieta z DT i jej mąż - ledwo na morfologię utoczyli. Moja wet pobrała sama a Magnolka leżała jak zaczarowana po przytulaniu i głaskach z jej strony. Także podejście ma duże znaczenie o ile nie największe.
Dokładnie, podejście ma znaczenie. Dodam, że podczas pobierania krwi o którym wspomniałam wcześniej (gdzie Kizię trzymało 2 wetów, pielęgniarka ja i mąż) mała była pod połowicznym znieczuleniem, a i tak ledwo się udało. Aż wet się zdenerwował ...
A teraz u nowej Pani wet (oczywiście też pod znieczuleniem) bez problemu. Pani pobrała ile trzeba, krew nie leciała opornie więc kotek nie był tak zestresowany :) może to zasługa rujki, nie wiem, ale mam nadzieję, że będzie już tak cały czas. Mażę o tym zeby kiedyś pobrać jej krew bez znieczulenia
Agnikot
Barfuje od: 04.2018
Udział BARFa: 90-100% Pomogła: 1 raz Dołączyła: 03 Mar 2018 Posty: 89 Skąd: Zielona Góra
Wysłany: 2018-08-01, 14:23
A ja po przedwczorajszej wizycie z Kicią u weta na pobieraniu krwi, poddaję się. Kicia po prostu szalała, nie dało się jej przytrzymać. Była również próba z tzw. kocykiem, ale broniła się jak tygrys. Na początku zaproponowałam, że może tylko ja spróbuję ją trzymać, choć wątpię czy by to się udało
Pan wet był jednak sceptyczny i zawołał kogoś do pomocy, gdyż Kicia już na wstępie go przywitała od razu po wyjęciu z kontenerka zaczęła na niego złowrogo syczeć. Mimo że próbował ją całkiem fajnie zagadywać, nie dała się nawet jemu dotknąć i cały czas syczała.
W końcu po długiej i bezcelowej szamotaninie stwierdziliśmy , że po prostu nie da się jej tej krwi pobrać. Pan wet zaproponował lekką narkozę, a ja się zgodziłam. Mam traumę po tej wizycie i wyrzuty sumienia, że na taki stres narażam kotkę. No i paradoks, chcę sprawdzić, czy nerki nie zostały uszkodzone poprzednią narkozą po sterylizacji i w tym celu funduję jej kolejną narkozę Tak jak napisałam wcześniej poddaję się i nie będę więcej robić jej badań krwi, pozostając jedynie przy okresowym badaniu moczu. Nie wiem co będzie jak wyniki wyjdą złe Kicia jest całkowicie nieobsługiwalnym dzikusem i nawet ja nie potrafię sobie z nią poradzić. Nie wierzę, że istnieje wet, który by potrafił
Nefi jest obsługiwalna o ile sama ją trzymam (nawet USG w trzech ratach udało się zrobić), ale wystarczy, że zaczyna pomagać przy trzymaniu druga osoba albo co gorsza jakiś ręcznik/kocyk to krew się leje i nic nie zdziałasz. Także to nie jest powiedziane, że sama jej nie utrzymasz.
Nefi muszę trzymać za kark i lekko do góry na stole - inaczej nie da rady. Ale to działa. Żaden inny sposób nie przejdzie. U nas nawet nie ma mowy o głupim jasiu czy czymś - serce nie wytrzyma.
Kicia rodziców... no cóż - zakładamy, że jest zdrowa a krew tylko podczas narkozy przy okazji robienia zębów. Jak zachoruje to i tak nikt jej nic nie poda - nawet jak poda to wypluje lub zwróci. Nadzieja w jej genach i BARFie.
Agnikot
Barfuje od: 04.2018
Udział BARFa: 90-100% Pomogła: 1 raz Dołączyła: 03 Mar 2018 Posty: 89 Skąd: Zielona Góra
Wysłany: 2018-08-01, 19:58
Nie, nie miałam szans, żeby ją utrzymać na czas pobrania krwi. Ta operacja zbyt długo trwa, gadzina rzuca się, wyrywa, a krew nie chce lecieć. Co innego jakiś zastrzyk, szczepienie, to owszem mogę sobie z nią poradzić, choć i tak jest ciężko.
Kupiłam syropek calm aid, ale nijak nie dało się go jej podać wcześniej w domu. Ani ze strzykawki, ani wyłożony talerzyk i posypany drożdżami piwnymi, które uwielbia. Udałoby się tylko z jedzeniem, ale musiała być na czczo. No i widząc jej wyczyny wątpię czy w ogóle by pomógł.
Cóż, mi też pozostaje tylko liczyć na to, że będzie zdrowa, no i BARF
Na Nefi żadne uspokajacze typu kalmvet i temu podobne nie działają nawet jeśli uda się podać - już samo zamknięcie w transporterze powoduje wycia w stylu "jak wyjdę, to Cię zabiję". Ten typ tak ma.
Barfuje od: 2012.08.20
Udział BARFa: 90-100% Pomogła: 4 razy Dołączyła: 31 Sie 2012 Posty: 2810
Wysłany: 2018-08-01, 21:32
Jako właścicielka 3 kotów (od lat 6-ciu), na podstawie własnych obserwacji mogę powiedzieć, że moje koty z wiekiem złagodniały, jeżeli chodzi o wizyty u weta i pobieranie krwi (nie dotyczy to Rico, który u weta raczej nigdy nie stawiał oporu, jeżeli chodzi o zabiegi wszelakiego rodzaju).
Wet może koty obejrzeć i zbadać bez większych problemów, włączając w to akcje pobierania krwi - zamieszczałam kiedyś fotkę niespełna rocznego Tośka w kaftanie bezpieczeństwa ; na chwilę obecną pobranie krwi od Tośka jest bezproblemowe i dla mnie i dla weta pobierającego krew Tak samo rzecz ma się ze Skippim
Pomimo tego, że przykładowo Skippi potrafi wyć 2 godziny w kontenerku (podczas podróży do weta); sama wizyta działa na niego znacznie lepiej, jak podróż
Sądzę, że w przypadku wizyt u weta trzeba podchodzić do każdego kota indywidualnie (a i to w czasie może się zmieniać).
_________________ Mimo, że regulamin forum to FIKCJA - Śpiewać to rzecz ludzka, miauczeć to rzecz boska... (Zhuangzi 庄子)
apple Pomogła: 2 razy Dołączyła: 24 Lip 2013 Posty: 438 Skąd: warszawa
Wysłany: 2018-08-02, 09:05
Agnikot napisał/a:
od razu po wyjęciu z kontenerka zaczęła na niego złowrogo syczeć. Mimo że próbował ją całkiem fajnie zagadywać, nie dała się nawet jemu dotknąć i cały czas syczała.
Przy nieobsługiwalnym kocie błędem jest wypuszczenie/próba wyjmowania z transportera.
Nie ma tu miejsca na "miłe zagadywanie" kota, to tylko przedłuża sprawę i pogarsza sytuację.
Najlepiej wszystko zrobić jak najszybciej.
Wiem, o czym piszę, mój Rudolf u weta wypuszczony z transportera nie daje do siebie nawet podejść, od razu skacze z zębami i pazurami wetowi do twarzy.
Dlatego badanie krwi wygląda w następujący sposób:
Umawiam wizytę u weta.
Podjeżdżam samochodem, Rudolf zostaje w samochodzie.
Ja idę, prosze o przygotowanie wszystkiego co potrzebne: stół, probówki, igły itd.
Czeka ekipa w ilości przynajmniej dwóch osób a najlepiej trzech.
Szybciutko przynoszę kota z samochodu, stawiam transporter na stół, błyskawicznie zdejmuje się pokrywę transportera, jeszcze bardziej błyskawicznie przyciska grubym kocykiem do dna transportera i pobiera krew.
Jednej wetce z pomocą techniczki pobranie krwi zajęło z zegarkiem w ręku 5 min.
I niech nikt nie próbuje podejść z golarką, bo to zniweczy cały wysiłek.
Nie zawsze. Nefi wyje w transporterze i skacze jakby go chciała rozwalić. Pochodzi kilka minut po gabinecie i już jest dużo spokojniejsza. To zależy od kota i tego, czy dany wet się kotu spodoba (moje swojej wet zawsze włażą pod biurko i tam potrafią sobie usiąść i się myć - nawet Nefi).
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum