Jak dobrze przeczytać ze nie jest sie jedynym dziwolągiem na świecie:).
Mój pierwszy wyjazd tygodniowy po zamieszkaniu Kleofaska to był koszmar. Kleoś poszedł do baaaardzo prowzierzakowych sąsiadów, oczywiście ze wszystkim co nam sie wydaje, ze kot potrzebuje do życia:). To było jeszcze przed BARFem więc były puszki, kuwety, milion zabawek i legowisk. Co ja musiałam nawalczyc sie z samą sobą zżeby nie wydzwaniać do nich co 3 godziny.... Nic mi się nie podobało na tych wakacjach, a po powrocie wszystkie problemy zdrowotne Kleosia przypisywałam stresowi rozstania. Ale przynajmniej w ten sposób trafiłam na to forum:).
Teraz jest tylko minimalnie lepiej. Chiciaż... Przy ostatnim wyjeździe na dwa dni koty zostały w domu a ja rozdałam klucze do domu dodatkowym trzem osobom w przykazaniem, że jeśli nie odezwę sie w dniu planowanego powrotu to mają się nimi zająć aż ktoś się po nie zgłosi. :). Miałam schizę, że jedziemy 500 km po polskich drogach i wszystko może się wydarzyć.
Barfuje od: 01.03.2013
Udział BARFa: 90-100% Pomogła: 5 razy Wiek: 40 Dołączyła: 06 Sty 2013 Posty: 416 Skąd: Warszawa
Wysłany: 2013-11-11, 08:37
Właśnie, dobrze poczytać, że nie jestem sama, dzięki Cezary ciągle powtarza, żebym się nie martwila, dadzą sobie radę, a potem pytanie w stylu: ile hot dogów z Ikei powinno psu dziennie wystarczyć........osiwieje, bez kitu....
Pomogła: 11 razy Dołączyła: 19 Sty 2012 Posty: 2612
Wysłany: 2013-11-11, 11:20
Jaja sobie z Ciebie robi
W razie wątpliwości wie do kogo się zwrócić przecież
Jara
Barfuje od: 06.2013
Udział BARFa: 90-100%
Dołączyła: 26 Cze 2013 Posty: 198
Wysłany: 2013-11-11, 12:18
Jak dla mnie nadopiekunczosc. Zwierzak nie umrze jak przez tydzien czy dwa dostanie symplementy co drugi dzien ;)
Mimo, ze mam psa spacjalnej troski to bez problemu zostawie go pod opieka mamy i wiem, ze bedzie nakarmiona i wybawiona.
Pod opieka faceta tez zostawie i wiem, ze wtedy da z siebie 500%. Bedzie stawal na glowie zby tylko podolac, bedzie dbal lepiej niz o mnie lub o siebie, bo wie, ze pelna opowiedzialnosc spoczywa na nim. Ostatnio zaspal do pracy i nie dal psu jesc, nakarmilam psa jak wrocilam do domu. Nic ie nie stalo tylko posilek sie przesunal, ale jak wrocil do domu to tulil i przepraszal psa, ze o nim zapomnial :D albo dzwoni do mnie zeby mnie poinformowac, ze musial trawe wyciagac z tylka. Jak mnie nie ma to boi sie o nia, na nic nie pozwala, seby nic nie zjadla, nic sobie nie zrobila itp ;)
Jasne, że nadopiekuńczość Ale jak trudno się z tym walczy
A mama oczywiście jest najlepsza jeśli chodzi o spokojny sen swojego dziecka (czyli mnie:) na wyjeździe, niezależnie od zachowywania lub nie kocich przykazań żywieniowych. Przy ostatniej okazji, przez tydzień mojej nieobecności dwa futra pożarły co najmniej 1,5 kg krewetek, bo skutecznie pokazały mamie co lubią najbardziej.
Za to zostanie z TZ dobrze im robi na dyscyplinę, żadnego marudzenia przy miskach, karne połykanie tabletek, itp. Śmieję się wtedy, że idą w kamasze co spotyka się ze szczerym oburzeniem Głównego Kaprala
W te wakacje nasze futra po raz pierwszy zostały bez "mamusi i tatusia" na dłużej niż kilka godzin. Wyjechaliśmy na kilka dni, zostawiając koty pod okiem mojej ciotecznej bratanicy. Biedna Pat dziennie dostawała po 2-3 telefony z pytaniem, co u sierściów, czy zjadły, czy się bawi z nimi odpowiednio dużo itp., nie wspomnę, że instrukcję dot. spania z kotkami też dostała, bo przecież Secik najbardziej lubi spać tu i tak, a kicia zupełnie inaczej i trzeba jej rękę wystawić, żeby się mogła wtulić.
Koniec końców, zamiast w niedzielę, wróciliśmy w czwartek wieczorem
Teraz jestem na końcówce ciąży i aż boję się myśleć, co będzie, jak urodzi się Młoda...
Dobrze wiedzieć, że nie jestem pod tym względem specjalnym wyjątkiem
Moja nadopiekuńczość bierze górę na święta ( i Olek jeździ ze mną do rodziców;p)
a może po prostu boję się tego gigantycznego focha , którego rzuca jak wyjeżdżam akurat na święta
_________________ Tysiące lat temu czczono koty jako bogów. One nigdy o tym nie zapomniały.
Moja nadopiekuńczość wzięła górę i zamiast jechać do rodziców na święta (i wieźć koty 6h pociągiem albo szukać opiekunki), zapraszam ich do siebie - pierwszy raz będę organizować wigilię, nawet bombek na choinkę nie mam :P
Ja uciekam przed świętami więc kot będzie miał ciszę i spokój, zamiast zamieszania, dzieci brata, stada ludzi, nieregularnego jedzenia (bo nie wierzę, że w to świąteczne zamieszanie by pamiętali o kocie) i braku pańci do tych wszystkich nieszczęść.
Kot na szczęście nie przejmuje się nowymi miejsca - kompletnie. Więc ja się chociaż tym nie stresuje.
Oby tylko nie darł ryjka w autobusie, bo może się to ludziom nie podobać
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Nie możesz ściągać załączników na tym forum