Dołączyła: 25 Mar 2017 Posty: 38 Skąd: pod Karpaczem
Wysłany: 2017-03-26, 10:21 Tragiczne początki
Witam Forumowiczów.
Do niedawna byłam posiadaczką trzech fantastycznych kociamberów: Kubusia 2 lata, Kocilka 2 lata i Mańka 9 m-cy. Niestety, ale nieco ponad tydzień temu podczas jednej ze swoich eskapad Kocilek ( jedyny kot wychodzący ) bardzo mocno się czymś zatruł. Rozwinęło się potężne zapalenie trzustki z niewydolnością nerek. Walczyliśmy o niego z weterynarzami - noszenie do lecznicy, kroplówki, zastrzyki. Niestety, obie nerki obumarły i Kocilek nie przeżył. Wszystko to trwało trzy doby. Jestem do tej pory w szoku i co trochę chodzę i pochlipuję. Koty są dla mnie jak dzieci i czuję się tak, jakbym straciła członka rodziny. To był mój nicpoń:
Był jak mały odkurzacz. Zjadał wszystko, co miał w zasięgu pyszczka. Potrafił niestety podpijać mi kawę, kiedy nie widziałam, wyjadać zupę pomidorową z garnka, gdy zostawiłam na kuchence bez przykrycia, a nawet zlizywać ketchup z talerza. Nie pozwalałam na takie praktyki, gdy tylko widziałam, że próbuje coś skubnąć ze stołu. Niestety, ale nie miałam jednak wpływu na to, co wcina na dworze.
Kocilek trafił do mnie razem z Kubusiem:
Początkowo oba wychodziły na dwór. Miały zamontowaną klapkę w drzwiach wejściowych do mieszkania oraz w głównych do bloku. Z chęcią z niej korzystały.
Kubuś miał jednak rok temu poważny wypadek. Moja przylepa przychodzi do każdego i niestety, ale ktoś go prawdopodobnie kopnął ( tak to niestety wyglądało ). Pamiętam, jak coś mnie tknęło, żeby wstać z łóżka. Wyjrzałam przez okno i biegiem na dwór. Zbierałam mojego Kubiksa z ulicy, z kałuży własnych odchodów i krwi. Była już noc. Udało mi się zorganizowac transport i przewieźć go na ostry dyżur do innego miasta. Mieszkam niestety na przysłowiowym zadupiu ludzkości i nie jestem zmotoryzowana. Przez dwa tygodnie, nawet jak już wrócił do domu, to nie wiadomo było, czy wyjdzie z tego. Miał wstrząs mózgu i pękniętą wzdłuż dolną szczękę. Weterynarze musieli usunąć górnego kiełka i zadrutować dół. Mój biedny kot przez półtora miesiąca miał zadrutowany pyszczek. W tym czasie nie wychodził na dwór, a ja dałam sobie słowo, że nigdy już nie wyjdzie chyba, że na smyczy.
Udało się go z tego wyciągnąć. Lubi wychodzić na smyczy, ale sam się z domu nie rusza.
Kilka miesięcy temu do moich dwóch urwisów dołączył trzeci. U znajomej na działce okociła się kotka i Manio był najsłabszy z miotu. Bałam się, że nie przeżyje zimy, więc wzięłam go do siebie.
Karmiłam go strzykawką, bo jeszcze nie potrafił samodzielnie jeść. Musiałam go zabrać w wieku 6 - ściu tygodni, ponieważ kotka wyniosła pozostałe młode, a jego zostawiła. Był małym dzikuskiem. Nosiłam go na rączkach, nie pozwalałam się izolować i z czasem udało mi się go oswoić. Kubuś i Kocilek go zaakceptowały. W tej chwili, to dziewięciomiesięczny huragan. Również nie wychodzi z domu.
Nigdy nie oszczędzałam na kociakach mimo, że mi się nie przelewa. Mieszkam sama, mam kredyt na karku i dość sporo opłat po remoncie. Zawsze jednak wolałam sobie mniej kupić, niż kociarni. Do tej pory byłam przekonana, że dobrze karmię koty. Podpytywałam weterynarza, czy jest z jedzonkiem wszystko ok. Choroba Kocilka skłoniła mnie jednak do zagłębienia się w żywienie kotów. I okazało się, że jestem ignorantką, która zawierzyła nie tym, co trzeba. Karmiłam kotki suchą Puriną, saszetkami Felixa, Whiskasa, surowym mięskiem, od czasu do czasu dostawały mleko bez laktozy, żółtko jaja. Przekopałam setki stron i jestem przerażona. Nie wiedziałam, że truję moje biedne koty czymś w rodzaju śmieciowego żarcia. I tak właśnie zaczęła się moja historia odwiedzania tego Forum. Na razie chcę zejść stopniowo z tych wszystkich syfów na rzecz lepszych jakościowo karm, a z czasem przymierzyć się do BARFa. Kocilkowi już niestety nie pomogę, ale mogę zadbać o Kubusia i Mańka. Szczerze mówiąc, to nie mogę się otrząsnąć. Jestem Adminką na ogólnopolskim Forum Psychologicznym i od lat mam do czynienia z dramatami ludzi i różnego rodzaju zaburzeniami. Żeby komukolwiek pomóc, to niestety, trzeba mieć stalowe nerwy i oczywiście wiedzę. Śmierć Kocilka mnie bardzo mocno "nadszarpnęła" i dlatego skierowałam się ku wiedzy, co zrobić, żeby chociaż spróbować zabezpieczyć moją ferajnę przed podobną sytuacją...
Arora
Barfuje od: 24.03.2016
Udział BARFa: 90-100% Pomogła: 1 raz Dołączyła: 22 Lut 2016 Posty: 419 Skąd: Poznań
Wysłany: 2017-03-26, 13:41
Witaj Nefertari,
Twoja opowieść mną wstrząsnęła i bardzo Ci współczuję z powodu Kocilka . Ja sama mam dwie kicie niewychodzące, przede wszystkim dlatego, ze mieszkam w wieżowcu, ale również ze względów egoistycznych: nie wyobrażam sobie, że mogłabym spokojnie siedzieć wiedząc, że one są na dworze, gdzie czeka je tyle niebezpieczeństw. Stworzyłam im w domu najlepsze warunki jakie potrafiłam i jestem spokojna. Co do karmienia, to na początku również karmiłam je suchym i puszkami i wydawało mi się, że daję im najlepsze jedzenie. Na szczęście w miarę szybko trafiłam na różne artykuły, które otworzyły mi oczy i tak trafiłam tutaj. Przestaw swoje maluchy najszybciej na barfa, aby dostawały najlepsze i najzdrowsze jedzonko. I nie martw się o koszty, bo na początku może Cię to przerażać, ale wbrew pozorom jest to najtańsza wersja karmienia. W moim przypadku miesięczny koszt spadł o połowę (na początku trzeba wydać trochę na suple, ale starczają one na długo). Ściska Cię i Twoje śliczne maluchy i życzę powodzenia w barfowaniu
Dołączyła: 25 Mar 2017 Posty: 38 Skąd: pod Karpaczem
Wysłany: 2017-03-26, 15:54
Arora, dziękuję za odpowiedź.
Prawdę mówiąc, nie boję się kosztów, bo zawsze mogę oszczędzić na innych rzeczach. Sama mogę jeść chleb z pasztetem, byle tylko koty miały jedzenie jak należy. Boję się, że coś namieszam przy przygotowywaniu posiłków. Jestem w tym temacie zupełnie zielona. Zanim cokolwiek przygotuję, to pewnie najpierw milion razy przeczytam przepis.
Obawiam się w ogóle, że Kubuś i Maniek zaczynają mieć problemy z otyłością. Kubusia ważyłam kilka miesięcy temu u weterynarza, żeby dobrać odpowiednią dawkę tabletek na odrobaczanie i ważył ponad 7 kg. Po wypadku przestał wychodzić i przybrał na wadze. Kubuś jest ogólnie potężnym kotem i niezbyt mnie to niepokoiło. Ale po wadze stwierdziłam, że jednak coś jest nie tak. Koty są oczywiście wykastrowane. Weterynarz poradził mi zmniejszenie ilości suchej karmy. Tak zrobiłam. Wydzielałam kociarni suchą karmę i sypałam tylko rano. Kubuś początkowo zaczął dostawać czegoś w rodzaju jedzeniowego szału. Opakowanie z suchą karmą ( zamknięte ) zostawiałam zawsze na szafce. Któregoś razu obudził mnie hałas z kuchni. Po zapaleniu światła okazało się, że Kubuś zrzucił opakowanie karmy na podłogę i wygryzł w nim dziurę ( uwielbia rozszarpywać wszystko, co się da zwłaszcza, gdy może to zrobić stroną z usuniętym kiełkiem ). Przez dziurę wkładał łapkę i wyciągał chrupki. Od tamtej pory cała karma wylądowała w dobrze zamkniętej szafce.
Ważyłam Kubusia i Mańka dwa dni temu. Kubuś obecnie mając 2 lata waży 6,3 kg, a Maniek mając 9 miesięcy 4,2 kg. O ile Maniek jest bardzo ruchliwym kotem i wszędzie go pełno, o tyle Kubuś jest misiakiem, który po przejściu kawałka wywala się do góry brzuchem na panelach i patrzy, czy ktoś go pogłaska. Waga kotów mnie bardzo niepokoi
O tyle dobrze, że uwielbiają surowe mięso. Serduszka, nerki, filety z kurczaka, czasami z indyka, żołądki, raz na miesiąc wątróbka - aż im się ogonki trzęsą.
Ogólnie byłam bardzo przeciwna przyzwyczajaniu Kocilka i Kubusia do wychodzenia na dwór. Nie mieszkałam wtedy jednak sama, nie miałam swojego mieszkania i decyzja nie należała tylko do mnie. Tym bardziej, że ze względu na kupno mieszkania i przymus generalnego remontu pracowałam na dwa etaty, co skutkowało tym, że przeskakiwałam z jednej pracy do drugiej i bywało, że pracowałam 24 h jednym ciągiem < przeskok z dniówki w jednej pracy na nockę w drugiej>. Podczas mojej nieobecności kotami zajmował się mój partner. Uparł się, żeby koty wychodziły na dwór. Akurat w tamtej okolicy nie było wiele zagrożeń. Koty wychodziły głównie do ruin spalonego budynku, który był odcięty od ulicy. Biegały po belkach po terenie w sumie zamkniętym. Później niestety nauczyły się wychodzić poza ten obręb. I wtedy zaczęły się pierwsze problemy z Kocilkiem. Jak miał około 8 miesięcy wrócił do domu ze skrzywioną nasadą ogona. W pierwszej chwili myślałam, że jest złamany. Przy wizycie u weta - wysoka gorączka i ropień po walce z innym kotem. Antybiotyki. Po tygodniu był zdrowy. Niecały miesiąc później wrócił do domu i wymiotował na potęgę - był jak kocie zombie. Kolejna wizyta u weterynarza i kolejne zastrzyki. Po dwóch dniach było ok. Przyszła wiosna i pojawił się kolejny problem - pasożyty. Pchły i kleszcze. Te drugie nie wiem dlaczego tylko i wyłącznie u Kocilka. Kropelkę na pchły i kleszcze dostałam od weta. Kubuś - wszystko ok, zakropione karczycho. Kocilek natomiast prawdopodobnie jakoś się wykręcił i to na tyle, żeby polizać preparat. Dostał ciężkiej reakcji alergicznej. Biała piana na pyszczku. Uciekł na dwór zanim zdążyliśmy go złapać. Szukałam go całą noc. Wrócił nad ranem. Weterynarz powiedział, że to nie jest toksyczne i nic mu nie będzie. I faktycznie - wydawało się, że jest ok.
Po przeprowadzce do swojego mieszkania przez pierwsze dwa tygodnie były w domu. Później Kocilek dawał mi tak do wiwatu swoim miauczeniem, że w końcu uległam i pozwoliłam im wychodzić. Po jakimś miesiącu wypadek Kubusia. Przestawiłam go, żeby nie wychodził. Kocilek biegał normalnie. Po jakimś czasie kolejna choroba - całkowicie stracił głos, gorączka, wizyta u weta - znowu antybiotyk. Po trzech tygodniach po raz kolejny to samo - tym razem wystarczył Rutinoscorbin i trzydniowy areszt domowy. Jakieś trzy miesiące temu Kocilek wyszedł i zniknął mi na cztery doby. Obszukałam wszystko - całą okolicę, pytałam ludzi, dałam ogłoszenia. Doczołgał się po czterech dobach z rozwaloną łapą i gniazdem kleszczy na głowie. Myślałam, że podczas rekonwalescencji uda się go przestawić tak, jak Kubusia. Nie dało się. Kocilek miauczał całymi nocami, zaczął załatwiać się po kątach, przestał jeść. W końcu wypuściłam go na dwór. Jakieś półtora miesiąca temu mimo regularnego odrobaczania zwymiotował mi tasiemca. I znowu wizyta u weta. Wtedy się niemiłosiernie wściekłam. Dostał tabletki, Maniek i Kubuś też na wypadek, gdyby jakimś cudem złapały to paskudztwo ( dodam, że Kocilek załatwiał się na dworze, a z kuwety korzystał tylko podczas aresztów domowych i to pod warunkiem, że nie trwały zbyt długo ). Niby później było ok.
I tak się to jakoś toczyło do zeszłego tygodnia aż się zatruł Nigdy, przenigdy więcej kotów wychodzących. Maniek na szczęście od malutkiego nie był wypuszczany na dwór, bo przygarnęłam go, jak już mieszkałam u siebie. Raz wyszłam z nim na smyczy na ogródek, to po dwóch minutach spylił do domu. Obecnie klapka w drzwiach wejściowych jest zamknięta na amen.
Arora
Barfuje od: 24.03.2016
Udział BARFa: 90-100% Pomogła: 1 raz Dołączyła: 22 Lut 2016 Posty: 419 Skąd: Poznań
Wysłany: 2017-03-26, 16:07
Właśnie tego wszystkiego co opisałaś obawiałabym się mając koty wychodzące i nie mogłabym spokojnie spać. Ale rzeczywiście, koty które nauczone są życia na wolności bardzo trudno trzymać w domu i ograniczać im przestrzeń życiową zamykając je w klatce. Ciężki temat...
Co do barfa, to skoro Twoje maluchy lubią mięsko, to tym bardziej nie masz na co czekać, bo najprawdopodobniej nie będziesz miała żadnego problemu z ich przestawieniem. Czytaj uważanie forum, bo tu jest wszystko, a z czasem wszystkiego się nauczysz. Na początku każdy jest przerażony, ma mnóstwo pytań i wątpliwości, ale barf wcale nie jest trudny. Sama zobaczysz. A zdrowie naszych pociech jest najważniejsze, więc warto
Barfuje od: 08.2012
Udział BARFa: 90-100% Pomogła: 22 razy Dołączyła: 07 Sie 2012 Posty: 5339
Wysłany: 2017-03-26, 19:25
Nefertari
Witamy Was serdecznie na Forum.
To najlepsze miejsce do nabywania wiedzy o Barfie a także o wielu ciekawych i dotyczących kotów sprawach. Bardzo Ci współczujemy straty wielu z nas straciło koteczki w ten czy inny sposób, więc rozumiemy co czujesz.
Trzymamy za Was kciuki aby przejście na Barf odbyło się bezproblemowo.
Pytaj co chcesz wiedzieć, pokierujemy do odpowiednich wątków, poprawimy przepisy, pokażemy jak je prawidłowo komponować, czego się trzymać i na co zwracać uwagę.
Koteczki masz śliczne i kochane, warto o nie zadbać.
Serdeczności ode mnie i mojej ferajny: Tosi, Fiołka i Xeni (od najstarszego do najmłodszego).
Moje koty są niewychodzące (takie sie urodziły, nie znają świata poza domem) i wychodzić nie będą, nawet jakbym miała na to warunki. Nie nazwałabym tego egoizmem,jak Arora zdaje się, tylko troską. Za dużo zagrożeń. Czytając Twoją opowieść, bardzo się przejęłam. Rozumiem jednak, że koty przyzwyczajone do wychodzenia albo wychowane na dworze to zupełnie inna bajka i one niewątpliwie cierpią gdy tą możliwość im się zabierze. Niemniej jednak moim zdaniem żaden kot nie powinien się wałęsać, bo porąbanych agresorów-psycholi nie brakuje, psów gotowych rozedrzeć kota na strzępy, samochodów, pasożytów, miejsc, w które kot wejdzie i nie będzie mógł się wydostać itp itd... Wszystkie te przypadki opisałaś, są to realne zagrożenia a nie wydumane. Oby ktoś niefrasobliwy czytając Twoje posty zrozumiał, jak kusi los, gdy wydaje mu się, że uszczęśliwia swojego zwierzaka. Niestety koty w domu się nudzą, nie ma porównania do wielości bodźców na zewnątrz. Niestety, ale tylko woliera/wybieg jako tako zabezpieczają kota.
Ja jeszcze jestem z tego okresu, gdy normalnym widokiem były psy biegające luzem po osiedlach (gdy wychodziłam z suczką mającą cieczkę to dostawałam szału, gdy gromadka adoratorów czekała pod klatką schodową. I tak przez żywot dwóch po sobie następujących suczek ;p )Na szczescie już tego nie ma, psy wychodzą w mieście na smyczach i z właścicielem.
A koty nadal luzem, choć i na smyczy pojedynczy egzemplarz od czasu do czasu się zdarzy...
Nul
Dołączyła: 28 Gru 2016 Posty: 208 Skąd: Kraków
Wysłany: 2017-03-27, 14:14
Uściski łapy również od emnie oraz od Feliksa i Bajki.
Bajka była mała, kiedy trsafiła do ludzi, kociaczek, poitem juz tylko w mieszkaniu (teraz ma 10 m-cy). Za to Feliś... Wzięłam go ze schorniska w zeszłym roku jako dorosłego 6-letnieog zjajdę. nie wiem, jakie były jego wczesnijesze losy, ale teraz jest kotem domowym wychodzącym na smyczy. Z wychodzeniem było tak, że kiedy mi uciekł (nie dopilnowałam...), postanowiłam mu pokazac okolicę,żeby wiedział, jak wrócic do domu, tak na wszelki wypadek.... Okazało się, że nawet nie trzeba go przyzwyczajać do szelek (może kiedys chodził w szelkach???), żadne tam 5 minut pomieszkaniu na próbę i wydłużac... od początku szelki zaakceptował. ty;lko że .... spacery [plubił nadmiernie. Odstarszy go od s[pceru tylko rzęsisty deszcz (a i wtedy chce chodzic na klatki schodowe itp), a jego ulubioną zabawą teraz jest poiszczenie pod drzwiami, że chce wyjść :D
I czasem mi sie nie chce z nim wyjśc, ale:
1. on to lubi i nie pozbawiuę go tej rozrywki, a samego nie puszczę, bo kiedy sobie wyobrażam, ze włazi gzdieś, skąd sie nie wyodtsanie, bo ktos zamknie stryhc/piwnocę/komórke na kłodkę/klucz itp, a ja nie będe wiedziała, na ktirym podwódku przepadł, to sobie tego nie wyobrazam...
2. Fantastycznie jest podpatrywac kota na wolności (nawet smyczowej) tzn. na zewnatzr mieszkania - dzsiaj się od rana zastaawiam, dlaczego na gołebia reagyuje inaczej, a na kosa/szpaka (zawsze je mylę!!!!) - inaczej. nie wiem. jednego chce upolowac, a drugiego chyba tylko wystraszyć :)
Trzmajcie się dzielnie!
Miau :)
Arora
Barfuje od: 24.03.2016
Udział BARFa: 90-100% Pomogła: 1 raz Dołączyła: 22 Lut 2016 Posty: 419 Skąd: Poznań
Wysłany: 2017-03-27, 14:47
Nul,
a Bajce nie jest przykro jak wychodzisz na spacer z Felisiem? nie chce tez wychodzic? Mam wrażenie, że u mnie jedna chetnie by wychodziła, a drga nie, bo wszystkiego się boi, ale nie wiem czy mogę je rozdzielać i czy nie będzie jakieś zazdrości
Dołączyła: 25 Mar 2017 Posty: 38 Skąd: pod Karpaczem
Wysłany: 2017-03-27, 16:46
Dziękuję bardzo za odzew. I moje kotki też dziękują i pozdrawiają :)
No niestety - Kocilka już się nie dało przestawić na kota "domowego", bo za bardzo ciągnęło go na dwór. Kubuś jest inny - nie lubi zbytnio biegać. To typowy kot poduszkowy Choć jak jest ciepło i wychodzę z nim na smyczy, to wygląda na szczęśliwego. Mam jednak wrażenie, że większą frajdę sprawia mu piszcząca zabawka - myszka niż chodzenie po podwórku.
Maniox natomiast lubi się przyglądać w oknie, jak spaceruję z Kubusiem. Początkowo właśnie myślałam, że też by chciał wyjść i dlatego go zabrałam raz na dwór. I sprawiło mu to więcej stresu niż miał przez cały czas odkąd jest u mnie. Po tym jak wpadł z powrotem do mieszkania, to na pół godziny zakopał się pod narożnikiem. A zatem obserwować lubi, ale wychodzić już niekoniecznie.
Wypuszczanie kotów, to niestety, ale ogromne kuszenie losu i ogromne problemy - zwłaszcza dla samych kotów. Nie polecam nikomu. Wiecznie się martwiłam o Kocilka, kiedy nie wracał zbyt długo. A i niestety, finał wychodzenia na dwór okazał się tragiczny.
Zanim dokopałam się do tego, że istnieje coś takiego, jak BARF, to już zdążyłam zamówić karmę. Powoli będę kompletować suplementy, ale trochę mi to zajmie. Gdyby chcieć zamówić wszystko jednorazowo, to faktycznie duży koszt i muszę go rozłożyć na przynajmniej dwa razy. Da mi to też czas, żeby wgryźć się w BARFa.
Na razie usiłuję skorzystać z liczydła i dobrać w miarę optymalne połączenie suchej i mokrej karmy z surowym mięskiem ( mam nadzieję, że taka opcja będzie możliwie najkrótsza i jak najszybciej skompletuję suple ), ale prawdę mówiąc, średnio mi to idzie
Przy zakupie karmy nie sugerowałam się listą na tym Forum, bo trafiłam tutaj później i trochę mnie zmartwiło, że zaś nie kupiłam do końca tego, co powinnam. Obecnie mam suchą karmę Applaws, puszeczki Catz Finefood i Animondy Carny. Na pewno lepsze niż sucha Purina oraz mokry Felix i Whiskas, ale...
Moje kocinki próbowały mi skubnąć Applawsa przy przesypywaniu do wiaderka, ale nie dałam, bo na dzisiaj mają w planach serduszka, które zresztą uwielbiają. Wczoraj po południu wciągnęły po żółtku i wieczorem pochlipały odrobinę mleka bez laktozy. I powiem szczerze, nie wiem, jak mam się do końca zabrać za wyliczenia <ja być jeszcze zielony głupek w tej kwestii >
Arora
Barfuje od: 24.03.2016
Udział BARFa: 90-100% Pomogła: 1 raz Dołączyła: 22 Lut 2016 Posty: 419 Skąd: Poznań
Wysłany: 2017-03-27, 21:51
Nefertari,
widziałam, że napisałaś post w sprawie karmy w dziale liczydło - na pewno ktoś mądry Ci pomoże, musisz tylko chwilkę poczekać. Ja niestety kompletnie się na tym nie znam, ale cały czas trzymam kciuki i mocno Ci dopinguję. Czytaj, czytaj i pytaj jak czegoś nie będziesz wiedziała. Ja cały czas czytam różne działy, czasami wracam do tych już przeczytanych i ciągle odkrywam coś nowego. Na początku jest tego strasznie dużo i nie wiadomo co najpierw czytać, ale później wszystko ładnie Ci się poukłada
Dołączyła: 25 Mar 2017 Posty: 38 Skąd: pod Karpaczem
Wysłany: 2017-03-29, 11:50
Arora
Cały czas podczytuję. Wczoraj właśnie wysłałam PW do Hebe z prośbą o kalkulator, żeby to wszystko jakoś poukładać. Fajnie, że istnieją takie kalkulatory i liczydła.
Na razie dałam kociarni na oko suchego Applawsa, ale coś nie bardzo im pasuje. Wydawało mi się, że skoro próbowały podjadać przy przesypywaniu, to nie będzie żadnego problemu. A tu masz babo placek Żeby zaczęły coś skubać, to musiałam im wymieszać ze starą karmą. Niby wszystkożerne odkurzacze, a tu zaczęły strajkować Puszki Catz Finefood wciągają z chęcią.
Nie wiem, co bym zrobiła, gdyby kolejnemu mojemu kociakowi coś się stało. Traktuję je jak członków rodziny i w sumie, to nawet potrafię rozróżnić ich mruczenie. Inaczej mruczą, kiedy są głodne, inaczej, kiedyś się bawią i coś im sprawi mega radochę, a jeszcze inaczej, kiedy chcą się poprzytulać. Kubuś oczywiście uwielbia robić sobie ze mnie poduszkę i obśliniać wszystkie moje koszulki:
Maniox z kolei zawsze rano idzie ze mną do łazienki i towarzyszy mi, kiedy szykuję się do pracy
Barfuje od: 17.02.2013
Udział BARFa: 75-90% Pomogła: 20 razy Dołączyła: 21 Sty 2013 Posty: 3009 Skąd: Warszawa
Wysłany: 2017-03-29, 13:13
miau, miau, miau na forum ze swoimi koteczkami. Ślicznych kawalerów masz
Powodzenia w przejściu na barfa
Nefertari napisał/a:
Maniek mając 9 miesięcy
to kocię, choć już troszkę podrośnięte - zajrzyj (jeśli jeszcze nie czytałaś) do wątku Barf dla kociąt. Jak żywić maluchy i Przepisy dla kociąt pomogą kociaka karmić stosownie do wieku.
Masz wielkie serduszko i rozumiesz potrzeby kotów. Smutne, że jeden z Twoich kawalerów odszedł za tęczowy most, ale nie miałaś serca odciąć go od dworu, wiedząc jednak z jakimi niebezpieczeństwami dla niego wychodzenie się wiąże.
Od malutkiego wykarmiłaś Maniusia
A i Kubuś ma super opiekę
_________________ „Im bardziej poznaję ludzi, tym bardziej kocham zwierzęta.”
George Bernard Shaw
Arora
Barfuje od: 24.03.2016
Udział BARFa: 90-100% Pomogła: 1 raz Dołączyła: 22 Lut 2016 Posty: 419 Skąd: Poznań
Wysłany: 2017-03-29, 13:24
Nefertari,
dopiero teraz na tym zdjęciu z umywalką widać,że Maniox wygląda jak moja Mona no naprawdę mogłabym się chyba pomylić...
Barfuje od: 17.02.2013
Udział BARFa: 75-90% Pomogła: 20 razy Dołączyła: 21 Sty 2013 Posty: 3009 Skąd: Warszawa
Wysłany: 2017-03-29, 13:42
Moja Szanta jest podobnego umaszczenia jak Maniox i Mona ma troszkę więcej białego, brzuszek po środku, wzdłuż kota, ma biały i pyszczydło trochę ma w białym
_________________ „Im bardziej poznaję ludzi, tym bardziej kocham zwierzęta.”
George Bernard Shaw
Arora
Barfuje od: 24.03.2016
Udział BARFa: 90-100% Pomogła: 1 raz Dołączyła: 22 Lut 2016 Posty: 419 Skąd: Poznań
Wysłany: 2017-03-29, 21:45
Tufitka,
gdyby nie pyszczek, to też byłaby prawie identyczna - trochę ma za dużo białego
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Nie możesz ściągać załączników na tym forum