To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
BARFny Świat
Dieta BARF dla kota, psa i fretki. Naturalne i zdrowe żywienie zwierząt domowych.

Hyde Park - Kącik wkurzonego barfera

scarletmara - 2016-01-22, 10:52

no ja właśnie robiłam takie szczegółowe zapiski moim futrom na kompie w exelu zanim jeszcze miałam tzw. książeczkę od weta (oczywiście książeczki nie są za darmo i chyba tylko dlatego weci kotom te książeczki tak namiętnie wciskają bo trzeba za nie zapłacić), co pójdę do nowego weta to słyszę pytanie czy mam książeczkę i ten wyraz zawodu w ich oczach jak się okazuje, że mam. Bo oni nie pytają dlatego, ze chcą tam zajrzeć i się czegoś dowiedzieć tylko dlatego, ze chcą mi ją sprzedać :evil: Bo jeśli chodzi o jakiekolwiek zainteresowanie wpisami w książeczce to jedyną zainteresowaną jestem JA. A tych moich "wypocin" w exelu szczegółowych (bo takie notatki za chiny by mi się w książeczce nie zmieściły) to na to wet nawet zerknąć nie raczył :( Mało tego nawet jak mówię wyraźnie, że koty na coś reagują alergicznie to weci mają to w poważaniu i w ogóle nie biorą tego pod uwagę wypisując leki. Za każdym razem muszę sprawdzać sama na opakowaniu leku czy mi tego na co są uczulone nie wcisnęli mimo, że 5 minut wcześniej informowałam na co koty są uczulone. A szczytem beztroski są wetki na Bazylianówce w Lublinie, te to się wogóle niczym nie przejmują. Ostatnio jak kitka miała jakąś niegroźną rankę koło ucha, która nawet wg. samej wetki sama się zagoi to przepisała jej na przyspieszenie tego gojenia maść z permetryną !!! Dobrze, że doczytałam skład zanim jej to świństwo podałam. W ogóle jeśli chodzi o permetrynę i koty to one mają bardzo "luźne" poejście o tematu, a najśmieszniejsze jest to, ze cała poczekalnia przed gabinetem jest obwieszona plakatami (reklamującymi advocate chyba) ostrzegającymi przed podawaniem kotom permetryny. Załamać się można normalnie. A to tylko wierzchołek góry lodowej jeśli chodzi o ich umiejętności :(
Snedronningen - 2016-01-22, 11:45

Pierwszy do nowego weta zawsze idzie pies. Przy nim weci wolą przeczytać bardzo dokładnie co jest w książeczce i posłuchać moich zastrzeżeń. Zawsze oddala to osobiste obejrzenie psa. Raz wetka nie posłuchała i o mało twarzy nie straciła (założony kaganiec nie komplikuje mojej suce bronienia się przed niechcianym zabiegiem). Potem idzie dopiero kot, z zastrzeżeniem, że potrafi się gorzej zachować niż pies.
Bianka 4 - 2016-01-22, 11:53

scarletmara napisał/a:
no ja właśnie robiłam takie szczegółowe zapiski moim futrom na kompie w exelu zanim jeszcze miałam tzw. książeczkę od weta (oczywiście książeczki nie są za darmo i chyba tylko dlatego weci kotom te książeczki tak namiętnie wciskają bo trzeba za nie zapłacić)...

Nigdy w życiu u żadnego weta nie placiłam za książeczkę zdrowia zwierzaka... :shock:

scarletmara - 2016-01-22, 12:01

No to tu mnie Bianka zabiłaś bo ja płaciłam chyba z 10zł za sztukę (ale głowy nie dam bo to awno było i może było taniej ?) ale byłam pewna, że za to się zawsze płaci.
gerda - 2016-01-22, 12:50

Sne - jakiej wielkości piłka byłaby odpowiednia dla psa jak cocker spaniel ? Może ktoś wie gdzie mogę ją kupić ? (jakoś nie trafiłam i podobno są podróbki) :kwiatek:
gpolomska - 2016-01-22, 12:55

Pół biedy jak dają jakieś maści czy tabletki do domu - gorzej jak walą zastrzyk zanim się zdąży dobrze zapytać, co to. Pół biedy jak coś jest przewlekłego i można przemyśleć - gorzej jak z godziny na godzinę się pogarsza i nie ma nawet czasu porządnie pogooglać i poczytać, a jeszcze małe uwieszone ciągnie mleko i co chwila ryczy. Najgorsze jednak to, że intuicja mówiła dobrze, ale się zawahałam... zawsze w życiu jak rozum mówi jedno, a czuję drugie, to jak posłucham rozumu albo innych, to się bardzo źle kończy... stara już jestem, a nadal ten sam błąd popełniam pt. wątpienie we własną intuicję - trzeba było być głuchym, ślepym i obstawać przy swoim... a tak zostały tylko łzy i wspomnienia. Jestem na siebie tak zła, że brak słów - stara i głupia jak but.

Córci też chcieli na lekkie łzawienie oka władować krople z antybiotykiem (oczywiście, że nie dałam - nawet nie kupiłam, bo w necie ulotkę najpierw przeczytałam i jak byk było, żeby nawet przy karmieniu piersią nie stosować, o ciąży nie mówiąc - a dziecku to mam dać??? zakropiłam mlekiem /własnym/ i przeszło w kilka godzin - nos też kropię jak pokichuje... matka natura jest jednak genialna!) i maść ze sterydem na policzki, bo ślady po skazie (też nie dałam - smarowałam olejem lnianym i wbrew zapewnieniom pediatry, że bez sensu i nie pomoże - pomogło). A to pediatra z opiniami, że paskudna, bo leków - szczególnie antybiotyków - nie chce wypisywać i po specjalistach na konsultacje o zgrozo wysyła... to nie wiem, co robią inni pediatrzy, skoro ona niby nie chce wypisywać leków, a tyle już miałam małej dać (przed 3 miesiącem życia, żeby było śmieszniej). :evil: :evil: :evil: i pomyśleć, że chciałam być lekarzem... tyle, że holistycznym (medycyna tzw. naturalna), bo zwykły odpadał - klauzula sumienia pt. nie będę innym pchać tego, czego sama bym nie wzięła, a w PL lekarze przysięgają realizować procedury a nie primum non nocere... ale w PL nie ma innych lekarzy niż wierni Big Pharmie, więc medycynę ominęłam szerokim łukiem - i dobrze: mogę spokojnie patrzeć w lustro każdego rana, bez plucia sobie w twarz.

Snedronningen - 2016-01-22, 13:21

gerda, 6 bądź 8, ale raczej 6. Moje suczydło ma 10 i jest dość spora.
http://furkidz.eu/Boomer-Ball

edit: dopiero po wysłaniu przeczytałam, że oni dla spaniela też 6 proponują.

scarletmara - 2016-01-22, 14:54

gpolomska napisał/a:
Pół biedy jak dają jakieś maści czy tabletki do domu
w tym akurat wypadku to nie było aż tak różowo bo wetka nabrała maści z większego opakowania w strzykawkę i takie cuś mi wcisnęła. Oczywiście nie podając nazwy ani nic. Sama musiałam najpierw dopytać co to a potem w domu wygooglać z czym to się je. No i wyszło mi, że kotom z niczym i w żadnym wypadku. A ile jest takich osób co:

1. nie wiedzą, że permetryna szkodzi bo przecież to nie zwykły człowiek tylko lekarz powinien to wiedzieć i nie przepisywać kotom trucizny
2. nawet jak wiedzą to nie przyjdzie im do głowy zapytać co to za lek i jeszcze potem sprawdzać czy przypadkiem nie zawiera trucizny bo przecież lekarz powinien to wiedzieć itd. ...

Ale zgadzam się, że i tak najgorzej to jak w gabinecie wet coś aplikuje a człowiek nawet nie zdąży zareagować jak już jest pozamiatane :( Aż strach zostawiać zwierzę w klinice na dłuższe leczenie bo kto wie co oni tam zrobią zupełnie bez żadnej konsultacji z właścicielem.

Ja wciąż jestem na etapie szukania przyzwoitego weta. Niestety co już mi się zaczyna wydawać, że już znalazłam i TEN nie jest taki zły to po kilku wizytach dostaję kubeł zimnej wody na głowę :(

gpolomska - 2016-01-22, 15:21

Wiem coś o tym zostawianiu - Magnolka miała laparotomię: niby tego samego dnia do domu, ale nafaszerowana jak nie wiem. Rokowania wątpliwe, ale nikt nawet nie zapytał czy wybudzać i sonda też zaszyta bez pytania. Rzeźnicy zakichani. Brak słów, żeby to nazwać.
Dragana - 2016-01-25, 13:10

scarletmara, ja również nigdy nie płaciłam za książeczkę. Ciekawe.
gpolomska - 2016-02-01, 20:10

Dzisiaj się dowiedziałam, że od jednej znajomej kota rok temu w tej samej klinice identycznie załatwili jak Magnolię. Wniosek: nie wyciągają wniosków i się niczego nie uczą. Jedna osoba z mojej okolicy szukała na miau weta dobrego w leczeniu kota trzustkowego - po burzy mózgów wyszło, że nie ma za bardzo :-( i poszła do wet Magnolki, u której zaczynała leczenie, bo i tak jest najlepsza, a o NLPZ i trzustce się douczyła. Ale to nic - osoba z innego województwa ma to samo. I z kolejnego też. No brak słów. Przecież w sieci są materiały naukowe dla wetów (bezpłatne) i łatwe do wygooglania, do tego czasopisma itd. i co? Nic :-( jedyne pocieszenie - znajoma poszła do wet zaraz po studiach i ta już wiedziała, że przy kocie "trzustkowym" jak najmniej leków, karmić mięsem/BARFem i zanim da się kroplówkę z glukozą, to trzeba sprawdzić cukier.

Po moich przygodach z trzema kotami (Mokate też miała potwierdzone zapalenie trzustki) i tym jak były "leczone" rodzice powiedzieli, że do weta nie pójdą z kotem - chyba, że coś złamie itp. albo uśpić, bo chcą, żeby ich kot sobie pożył, a mi weci póki co skutecznie koty dobijali lekami zamiast im pomóc (Mokate jak nie wiedzieli co jest - inna lecznica - to podali standardowe NLP+steryd+antybiotyk - nie wiadomo które z tych trzech bardziej zabójcze dla trzustki). No i powiedzcie teraz, jak ludzi przekonywać, żeby do weta szli? A już najlepsze są tłumaczenia wetów pt. "bo kot był ciężko chory" - no fakt, ale ze zdrowym kotem to sobie opiekun poradzi i bez nich. Mam wrażenie, że oni najchętniej to by tylko szczepili i odrobaczali, a nie leczyli. Niestety, dopóki nieświadomi ludzie będą im kasę nabijać bez wnikania w jakość leczenia, dotąd będą w większości (bo pasjonaci też się zdarzają) olewać wszystko.

Kot znajomej przestał jeść (trzustkowiec) - po konsultacji tel. wet kazała jej podać gastrolit (zawiera glukozę) - to nic, że w każdych badaniach kotu mocno podwyższony cukier wychodził :banghead: całe szczęście skonsultowała z inną wet (zaraz po studiach) i tamta kazała doraźnie podać wodę z odrobiną soli tylko - oczywiście jak dotarła do lecznicy, cukier nadal podwyższony :evil: gdyby kotu podała coś z glukozą... :hair:

scarletmara - 2016-02-01, 20:24

czasem taki lekarz świeżo po studiach jest lepszy bo jeszcze nie obrósł w piórka i się boi czy na pewno dobrze zrobi to na wszelki wypadek coś doczyta, skonsultuje, pomyśli, sprawdzi dwa razy. I pacjenta/właściciela posłucha trochę bo jeszcze mu nie jest wszystko jedno, w rutynę nie wpadł. Ja tak sama siebie wyleczyłam z czegoś co się za mną właściwie od zawsze ciągnęło i żaden lekarz nie wiedział o co chodzi pomimo badań. Traf chciał, że sama się w końcu zdiagnozowałam i trafiłam do lekarki mało doświadczonej, która na wszelki wypadek mnie wysłuchała i sprawdziła czy przypadkiem pacjent nie ma może jednak racji. Potem sama się dziwiła, ze do tej pory żaden inny lekarz tego nie zauważył. A wiem dokładnie, że jakbym trafiła na lekarza z dłuższą praktyką toby mi w moją własna diagnozę nie uwierzył i nawet by nie sprawdzał tylko wyśmiał bo przypadek tak rzadki, że prawie niemożliwy. A jednak się zdarzył.
kashucha - 2016-02-01, 21:38

Mi też ręce często opadają. Staram się tłumaczyć ludziom mechanizmy tym wszystkim rządzące, ale większość woli wetowi wierzyć na słowo, bo "kształcony, więc wie co robi". No niestety częściej nie wie, niż wie.
gpolomska, zadbałaś pewnie, by ten wet miał odpowiednią opinię? ;)

scarletmara - 2016-02-02, 01:16

wydaje mi się, z eta "wiara" się raczej bierze z poczucia bezradności. To łatwo zauważyć na podstawie ludzkich lekarzy. Ludzie często na nich klną, diagnozy ani leczenia prawidłowego latami się doczekać nie mogą a i tak dalej o nich chodzą i stosują się do zaleceń bo nie bardzo wiedzą i nie bardzo się czują na siłach samemu coś z tym zrobić. Moja mam się teraz tak na cukrzyce leczy. Niby nic jej się nie zgadza w tym co lekarka mówi ale i tak robi to co zaleciła. Paranoja normalnie.
coztego - 2016-02-08, 20:34

Nienawidzę barfa!!! Właśnie przerobiłam 4kg mięsa, nienawidzę tej roboty!!! :twisted:

Musiałam to z siebie wyrzucić :faja:



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group