Raczej bym szukała pomocy behawiorysty niż zmiany diety.
Nie chce mi się wierzyć, że dieta ma tu główne znaczenie.
Cytat:
a ja wczoraj skok na moje udo, gdy wzięłam na ręce zablokowaną w kącie kocicę
Nigdy nie należy wchodzić w drogę walczącym czy namierzającym się kotom. Rzuć w stronę napastnika poduszką, kluczami, żeby go zdekoncentrować i dać szansę ucieczki uciśnionemu.
Napisz więcej o swoim stadzie, może coś się uda wymyślić wspólnymi siłami.
Barfuje od: 3 lata
Udział BARFa: 90-100% Pomogła: 18 razy Dołączyła: 15 Wrz 2011 Posty: 887 Skąd: Wrocław
Wysłany: 2012-05-15, 12:05
Też mi się wydaje tak, że tutaj raczej trzeba szukać pomocy u behawiorysty.
coztego napisał/a:
Nigdy nie należy wchodzić w drogę walczącym czy namierzającym się kotom. Rzuć w stronę napastnika poduszką, kluczami, żeby go zdekoncentrować i dać szansę ucieczki uciśnionemu.
Dokładnie. Kot przestawiony na tryb walki nie patrzy kompletnie co lub kogo atakuje. Sama się przekonałam o tym jak o dziecko, gdy chciałam zabrać mojego kota na etapie straszenia się i jeżenia na przeciwnika. Kot był tak nakręcony, że nie patrzył kompletnie kogo atakuje tylko rzucił się na rękę z zębami i pazurami. Dopiero jak zdał sobie sprawę, że to ręka a nie inny kot to szybko puścił, ale obrażenia były spore.
Barfuje od: 14.04.2012
Udział BARFa: 90-100% Pomogła: 2 razy Wiek: 65 Dołączyła: 09 Kwi 2012 Posty: 211 Skąd: Kraków
Wysłany: 2012-05-15, 16:24
coztego napisał/a:
Raczej bym szukała pomocy behawiorysty niż zmiany diety.
Nie chce mi się wierzyć, że dieta ma tu główne znaczenie.
Był czas, że miałam psy. Ostatni był dość agresywny. Wtedy weterynarz zalecił mi zastąpienie mięsnej diety (1/3 mięsa+1/3 kaszy+1/3 jarzyn) gotowym pokarmem argumentując właśnie tym, że mięso daje psu powera
Wtedy jeszcze nie słyszałam o BARFie.
coztego napisał/a:
Nigdy nie należy wchodzić w drogę walczącym czy namierzającym się kotom. Rzuć w stronę napastnika poduszką, kluczami, żeby go zdekoncentrować i dać szansę ucieczki uciśnionemu.
Nie było walki, Smilka schroniła się w kącie, Walery siedział jakiś metr od niej i się przyglądał kotce. Niewykluczone, że ten wzrok był już pierwszym etapem walki. Podeszłam i wzięłam małą na ręce, a gdy przechodziłam do pokoju on mi skoczył na nogę.
Analogicznie, innego dnia, zaatakował rękę męża, siedzącego w fotelu i głaszczącego Smilkę zwiniętą na kolanach. Waluś ni z gruszki ni z pietruszki wszedł do pokoju i łup go pazurami!
coztego napisał/a:
Napisz więcej o swoim stadzie, może coś się uda wymyślić wspólnymi siłami.
Moje stado składa się obecnie z 4 kotów.
Dora 3 lata (3kg zdrowej kotki) i Leon 2 lata (5 kg i skłonność do struwitów) - równocześnie i jako pierwsi zamieszkali u mnie. Są sobie bardzo bliscy, śpią przytulając się do siebie, lubią swoje towarzystwo. (Na zdjęciu Leon ma pół roku i jest mniejszy od Dory)
Pół roku potem dołączyła do nich Smilka ~ 6 lat (3kg, stolce typu "krowie placki" z operowaną przepukliną i zrostami w jelitach). Kotka - samotnica, lubi się poprzytulać do ludzi, gdy ma na to ochotę, a z kotami nie utrzymuje jakichkolwiek kontaktów.
W ciągu roku przez dom przewijały się też inne footra, maleństwa i dorosłe, na zasadzie kotów tymczasowych w oczekiwaniu na stały dom.
Nigdy z tego powodu nie doszło do konfliktu, bójek, reakcji lękowych (z wyjątkiem pierwszych dni po wprowadzaniu się "nowych" były ostrzegawcze syki).
1,5 miesiąca temu wprowadził się do nas Waluś, pieszczoszek mojej Mamy. 6 kg zwartego mięsa i łeb jak u lwa.
Dotychczasowa trójka zareagowała lękiem. Syki i ucieczka to była reakcja pierwszych dni. Walery też czuł się niepewnie i chował się pod łóżkiem.
Powoli sytuacja zaczęła się normować, koty do siebie przyzwyczajać i gdy z ulgą relacjonowałam Mamie, że koty się dogadały, to w kilka minut później Waluś szarżował na Leosia lub Smilkę z głośnym bulgotem i dochodziło do łapoczynów.
Potem kilka dni spokoju i powtórka z rozrywki.
Nie ma określonej sytuacji, która prowokuje Walusia do bójek. Mam wrażenie, że dzieje się to po posiłku, gdy jest bardzo zadowolony z siebie i ma chęć na zabawę. Usiłuję go zmęczyć, żeby rozładować jego energię, co nie zawsze jednak zapobiega szarżom.
Dora nie jest nigdy atakowana, a widziałam nawet, raz czy dwa, jak podbiegła z tyłu i przywaliła mu łapką w kuper
Może być tak (znów analogia do psich zachowań), że strach Leona czy Smilki zachęca Walusia do ataku.
Podawałam przez tydzień Kalm Aid Leosiowi, ale nie było widać żadnych pozytywnych zmian.
Feliway nie ma sensu o tej porze roku, przy otwartych balkonach.
Rozważam zakup obróżek feromonowych, ale nie wiem, czy moja diagnoza słuszna jest i czy te obróżki pomogą.
Udział BARFa: 90-100%
Dołączyła: 21 Wrz 2011 Posty: 54 Skąd: Z Ptaszków
Wysłany: 2012-05-15, 16:50
Annazoo napisał/a:
Walery siedział jakiś metr od niej i się przyglądał kotce. Niewykluczone, że ten wzrok był już pierwszym etapem walki.
To jest właśnie przykład tzw. biernej agresji u kotów, tak jak piszesz, etap starcia. Dobry moment (zwłaszcza, gdy ogon mocno "nie chodzi"), by "skraść" ten wzrok, tj. odwrócić uwagę, przenieść energię na np. zabawę.
Annazoo napisał/a:
Mam wrażenie, że dzieje się to po posiłku, gdy jest bardzo zadowolony z siebie i ma chęć na zabawę.
Czy to może oznaczać, że sprawia mu to przyjemność?
Jak on się zachowuje po ataku?
Barfuje od: 14.04.2012
Udział BARFa: 90-100% Pomogła: 2 razy Wiek: 65 Dołączyła: 09 Kwi 2012 Posty: 211 Skąd: Kraków
Wysłany: 2012-05-15, 17:08
Geza napisał/a:
Czy to może oznaczać, że sprawia mu to przyjemność?
Jak on się zachowuje po ataku?
Gdy ja się zerwę na równe nogi on zmyka pod łóżko.
Gdy się nie ruszę z miejsca, tropi ofiarę i podąża za nią między meblami, za łóżkiem, od pokoju do pokoju, przez kuchnię, okno, balkon i przedpokój. Ścigany kładzie po sobie uszy, syczy albo odwraca się na grzbiet i wrzeszczy tak okropnie, że wyobraźnia mi podsuwa najstraszliwsze obrazy. Waluś umiarkowanie silnie uderza łapą, słabszy ucieka a Waluś kontynuuje tropienie. Jakby bawił się z myszą, zanim ją zje.
Z trudem powstrzymuję się od interwencji mając świadomość, że koty muszą dogadać się same. Z reguły przechodzę przez dom udając, że mnie ich utarczki nie obchodzą, otwieram energicznie lodówkę czy przesuwam krzesła i sprawa się kończy.
Czasami gdy wracam do domu, widzę na podłodze pojedyncze kłaki futra, naprawdę niewiele, a poza drpanietą powieką Smilki nikt nie odniósł fizycznych obrażeń.
Ale męczy mnie, że one tak się boją. No i mam świadomość, że jednak mogą sobie zrobić kuku.
Waluś ma obcinane regularnie pazury, co najmniej raz na tydzień. Ale kły ma jak tygrys szablastozębny.
Po ataku z reguły śpi na środku podłogi.
Barfuje od: 6.12.2011
Udział BARFa: 90-100% Pomogła: 2 razy Wiek: 41 Dołączyła: 21 Lis 2011 Posty: 372 Skąd: Lublin
Wysłany: 2012-05-15, 17:50
Czy koty cały czas tak się zachowują? Tzn., czy te atakowane są wystraszone i zawsze uciekają jak go tylko widzą? Moje koty ganiają się, jak są głodne, albo po zgaszeniu światła;) To też czasem wygląda strasznie, tym bardziej, że atakowana kotka warczy i syczy na zapas, zanim jeszcze do czegokolwiek dojdzie. Jeśli ktoś z nas zainterweniuje, to efekt jest taki sam: kot, który normalnie jest niesamowitym miziakiem, mści się na nas;)
Mamy kocią sąsiadkę, której moja kota nie toleruje. Wystarczy, że tamta spojrzy na nią i już jest buczenie. Tu nie dochodzi do bójek, nie ma agresji, ale moja kota źle się czuje w jej obecności i to widać. Natomiast w przypadku ataków naszego kocura może lecieć futro, może być groźnie, a potem i tak pójdą razem spać, albo umyją sobie pyszczki. Dlatego nas to nie martwi.
Pomogła: 18 razy Dołączyła: 29 Gru 2011 Posty: 3447
Wysłany: 2012-05-15, 18:11
Annazoo napisał/a:
1,5 miesiąca temu wprowadził się do nas Waluś, pieszczoszek mojej Mamy
A czy znasz przeszłość Walerego ? Z jakiego domu ? Jak tam był traktowany? Czy miał towarzystwo ? Jakie ?
Czy Twoja mama go faworyzuje na oczach innych futer ? Czy to mama jest "kolankowym" dla Walka ? Kto pierwszy w stadzie z dwunogów ? Bo jeśli Twoja Mama to Walek jako jej faworyt jest tuż zaraz po niej, a potem w kolejności cała reszta towarzystwa.
Należałoby go zdetronizować
Miałam podobny przypadek ze śp.Manią kocurem, ale wtedy jeszcze raczkowałam w kocim świecie, on był pierwszy i niestety przy nim wszystkie możliwe błędy zaliczyłam.
Barfuje od: 14.04.2012
Udział BARFa: 90-100% Pomogła: 2 razy Wiek: 65 Dołączyła: 09 Kwi 2012 Posty: 211 Skąd: Kraków
Wysłany: 2012-05-15, 18:34
Sandra napisał/a:
Annazoo napisał/a:
1,5 miesiąca temu wprowadził się do nas Waluś, pieszczoszek mojej Mamy
A czy znasz przeszłość Walerego ? Z jakiego domu ? Jak tam był traktowany? Czy miał towarzystwo ? Jakie ?
Czy Twoja mama go faworyzuje na oczach innych futer ? Czy to mama jest "kolankowym" dla Walka ? Kto pierwszy w stadzie z dwunogów ? Bo jeśli Twoja Mama to Walek jako jej faworyt jest tuż zaraz po niej, a potem w kolejności cała reszta towarzystwa.
Należałoby go zdetronizować
Miałam podobny przypadek ze śp.Manią kocurem, ale wtedy jeszcze raczkowałam w kocim świecie, on był pierwszy i niestety przy nim wszystkie możliwe błędy zaliczyłam.
Mama nie mieszka z nami. Musiałam wziąć Walusia do siebie, bo trzeba mu badać poziom glukozy glukometrem i podawać insulinę a Mama sobie nie radziła z tym.
Koty traktuję jednakowo, poświęcam im w miarę tyle samo czasu, pieszczot, zabawy.
Waluś poprzednio był jedynym kotem w domu, a jeszcze wcześniej łobuzem ulicznym z poszarpanymi uszami. U Mamy przełagodny, zresztą i u mnie przez większość czasu jest przylepnym misiem.
Może to jego sposób zabawy, bo nie robi wrażenia wściekłego ani w amoku.
Tylko że LSD bawią się biegając za sobą po domu w podskokach, gruchając. I zachowanie Walusia musi być dla nich niepokojące.
Gdy chodziłam z Mefistem (niewielki kundel) na spacer, to jeżył się na widok innych psów (robił płetwę grzbietową) i to z reguły zwracało uwagę tych psów na niego. Tak usiłuję sobie tłumaczyć relacje między LSD a Walerym.
Pomogła: 18 razy Dołączyła: 29 Gru 2011 Posty: 3447
Wysłany: 2012-05-16, 10:11
Annazoo napisał/a:
Może to jego sposób zabawy, bo nie robi wrażenia wściekłego ani w amoku.
Mam nadzieję i tego Ci życzę, aby się zmieniło na lepsze, bo.....widzę pewne podobieństwa z śp.Manią. 15 lat temu pojawił się u nas, właśnie mijał rok żałoby po tragicznej stracie ukochanego psa Neta, który był jak brat dla mojego wówczas 10 letniego Syna jedynaka.
Mania nie pamiętał matki, został zbyt wcześnie odłączony od stada (miał 4 tygodnie jak mi go przynieśli). Hołubiłam go jak dziecko. Nie wiedział, że jest kotem, myślał że jest człowiekiem i to najważniejszym w stadzie.
Od pierwszych dni był wyprowadzany w szelkach na spacery, chadzał ze mnę wszędzie, w sytuacjach bardziej stresowych wskakiwał na moje ramię, i tak jechał. Budziłam sporą sensacje naście lat temu .
Gdy skończył 5 lat, Syn uratował półroczną kotkę zagłodzoną chlebem przez "dobrych ludzi". Jest z nami do dzisiaj.
Jeszcze wtedy nie wiedziałam nic o dokoceniu
Dopiero gdy Mania umarł, zrozumiałam jak wielką krzywdę robiliśmy nie tylko Inez. Była tłamszona i terroryzowana przez Manię...nie nie bił jej i nie przeganiał, ale tak dużą wywierał presję psychiczną, że ona nie odważyła się walczyć o nic. Jej jakby nie było, służyła mu za grzałkę gdy akurat nie było innej w pobliżu. Jeśli się opierała, co się naprawdę zdarzało sporadycznie, gryzł ją w brzuch. Na nas dwunogach, także ostrzył swoje pazury, do dzisiaj pozostały ślady. Wystarczyło abym po przyjściu z pracy wzięła książkę, a nie zajęła się nim, z impetem rzucał się na nadgarstek ręki trzymającej książkę, zagryzał kły i tak trwał patrząc mi przy tym w oczy. Kąsał kostki, łydki, polował na mnie, a był pamiętliwy.....bałam się go.
Błąd polegał na tym, że nie byliśmy na tyle czujni aby po adopcji Inez zrobić COŚ dla całego stada.
Mania cierpiał na syndrom dziecka, które w krótkim czasie po pojawieniu się "następcy tronu" traci pozycję i robi wszystko aby ją odzyskać. Tak dokładnie postępują dzieci i nie będę się rozpisywać na ten temat, bo jest powszechnie znany. Poziom inteligencji/zachowań kota jedynaka, bardzo przypomina reakcje 3 letniego dziecka.
Walery, jako ten jedynak, na początku w nowym domu, u Ciebie nie musiał pokazywać kto rządzi, ale w miarę upływu czasu narasta jego dyskomfort, i poprzez takie agresywne zachowania/zabawy układa stado od nowa, bo to on dominant zawsze był jeden, a teraz musi się dzielić.
Mam nadzieję, że Walek ułoży sobie stado tak, że nie dojdzie do skrajnych zachowań, jak piszesz "amoku", bo mój Mania niestety wpadał w takie sytuacje i wtedy się go bałam.
Barfuje od: 3 lata
Udział BARFa: 90-100% Pomogła: 18 razy Dołączyła: 15 Wrz 2011 Posty: 887 Skąd: Wrocław
Wysłany: 2012-05-16, 10:22
Sandra napisał/a:
Mam nadzieję i tego Ci życzę, aby się zmieniło na lepsze...
Podpisuję się pod tym
Spotkałam się z takimi historiami iż podczas dokocenia "agresor" potrafił samym wzrokiem terroryzować pozostałe koty tak, że te bały się podejść do misek z jedzeniem i iść do kuwety, co skutkowało niejedzeniem w obecności agresora i załatwianiem się po kątach. I nie było przy tym ani burczenia ani łapoczynów. Wystarczyło, że kot kładł się w drzwiach do łazienki, gdzie stała kuweta albo przy miskach i gapił się na pozostałe koty.
Barfuje od: 14.04.2012
Udział BARFa: 90-100% Pomogła: 2 razy Wiek: 65 Dołączyła: 09 Kwi 2012 Posty: 211 Skąd: Kraków
Wysłany: 2012-05-16, 11:31
Waluś wgapia się w koty tylko bezpośrednio przed szarżą. Poza tym jakoś szczególniej im nie poświęca uwagi ani nie obserwuje ich.
LSD są nim trochę zafascynowane, bo w momentach, gdy nie są ganiane, usiłują go ukradkiem wąchać, albo bezpośrednio przykładając doń nos albo do śladów, gdzie leżał.
Jest to takie "chciałabym i boję się", mam nadzieję, że z czasem przywykną do siebie.
Waluś nie robi wrażenia złośliwego. To jasne, że chce zająć dobre miejsce w grupie.
No ale dla mnie sytuacja jest nowa, bo takie zachowania zdarzają mi się po raz pierwszy (miewałam momentami do 7 kotów w domu).
A Dora to mądrala - najmniejsza ze wszystkich zajmuje miejsce tuż przy mnie i z takiej bezpiecznej pozycji, na widok Walusia, podchodzi kilka skoków do przodu, syczy, paca łapą - mając mnie jako zabezpieczenie tyłów :] Taki koci ratlerek
Smilka nie ma ochoty na kontakty z innymi kotami, czy to ze starym towarzystwem, czy z nowym, a mimo demonstrowanej obojętności jest przez Walusia zaczepiana i goniona.
Nie dziwiłabym się, że Leon ściąga na siebie pościg, bo ze strachu piszczy cienko i ucieka, nawet gdy Waluś nie przymierza się do ataku, a tylko przechodzi obok, ale Smilka?
Staram się wzmocnić Leosia, wciągam ich do wspólnej zabawy np odbywa się grupowe łapanie sznureczka, wtedy okazuje się, że mogą przebywać bardzo blisko siebie i że to jest nie tylko bezpieczne ale i miłe dla nich.
Co jeszcze mogę zrobić, by się zintegrowały?
Bo rozumiem, że nikt nie potwierdza zbawiennego wpływu odstawienia BARFa ;)
A propos BARFa, błogosławię ten sposób karmienia, Smilce skończyły się krowie placki, Leoś nie ma struwitów a Waluś przestał być zagęszczony.
Aczkolwiek jedzeniowe fochy kocie doprowadzą mnie kiedyś do szewskiej pasji i powiem im w końcu, co o nich myślę!
Udział BARFa: 75-90% Pomogła: 5 razy Dołączyła: 21 Wrz 2011 Posty: 1576 Skąd: podlaskie
Wysłany: 2012-06-11, 20:20
Mam taką obserwację: mój kocur NFO był bardzo spokojny,miły(5lat) - i coś się zmieniło,zaczął mnie gryźć,bez powodu-np przy głaskaniu,lub gdy przestałam głaskać.Gryzł mocno,do krwi-najgorsze,że miał jakieś "wredne" dla mnie bakterie,bo rana paskudnie ropiała(zawsze).Pewnego dnia przestał sikać-ledwo go uratowaliśmy. Trafiłam na forum chatul i poznałam barf. Kot przez jakiś czas bywał jeszcze agresywny i rzeczywiście czasem się go bałam. Teraz jest na barfie z konserwą od półtora roku i zachowanie wróciło do normy (odpukać!!)Mam wrażenie,że kot był chory, może miał złe parametry nerkowe (nie robiłam badań,ale istniała obawa,że ma uszkodzone nerki) Mam nadzieję,że wrócił do zdrowia, a agresja była wynikiem choroby.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Nie możesz ściągać załączników na tym forum