Barfuje od: 06/2013
Udział BARFa: 90-100% Pomogła: 16 razy Dołączyła: 03 Cze 2013 Posty: 2811
Wysłany: 2016-08-05, 19:25
Dragana napisał/a:
Chyba nie.
Jesteś pewna? Bo ja bym z góry nie zakładała.
Saga
Barfuje od: 07.2016
Udział BARFa: 90-100% Pomogła: 5 razy Dołączyła: 02 Sie 2016 Posty: 1489
Wysłany: 2016-08-09, 17:41
Ewik72 napisał/a:
Zazwyczaj maluchy są przy mamie min 12 tygodni.
12 tygodni? Heh, utopia w przypadku tzw. bezdomniaczków. Są wypychane (z fundacji czy ze schroniska) jak skończą 6 tygodni a czasem nawet ledwo 5. Ja swoje brałam jak skończyły 6, jak zapytałam czy czasem to nie za wcześnie to mnie wyśmiano. W środę skończyły 6 tygodni, w piątek zostały zabrane od matki i trafiły do weterynarza na przegląd i odrobaczenie a w sobotę przed południem zabrałam je do domu. I musiałam szybko się decydować bo to był długi weekend majowy i nie mogły zostać u wet, miały być odwiezione gdzieś, chyba do domu tymczasowego. Na pewno nie wracały do matki. I na moje oko (chociaż nie jestem wybitną specjalistką) to było za wcześnie, miałam od samego początku problemy z żywieniem kociaków i do dziś są drobne problemy z jelitkami. Nie mówiąc o zachowaniu i nawykach, które przekazuje matka. Z kotką to jeszcze aż tak źle nie było, ale kocurek był niedopieszczony i też dwa razy mi zrobił siusiu na tapczanie, na pościel. Raz to wręcz celowo wskoczył jak ja spałam (a wcześniej poszedł do kuwety, obejrzał ją i się wrócił), wszedł na nogi na kołdrę i mnie obsiusiał. Dziś to wiem, że prawdopodobnie to był akt desperacji bo wmuszałam w niego (na wyraźne polecenie weterynarza) suchą karmę, której nie cierpi. Jak przestałam głupich eksperymentów to się skończyło. Ale dłuższy czas go pilnowałam, jak tylko przykucał gdzieś to łapałam go w biegu i nosiłam do kuwety. Przyłapałam go też na tym, że sobie na początku upodobał pudełeczko tekturowe, które stało w kuchni obok kociej miski z jedzeniem i tam siusiał. Kocurek jak już wpadł w nawyk kuwetowy to np nie zasypywał, kotka go pilnowała, wchodziła po nim i zasypywała za niego . Mała go uczyła . Albo go lizała bo on tylko pyszczek sobie obtarł po jedzeniu i łapki i to było wszystko. Taką pełną, samodzielną toaletę zaczął dopiero robił gdzieś po 3-4 tygodniach.
Koty kończą 5 miesięcy lada moment. Zachowanie jak na tę chwilę się ustabilizowało, zaakceptowały wszystko i domowników
Ewik72
Udział BARFa: 90-100% Pomogła: 1 raz Dołączyła: 26 Lis 2013 Posty: 388 Skąd: Warszawa
Wysłany: 2016-08-09, 19:31
Saga, nie taka znowu utopia u mnie w fundacji maluchy są z mamą min do 10 tygodnia, chyba że mama odstawi małe a sama dostanie szalonej rui ( co zdarzyło się nam raz) i wtedy zaczynamy szukać domów nawet 9 - cio tygodniowym. Maluchy muszą być w 100% zdrowe, odrobaczone i zaszczepione ( chyba że nowy dom chce szczepić sam). Też myślę że w przypadku hultajstwa Kociej Cioci to tylko grzeszki bardzo wczesnego dzieciństwa
Saga
Barfuje od: 07.2016
Udział BARFa: 90-100% Pomogła: 5 razy Dołączyła: 02 Sie 2016 Posty: 1489
Wysłany: 2016-08-09, 19:42
No to dobra fundacja, naprawdę. Przyznaję, że ja się z tym nie spotkałam. Słyszałam, że z hodowli koty są brane dopiero po 3-cim miesiącu życia i po kastracji/sterylizacji. Natomiast takie bidoczki jak moje to jak pisałam. Odrobaczone były tylko pierwszy raz, dalsze odrobaczania i szczepienia robiłam ja. No, wiadomo, jak nie ma chętnych na koty to są w domach tymczasowych i muszą być zaszczepione przez fundacje. Ale wystawiane do adopcji są w wieku 6 tygodni na zasadzie żeby już brać. I przede wszystkim w tym wieku są zabierane od matek. Fundacja czy schronisko, nie ma różnicy. Przy czym ponoć ze schroniska jak się bierze kotka to jest loteria jeśli chodzi o jego zdrowie. Znajomi tak wzięli kotkę, szybko okazało się, że kotka była z różnymi, poważnymi schorzeniami. Niestety, tak to jest :(
Saga
Barfuje od: 07.2016
Udział BARFa: 90-100% Pomogła: 5 razy Dołączyła: 02 Sie 2016 Posty: 1489
Wysłany: 2016-09-13, 15:24
Co prawda to zdjęcie nie mojego futrzaka, ale tak w ramach ciekawostki . Byłam dziś z moim łobuziakiem w przychodni w sprawie kastracji i oglądałam przy okazji kociaki do adopcji. Na stanie jest "stado" latających po lecznicy czarnych kocurków, Maks to wyczuł i dostał głupawki . Ale jest też śliczna, biała kotka:
ponoć w typie norweskiej leśnej, dość spora. Fajne to futerko, tu ją niestety słabo widać. Podobno na drugie ma Gryzelda
Barfuje od: 2012.08.20
Udział BARFa: 90-100% Pomogła: 4 razy Dołączyła: 31 Sie 2012 Posty: 2810
Wysłany: 2016-09-13, 16:46
Saga, czyżbyś miała ochotę na trzeciego kota ?
_________________ Mimo, że regulamin forum to FIKCJA - Śpiewać to rzecz ludzka, miauczeć to rzecz boska... (Zhuangzi 庄子)
Saga
Barfuje od: 07.2016
Udział BARFa: 90-100% Pomogła: 5 razy Dołączyła: 02 Sie 2016 Posty: 1489
Wysłany: 2016-09-13, 16:51
Nieeeeeee . Ale popatrzeć na ładne koty zawsze można . Chociaż... mają tez dwa ładne, małe kocurki, niewidome po katarze kocim (znaczy jeden jest zupełnie niewidomy, drugi ma jedno sprawne oczko). Gdyby nie te dwa moje urwisy to bym chyba wzięła te bidoczki. No czterech kotów sobie nie zafunduję
Barfuje od: 2012.08.20
Udział BARFa: 90-100% Pomogła: 4 razy Dołączyła: 31 Sie 2012 Posty: 2810
Wysłany: 2016-09-13, 21:32
Saga, powiem Ci szczerze, że serce mi pęka jak widzę koty wystawiane zarówno do adopcji jak i na sprzedaż.
Dlaczego ? w przypadku kotów do adopcji - porażająca jest dla mnie ludzka głupota tolerująca niekontrolowane rozmnażanie się kotów - ma babsko kota wychodzącego w domu i narzeka dwa razy w roku, że nie ma co zrobić z kilkoma (niechcianymi) kociakami. Na pytanie dlaczego nie wysterylizujesz kotki odpowiada, że to byłoby nieludzkie.
A czy ludzkie jest usypianie, topienie albo wyrzucanie kociąt ? (bo do adopcji zdaje się takie trafiają)
Zaś co do hodowli - po prostu nie potrafiłabym oddać czy sprzedać komuś kota. Mając na uwadze, jak ludzie u nas traktują zwierzęta zawsze miałabym obawy co do jakości opieki sprawowanej przez nowego właściciela poznanego przypadkowo przez internet...
Jako ciekawostkę (wątpliwą zresztą) powiem jeszcze jedno - wszystkie moje koty są z hodowli i w ciągu 4 lat nie zdarzyło się jeszcze, żeby któryś z właścicieli/właścicielek hodowli tak sam z siebie zadzwonił i zapytał, jak kot się miewa i czy w ogóle jeszcze żyje...
_________________ Mimo, że regulamin forum to FIKCJA - Śpiewać to rzecz ludzka, miauczeć to rzecz boska... (Zhuangzi 庄子)
Basiek
Barfuje od: 2014
Udział BARFa: 50-75% Pomogła: 4 razy Wiek: 59 Dołączyła: 14 Cze 2016 Posty: 421 Skąd: Konin
Wysłany: 2016-09-13, 22:13
Skipper, mnie też serce boli, gdy widzę ogrom smutku w oczkach bezdomniaczków. Wkurza mnie brak serca i głupota niektórych "ludzisków". . Jeśli chodzi o osoby, które mają hodowlę, to różnie bywa. Ja Julcia wzięłam z hodowli Kocie Ustronie od Pani Iwonki. Julianek jest u mnie 2 lata. Kontakt z Panią Iwonką mam cały czas. Wysyłam jej zdjęcia, piszemy do siebie e-maile. Nowych właścicieli wybierała bardzo ostrożnie. A "paniusia-pseudohodowca" Guciem nie interesuje się wcale. To taka "handlara".
Saga
Barfuje od: 07.2016
Udział BARFa: 90-100% Pomogła: 5 razy Dołączyła: 02 Sie 2016 Posty: 1489
Wysłany: 2016-09-14, 00:20
Skipper napisał/a:
Saga, powiem Ci szczerze, że serce mi pęka jak widzę koty wystawiane zarówno do adopcji jak i na sprzedaż.
Jasne, mnie też serce boli. A dlaczego wzięłam dwa koty? Właśnie z takiego powodu, żal mi się tych bidoków zrobiło. Czasem się zastanawiam czy to ja je wybrałam czy one mnie... bo każda inna osoba by je rozdzieliła bez namysłu, łącznie z lekarką. A do dziś widzę, że Maksowi ciężko by było samemu, aczkolwiek mam wrażenie ze on nie za bardzo toleruje inne koty a bez Mufki płacze.
Skipper napisał/a:
Dlaczego ? w przypadku kotów do adopcji - porażająca jest dla mnie ludzka głupota tolerująca niekontrolowane rozmnażanie się kotów - ma babsko kota wychodzącego w domu i narzeka dwa razy w roku, że nie ma co zrobić z kilkoma (niechcianymi) kociakami. Na pytanie dlaczego nie wysterylizujesz kotki odpowiada, że to byłoby nieludzkie.
Tak, ale to jest akurat jeden z przypadków bezdomnych zwierząt. W społeczeństwie krąży masa mitów, takich kretyńskich mądrości ludowych przekazywanych chyba na zasadzie "jedna pani drugiej pani" i to w temacie sterylizacji/kastracji po żywienie. I tak się sporo zmienia (chociaż czasem mam wrażenie, ze na gorsze), ale jeszcze dużo przed nami.
Fundacja, z której brałam koty zajmuje się odławianiem kotów takich z ulicy. Robią co jakiś czas akcje łapanki. Łapią naprawdę super dzikie kotki żeby je kastrować. I z jednej strony nie jestem zadowolona z formy adopcji, według mnie nie jest to wszystko tak jak powinno być, mam sporo zastrzeżeń, ale z drugiej strony wiem, ze robią kawał dobrej roboty. Może to działa na zasadzie coś za coś, nie wiem. Utrzymanie kotów, leczenie, kastracja/sterylizacja to jednak spory wydatek, więc pewnie dlatego koty są wręcz wypychane do adopcji. Aczkolwiek... patrząc na to, że np. kociakom podawane są saszetki whiskasa to ja się zastanawiam czy to nie jest marnotrawienie pieniędzy. Te saszetki wcale nie są tanie, taniej można kupić dużo lepsze karmy. Chyba, ze taki whiskas jest od sponsorów i fundacja nie wydała grosza na nie. No i widzę po sobie i po mojej sąsiadce, która też brała z tej fundacji kotkę i kocurka wcześniej niż ja, naprawdę wiele pomocy od nich nie uzyskałyśmy. Po prostu w sumie "bierz kota i dalej martw się sam". Tyle tylko, że jakaś tam opieka medyczna jest, o tyle dobrze. Ale jak ktoś odważy się skrytykować to jest wielka obraza
Obserwuję również inną fundację z Łodzi "Niechciane i zapomniane", od nich miałam brać kota, ale niestety w ostatnim roku mają głównie psy. Tam warunki adopcji są o wiele bardziej skomplikowane. Najpierw wypełnia się ankietę przedadopcyjną z baaardzo szczegółowymi pytaniami odnośnie warunków mieszkaniowych po członków rodziny, wiek itp. W ten sposób dopasowywali kota, i wszyscy członkowie rodziny musieli wyrazić zgodę na adopcję. I ma to sens bo wiadomo, np. starszej osobie nie da się kota z dużą energią, jeden woli lwa kanapowego a innemu nie przeszkadza jak kot buja się na firankach. W ten sposób jest mniej zwrotów, kotu jest dobrze i człowiekowi również. A ludzie są naprawdę różni, a przede wszystkim porażająca jest niewiedza... ostatnio miałam wątpliwą przyjemność rozmowy z pewną panią, która ma kota już 16-cie lat i kurcze... naprawdę wyhodowała jakiegoś kota cyborga. Pani się wręcz szczyciła tym jak ona go karmi - tylko najlepsza sucha karma wprost od weterynarza (wiadomo jaka), podaje kotu pory bo on uwielbia, makrelę wędzoną, placki ziemniaczane a na przekąskę ma jakiegoś kwiatka, tyle że on jest trujący . Ale to nic, kot go lubi podgryzać bo widać jego organizm potrzebuje tej trucizny, wtedy wymiotuje i oczyszcza sobie przewód pokarmowy. Aha, no i oczywiście według tej pani kot je normalnie zboże, absolutnie żadnego mięsa, on nawet potrzebuje ziarenek a na wsi to ona sama widziała jak koty chodziły do stodoły żeby sobie tych ziarenek pojeść. Przy okazji jak tam znalazły jakąś myszkę to ją upolowały, ale najpierw pojadły zboża. Wymiękłam...
Ogólnie temat - rzeka
Skipper napisał/a:
A czy ludzkie jest usypianie, topienie albo wyrzucanie kociąt ? (bo do adopcji zdaje się takie trafiają)
No, moje są właśnie chyba takie koty działkowe uratowane przed potopieniem
Skipper napisał/a:
Mając na uwadze, jak ludzie u nas traktują zwierzęta zawsze miałabym obawy co do jakości opieki sprawowanej przez nowego właściciela poznanego przypadkowo przez internet...
Ano właśnie, patrz wyżej. Ludzie są nieodpowiedzialni a czasem wręcz głupi. Niejednokrotnie oddają koty (o wyrzucaniu nie wspomnę), które nie spełniają ich oczekiwań. Ja też się nie raz wkurzam na Maksa jak coś zbroi, wczoraj np. wywalił na balkonie baniak z wodą 5 litrów, ciężki, stabilny, naprawdę nie wiem jak on to zrobił. No i zalał sąsiadów (znaczy balkon sąsiadów ). A sąsiadów mam trochę marudnych co to im wiele rzeczy przeszkadza (ptaki, drzewa itd.), ale co miałam zrobić, przecież to zwierzak, miałam go wyrzucić za karę? No i zrobił te swoje maślane oczy i tyle tego było
usunięto OT
Ostatnio zmieniony przez dagnes 2016-09-18, 20:43, w całości zmieniany 1 raz
Barfuje od: 2012.08.20
Udział BARFa: 90-100% Pomogła: 4 razy Dołączyła: 31 Sie 2012 Posty: 2810
Wysłany: 2016-09-14, 17:50
Basiek napisał/a:
Skipper, mnie też serce boli, gdy widzę ogrom smutku w oczkach bezdomniaczków.
Basiek, mi też serce pęka jak przechodzę czasami w soboty przez miejscowe centrum handlowe i na wejściu widzę wolontariuszki z miejscowego schroniska z miniaturowymi kociętami do adopcji zamkniętymi w klatce . To są chucherka w porównaniu z moimi wypasionymi skunksami (mam tutaj na uwadze ich gabaryty w wieku 3 miesięcy tj. od 1,4 do 1,8 kg żywej wagi). Przy ich wadze aktualnej (czyli 4,5 - 5,5 kg) to by je chyba zmasakrowały bo są to kocięta, które w jednej dłoni bym zmieściła.
I wtedy tym bardziej zastanawiam się nad ludzką głupotą (w kontekście posiadania i rozmnażania zwierząt )
_________________ Mimo, że regulamin forum to FIKCJA - Śpiewać to rzecz ludzka, miauczeć to rzecz boska... (Zhuangzi 庄子)
Barfuje od: 17.02.2013
Udział BARFa: 75-90% Pomogła: 20 razy Dołączyła: 21 Sty 2013 Posty: 3009 Skąd: Warszawa
Wysłany: 2016-09-15, 21:54
Saga napisał/a:
kociakom podawane są saszetki whiskasa to ja się zastanawiam czy to nie jest marnotrawienie pieniędzy. Te saszetki wcale nie są tanie, taniej można kupić dużo lepsze karmy. Chyba, ze taki whiskas jest od sponsorów i fundacja nie wydała grosza na nie.
takie jedzenie, jest narzucane przez urzędników - nie da się im przetłumaczyć, że nie jest to właściwe jedzenie. Gminy, wydające jedzenie żywicielom same to jedzenie zakopują, ogłaszając konkurs. I kupują to czego koty nie chcą jeść. Wiedza to od karmicieli, ale nic z tym nie robią. Albo słuchają "rady" weta, że koty mogą jeść suche i kupują TYLKO suche (tak postępują w Nadarzynie k. Warszawy. Kiedyś zwracali kasę, za jedzenie, które karmiciele kupowali zwierzętom, ale jakiś "mądrala" radny wymyślił, że nie potrzeba takiego lepszego jedzenia kotom i zamienili to na chrupki). A skąd ma kot wziąć wodę do tego suchego? Wet o tym już nie wspomniał. Trzeba urzędników (choć najpierw to polityków) przekonać, równocześnie wetów, aby wskazywali na mokrą karmę ale lepszej jakości.
Ja pomagam jednemu Stowarzyszeniu w Warszawie i kupuję ze swoich mokre dobre (mamy kilka domów tymczasowych), robię tez mieszanki mięsne. Przy adopcji dajemy ulotkę + małe vademecum żywienia kota (opracowane na podstawie forum) z najważniejszymi informacjami o żywieniu, dlaczego zboża są szkodliwe, o wodzie w diecie kota, o higienie jamy ustnej. Ale ludzie (niestety) wiedzą swoje. Niektórzy kupują lepszą karmę (ci, co mieli ze mną kontakt osobisty) ale na robienie mieszanek jeszcze nikogo mi się nie udało namówić . Proponuję, że po kosztach zrobię, później pokażę, że nie jest to trudne, żeby sami robili. Ale ludziom się nie chce. Przynajmniej tym, którzy od nas adoptują koty.
Saga napisał/a:
No i widzę po sobie i po mojej sąsiadce, która też brała z tej fundacji kotkę i kocurka wcześniej niż ja, naprawdę wiele pomocy od nich nie uzyskałyśmy. Po prostu w sumie "bierz kota i dalej martw się sam". Tyle tylko, że jakaś tam opieka medyczna jest
Nasze Stowarzyszenie nie ma dotacji z gminy (nie występowaliśmy o to, bo później trzeba rozliczać i z tym bywają kłopoty, ciągnie się to długo i nie wszystko z takiej dotacji można opłacić) i musi sobie radzić podpierając się talonami z gminy (one też nie na wszystko są) i trochę z wpłat ludzi. Ludzie (nawet ci, którzy adoptują od nas zwierzaki) rzadko wspierają i wpłacają. To skąd brać na rozbudowaną pomoc, jak czasem na podstawowe rzeczy brakuje? Nie dziw się, że to tak wygląda. Bo wygląda tragicznie. Jedynie z wpłat od ludzi (najczęściej wspierane są duże organizacje, które mogą sobie pozwolić na ogłoszenia w prasie, sms, wsparcie znanych osób. Pozostałe (a jest ich chyba więcej) muszą sobie jakoś same radzić. I ile mają środków - taką pomoc mogą dać.
Skipper napisał/a:
- porażająca jest dla mnie ludzka głupota tolerująca niekontrolowane rozmnażanie się kotów - ma babsko kota wychodzącego w domu i narzeka dwa razy w roku, że nie ma co zrobić z kilkoma (niechcianymi) kociakami. Na pytanie dlaczego nie wysterylizujesz kotki odpowiada, że to byłoby nieludzkie.
Tej pani wydaje się, że kot myśli podobnie jak ludzie. To błędne założenie. Jak będzie wysterylizowany/wykastrowany to nie będzie miał do ludzi pretensji, że nie ma kociąt. To jest właśnie ludzkie i odpowiedzialne podejście - sterylizacja - ograniczenie przyrostu zwierząt. Nie trzeba będzie ich w inny sposób uśmiercać. To jest dla mnie nieludzkie - pozwolić się kociętom urodzić, po czym je ......
Mamy teraz do czynienia z takim panem z Bemowa. Nie chce słyszeć o sterylizacji kotki, nie jest jego (ma swoje koty w domu). On ją dokarmia i "kociaki to takie fajne". I co z nim zrobić (chyba udusić). Mieszka w domu, trzeba byłoby jakąś większa akcję przeprowadzić (przy samozaparciu ludzi z urzędu, pomocy policji i jakiegoś stowarzyszenia) łapania kotki i sterylizacji. Dwa kociaki z tego miotu (inne spadły mu z tarasu (bo tam mieszkały) trafiły do naszego stowarzyszenia i szukamy dla nich domu/domów.
Z tegorocznej akcji znajdowania kotom domów i u mnie zawitał kocurek. Ma koło miesięcy. Miał być tymczas, ale zostanie. Nie było tragedii z dokoceniem. Pomógł w tym Besik (http://www.barfnyswiat.org/viewtopic.php?t=1445&postdays=0&postorder=asc&start=285).
_________________ „Im bardziej poznaję ludzi, tym bardziej kocham zwierzęta.”
George Bernard Shaw
doradora
Barfuje od: 09.2014
Udział BARFa: 90-100% Pomogła: 4 razy Dołączyła: 09 Cze 2014 Posty: 1593 Skąd: Gliwice
Wysłany: 2016-09-16, 11:34
mamy koty z fundacji, na początku byliśmy w stałym kontakcie, który z czasem się rozluźnił, od dawna nic do siebie nie piszemy
mieliśmy kociaki na tymczasie, z nową rodzinką kontaktowaliśmy się na początku, doradzaliśmy itd.
potem kontakt się rozluźnił,
po roku wysłałam smsa z pytaniem co słychać i dostałam super zdjęcie "moich" dziewczyn
po kolejnym sami wysłali zdjęcie i to już był koniec naszych kontaktów
nie uważam, żeby kontakt był potrzebny, skoro wszystko jest ok
Saga
Barfuje od: 07.2016
Udział BARFa: 90-100% Pomogła: 5 razy Dołączyła: 02 Sie 2016 Posty: 1489
Wysłany: 2016-09-16, 12:28
Nie no ogólnie masz rację, trudno żeby opiekunowie z DT fundacji czy w ogóle prezes fundacji utrzymywał kontakt z właścicielami wydanych kotów przez ich całe ich życie. Przecież tych kotów przewija się przez fundację ogromna ilość, nie sposób nawet spamiętać. W którymś miesiącu w "mojej" fundacji było coś koło 100 kotów. Ja nie wymagam wiele, ale chociaż minimum opieki na samym początku powinna być, zwłaszcza jeśli właściciel mówi, że to jego pierwszy kot, wiadomo ze może mieć na początku sporo problemów. Inna sprawa, że u mnie była sytuacja w sumie wyjątkowa, bo ja brałam koty wprost od weta, jak to określono "spod lady" taka błyskawiczna adopcja. Jestem alergikiem i mając pod nosem przychodnię weterynaryjną chodziłam tam i sprawdzałam czy kot mnie alergizuje czy nie. Nie specjalnie chciało mi się jeździć po DT i szukać kota, tym bardziej, że to za bardzo mijało się z celem, tam jest zwykle więcej kotów i trudno by było sprawdzić który to kot źle na mnie działał. I tu mi było wygodniej, jak wetka miała jakiegoś kotka to po mnie dzwoniła i sprawdzałam . Przy kilku bardzo się dusiłam i już miałam zrezygnować z adopcji, aż się napatoczyły te dwa urwisy, są u mnie, śpią ze mną i jest wszystko w porządku . A że wetka jest taka jaka jest to i specjalnie pomocy nie miałam i w sumie nie mam jak mi powiedziała, że koty mnie wytresowały i za bardzo się nimi przejmuję to mi ręce opadły i naprawdę odechciewa się wszelkich kontaktów. I niestety złe wrażenie pozostaje
Aczkolwiek normalna umowa adopcyjna została spisana, pieniążki na cele fundacyjne za oba koty pobrane (100 zł i nikt nikogo nie pyta czy go stać czy nie) dlatego w sumie trochę mnie dziwi, ze się do mnie nie odezwano. Chyba, że się tam uważa, ze wetka jest ich przedstawicielem i to wystarczy, ona się podpisywała na umowie. No cóż, nie wszystko widać muszę rozumieć...
Z tego co widzę fundacja działa prężnie, szuka jak tylko się daje środków na utrzymanie czy leczenie chorych kotów i na odławianie dzikich do kastracji/sterylizacji. Tutaj mają duży plus
doradora
Barfuje od: 09.2014
Udział BARFa: 90-100% Pomogła: 4 razy Dołączyła: 09 Cze 2014 Posty: 1593 Skąd: Gliwice
Wysłany: 2016-09-16, 12:47
Saga napisał/a:
Jestem alergikiem i mając pod nosem przychodnię weterynaryjną chodziłam tam i sprawdzałam czy kot mnie alergizuje czy nie
to tak się da? nie miałam pojęcia! rewelacyjna wiadomość!
Saga napisał/a:
pieniążki na cele fundacyjne za oba koty pobrane (100 zł i nikt nikogo nie pyta czy go stać czy nie)
"nasza" fundacja nie pobiera żadnych pieniędzy! tylko nas prosili o 1% (nawet nie o dobrowolną wpłatę), dostaliśmy od nich też pierwszy drapak, albo coś takiego
my też z dziewczynami daliśmy drapak i trochę żwirku na początek
dziwna ta Łódzka fundacja... a może to nasz Chatul jest dziwny?
Saga napisał/a:
Chyba, że się tam uważa, ze wetka jest ich przedstawicielem i to wystarczy
tak, z adoptującym kontaktuje się dom tymczasowy, czyli u Ciebie wet (do którego chodzisz, więc wie co tam u kotów)
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Nie możesz ściągać załączników na tym forum