BARFny Świat Strona GłównaBARFny Świat Strona Główna
FAQ  Szukaj  Użytkownicy  Grupy Rejestracja  Album  Kontakt  Zaloguj

Poprzedni temat :: Następny temat
"Na początku był głód" prof. Marek Konarzewski
Autor Wiadomość
dagnes 
Administrator


Barfuje od: 2008
Udział BARFa: 75-90%
Pomogła: 23 razy
Dołączyła: 13 Wrz 2011
Posty: 4844
Wysłany: 2011-12-16, 21:59   

gerda napisał/a:
No dobrze-mało owoców,niewiele warzyw,bez chleba i kaszy,o słodyczach nie wolno nawet wspomnieć :evil: ,tylko trochę mięska! Będę głodować!! :hair: Co jecie na śniadanie?(mam nadzieję,że takie coś istnieje) :food:

Jak chcesz, to możesz trochę pogłodować ;-) . Wyjdzie Ci to tylko na zdrowie :-P .
Jednak o głodowaniu w takim sensie jak myślisz nie ma mowy. Ponieważ wątek jest o książce prof. Konarzewskiego, lepiej będzie porozmawiać o śniadaniach w innym wątku. Postaram się w najbliższym czasie stworzyć jakiś wąt w Hyde Parku dotyczący "BARFa" dla ludzi.
_________________
Aby dotrzeć do źródła, musisz iść pod prąd
 
 
adorin 

Barfuje od: VIII.2011
Udział BARFa: 90-100%
Dołączył: 08 Lis 2011
Posty: 25
Skąd: Warszawa
Wysłany: 2011-12-16, 22:00   

dagnes, stawiaj kropki nad i :)

Ja nie postawiłem, bo nie będę tu cytował całej książki, jednego i drugiego.
Ale skoro już piszesz o tym tłuszczu, to proszę.
Teza jest taka:
- jeśli jem przemysłowe mięso, godzę się, że przyjmuje nieprawidłowe proporcje omega3 i omega6. Więc powinienem sobie oszczędzać tego tłusszczu, za to ryby, albo oliwa z oliwek (wyklęta przez dagnes:) - bez wyjaśnień czemu, i co w zamian :)
- druga teza o tłuszczu - upolowane zwierzęta miały znacznie mniej tłuszczu niż pasione kukurydzą przemysłowe kuraki czy krowy. Dlatego doktor chce, żeby jeść podobnie chude.

Wspomina, że kiedyś jadło się i pdoroby, i szpik, i do tego - jeśli z dziczyzny lubu zwierząt karmionych trawą - zachęca Tam było dużo tłusczu, i to tego z dobrymi proporcjami o3:o6, czyli 1:1.x(dziś zjadłem surowy szpik z perliczki, smak taki sobie:).


A co do wartości odżywczych, pisze też, że kiedyś człowiek wykonywał pracę odpowiadającą 18-30 km spaceru dziennie.
Wykonujecie tyle, że musicie tyle jeść???

Co do tego, czy istnieje śniadanie.
Najpierw generalnie - nie wiem, czy sobie wyobrażacie, ale ja objętościowo jem więcej, i częściej, niż przedtem. Więc nie ma problemu, żeby jeść. Nie trzeba się organiczać.

Aha, co dla Pań może być na początku istotne - w ciągu 5 dni waga spadła mi z 81.5 do 78,5, tak się dzieje ze względu na stabulizację ilości wody po odstawieniu cukru i mącznych, a dodaniu wielu warzyw. Od tego czasu się waha, z tendencją do powolnego opadania, aktualnie 76,5.

U mnie śniadanie to plaster mięsa, lub pałka z kuraka, do tego pół papryki, pół jabłka, pół marchewki, albo ze 2 szklanki rwanej soałaty zalanej oliwą i cytryną.
Długi czas jadłem też na śnaidanie dwa kiwi i banana, z kawą, ale aktualnie ograniczam owoce, jestem w trakcie leczenia zębów, i chcę mało cukru w jamie ustnej.
Do śniadania z 3-5 orzechów włoskich, albo z 10 migdałów.

Drugi przykładowy zestaw śniadaniowy - 4 plastry śledzia z oleju, cebulka, warzywa j.w.
Trzeci - ryba z poprzedniego dnia, z gotowania na parze. Warzywa podobnie j.w.

W tych książkach zresztą jest wiele różnych przepisów.
Na sieci też.
W każdym razie nie trzeba unikać posiłków.
_________________
Syberjany - Lidi i Totek, razem 8kg-12'11 (7,2kg-11'11) kota
 
 
gerda 


Udział BARFa: 75-90%
Pomogła: 5 razy
Dołączyła: 21 Wrz 2011
Posty: 1576
Skąd: podlaskie
Wysłany: 2011-12-16, 22:29   

:mrgreen:Jak pisałam-czekam na rady dla Dużych :food: ,dziękuję za wstępne menu :kwiatek: ,ale niestety ze względu na wiek i brak woreczka ż. muszę unikać "surowizny" i np śledzika(niestety) :cry:
 
 
dagnes 
Administrator


Barfuje od: 2008
Udział BARFa: 75-90%
Pomogła: 23 razy
Dołączyła: 13 Wrz 2011
Posty: 4844
Wysłany: 2011-12-16, 23:57   

adorin napisał/a:
dagnes, stawiaj kropki nad i :)

Chciałabym, ale to wymagałoby napisania elaboratu na kilkaset stron ;-) .
Będę starała się wyjaśniać różne rzeczy przy okazji prezentacji innych publikacji.

adorin napisał/a:
jeśli jem przemysłowe mięso, godzę się, że przyjmuje nieprawidłowe proporcje omega3 i omega6. Więc powinienem sobie oszczędzać tego tłusszczu

Stosunek o-6 do o-3 to nie wszystko. Jest ważny i trzeba dążyć do jego wyrównania, ale nie kosztem nie jedzenia tłuszczu. Omega-3 można uzupełniać olejem rybim, rybami lub jeść tłuszcz zwierząt grass-fed, które nie są zawsze chude (choćby różnica w ilości tłuszczu u owcy i kozy, które pasą się na jednej łące). W diecie z niskimi węglami lepiej jest jeść tłuszcz o nieprawidłowym stosunku o-6 do o-3 niż nie jeść tłuszczu wcale. To są podstawy biochemii.

adorin napisał/a:
oliwa z oliwek (wyklęta przez dagnes:) - bez wyjaśnień czemu, i co w zamian :)

Oleje roślinne, w tym oliwa z oliwek, nie mogą stanowić podstawy zaopatrzenia organizmu człowieka w tłuszcz, nie można tymi tłuszczami zastępować zróżnicowanych tłuszczy zwierzęcych (to znaczy można, tylko trzeba znać tego skutki). Nie wyklinam oliwy, jeśli ktoś uważa, że mu służy, to w niewielkich ilościach, jako dodatek jest OK, pod warunkiem że nie jest rafinowana (masz taką?).
Pisałam, że oleje nie są paleo, bo nie są. Cordain wychodzi z błędnego założenia, że lepiej jest zastąpić tłuszcz neolitycznych zwierząt hodowlanych neolitycznymi olejami niż jeść niedoskonałe tłuszcze, ponieważ u podstaw jego zaleceń stoi błędna teza determinowana wyznawaną przez niego teorią miażdżycowo-cholesterolową, nie mającą potwierdzenia w faktach naukowych.
Paleo ludzie nie tłoczyli olejów roślinnych, nie budowali dla nich rafinerii.
Hint: peroksydacja lipidów i jej skutki, nadpłynność błon komórkowych, uzdanianie NKT w celu spalenia.

adorin napisał/a:
upolowane zwierzęta miały znacznie mniej tłuszczu niż pasione kukurydzą przemysłowe kuraki czy krowy. Dlatego doktor chce, żeby jeść podobne elementy.

Cordain nie wychodzi poza ramy własnych badań, które ograniczyły się do zbadania tłuszczu jeleniowatych. Jak wiadomo, jelenie należą do gatunku o najmniejszej zawartości tłuszczu. Jest to typowe postępowanie naukowców, którzy chcą udowodnić założoną wcześniej przez siebie tezę. Obiekt badań jest starannie wybrany, a istnienie innych gatunków zwierząt ignorowane. Dlaczego Cordain nie wybrał do badania wielbłądów, hipopotamów, bawołów lub dzików?
Ilość tłuszczu jaką posiada dany zwierz zależy od gatunku oraz od strefy klimatycznej w jakiej on żyje. Jedne zwierzęta mają tłuszczu więcej, inne mniej. Od klimatu zależy również stosunek kwasów tłuszczowych nasyconych do nienasyconych w tłuszczu zwierząt, o ile oczywiście pominiemy aspekty dietetyczne, bo mówimy o dzikich zwierzętach. Im bardziej na północ, tym tłuszcz zwierząt jest bardziej nienasycony, im bardziej na południe tym bardziej jest nasycony. Ryby żyjące w zimnych wodach także mają bardziej nienasycony tłuszcz niz te żyjące w wodach cieplejszych. To jest oczywistość biologiczno-biochemiczna.
Ludzie w swej historii, zwłaszcza zanim opuścili Afrykę, nie jeździli na polowania w chłodniejsze rejony ;-) .
Ponadto, w czasach w których kształtował się metabolizm człowieka, miał on do dyspozycji wielokrotnie większą gamę gatunków dzikich zwierząt niż obecnie. Większość gatunków, na które polował już wymarła, a znaczna część z nich nie należała do chudzielców bez tłuszczu. Opieranie się na jeleniu jako wzorcu jest dużym nieporozumieniem.

adorin napisał/a:
ja objętościowo jem więcej, i częściej, niż przedtem.

I to jest dla mnie oczywiste, świadczy również o tym że nie jest to dobre.
Zgodnie z zaleceniami Cordaina używasz białka jako paliwa dla komórek, a białko jest najgorszym z możliwych, gorszym od glukozy. Komórki mogą używać do produkcji energii glukozy, kwasów tłuszczowych lub zdeaminowanych szkieletów aminokwasów (nie są preferowanym paliwem u człowieka, wykorzystywane są przede wszystkim przy nadmiarze białka w diecie), a w specyficznych warunkach również ciał ketonowych, ale w diecie Cordaina to nie wchodzi w grę. Aby z białka (aminokwasów) można było wytworzyć energię, musi być ono albo zamienione na glukozę w procesie glukoneogenezy, albo aminokwasy muszą wejść bezpośrednio do cyklu, przy czym ograniczeniem jest u nas mała sprawność cyklu mocznikowego (w porównaniu np. z kotami), co mocno obciąża pracą cały metabolizm a także produkuje ponadnormatywną ilość odpadów azotowych, które wątroba musi zutylizować, a nerki wydalić, na co potrzeba dodatkowej energii. Ostatecznie nakład energetyczny organizmu na spalenie aminokwasów jest na tyle duży, że energia netto z tego procesu jest niewielka, stąd konieczność zjadania dużej ilości białka by zaspokoić nim potrzeby. Natomiast sprawność szlaku glukoneogenezy u człowieka jest rzędu 60% tzn. ze 100g białka można "wyprodukować" 60g glukozy. Z 1g glukozy mamy 4 kcal energii, zatem 60% z tego to 2,4 kcal. Biorąc znów pod uwagę nakład energetyczny organizmu na sam proces, otrzymamy mniej niż 2 kcal z 1g białka czyli mniej niż połowę tego co daje cukier. Dlatego, przy braku tłuszczu i niskich węglowodanach musisz zjeść bardzo dużo mięsa aby zaspokoić potrzeby energetyczne organizmu. Stąd, gdy jadłeś cukier i skrobię musiałeś zjeść mniej, co nie znaczy że jedzenie cukru i skrobii jest dobre. Tłuszcz daje 9 kcal z 1g i jest preferowanym paliwem dla większości komórek. To ponad 4,5 raza więcej niż z białka, a spala się dając wodę i dwutlenek węgla. Białko daje odpady azotowe.
Cordain wyraźnie zaleca używanie białka jako paliwa dla komórek, gdyż musi w jakiś sposób uzasadnić brak tłuszczu lub jego minimalne ilości. To jest ślepy zaułek, w który brnie bezkrytycznie, wbrew naukom biochemicznym i na zgubę tych, którzy postępują dokładnie wg. jego zaleceń.
Polecam przestudiowanie cyklu mocznikowego, aby dowiedzieć się jakim obciążeniem dla organizmu jest traktowanie białka jako paliwa. Człowiek to nie kot.

To tak w bardzo telegraficznym skrócie i uproszczeniu. Postaram się żeby kiedyś było więcej ;-) .
_________________
Aby dotrzeć do źródła, musisz iść pod prąd
 
 
gerda 


Udział BARFa: 75-90%
Pomogła: 5 razy
Dołączyła: 21 Wrz 2011
Posty: 1576
Skąd: podlaskie
Wysłany: 2011-12-17, 09:08   

Jestem pod wrażeniem :-D To forum robi się coraz ciekawsze! :shock: Czekam na cd :mrgreen:
 
 
adorin 

Barfuje od: VIII.2011
Udział BARFa: 90-100%
Dołączył: 08 Lis 2011
Posty: 25
Skąd: Warszawa
Wysłany: 2011-12-17, 09:22   

Dagnes, szacun.

Przy hincie wymiękłem.
Ale pocieszam się, że niedługo kupuję karkóweczkę z dzika.
To będzie ok.
Znalazłem kapitalne perliczki w sklepie, z żółtym tłuszczem (gdzieś czytałem, że biały - to karmienie zbożem, a żółty - to robakami z pola, ale pewnie dopiero analiza chemiczna by odpowiedziała w 100%).
Czyli chyba pasione dość naturalnie. Sposób sprawienia - trochę piór pozostało - o ile nie jest pod publikę, też wskazuje, że to może bliższe przyrody, niż bielutkie, sklepowe mięso nóg kurzych na chudziutkich kostkach, które nigdy nie biegały, bo nie mogły wyjść z klatki.

Dagnes, masz jakieś wskazówki co do literatury anty-Cordain-owej?
Żeby sobie trochę horyzonty rozwinąć?

PS. Swoją drogą, skoro ta wiedza o żywieniu jest stosunkowo znana (w ciągu 2 miesięcy poznałem dwie polskojęzyczne osoby specjalistów w tej dziedzinie - dagnes i profesora od książki), czemu nie jest popularna wśród śmiertelników...

No i czemu światowa piramida żywieniowa ma w podstawie posiłki mączne...
_________________
Syberjany - Lidi i Totek, razem 8kg-12'11 (7,2kg-11'11) kota
 
 
dagnes 
Administrator


Barfuje od: 2008
Udział BARFa: 75-90%
Pomogła: 23 razy
Dołączyła: 13 Wrz 2011
Posty: 4844
Wysłany: 2011-12-17, 18:47   

adorin napisał/a:
Dagnes, masz jakieś wskazówki co do literatury anty-Cordain-owej?

Tu raczej chodzi o uzupełnienie i doprecyzowanie pewnych rzeczy, a nie potępianie dra Cordaina w czambuł. Cordain zrobił w końcu parę dobrych badań w dziedzinie paleoantropologii, cenionych w świecie nauki i wiele jego założeń jest słusznych. Wyłożył się niestety na biochemii gdy bardzo chciał dać przeciętnym ludziom prostą i zrozumiałą receptę na to, co mają jeść. Nie wiem czy celowo poszedł w dietę beztłuszczową po to, aby choć w części być w zgodzie z panującą propagandą i nie narażać się zbytnio na wyklęcie, czy faktycznie jego znajomość biochemii jest tak nikła, że dał się zmanewrować mocno lobbowanej teorii tłuszczowo-cholesterolowej. Faktem jest, że nauki biochemiczne i endokrynologiczne nie były jeszcze tak rozwinięte jak obecnie w czasach, gdy zaczynał tworzyć swój dorobek naukowy.

Dlatego nie chciałabym nazywać publikacji pokazujących, że w jednej kwestii Cordain nie ma racji literaturą anty-Cordain-ową. W dobrej nauce rzadko jest tak, że istnieją tylko przeciwwstawne stanowiska czy teorie, raczej wiele teorii i badań wzajemnie się uzupełnia.

Postaram się w najbliższym czasie przygotować krótką recenzję książki, która moim zdaniem powinna być przeczytana jako kolejna pozycja po "Na początku był głód". Bardzo wiele wyjaśnia i jest chyba najlepszą pozycją na rynku polskim dla osób nie chcących czytać tylko głęboko naukowych wywodów, jednocześnie jest dobrze udokumentowana, a napisana przez lekarza.

adorin napisał/a:
skoro ta wiedza o żywieniu jest stosunkowo znana (...), czemu nie jest popularna wśród śmiertelników...

Jest popularna wśród osób, które chcą się zainteresować i zrobić coś więcej niż sięgnięcie w sklepie po szeroko reklamowane produkty spożywcze. To dokładnie tak samo jak z BARFem dla kotów i psów - to wciąż nisza, gdyż trzeba wyjść poza pewne schematy, odrzucić niezwykle wygodne w użyciu torby z suchą karmą, poczytać, wykazać inicjatywę. A przede wszystkim sprzeciwić się propagandzie wspieranej przez autorytety, których opinie są na sprzedaż. Na przykład rekomendacje znanych publicznych instytucji (instytutów naukowych, instytutów żywności itp.) jako bardzo cenione przez producentów i w związku z tym bardzo kosztowne, są na sprzedaż. Za opinię naukowców, która umożliwia umieszczenie nazwy i/lub logo instytutu na opakowaniu wyrobu z hasłem "rekomendowany przez ... ", producent towaru płaci oficjalnie, zgodnie z określoną taryfą (w Polsce) średnio kilkaset tysięcy złotych. Naukowcy sprzedają się koncernom, zaznaczając jednocześnie, że "za jakość produktu i jego rzeczywisty skład odpowiada producent", w związku z czym nawet nie badają polecanych przez siebie produktów, bazując na deklaracji producenta. A to tylko jeden z mechanizmów współczesnego biznesu, przed którym nieświadomi ludzie nie potrafią się bronić.

Światełkiem w tunelu jest to, że w ostatnich latach coraz częściej pojawiają się w oficjalnych publikacjach i mediach informacje krytyczne w stosunku do panujących oficjalnie zaleceń żywieniowych, gdyż w dobie internetu oraz dostępu zwykłych śmiertelników do wyników badań naukowych trudno jest wciąż ukrywać fakty naukowe czy medyczne. Coraz więcej jest głosów niezależnych naukowców, którzy nie sprzedają się koncernom, i którzy mówią wyraźnie, że tzw. oficjalna dietetyka zmierza do nikąd, a dokładniej - do dalszego lawinowego powiększania epidemii chorób i ludzkiego cierpienia. Do tej grupy zaliczają się właśnie między innymi prof. Marek Konarzewski, dr. Loren Cordain, Robb Wolf oraz wielu innych, o których jeszcze będę pisać.

Powoli nie da się już problemów powodowanych stosowaniem się do oficjalnych zaleceń żywieniowych zamiatać pod dywan, tym bardziej, że WHO informuje w swym niedawnym raporcie, iż obecne pokolenie dzieci "może być pierwszym od długiego czasu, w przypadku którego przeciętna długość życia będzie krótsza niż ich rodziców". Trudno się temu dziwić, skoro już ponad 54% amerykańskich dzieci cierpi na jakąś przewlekłą chorobę, w tym otyłość i cukrzycę, pomimo stosowania się dokładnie do oficjalnych zaleceń dotyczących beztłuszczowej diety. W tym roku ukazała się na ten temat praca naukowa:
http://www.sciencedirect....876285910002500
W krajach europejskich nie jest lepiej, a sytuacja pogarsza się z roku na rok.

Niestety, większość społeczeństwa wciąż woli wierzyć w magiczną pigułkę, która ich wyleczy, zamiast zainteresować się dietą. Nawet gdy pomyślą o diecie, to natrafiają na medialny misz-masz tysięcy cudownych diet obiecujących niezwykłe efekty jeśli tylko będzie się jadło jeszcze mniej tłuszczu, jeszcze więcej płatków kukurydzianych, owoców i sałaty, będzie się jeszcze więcej ćwiczyło i wypijało 10 litrów wody dziennie. Ludzie są zagubieni, bo jedzą niesmaczne posiłki, chodzą wciąż głodni, wyciskają z siebie ostatnie poty na siłowniach, a nadal tyją. Niestety, większość lekarzy utwierdza ich w przekonaniu, że czynią dobrze, bo tego uczą ich koncerny farmaceutyczne oraz podręczniki pisane w dobie "polowania na cholesterol". A naukowcy wymyślają badania, na które mogą otrzymywać miliardowe dofinansowania z budżetów państw i firm farmaceutycznych, przez wiele lat nie martwiąc się o byt i poszukując np. "genu otyłości". Genu, który musiałby pojawić się u ludzi w przeciągu ostatnich kilkudziesięciu lat i rozprzestrzenić na większość populacji w tak krótkim czasie wbrew prawom ewolucji. Jak się o tym wszystkim pomyśli logicznie, to trudno uwierzyć, że to wciąż funkcjonuje, jakby cały świat oszalał.

Wielu ludzi, natrafiając nawet na to o czym tu piszemy, zwyczajnie woli "wygodę" gotowych produktów neolitycznych, większość jest dodatkowo uzależnionych od cukru, a wielu przyjmuje postawę niewiary w fakty lub je ignoruje. Łatwiej jest uwierzyć w to, co piszą we wszystkich kolorowych czasopismach niż samemu przeczytać kilka opublikowanych badań naukowych lub podręcznik do biochemii. Poza tym, wielu z tych którzy ogromną wagę przykładają do "zdrowego" żywienia wg. obowiązujących powszechnie zasad, poświęcają temu sporo czasu i pieniędzy, nie chce słyszeć o tym, że przez wiele lat ich wysiłki szły w złym kierunku, nie chcą żeby ktoś mówił im, że dali się pochłonąć propagandzie, dlatego odrzucają fakty, nie dopuszczają ich do siebie. Ech, dużo by jeszcze o tym pisać....

adorin napisał/a:
No i czemu światowa piramida żywieniowa ma w podstawie posiłki mączne...

Piramida żywieniowa jest przede wszystkim efektem działań politycznych, których jednym ogniwem były aspekty moralno-etyczne, o których krótko wspominałam już na poprzedniej stronie wątku, a drugim ogniwem było przyjęcie przez polityków, na mocy aktów prawnych, jako oficjalnie obowiązującej tzw. hipotezy tłuszczowo-cholesterolowej zanim zostały wykonane jakiekolwiek rzetelne badania w tej materii. Hipoteza ta wygrała u polityków z hipotezą węglowodanową wyłącznie z przyczyn pozanaukowych, a jej udowodnieniem mieli zająć się naukowcy już po zatwierdzeniu oficjalnych zaleceń żywieniowych, które były politykom potrzebne "na już" bo walczyli o swój polityczny byt. Teorii tej nie udało się udowodnić pomimo podejmowania ogromnej ilości kosztownych badań, a intensywny rozwój biochemii i endokrynologii w ostatnich latach całkowcie uniemożliwił dalsze manipulowanie faktami, przynajmniej wśród naukowców. Jest to dzisiaj coraz szerzej omawiane w kręgach poważnej nauki, a także poważnej publicystyki. Największym problemem jest to, że przyznanie iż założenia piramidy były błędne pociąga za sobą przyjęcie odpowiedzialności za choroby i cierpienie setek milionów ludzi. To jest problem stricte polityczny i współcześni naukowcy do wynajęcia zajmują się tym, jak go rozwiązać od strony medycznej bez ponoszenia konsekwencji. Na razie piramida jest forsowana w sposób coraz bardziej siłowy, a cały biznes spożywczy, który na tym robi miliardowe interesy nie cofa przed żadnym działaniem mającym na celu zwiększenie sprzedaży olejów, margaryn, słodyczy, napojów i "soków", makaronów i innych przetworów zbożowych, ryżu, cukru i innych. To producenci tych produktów mają pieniądze na badania i mogą dyktować naukowcom, co ci mają badać i jakich oczekują od nich wyników.

Dodatkowo, piramida żywieniowa opiera się dokładnie na tych produktach, które są w największym stopniu dotowane przez amerykański rząd oraz Unię Europejską pod wpływem silnego lobby producentów tych artykułów rolnych. Innymi słowy - rządy płacą ludziom za jedzenie zbóż i wszelkich ich przetworów (głównie kukurydzy, pszenicy, ryżu), olejów roślinnych i ich pochodnych (margaryn) i produktów mlecznych (wyłącznie pasteryzowanych). Urzędnicy określają zatem, co mają jeść ludzie, spełniając tym sposobem żądania najsilniejszych lobby rolnych, a ich koledzy "naukowcy" zajmują się dbaniem o zwiększanie popytu na te produkty, tworząc ich "reklamy" poprzez pisanie o ich rzekomych "zdrowotnych właściwościach", powołując się na nigdy nie udowodnione teorie lub zwyczajnie tworząc dogmaty oparte na wymysłach, dzięki ich wielokrotnemu powtarzaniu.

To wszystko co napisałam nie wyczerpuje oczywiście tematu, który jest znacznie bardziej skomplikowany gdy wejdzie się w szczegóły. Źródła informacji, które powyżej zamieściłam podam wkrótce, wraz z opisami kilku lektur, które chciałabym polecić.

Edycja: Właśnie zamieściłam moją recenzję książki, o której pisałam, że należy ją przeczytać zaraz po "Na początku był głód" lub niezależnie od niej:
http://www.barfnyswiat.org/viewtopic.php?t=462
_________________
Aby dotrzeć do źródła, musisz iść pod prąd
 
 
Terhie 


Pomogła: 2 razy
Dołączyła: 25 Wrz 2011
Posty: 402
Wysłany: 2011-12-21, 08:54   

A jak ma się ta dieta do diety grup krwi? Nie, nie czytałam tej książki (jeszcze), ale chodzi mi o to, że z tego, co mówicie, wnioskuję, że ta dieta zgadzałaby się mniej więcej z propozycją diety grup krwi dla grupy 0, ponoć najstarszej. Jak jednak dieta paleo ma się do grup późniejszych, których dieta już była bardziej zbożowa (np. A)?
 
 
adorin 

Barfuje od: VIII.2011
Udział BARFa: 90-100%
Dołączył: 08 Lis 2011
Posty: 25
Skąd: Warszawa
Wysłany: 2011-12-21, 08:57   

Paleo twierdzi, że nie zaszły wystarczające zmiany genetyczne, a dokładnie, że prawie nie zaszły zmiany genetyczne, które miałyby ułatwić nam rozprawianie się ze zbożami.

Zresztą nic dziwnego.
Ludzie od zbóż nie umierają PRZED OKRESEM ROZMNAŻANIA, więc jak się ma odbyć selekcja?
Zdrowie się pogarsza w późniejszym wieku, do 16-20 lat każdy organizm się jakoś obroni.

Może teraz, kiedy kobiety miejskie częściej rodzą po 25 r.ż. zaczyna to mieć znaczenie,
ale pewnie dzisiejsza rozwinięta medycyna pozwalająca na ratowanie ciąż i dzieci w takich kłopotach, niweluje ew. (przyznaję, brutalne) "dostosowanie genetyczne".
_________________
Syberjany - Lidi i Totek, razem 8kg-12'11 (7,2kg-11'11) kota
 
 
dagnes 
Administrator


Barfuje od: 2008
Udział BARFa: 75-90%
Pomogła: 23 razy
Dołączyła: 13 Wrz 2011
Posty: 4844
Wysłany: 2011-12-22, 10:37   

adorin napisał/a:
Ludzie od zbóż nie umierają PRZED OKRESEM ROZMNAŻANIA, więc jak się ma odbyć selekcja?
Zdrowie się pogarsza w późniejszym wieku, do 16-20 lat każdy organizm się jakoś obroni.

To jest jeden z elementów, który determinuje praktyczny brak przystosowania się ludzi do jedzenia zbóż oraz innych produktów wysokoskrobiowych i rafinowanego cukru.
Drugim elementem jest znaczne spowolnienie ewolucji ze względu na lawinowy wzrost populacji w czasach neolitycznych. Przystosowanie się do nowych warunków życia (pokarmu, środowiska itp.) może nastąpić wyłącznie poprzez skumulowanie się wielu drobnych mutacji na przestrzeni wielu pokoleń. Wiadomo, że każda pojawiająca się mutacja jest cechą recesywną i aby mogła ujawnić się u potomstwa, musi być niesiona przez genomy obojga rodziców. W erze paleolitu oraz we wcześnejszych epokach liczba ludzi i pra-ludzi była niewielka i żyli oni w małych gromadach, gdzie częstym zjawiskiem było płodzenie potomstwa przez blisko spokrewnione ze sobą osobniki. Mutacje miały zatem większe szanse na utrwalenie się, gdyż istniało duże prawdopodobieństwo niesienia nowych genów przez oboje rodziców gdy byli oni spokrewnieni bliżej lub dalej. Od czasu rozpoczęcia osiadłego trybu życia wraz z rozwojem rolnictwa, liczebność ludzkiej populaji zaczęła wzrastać w niesamowitym tempie, do tego utwaliły się społeczne normy praktycznie we wszystkich kulturach zakazujące wiązania się w pary osobom spokrewnionym, nawet dość odlegle. W związku z tym prawdopodobieństwo tego, że w dzisiejszych czasach spotka się w celu prokreacji dwoje ludzi, którzy niosą ze sobą nowe geny, mogące lepiej przystosować ich potomstwo do jedzenia zbóż, jest znikome. Nie dość, że od czasu wynalezienia roli upłynęło zbyt mało czasu, aby ewolucja mogła zadziałać nawet na zasadach dla niewielkich populacji, to jeszcze ludzie sami utrudnili jej działanie, rozmnażając się nadmiernie. Problem ten troszkę porusza m.in Lutz w "Życiu bez pieczywa".

Terhie napisał/a:
A jak ma się ta dieta do diety grup krwi?

Nijak, ponieważ dieta grup krwi jest wymysłem człowieka nie znającego podstaw paleoantropologii i oparta jest na wierzeniach. Przez przypadek ma ona pozytywny wpływ na około połowę ludzi, którzy próbowali ją stosować, niektórym dając czasem trochę tylko dobrego, a niektórym szkodząc, ale ten pozytywny wpływ jest nie stąd, że teoria D'Adamo jest słuszna, tylko dlatego, że grupa krwi 0 jest najczęściej występującą w ludzkiej populacji, a dla niej zaleca on dietę bliską paleo. Dla pozostałych grup i tak pozytywnie może zadziałać wycofanie pszenicy z diety, bo to działa dobrze na każdego, podobnie jak wycofanie przetworów mlecznych i każdej wysoko przetworzonej żywności. To też są zalecenia bliskie paleo.

Dlaczego teoria pana D'Adamo to skomercjalizowana bzdurka, bez oparcia w nauce, bardzo ładnie wyjaśnia dr Loren Cordain w artykule, który zacytuję w całości, na wypadek gdyby kiedyś zniknął z miejsca, w którym jest. Dla tych, którym angielski brzmi nieznajomo, poniżej bardzo krótko streszczam najważniejsze rzeczy po polsku.

Dostęp do artykułu jest płatny:
http://thepaleodiet.blogs...er-article.html

ale można go znaleźć też w sieci:
http://naturalsportsmedic...blood-type.html

Cytat:
A Critical Examination Of Blood Type Diets
by Loren Cordain, Ph.D., Professor

The History And Characterization Of Blood Type Diets

Blood type diets were first popularized by Peter D'Adamo, a naturopathic physician, in his best selling 1996 book, Eat Right 4 Your Type1. The inspiration for Dr. D'Adamo's book came from subjective clinical impressions of his father, James D'Adamo; also a naturopathic physician who first proposed this concept in his book, One Man's Food is Someone Else's Poison 16 years earlier in 1982. As a member of Bastyr College's first graduating class of naturopathic physicians in 1982, Peter became interested in attempting to validate his father's subjective and personal observations from reviews of the scientific and medical literature – thus the fundamental reason for Peter writing his hugely successful diet book.

The underlying premise for Peter's dietary ideas is that ABO blood type is the most important issue in determining healthful diets. He advocates separate diets for people with one of the four most common blood types (A, B, 0 or AB), and has further subdivided his dietary recommendations into three arbitrary ancestral categories: "African, Caucasian and Asian." Hence 12 subgroups (4 blood types x 3 ancestral categories) exist – each with differing dietary recommendations. Each blood type diet includes 16 food groups which are divided into three categories: 1) highly beneficial, 2) neutral and 3) avoid. For each of the 12 subgroups differing recommendations exist for the three food categories. If these nutritional recommendations sound somewhat complex to you, I had to re-read them about a dozen times to get the drift myself. Although I don't want to get ahead of the game, for the observant reader, you may be curious to know how Dr. D'Adamo dreamed up this complex dietary system and if a long trail of experimental human clinical trials exist to support Peter's recommendations? I, too, had to ask myself these same questions.

Before we get into the science or lack thereof of the blood type diet, I've got to flesh out a few more of the underlying concepts. Dr. D'Adamo believes that blood group O ("O for Old") was the earliest human blood type and that all humans at one time maintained this blood group before the subsequent evolutionary appearance of blood types A, B and AB (reference 1, pp. 6-13). Accordingly, Peter believes that people with the O blood type had ancestors who were skillful hunters and whose diets were high in meat and animal proteins. For modern people with the O blood type he advocates a high meat, low carbohydrate "hunter" diet, with virtually no wheat, few grains or legumes and limited dairy products. Do these dietary recommendations ring a bell for you, or sound vaguely familiar? Keep this thought in mind, as it may well explain the lasting popularity of Peter's first book.

Peter now goes on to explain to us that blood group A ("A is for Agrarian") "appeared somewhere in Asia or the Middle East between 25,000 and 15,000 B.C." . . . and "allowed them to better tolerate and absorb cultivated grains and other agricultural products" (reference 1, p. 8). For type A's, Dr. D'Adamo recommends a mainly vegetarian diet - the diet that he personally follows. However, more importantly he recommends that blood type A's also avoid wheat and dairy (do these recommendations also sound familiar?) and replace meats with some "highly beneficial" fish and seafood – Hmm, lots of fresh fruits and veggies for type A's, little wheat or dairy and fish instead of meat? Keep these recommendations in mind.

Peter next tells us that blood type B, "developed sometime between 10,000 and 15,000 B.C. in the area of the Himalayan highlands – now part of present-day Pakistan and India (reference 1, p. 10). Peter suggests that type B's have evolved the most varied diet and can include both meats and dairy in their daily menu, but again should avoid wheat. Before we move on to the final blood type (AB) it should be noted that Dr. D'Adamo generally eschews highly processed foods (chips, pastries, candy, ice cream, snack food, fast food, etc.) for all blood groups – once again, does this not sound like another familiar dietary suggestion?

From Peter's diagram on page 6 of his book, he indicates that blood type AB appeared first in humans sometime between 500 B.C. and 900 A.D. He characterizes "AB is for Modern" and states "Until ten or twelve centuries ago, there was no Type AB blood." (reference 1, p. 13). Peter indicates that AB’s are a conglomeration of type A and type B blood types, and consequently their diets should reflect a mixture of the recommendations he makes for these blood groups. AB’s are therefore advised to eat meats, seafood and dairy, and to once again avoid wheat.

The Reality And The Science of Blood Type Diets

The reality of Dr. D'Adamo's book, Eat Right 4 Your Type, is that it has overwhelmingly become one of the sustained, best selling diet books of the past two decades, and continues to sell well on Amazon and other retail outlets - 14 years after its initial release in 1996. Unfortunately, as I will shortly demonstrate, Dr. D'Adamo's explanations for the health-promoting effects of his diet have little or nothing to do with ABO blood groups. His claims about the origins of human blood types and the dietary selective pressures which elicited the four common blood types are completely incorrect and have no basis in the current scientific literature. By critically examining the faulty concepts and evidence underlying this book, it becomes almost comical how Peter's series of errors, incorrect assumptions and conclusions actually ended up with dietary recommendations that may have therapeutic value for about 60% or more of the world's population. The paradoxical nature of this book (bad science, pretty good dietary recommendations) helps to explain its lasting commercial success.

Actual Origins of Human Blood Types

Peter's suggestion that O is the original human blood type is incorrect. Studies in humans, chimpanzees and bonobos (a specific type of chimpanzee) show that alleles (different versions of genes) coding for the A blood type was actually the most ancient version of the ABO blood group, and was shared prior to the evolutionary split between chimpanzees and hominids five to six million years ago (ref. 3-5). Hence, Peter's suggestion that blood type A appeared 15,000 to 25,000 years B.C. in response to dietary changes brought about by the new foods (i.e. grains) of the agricultural revolution is not only incorrect, but off base by about five million years. Now, let's play a little game of logic and apply the correct data to Peter’s reasoning that "the original ancestral human blood type should be eating a high protein meat based diet." Since type A is the actual ancestral human blood type (rather than O), if we use Peter's logic then he - himself a type A - should not be following a vegetarian diet, but rather a high protein meat based diet. These kinds of games of logic - although fun to play - more importantly underscore the fundamental and incorrect assumptions upon which Peter's book is based.

The next blood type that appeared in the human lineage was B - which split from A - about 3.5 million years ago (ref. 3-5), not the recent 10,000 to 15,000 years B.C. origin that Peter has proposed. The O blood type split from A about 2.5 million years ago (ref. 3-5) and consequently does not represent the oldest blood type as claimed by Peter. The only fact that Peter correctly deduced about the origin of human blood types was that AB was the youngest, but once again he completely missed the correct date, as it was actually about 260,000 years ago3 - not the mere 1,500 years ago that he has proposed.

So Peter has got all of his blood group origins messed up, his dates wrong, and the evolutionary splits incorrect. Why does this matter and how does it affect his dietary theories? To begin with, even if we were to believe in Peter’s underlying assumptions that diets should be prescribed upon blood types, he would have to completely revamp his original recommendations. Type A's should be eating a high protein, meat-based diet rather than the vegetarian fare he suggests. But what about type O's? With the correct evolutionary information, should they now be eating a vegetarian menu? And what about type B's and type AB's – what should they now be eating? Most telling of the logical failings of Peter's blood type diet is the observation that all four of the major blood types had evolved almost 250,000 years before the coming of the Agricultural Revolution 10,000 years ago. Yet Peter would have us convinced that three of the four major blood groups only came into existence slightly before or after the Agricultural Revolution, and as a direct result from dietary selective pressures wrought by Neolithic food introductions.

So, why has Peter's book become one of the best selling diet books in the past two decades? Because it works – but only for about 44-62% of the people who adopt it. Remember that for blood type O, Peter advocates a high meat, low carbohydrate "hunter" diet; with virtually no wheat, few grains or legumes and limited dairy products. If we look at the frequencies of the four major blood types for the entire world population, blood type O is by far the most frequently occurring version. It is found in 62% of all the world's people, followed by A (21%), B (16%) and AB (1-3%)6. In the United States, the four blood type frequencies are O (44%), A (42%), B (10%) and AB (4%)7. So you can see that Peter has essentially advocated a diet similar to the Paleo Diet for between 44 and 62% of his readers. Quite simply, Peter’s diet works for about 44 to 62% of the people who adopt it – not because of their blood type, but because it emulates the same diet that natural selection has designed for us all.

References:

1. D'Adamo, P. with Whitney, C. Eat Right 4 your Type: The Individualized Diet Solution to Staying Healthy, Living Longer & Achieving Your Ideal Weight. Putnam's Sons, New York, 1996.
2. D'Adamo, J. One man's food--is someone else's poison. R. Marek Publisher, 1980.
3. Calafell F, Roubinet F, Ramírez-Soriano A, Saitou N, Bertranpetit J, Blancher A. Evolutionary dynamics of the human ABO gene. Hum Genet. 2008 Sep;124(2):123-35.
4. Saitou N, Yamamoto F. Evolution of primate ABO blood group genes and their homologous genes. Mol Biol Evol. 1997 Apr;14(4):399-411.
5. Lalueza-Fox C, Gigli E, de la Rasilla M, Fortea J, Rosas A, Bertranpetit J, Krause J. Genetic characterization of the ABO blood group in Neandertals. BMC Evol Biol. 2008 Dec 24;8:342.
6. Mourant AE, Kopec AC, Domaniewska-Sobczak K. The Distribution of the Human Blood Groups and other Polymorphisms. Oxford University Press, London, 1976, p. 6.
7. Stanford School of Medicine, Blood Center.


Paradoksem książek D'Adamo jest całkowity brak naukowych podstaw jego teorii przy jednoczesnych dobrych zaleceniach dietetycznych dla około 60% ludzkiej populacji, co może tłumaczyć sukces komercyjny. D'Adamo wierzy, że grupa krwi "0" powstała u ludzi najwcześniej i mieli ją wszyscy pradawni łowcy-zbieracze, natomiast pozostałe grupy rozwinęły się w kolejności: "A" pomiędzy 25.000 a 15.000 lat temu, "B" około 15.000 - 10.000 lat temu, natomiast "AB" jest najmłodsza i powstała zaledwie pomiędzy 500 a 900 rokiem naszej ery. Wszystkim grupom krwi zaleca wycofanie pszenicy z diety oraz wszelkich produktów wysoko przeworzonych, co jest oczywistym prawidłowym zaleceniem w diecie opartej również na rzetelnej nauce. Dla grupy krwi "0" zaleca dietę bliską diecie paleo, jako że wierzy w to, iż osoby z tą grupą są potomkami najdawniejszych łowców-zbieraczy. Grupie krwi "A" zaleca dietę w większości wegetariańską oraz zamianę mięsa na ryby i owoce morza, przy braku w diecie pszenicy i produktów mlecznych. Grupie "B" zaleca już produkty mleczne, nadal przy braku w diecie pszenicy i produktów wysoce przetworzonych. Najmłodszej wg. niego grupie "AB" zaleca dietę będącą zlepkiem diet dla grup "A" i "B", nadal przy braku pszenicy.

A jakie są fakty naukowe obnażające wyssaną z palca teorię D'Adamo?

Ponieważ 62% ludzkiej populacji posiada grupę krwi "0", nie dziwi fakt, że wdrażając dietę bliską zaleceniom diety paleo doświadczają oni na sobie jej dobrodziejstw. Kolejne 21% populacji to ludzie z grupą krwi "A", którzy także mogą doznać jakiejś poprawy zdrowia wycofując z diety pszenicę, produkty wysokoprzetworzone oraz produkty mleczne, wprowadzając też więcej ryb i owoców morza. 16% ludzi ma grupę "B" i oni mogą jedynie trochę skorzystać na wycofaniu pszenicy oraz produktów wysokoprzetworzonych. Grupa krwi "AB" pojawia się najrzadziej, tylko u ok. 3% ludzi.

Powstawanie poszczególnych grup krwi u ludzi jest dobrze zbadane przez naukę i wiadomo dziś dokładnie kiedy i jak powstawały. Dla zwolenników D'Adamo szokiem będą poniższe informacje.

Pierwszą powstałą grupą krwi u ludzi była grupa "A", która pojawiła się już w czasie oddzielania się linii ewolucyjnej człowiekowatych od szympansów około 5-6 milionów lat temu. Zatem datowanie tej grupy krwi przez pana D'Adamo mija się z rzeczywistością o jedyne 5-6 milionów lat. Kolejna grupa to "B", która pojawiła się u człowiekowatych około 3,5 miliona lat temu. Grupa krwi "0" wyodrębniła się z grupy "A" około 2,5 miliona lat temu i jak widać nie jest najstarszą grupą. Najmłodsza grupa krwi to faktycznie "AB", jednak jej powstanie datowane jest na około 260.000 lat temu, więc tu pan D'Adamo myli się "tylko" o 260.000 lat.

Wszystkie grupy krwi u ludzi były już wykształcone co najmniej 250.000 lat (!!!) przed momentem, gdy ludzie wymyślili rolnictwo i nie ma możliwości, aby w jakikolwiek sposób grupa krwi determinowała przystosowanie się danego człowieka do neolitycznych pokarmów. Takie są fakty naukowe i z nimi dyskutowac się nie da. Zatem wierzenia pana D'Adamo to kolejne czary-mary z gatunku science-fiction, jakie wymyślają różni szarlatani tzw. "współczesnej dietetyki". Ta dieta działa dla około połowy próbujących ją stosować, bo oni wdrażają zalecenia bliskie diecie paleo i tylko dlatego.

Tego już nie ma w artykule dr Cordaina, ale dodam jeszcze coś od siebie. Patrząc na genealogię grup krwi w sposób jaki wymyślił sobie D'Adamo, jednak biorąc pod uwagę rzeczywisty czas ich powstania oraz inne zdobycze paleoantropologii, można by dojść do zupełnie zaskakujących wniosków. Ponieważ najstarsze człowiekowate wydzieliły się z linii szympansów ok. 5-6 milionów lat temu z grupą krwi "A" i ze względu na bliskie z nimi pokrewieństwo stosowały dietę w większości wegetariańską (szympansy żywią się w około 15% mięsem, co udowodniła badaczka antropolog Jane Goodall), to idąc tokiem myślenia D'Adamo należałoby przyjąć, że ludzie z tą grupą krwi powinni jeść dietę zbliżoną do szympansiej. Dopiero później, kolejne formy człowiekowatych przechodziły na dietę coraz bardziej mięsną, z coraz mniejszym udziałem materiału roślinnego.
Takie rozumowanie to oczywiście absurd, gdyż sugerowanie, że właściwą dietą dla jakiegokolwiek człowieka, z jakąkolwek grupą krwi jest dieta szympansa, którego pojemność mózgoczaszki nie przekracza 300-400 cm3 jest, delikatnie mówiąc, nieporozumieniem. Po oddzieleniu się od szympansów, każda kolejna forma człowiekowatych miała większy mózg, zaczynając od około 400 cm3 5-6 milionów lat temu, a kończąc na średnio 1500 cm3 w epoce późnego paleolitu. Taki rozwój mózgu był możliwy tylko dzięki zwiększaniu się udziału mięsa i tłuszczów zwierzęcych w diecie pra-ludzi. Kwestia ta jest dość dokładnie zbadana i omówiona przez prof. Konarzewskiego w "Na początku był głód". Dopiero na przestrzeni czasów neolitycznych mózg człowieka zaczął się zmniejszać, osiągając dziś przeciętną wielkość 1350 cm3, czyli o 10% mniejszą niż u naszych paleolitycznych przodków. Zmniejszanie się mózgu następowało sukcesywnie wraz z oddalaniem się osiedli ludzkich od mórz i dużych zbiorników wodnych oraz upowszechnianiem się rolnictwa, a przez to zmniejszaniem się udziału mięsa zwierząt i ryb w diecie na korzyść węglowodanów, głównie skrobii oraz w najnowszej erze - cukru. Ponieważ mózg ludzki potrzebuje do swego intensywnego rozwoju w pierwszych 5 latach życia bardzo dużej ilości kwasu arachidonowego, który znajduje się wyłącznie w mięsie zwierząt oraz kwasów DHA i EPA, które znajdują się głównie w mięsie ryb i w mniejszej ilości w mięsie zwierząt, nie może dziwić fakt stałego zmniejszania się tego organu na przestrzeni ostatnich 10.000 - 15.000 lat, gdy udział tych kwasów tłuszczowych w ludzkiej diecie sukcesywnie malał. Podobnie rzecz się ma z niektórymi niezbędnymi dla mózgu aminokwasami, znajdującymi się w wystarczających ilościach tylko w mięsie zwierząt, i których dostarczanie w diecie coraz bardziej jarskiej zmalało u współczesnych ludzi na tyle znacząco, że wielu badaczy obwinia naszą dietę o wiele, jak nie większość zaburzeń psychicznych występujących u ludzi.

Z innej nieco strony, to na nasze "bliskie" pokrewieństwo z szympansem powołują się niektórzy wegetarianie, tłumacząc w ten sposób swą ideologię. Jak bardzo jest to niedorzeczna idea widać między innymi po informacjach zawartych powyżej. I nie chodzi tu o kwestię tych 15% udziału mięsa w diecie szympansów, któremu ci wegetarianie zaprzeczają, ale przede wszystkim o te 5-6 milionów lat ewolucji, które dzieli nas od nich, w tym 3-4 krotnie większy mózg u człowieka niż u szympansa, który bezwzględnie wymagał do swego rozwoju diety bogatej w mięso oraz tłuszcz zwierząt i ryb. Do tego dochodzi potężna różnica w długości naszych przewodów pokarmowych oraz jeszcze wiele innych aspektów, których szczegółowe omówienie wykracza daleko poza możliwości mojego posta.
_________________
Aby dotrzeć do źródła, musisz iść pod prąd
 
 
AniaR 


Barfuje od: 2005
Udział BARFa: 90-100%
Dołączyła: 21 Wrz 2011
Posty: 447
Skąd: z daleka
Wysłany: 2012-01-31, 15:37   

Bardzo interesujacy temat, przeczytalam z zapartym tchem. Podobna diete staram sie stosowac od kilku lat, maki, cukry itp. wyeliminowalam prawie calkowicie z jadlospisu. Ustapily uporczywe bole glowy, mam wiecej energii, schudlam i utrzymuje wage, nie choruje, nawet jesli cos mnie zaczyna lapac to szybko przechodzi. Byla to najlepsza decyzja w moim zyciu - zmiana calego systemu zywienia. A do malolatow nie naleze. Zaczelo sie to wszystko dzieki fretkom, kiedy chcialam moim zwierzakom zapewnic optymalna diete tak aby dlugo i w zdrowiu byly ze mna. Zaczelam czytac publikacje o zywieniu zwierzat a stad juz tylko krok do czlowieka.
Szkoda, ze ksiazka Korzeniowskiego jest dla mnie praktycznie niedostepna, ale inne publikacje czytalam a i jeszcze kilka dodatkowych :mrgreen:
_________________
http://www.garnek.pl/aniar/a
 
 
Terhie 


Pomogła: 2 razy
Dołączyła: 25 Wrz 2011
Posty: 402
Wysłany: 2012-07-14, 23:26   

Świadomość zobowiązuje. Wchodzę to sklepu... I nie mam czego kupić, a wcale nie jestem wybredna, po prostu chciałabym bez konserwantów. Wędliny? A jaką mam gwarancję, że w mięsnym szynka z 40 zł/kg różni się od tej za 15? A na dokładkę jeszcze przyczepią ci etykietkę paranoika od teorii spiskowych, gdy powiesz, że szczepionki nie są najlepszym pomysłem, a Oni wcale nie dbają o "nasze" dobro.

A Wy gdzie robicie takie mniej chemiczne zakupy? (Ciebie Dagnes nie pytam ;-) , nie mam pod ręką Bauera ;-) )
 
 
adorin 

Barfuje od: VIII.2011
Udział BARFa: 90-100%
Dołączył: 08 Lis 2011
Posty: 25
Skąd: Warszawa
Wysłany: 2012-07-15, 10:23   

Wędlin staram się nie kupować, tylko surowe mięso, i robię najczęściej w piekarniku.

Moje dzieci jadają wędliny na śniadanie szkolne, ze dwa trzy plastry krakowskiej.
Jeśli robione mięso, to ryby wędzone czasem kupuję.
_________________
Syberjany - Lidi i Totek, razem 8kg-12'11 (7,2kg-11'11) kota
 
 
dagnes 
Administrator


Barfuje od: 2008
Udział BARFa: 75-90%
Pomogła: 23 razy
Dołączyła: 13 Wrz 2011
Posty: 4844
Wysłany: 2012-07-15, 13:43   

Terhie, naprawdę niewiele wędlin nadających się do spożycia można kupić w sklepach. Jeśli kupuję, to głównie są to szynki parmeńskie (zawierają tylko 2 składniki: mięso i sól) lub inne włoskie lub hiszpańskie długodojrzewające szynki (12-18 miesięcy) suszone powietrzem.

Dla kogoś, kto jest mocno przyzwyczajony do wędlin sklepowych, odzwyczajenie się będzie bardzo trudne, bo przywykł do intensywnych smaków dzięki dodawaniu do wędlin mnóstwa soli, cukru, aromatów i wzmacniaczy smaków. Dzisiejszych wędlin już się nawet nie wędzi, tylko dodaje się sztuczny aromat dymu. Ale naprawdę nie ma nic lepszego niż szynki upieczone we własnym piekarniku, z dodatkiem ziół przeróżnych. Zrobienie własnej szynki to najprostsza z najprostszych rzeczy, dla początkujących, później można i inne wyroby samemu tworzyć.

Dla takich jak my "wariatów" powstał serwis "Wędliny domowe": http://wedlinydomowe.pl/

To jest prawdziwa skarbnica wiedzy o domowej produkcji wędlin, obróbce mięsa i tradycjach kuchennych. Jest tam też spore forum, po którym widać, że rzesza świadomych ludzi, którzy mają coraz bardziej dość komercyjnego śmiecia powiększa się. Naprawdę warto zagłębić się w ten portal, bo można znaleźć ogrom informacji o wszystkim, co wiąże się z naszym jedzeniem.

A odnośnie sklepów... to straszne, gdy człowiek zda sobie sprawę, że większość współczesnej produkcji i sprzedaży opiera się na zupełnie niepotrzebnych, w dodatku szkodliwych, produktach. Przerażające jest też to, że media grzmią o epidemii chorób cywilizacyjnych, rzekomo powodowanych nadmierną konsumpcją tłuszczu zwierzęcego i mięsa, a gdy wejdzie się do supermarketu i spojrzy, co ludzie mają w wypełnionych po brzegi wózkach i koszach na zakupy, maluje się prawdziwy obraz sytuacji. Tylko mało kto zwraca uwagę na to, czym ludzie wypełniają swe kosze. Ja zwracam i widzę, że kosze są odzwierciedleniem tego, co stoi na półkach, zarówno w zakresie jakości produktów, jak i ich wzajemnej proporcji ilościowej. Bo przecież ludzie kupują dokładnie to, czego w sklepach jest najwięcej i co jest najintensywniej promowane. Jak wejdziemy do dużego marketu, to mamy niewielki dział warzyw i owoców, potem 6 alejek z sosami i zupami w proszku, dalej 8 alejek z makaronami i ryżem, przynajmniej 2 z mąkami i cukrem, minimum 4 z olejami roślinnymi, kolejne 2 z margarynami, dalej ogromny dział jak labirynt z dziesiątkami odmian pieczywa oraz setkami rodzajów ciasteczek, także tych w proszku do "samodzielnego wypieku", 2 alejki pełne dżemów i innych słodko-czekoladowych smarowideł na chleb, później 10 alejek ze słodyczami, kolejne 4 z konserwami i przetworami w słoikach oraz potężny sektor z milionem kolorowych i jakże słodkich napojów w plastikowych butelkach i "ekologicznych" kartonikach. Na końcu drogi jest alejka z kluskami, pierogami i innymi gotowymi daniami oraz z chemicznymi wędlinami, zakończona maleńkim działem z surowym mięsem. Gdzieś w rogu, obok ogromnych chłodni z tysiącami jogurtów smakowych i innych barwionych przetworów mlecznych oraz serów znajduje się niewielka półeczka z prawdziwym masłem oraz 2 kostkami smalcu (dla jednego klienta, który przyjdzie raz w miesiącu by zakupić ten trujący produkt). Mnóstwo półek, uginających się pod kartonikami z białym napojem zwanym wciąż dla niepoznaki mlekiem, oraz mocno schowana półka z cholesterolowymi jajkami. Acha, jeszcze są zamrażarki z lodami - z mnóstwem lodów, bardzo "zdrowych i odchudzających" bo całkowicie odtłuszczonych ale za to z ciekawymi składnikami i ogromem cukru, a zaraz obok dziesiątki gatunków mrożonych ciasteczek i tortów, pizza w setkach odmian oraz przeróżne gotowe dania do mikrofalówki. Wielki dział z alkoholami na mecie wycieczki po supermarkecie pozwala na zalanie tego wszystkiego czymś mocniejszym.

Taaak, współcześni ludzie rzeczywiście jedzą za dużo mięsa i tłuszczu zwierzęcego... :twisted: .

Terhie, masz rację - w takim sklepie znajduje się tylko kilka produktów, które dałoby się zjeść i niekoniecznie będą to wędliny, chyba że akurat mają oryginalną Parmę ;-) .

Jak pójdziesz do specjalistycznego sklepu mięsno-wędliniarskiego, to masz jeszcze gorzej z wyborem (lub łatwiej ;-) ), bo wędliny są bez opakowań, a ekspedientka ukroi Ci w plasterki polecaną przez siebie szyneczkę, w której nikt nie wie co się znajduje. Jak nie wiesz co jesz, to i mniej się stresujesz, więc ogólnie zdrowiej :-P .

Co pozostaje...? BARF dla ludzi, czyli samodzielne przygotowywanie mieszanek dla dwunogów :faja: .
_________________
Aby dotrzeć do źródła, musisz iść pod prąd
 
 
Terhie 


Pomogła: 2 razy
Dołączyła: 25 Wrz 2011
Posty: 402
Wysłany: 2012-07-15, 16:06   

Wędliny padły jako przykład, bo akurat zarejestrowałam, że w pewnym mięsnym, gdzie jakiś czas temu wędliny były podpisane nie tylko ceną, ale i składem i informacją ile procent mięsa w mięsie (zależność: im droższe, tym krótsza etykieta, ale do dwuskładnikowych nie dojechało) - no więc w tym mięsnym etykiety zniknęły. Spytałam czemu - usłyszałam, że "prikaz" z góry.

O istnieniu aromatu dymu wędzarniczego dowiedziałam się, kiedy znajomy się przeprowadził i przestał dostarczać pstrągi osobiście wędzone. Stęskniona kupiłam w rybnym takiego wędzonego... i nie byłam w stanie zjeść. Był po prostu niejadalny.

Kiedyś piekłam mięsa, ale teraz mam ubogą w agd kuchnię. Więc nie ma ani ciast ;-) ani mięsa. Raz piekłam w garnku, ale nie byłam zadowolona z efektów. I tylko kalafior w lodówce mi został. :D

Ten sklep, o którym piszesz, to gigantyczną powierzchnię ma ;) Ale kolejność alejek zupełnie jak w pobliskim markecie. No i jak głupia chodzę i czytam etykiety, jakby to karma dla kota była. Literki małe, w 10 słowiańskich językach, żeby trudniej było znaleźć własny, poukrywane wśród napisów "100%" i "Rekomendowane przez". Ale nie raz i nie dwa starsza osoba przy półce z masłem prosiła mnie o znalezienie masła spośród miksów, osełek, "masełek" i innych takich. I wymieniła się spostrzeżeniami, jak to teraz wszystko trzeba sprawdzać. Albo dylematy nad jajkami... 10 minut zastanawiania się, czy lepsze "z chowu ściółkowego" czy "zbożowe" czy może w ogóle bez napisów ;-) .

Narzekam, wiem. Ale tzw. sklepy z żywnością ekologiczną są nie na moją kieszeń. No i nie mają mięsa (nie wiem czemu "ekologiczne" kojarzy się z "wegetariańskie").
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Template forumix v 0.2 modified by Nasedo. Done by Forum Wielotematyczne