Barfuje od: zawsze
Udział BARFa: 90-100% Pomogła: 8 razy Wiek: 40 Dołączyła: 15 Wrz 2011 Posty: 713 Skąd: Libiąż
Wysłany: 2012-11-20, 16:46
Więc zrób mi tą przyjemność i zniknij z tego tematu bo jak na razie żadnej merytorycznej wartości twoje wpisy nie posiadają.
Leć kpić do swoich, tam ci nie odpiszę bo nie mogę, tak jest dla was łatwiej
_________________ Jeśli nie masz po co żyć, żyj na złość innym
Udział BARFa: 25-50%
Wiek: 46 Dołączył: 20 Lis 2012 Posty: 5 Skąd: z nory
Wysłany: 2012-11-20, 16:51
Znikam ci z tego tematu i powodzenia
Nie pokażę się w żadnym twoim temacie chyba że zostanę wywołany
Mimo wszystko głaski dla stada
Madziorek Pomogła: 1 raz Wiek: 33 Dołączyła: 14 Lis 2012 Posty: 4 Skąd: Kraków
Wysłany: 2012-12-15, 11:02
Harp a gdzie pięknie podziękowania za danie Ci kontaktu do fermy? Tak to byś nie wiadomo skąd sprowadzała
może jeszcze uda mi sie kopsnąć tuszki z królików, musze dopytać szefa
Barfuje od: zawsze
Udział BARFa: 90-100% Pomogła: 8 razy Wiek: 40 Dołączyła: 15 Wrz 2011 Posty: 713 Skąd: Libiąż
Wysłany: 2012-12-20, 14:16
Jakoś jeszcze nie przedstawiłam Wam moich dodatkowych futrzaków
Futerkowce trochę niecodzienne w domu barfowca, ale jak to się mówi, "masz masz miękkie serce to musisz mieć twardą doopę"
W sierpniu znalazłam na łące mysz polną, maleństwo chyba ledwo otworzyło oczy, była maleńka. Był to jeden z najzimniejszych sierpniowych dni, padało, wiało, malutka siedziała zawinięta w kuleczkę na samym środku dróżki, o mało jej nie rozdeptałam. Obejrzałam maleństwo, w ogóle nie reagowała na dotyk, pchnięcie palcem.
No i to miękkie serce się odezwało, wgarnęłam stworka do domu.
Malutka przeżyła, ładnie urosła, zrobiła się z niej śliczna pannica
Dziś mieszka w akwarium wymoszczonym trocinami i sianem, nie jest zwierzątkiem oswojonym na tyle, by nosić ją w rękach, ale nie było to moim zamiarem, malutka jest wdzięcznym obiektem do obserwacji z dala i to mi wystarczy
Mysia dożyje u mnie kresu swoich dni, nie jest przygotowana do życia na wolności.
Tak sobie wygląda:
http://i50.tinypic.com/2n6x1dt.jpg
A tak mieszka (chcę jej jeszcze zrobić kilka kryjówek i jakiś plac zabaw z gałązek albo korzenia)
http://i49.tinypic.com/15wb2m8.jpg
Drugim futrzakiem jest samiczka nornika, mała trafiła do mnie przez mojego wrednego psa, kochającego dusić myszy na łące
Zibi rozkopała gniazdo i wydłubała to przerażone stworzonko, była wtedy na spacerze z moją matką, która słysząc przeraźliwy wrzask maleństwa, odgoniła psa, zgarnęła ledwo żywe futerko do kieszeni i pognała gdzie? ani, do domu
W domu malutka trafiła do faunaboxa, robiłam jej gniazdko z pudełka po lekach, stworek od razu tam zwiał.
Dobę nie brała pokarmu i nie pokazywała się na oczy, po dobie marchewką zniknęła a jabłuszko było nadgryzione czyli będzie żyć
Długo trwało nim zobaczyłam ją wychodzącą z pudełka, to niesamowicie skryte stworzenie, ale również bardzo interesujące, czy ktoś wiedział, że norniki są głównie roślinożerne (trawy i zioła łąkowe), tak w 95%, reszta to warzywa i owoce, ziarno i nasiona stanowią ułamek ich jadłospisu. Są też kuwetkowe, jak chomiki, małe czyścioszki
Nie mam zdjęć nornika, jedyne to takie, po przyniesieniu do domu (w celu identyfikacji gatunku)
http://i45.tinypic.com/34s5y7k.jpg
_________________ Jeśli nie masz po co żyć, żyj na złość innym
Barfuje od: 2008
Udział BARFa: 75-90% Pomogła: 23 razy Dołączyła: 13 Wrz 2011 Posty: 4844
Wysłany: 2013-01-10, 12:42
Rany, harpia! Teraz Ci już tylko rybek brakuje... .
Sama obrabiasz te wszystkie futrzaki i futrzątka czy masz jakieś dodatkowe pomocne dłonie?
Bo trochę tego inwentarza masz, szczerze mówiąc to ja już straciłam rachubę .
_________________ Aby dotrzeć do źródła, musisz iść pod prąd
Barfuje od: zawsze
Udział BARFa: 90-100% Pomogła: 8 razy Wiek: 40 Dołączyła: 15 Wrz 2011 Posty: 713 Skąd: Libiąż
Wysłany: 2013-01-10, 21:02
Rybki już były, 300l. z biotopem Ameryki Południowej (pielęgnice pawiookie), akwarystyka to moja wieloletnia miłość, niestety brak miejsca i funduszy nie pozwala na ponowne postawienie baniaka
Reszta menażerii, poza psem i kotem to tylko moja działka (kociskiem się dzielimy na spółę z mamą a pies jest "nasz", nie mój czy jej, ale nasz )
A w domu poza psem i kotem żyje 11 freciaków, mysz i nornik
Dziś norniczka dostała lek na pasożyty, rano zauważyłam, że coś łazi do trocinach, roztocza, od razu wygrzebałam zapasy iwermektyny i po rozmowie z mysim hodowcą, dostała kropelkę na kark, jutro muszę jej posprzątać i wymienić gniazdko, trochę traumy będzie, ale w porównaniu z myszą, nornik jest jak ociężały chomik, nie wyskoczy
_________________ Jeśli nie masz po co żyć, żyj na złość innym
Barfuje od: zawsze
Udział BARFa: 90-100% Pomogła: 8 razy Wiek: 40 Dołączyła: 15 Wrz 2011 Posty: 713 Skąd: Libiąż
Wysłany: 2013-05-16, 09:00
Odgrzebię swój temat, nie chcę zakładać osobnego bo to całość problemu.
Rok temu jedna z moich samic doczekała się potomstwa, po tygodniu przestała jeść, zaczęła za to masakrycznie chudnąć, była dożywiana ręcznie, strzykawką i kroplówkami, dociągnęła do 16 dnia i odstawiłam ją od dzieci bo nic nie pomagało a na dzieci reagowała przerażeniem, uciekała od nich. Weci byli zdania, że to zatrucie, nigdy nie udało mi się dojść czym mogłaby się zatruć.
W tym roku pokryłam ją z asekuracją dwóch innych samic, młoda urodziła 11 sztuk i idealnie po tygodniu czasu przestała jeść, jest dożywiana strzykawkami i kroplówkami, ale wygląda jak kości obciągnięte skórą, na dniach odstawiam ją od dzieci.
Może ktoś słyszał o takiej sytuacji w hodowli, szukam przyczyny i nie mogę znaleźć, młoda jest zdrowa, a sama odstawia jedzenie i nie je kompletnie nic mimo pełnych misek najlepszych smakowitości, za które wcześniej dałaby się pokroić
Połowę jej miotu przejęła druga samica, ale ledwo daje radę mając 11 sztuk na cycu, druga samica przejęła jednego, jest specyficzna, ciesze się, że tego choć zaakceptowała, całe stadko 17 sztuk jest dokarmiane sztucznie, a ja nie wiem już gdzie mam sobie ręce włożyć.
_________________ Jeśli nie masz po co żyć, żyj na złość innym
Barfuje od: zawsze
Udział BARFa: 90-100% Pomogła: 8 razy Wiek: 40 Dołączyła: 15 Wrz 2011 Posty: 713 Skąd: Libiąż
Wysłany: 2013-11-12, 16:33
Pół roku później.
Na szczęście maluchy udało się odchować, rozjechały się po całej Polsce, z nami została jedynie dwójka sióstr, których nikt nie chce bo są za stare
Może uda się znaleźć im domek, są przezabawne i zakochane w swoim Dużym
Pół roku od czasu ostatniego wpisu, 6 miesięcy - dwie duszyczki mniej w naszych szeregach. W czerwcu odeszła Niobe przez komplikacje po grypie, stary organizm nie dał rady i się poddał, moje wyśnione sreberko miało wtedy 7 lat, zostawiła swoją córkę Freję i Borysa - najlepszego kumpla do grzania w hamaczku.
Parę dni temu po dość krótkim czasie odszedł Borys, nowotwór jamy ustnej, mimo różnorakiej formy leczenia nic nie dało się zrobić, mój pierwszy czarnuszek odszedł, Freja została sama
Niestety za niedługo przyjdzie mi pożegnać i trzecią duszę - Misia, mojego prawdziwego Misia, nieoperacyjny nowotwór gruczołów odbytowych, coraz szybciej rośnie, a ja widzę w jego oczach, że coraz częściej boli, nie pozwolę by bolało
Ten rok jest wyjątkowo do dupy, niech się skończy.
_________________ Jeśli nie masz po co żyć, żyj na złość innym
Pomogła: 18 razy Dołączyła: 29 Gru 2011 Posty: 3447
Wysłany: 2013-11-12, 16:48
Och harpijko
Życie jest pełne radości smutków...
Maluchy mają nowe domy
Bardzo przykre jest to, że nasze ukochane zwierzęta również cierpią
Twój post bardzo wyraźnie o tym mówi i serce się kraje gdy jesteśmy przed taką trudną decyzją i musimy się na nią zdecydować.
Pozdrawiam i życzę kolejnych udanych odchowań...., a rok do tzw. d...y już za chwile się kończy.
Barfuje od: 2008
Udział BARFa: 75-90% Pomogła: 23 razy Dołączyła: 13 Wrz 2011 Posty: 4844
Wysłany: 2013-11-16, 22:37
harpia, śmierć jest niestety nieodłączną towarzyszką życia.
Co nie znaczy, że nie możemy czuć się oszukani, gdy umiera ktoś bliski naszemu sercu . Ból jest wtedy wielki, ale mamy coś, czego nikt nie jest nam w stanie odebrać - wspomnienia. A Ty z pewnością masz ich mnóstwo, w dodatku są one miłe i kolorowe, bo przecież freciaki, które odeszły dawały Ci ogrom radości. Te wspomnienia pomogą Ci, mam nadzieję, przejść przez trudny czas.
Tak to już jest, że nasze zwierzaki mają zaprogramowany krótszy czas, jaki mogą spędzić na tym świecie. I kto wie, czy nie jest to lepsze - dla nich - niż gdybyśmy to my odchodzili szybciej....
My jesteśmy twardzi, przeżyjemy jakoś największe straty, ale one? One mają tylko nas i jesteśmy dla nich całym światem. Gdy myślę czasem, co by się stało gdyby mój Pedro stracił nas i został sam, to ciarki mnie przechodzą. Wiem, że mógłby tego nie przeżyć... Ech...
Jesteś silna i dasz radę! Poza tym masz gromadkę futerek, które Cię potrzebują. Nie możesz się smucić zbyt długo, bo one to czują i też jest im wtedy źle.
Trzymaj się .
_________________ Aby dotrzeć do źródła, musisz iść pod prąd
Barfuje od: zawsze
Udział BARFa: 90-100% Pomogła: 8 razy Wiek: 40 Dołączyła: 15 Wrz 2011 Posty: 713 Skąd: Libiąż
Wysłany: 2013-11-17, 02:07
dagnes, ja nie jestem silna, każde odejście to następny cios, a jak patrzę na Misia i wiem, że w poniedziałek lub wtorek będę musiała podjąć decyzję najcięższą z możliwych to mam ochotę gryźć ściany.
_________________ Jeśli nie masz po co żyć, żyj na złość innym
Barfuje od: zawsze
Udział BARFa: 90-100% Pomogła: 8 razy Wiek: 40 Dołączyła: 15 Wrz 2011 Posty: 713 Skąd: Libiąż
Wysłany: 2014-07-21, 16:20
I znów te kilka miesięcy później, jak chciałam by rok 2013 szybko się skończył, tak zdanie zmieniłam, w tym roku trafił mnie najmocniejszy cios, wiem, że powinnam traktować wszystkich tak samo, kochać jednakowo, ale nie potrafię, w tym roku odeszła Freja, córka Niobe, moja pierwsza wymarzona i wyśniona roanka, była pierwszym efektem planów hodowlanych, byłam podczas jej porodu, widziałam pierwszy jej oddech, pierwsze nieporadne kroki, otwarte oczko, szaleństwa dzieciństwa, prowadziłam ją za łapkę od malutkiego aż do dorosłej, pięknej kobietki, jej pierwsze i ostatnie zarazem dzieci, duma i radość, moje wnuki. Były momenty smutne, było ratowanie i pomoc gdy okazało się, że to nie ciąża a problemy zdrowotne, był okres spokoju, radości z "po prostu jestem", czas leciał a Freja zawsze była małym świrkiem, jej czas nie dotyczył, nawet gdy miała 7 lat. Jeden wieczór, jeden weekend, masywny krwotok, próba ratunku i nic, puste miejsce, cisza, w głowie jeszcze jej wesołe świergolenie i pytanie, czemu? Przecież miała być zawsze, moje małe, białe kochanie...
Boli nawet teraz, pewnie będzie bolało długo, a myślałam, że mnie to nie dotyczy, że wyrobiłam w sobie znieczulicę.
Freja, wcześniej opuścił mnie Misiu, niestety guz rozrastał się coraz szybciej, a organizm nie reagował na próby leczenia, w momencie gdy guza zaczął się rozpadać podjęłam decyzję, by skrócić Misiowi tą męczarnię.
Jakby i tego było mało, Borysa również już nie ma, jego zabrał mi nowotwór jamy ustnej, to już przerabiałam z Mami, decyzja była szybka, równie szybka jak rozwój choroby, czarnulka już nie ma.
Demeter, najstarsza w tym momencie w stadku póki co trzyma się dobrze, w zeszłym miesiącu przeszła zabieg usuwania guza, na szczęście była to duża cysta, nie złośliwe, malutka doszła do siebie i wesoło rozrabia z resztą towarzystwa. Pozostałe dorosłe w stadku mają się dobrze, oby reszta tego roku była spokojna, im więcej ich odchodzi, tym częściej myślę, by już stadka nie powiększać, to za bardzo boli i za często.
_________________ Jeśli nie masz po co żyć, żyj na złość innym
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Nie możesz ściągać załączników na tym forum