To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
BARFny Świat
Dieta BARF dla kota, psa i fretki. Naturalne i zdrowe żywienie zwierząt domowych.

Kulinaria dwunogów - Witamina C

Kazia - 2015-10-22, 12:14

Mnie się ta biochemia (dotycząca wit C, ale tez innych witamin) baaardzo podoba :)
Pozwala mi utluc kazdą infekcję w zarodku.

Żaden inny sposób przez cale moje życie nie byl tak skuteczny.

Sandra - 2015-10-22, 14:31

dagnes napisał/a:
To samo można osiągnąć na diecie wysokobiałkowej niskowęglowodanowej, bez mega dawek witaminy C.
Magii w tym nie ma ani odrobiny, co zapewne zmartwi wielu miłośników mega dawet kwasu askorbinowego ;-) .


Ksiądz lubi rosół, a koza kapustę ;-)
Gdy nadchodzi infekcja, głowa pęka, mięśnie bolą, leje się z nosa, brak apetytu....to nie sposób jest mysleć o diecie wysokobiałkowej, a co dopiero to wszystko zacząć wmuszać w siebie z myslą o pH...
Wielu sposród nas z różnych powodów nie je białka zwierzęcego, które najszybciej zakwasiłoby organizm więc pozostaje nam ta cudowna "magia ".
Ach jak ja ją kocham, bez niej życie byłoby szare i wyprane z tajemnic.

Jak zwał tak zwał, a my w 1-2 dni czysto i klarownie mamy problem z głowy....i tak trzymać :kwiatek:
Nikt z moich znajomych stosujących wit C od kilku lat nie skarżył się na skutki uboczne.
To tak a'propos.... strachy na lachy typu kamienie w układzie moczowym, szkliwo zniszczone, nadżerki w żołądku itp...

purr - 2015-10-22, 14:46

Dagnes - magia dla moich lekarzy, nie dla mnie.
Na diecie, o której piszesz: dużo białka, mało węgli czuje się koszmarnie i dopadają mnie infekcje. Jestem zmęczona i nie mam siły na nic. Pewnie to właśnie efekt tego zakwaszenia. Mięso ewidentnie mi nie służy - mam po nim zaparcia. Nabiału nie jem od dwóch lat i w końcu nie mam problemów z jelitami.
Za to diecie owocowo-warzywnej, czyli węglowodanowej czuje się bardzo dobrze, mam dużo energii.

zenia - 2015-10-22, 15:15

ło matko
to ja miałam odwrotnie
na białku,ogólnie na paleo byłam że góry przenosić
czujna jak ważka
teraz znowu grzeszę,qurna,węgle węglami poganiają i czuje się jak flak w metnej wodzie
nie znoszę tego uczucia
ale nie mam siły żeby wrócic do paleo :confused: coroczna depresja listopadowo-urodzinowa mnie ogarnia :cry:

monikasan - 2015-10-29, 20:01

Czy orientuje się ktoś czy można gdzieś zbadać skład chemiczny kwasu l askorbinowego który zakupiłam.Chciałam sprawdzić czy faktycznie jest to kwas l askorbinowy czy nie np.zwykły kwasek cytrynowy. :roll:
dagnes - 2015-11-17, 14:09

Kazia napisał/a:
Mnie się ta biochemia (dotycząca wit C, ale tez innych witamin) baaardzo podoba :)
Pozwala mi utluc kazdą infekcję w zarodku.

Żaden inny sposób przez cale moje życie nie byl tak skuteczny.

Tylko, że to jest właśnie proteza zdrowia, a nie zdrowie. Tłuczenia infekcji, nawet w zarodku, można uniknąć, jeśli dba się o to, by mocz był właściwie zakwaszony przez całe życie, a nie tylko w momencie, gdy pojawia się choroba.

Sandra napisał/a:
Gdy nadchodzi infekcja, głowa pęka, mięśnie bolą, leje się z nosa, brak apetytu....to nie sposób jest mysleć o diecie wysokobiałkowej, a co dopiero to wszystko zacząć wmuszać w siebie z myslą o pH...

Nie chodzi o to, by myśleć o zdrowej diecie wtedy, gdy się zachoruje, tylko by odżywiać się prawidłowo zanim się zachoruje, co daje dużą szansę na uniknięcie zachorowania (co najmniej w odniesieniu do chorób infekcyjnych).

Sandra napisał/a:
Jak zwał tak zwał, a my w 1-2 dni czysto i klarownie mamy problem z głowy....i tak trzymać

I to jest właśnie ta proteza zdrowia, wymagająca regularnych interwencji i leczenia, choćby tylko witaminą C ale jednak.

Czy wy naprawdę sądzicie, że prawidłowe zakwaszenie moczu dietą ma wpływ jedynie na sam mocz? :roll: Mocz nie istnieje przecież w organizmie w odizolowaniu od całej reszty i na to, by miał on właściwy skład pracuje cały organizm. A pracuje właściwie tylko wtedy, gdy otrzymuje odpowiednie składniki w pożywieniu w odpowiednich proporcjach. PH moczu to nie tylko kwestia utrzymania jego jałowości ale przede wszystkim wynik procesów metabolicznych, które ustanawiają równowagę kwasowo-zasadową w organizmie. A ta warunkuje zachodzenie prawidłowych reakcji biochemicznych począwszy od poziomu komórki, poprzez organy wewnętrzne, a na homeostazie całego organizmu skończywszy. Sztuczne zakwaszanie moczu witaminą C polega jedynie na obniżeniu jego pH samą obecnością kwasu askorbinowego w moczu, który jest wraz z nim wydalany jeśli spożywa się go w nadmiarze (kwas askorbinowy to zwykły kwas, jak każdy inny i zawsze powoduje zakwaszenie roztworu, w którym się znajduje). I tylko tyle. Równowaga kwasowo-zasadowa organizmu ma się do tego nijak. Zbyt wysokie pH moczu (i pojawienie się w nim w związku z tym bakterii) jest wynikiem choroby całego organizmu, a nie tylko wyodrębnionego jego kawałka w postaci samego moczu.

Wasze wpisy, tłumaczone na mój język, brzmią mniej więcej tak: "a po co mi jakaś równowaga kwasowo-zasadowa i zdrowie całego organizmu? łyknę sobie tabletkę i problem z głowy! przecież ja potrzebuję tylko zlikwidować skutek choroby całego mojego ciała, a nie jej przyczynę; przyczyna może sobie zostać i nie chcę o niej myśleć, bo grunt to regularne tłuczenie bakterii będących skutkiem naruszenia homeostazy mojego organizmu".

Przy okazji, w tym miejscu dobrze by było, by zwolennicy ładowania w siebie mega-dawek witaminy C przemyśleli sobie dogłębniej kwestię tego zakwaszania moczu witaminą C. Napisałam wyżej, jak to się dzieje, że witamina zakwasza mocz - po prostu jest w nim obecna w dużej ilości. A czemu tam jest? Bo organizm dostaje jej za dużo i ją wydala. Proste.

Ja nie spożywam dziennie więcej niż 1 g witaminy C (zwykle mniej) i nie imają się mnie żadne infekcje od bardzo wielu lat, mimo że co chwilę mam bliski kontakt z zasmarkanymi, kaszlącymi i prychającymi zarazkami na wszystkie strony ludźmi. Infekcji w układzie moczowym nie miałam nigdy. Pewnie znów ta "magia" :roll: .

Sandra napisał/a:
Nikt z moich znajomych stosujących wit C od kilku lat nie skarżył się na skutki uboczne.

Skutkiem ubocznym jest tu moim zdaniem trwanie w błogiej, lecz złudnej pewności, że spożywanie ogromnych ilości witaminy C zapewnia zdrowie. A co za tym idzie - rezygnacja z działań, które rzeczywiście zdrowie mogłyby zapewnić. Oczywiście, że wszystkie choroby i niedomagania, które spotykają zjadaczy kwasu askorbinowego nie są bezpośrednim skutkiem ubocznym jego zażywania, bo jedynym bezpośrednim skutkiem jest witamina C w WC. Dla mnie ważniejsze jest tu jednak nie to, co witamina C w dużych dawkach robi w organizmie, ale to, czego nie robi.

purr napisał/a:
Na diecie, o której piszesz: dużo białka, mało węgli czuje się koszmarnie i dopadają mnie infekcje. Jestem zmęczona i nie mam siły na nic. Pewnie to właśnie efekt tego zakwaszenia. Mięso ewidentnie mi nie służy - mam po nim zaparcia.

Mit zakwaszenia mięsem jest stary i zardzewiały :-P . Poczytaj wątek obok o zakwaszaniu organizmu. Metabolizm składników mięsa zakwasza mocz (poprzez szereg reakcji, które w innych miejscach i organach działają zasadotwórczo, neutralnie bądź też kwasotwórczo, w zależności od tego jakie są wymagania dla danych procesów), bo takie zakwaszenie jest organizmowi potrzebne i takie mechanizmy w toku dziejów wykształciliśmy jako gatunek.
Jeśli czułaś się źle na diecie mięsnej, to albo był to okres przejściowy (może trwać wiele miesięcy u osób uzależnionych od węglowodanów, bo wymaga przebudowania całego mnóstwa szlaków metabolicznych), albo nie zmieniałaś diety stopniowo, albo kompozycja diety była nieprawidłowa. Możliwe też, że była to kombinacja wszystkich tych czynników. Chyba, że cierpisz na jakąś uwarunkowaną genetycznie chorobę metaboliczną.

purr napisał/a:
Za to diecie owocowo-warzywnej, czyli węglowodanowej czuje się bardzo dobrze, mam dużo energii.

Krótkoterminowo tak to może wyglądać, bo cukier (węglowodany) dostarcza tzw. szybkiej energii, tyle, że trzeba jeść te węgle non-stop.
Przy okazji kolejnego badania krwi poproś o oznaczenie HbA1c (hemoglobina glikowana), a potem poczytaj te posty:
http://www.barfnyswiat.or...p?p=91503#91503
http://www.barfnyswiat.or...2&p=13910#13910

Sandra - 2015-11-18, 18:38

Gdyby wszystko było mniej więcej jednoznaczne, to Świat byłby pełen zdrowych ludzi... o doskonałej równowadze kwasowo-zasadowej.
Nie bardzo mam czas wchodzić w tę dyskusję na poziomie odbijania piłeczki tzn. cytat/zdanie ...wykład itp....
Do niczego dobrego to nie prowadzi nie tylko na tym Forum :-P .
Zawsze w takich razach proponuję aby każdy został przy swoim, oraz przy tym co mu przynosi ulgę.
Kto chce niechaj bierze wit. C.. i to napewno mniej mu zaszkodzi niż jedzenie tego co mu nie służy.
To znam z autopsji. Od mięsa mnie odrzuca od czasu "diety paleo".
Powtórzę; Ksiądz lubi rosół, a koza kapustę.
Chyba w kozę się zmieniam.
Życie mnie nauczyło, że trendy, opinie oparte na badaniach "naukofcuw" wykorzystywane w celu poparcia tezy najczęściej są robione na zamówienia.
Nigdy nie wiadomo, czy materiały, którymi się podpieramy są wiarygodne.
Tym Światem rządzą wielkie pieniądze, i to jest pewne.

dagnes - 2015-11-18, 23:47

Sandro, dużo słów napisałaś, ale żadnych argumentów. Dyskutujesz z faktem wydalania witaminy C z moczem przy pomocy kozy, kapusty i przekupnych naukowców, a to trochę mało merytoryczne jest.

Nie zgadzam się na to, by wyłącznie jednostronnie nawoływać tu do całkowicie bezrefleksyjnego spożywania mega-dawek witaminy C jako cudownego panaceum, bez prezentacji kontrargumentów i pokazania innych możliwości oraz zagrożeń. Chcesz jeść kwas askorbinowy garściami? Jedz. Pozwól jednak innym spojrzeć na sprawę z szerszej perspektywy niż tylko twoja opinia.

Ja bardzo dobrze rozumiem, jakim problemem może być zmiana diety dla człowieka, który przez kilkadziesiąt lat jadł w sposób tzw. neologiczny, oparty na zbożach. Zwłaszcza organizmy tych, którzy przez ten czas nabawili się poważnych chorób są wyjątkowo trudnym "materiałem" dla dokonywania zmian, nawet na lepsze. I wiem, że wybór pomiędzy tabletką przynoszącą szybką ulgę a trudami "przewalczenia" własnego ciała podczas wielomiesięcznego okresu dostosowawczego, bedącego czymś w rodzaju odwyku, jest często dokonywany na korzyść dobrego samopoczucia w danej chwili. A bywa i tak, że lepiej jest już nic nie zmieniać, by nie pozbawiać się przyjemności życia przez resztę danego nam czasu.

Jednakże nie wszyscy tu obecni, teraz i w przyszłości, muszą widzieć tylko jedną opcję: garść kwasu askorbinowego na co dzień.

Kazia - 2015-11-19, 08:55

Jako zwolenniczka "jedzenia garściami witaminy C" aby mieć szybki efekt, zgadzam się jednakże z dagnes, że warto - a nawet należy - poznać różne punkty widzenia i różne argumenty. Dopiero mając wiedzę różną i z różnych źródel, można wyrobić sobie własne zdanie, dokonywać świadomego wyboru.
Na tę chwilę, ja pozostaję przy wit C :)
Ale, znając kontrargumenty, na pewno będę o nich pamiętala.

Sandra - 2015-11-19, 18:06

Szkoda gadać :-P
Za dobrze znam te klimaty.
Życzę wszystkim zdrowia żelaznego i doskonałego samopoczucia bez względu na to czy z witaminą C lub bez niej...no i więcej luzu.
Argument o kozie, kapuście i księdzu (zapomniałaś o nim wspomnieć) jest zawsze aktualny.
Perspektywa się jedynie zmienia, a w związku z tym i relatywizm w ocenie tego co się dostrzega :-D

dagnes - 2015-11-19, 19:30

Kaziu, życzę Ci byś mogła kiedyś obniżyć dawki witaminy C bez pogorszenia się zdrowia i samopoczucia :kwiatek: .

Przy okazji przewertowałam pierwszą część niniejszego wątku i dyskusje tu zawarte, w których nie brałam udziału. Chciałabym w związku z tym jeszcze kilka rzeczy wyjaśnić, bo widzę, że troszkę nieporozumień się tam pojawiło.

Sihaya napisał/a:
Wytwarzamy dokładnie taki sam (o takim samym wzorze chemicznym) kwas l-askorbinowy w cyklu mocznikowym Krebsa, część jego się przyswaja, a część wydalana jest z moczem.

Ludzie nie wytwarzają kwasu l-askorbinowego, to oczywista pomyłka i trudno mi domyśleć się, co Sihaya mogła mieć na myśli. W każdym razie cykl mocznikowy Krebsa jest cyklem metabolicznym trzech aminokwasów: ornityny, cytruliny i argininy, zachodzącym w mitochondriach komórek, w wyniku którego z amoniaku, dwutlenku węgla i asparaginianu powstaje mocznik. Kwas l-askorbinowy nie bierze w nim udziału.

Sihaya napisał/a:
Biodostępność tego syntetycznego kwasu l-askorbinowego jest słabsza w porównaniu do naturalnie występującego w owocach i warzywach.

sikora napisał/a:
Na nerki szkodzi kwas askorbinowy wytwarzany sztucznie, a vit c z owoców i warzyw przyswajamy w 100 % i nie osadzają się kryształki. Naturalna i syntetyczna ,to ten sam kwas askorbinowy, ale naturalna jest lewoskrętna ,a sztuczna jest prawoskrętna (...) Tak więc lewoskrętna wit c jest całkowicie naturalna i przyswajalna w 99% co powoduje , że jedząc kapsułkę 200 mg , mamy te 200mg przyswojone

Bianka 4 napisał/a:
Sikora napisała, że naturalna jest lewoskrętna, a sztuczna jest prawoskrętna... a my jednak zamawiamy sztuczną... to jak to faktycznie jest z tą prawo- i lewoskrętnością?

shana55 napisał/a:
Co to znaczy
Kod:
Biodostępność tego zamawianego kwasu l-askorbinowego jest słabsza w porównaniu do naturalnie występującego w owocach i warzywach.

i co z tego wynika dla nas......
Bo ja zrozumiałam, że kwas L-askorbinowy zarówno naturalny jak i sztuczny ma takie same właściwości dobre dla nas.....i różni się bardzo od kwasu askorbinowego złego, który jest w aptecznej zwykłej wit.C.

sikora napisał/a:
Doczytałam. Naturalna i syntetczna to witaminy lewoskrętne. Prawoskrętna nie działa na szkorbut, który jest wykładnikiem dawkowania. Tak naprawdę powinno się brać o wiele więcej , ale w dawkach podzielonych . Tej naturalnej przyswaja się jednorazowo 200 mg ponoć. Syntetycznej mniej, więc trzeba brać więcej. Przyswajalność zależna jest od tego , że w naturze kwas askorbinowy występuje z flawonoidami roślinnymi, tak ponoć jest w tej colway, w Aceroli są te jakies flawonoidy roślinne dodawane osobno , a w syntet . nie ma ich wcale.

sikora napisał/a:
Prawo czy lewo to chwyt marketingowy. Istnieją oczywiście obie , ale i naturalny kw. askorb. z owoców i syntetyczny proszek z apteki to wit. lewoskrętna. Prawoskrętny kwas askorbinowy nie jest lekiem i się go nie produkuje po prostu.

Kwas askorbinowy może być L lub D - to dwa różne izomery tego samego związku. Ta "lewoskrętność" chyba wzięła się od literki L... (?). Nie ma witaminy C prawoskrętnej, gdyż jedynie kwas L-askorbinowy (ten tzw. lewoskrętny) wykazuje aktywność biologiczną, w związku z czym może być nazywany witaminą. Kwas D-askorbinowy, występuje w przyrodzie ale nie pełni żadnej biologicznej funkcji - nasze enzymy są ukształtowane na rozpoznawanie wyłącznie kwasu L-askorbinowego. Zarówno kwas L-askorbinowy jak i D-askorbinowy może być naturalny albo syntetyczny. W pokarmach, które stanowiły naturalną dietę ludzi występuje kwas L-askorbinowy w połączeniu z szeregiem substancji, które przedłużają jego trwałość, wzmagają aktywność biologiczną i powodują, że organizmy żywe potrafią go właściwie wykorzystywać. Substancji związanych z kwasem askorbinowym w roślinach jest tak wiele, że mówienie wyłącznie o bioflawonoidach jest ogromnym uproszczeniem. Większości tych związków nie przebadano dotąd gruntownie i nie wiadomo nawet jak dokładnie działają, oprócz tego, że czynią witaminę C jednym z najwartościowszych i najsilniejszych antyoksydantów.
Kwas askrobinowy produkowany w laboratoriach może być w całości lewoskrętny, w całości prawoskrętny, albo może być mieszaniną obydwu izomerów z różnym udziałem każdego z nich. Kwasu D-askorbinowego nie używa się w suplementach diety i służy on wyłącznie do analiz laboratoryjnych, w związku z czym nie ma obawy o to, że kupi się prawoskrętny w aptece. Może zdarzyć się natomiast obecność prawoskrętnego kwasu askorbinowego w suplemencie diety, zwykle w niewielkim procencie.
Kwas askorbinowy produkuje się na masową skalę chemicznie z glukozy albo dzięki wykorzystaniu specjalnie zaprogramowanych, modyfikowanych genetycznie organizmów. Udział syntezy GMO wciąż rośnie i z tego co mi wiadomo, w tej chwili zdecydowana większość światowej produkcji kwasu askorbinowego pochodzi z "plantacji GMO", gdyż proces ten jest tańszy.

Wchłanianie kwasu L-askorbinowego nie zależy od źródła jego pochodzenia, natomiast ten naturalnie zawarty w pokarmach roślinnych wchłaniany jest razem z substancjami go wspomagającymi, które działają wraz z nim synergicznie i powodują, że może być lepiej wykorzystany, dłużej utrzymuje się jego aktywność w organizmie i nie jest tak szybko wydalany jak czysty kwas askorbinowy.
Wchłanianie nie jest zatem tożsame z biodostępnością czy też wartością biologiczną, gdyż z tej samej dawki witaminy C naturalnej oraz syntetycznej wchłonie się do krwiobiegu dokładnie tyle samo. Różnica objawia się w działaniu tych związków po wchłonięciu.

Ponieważ pokarm spożywany przez ludzi w czasie rozwoju naszego gatunku nigdy nie zawierał ogromnych ilości witaminy C (liczonych w gramach), to wykształciliśmy mechanizmy umożliwiające bardzo szybkie i dokładne wchłanianie najmniejszych jej dawek oraz niezwykły i niespotykany w przyrodzie proces regeneracji zużytego kwasu askorbinowego z powrotem do aktywnej witaminy C, a dodatkowo także umiejętność zwrotnego wchłaniania jej w nerkach (o umiejętności regeneracji witaminy C przez ludzi pisałam dokładniej w tym poście.

Witamina C wchłania się u człowieka już w jamie ustnej przez błony śluzowe. Dalej wchłanianie następuje w dwunastnicy i jelicie czczym. Niskie dawki (do ok. 180 mg dziennie) zawarte w pożywieniu wchłaniane są aktywnie przy pomocy pompy sodowo-potasowej. Wyższe dawki powodują przekroczenie wydolności aktywnego mechanizmu i witamina C wchłaniana jest biernie, poprzez dyfuzję, jednak procent wchłoniętego związku maleje wraz ze zwiększaniem jej ilości w przewodzie pokarmowym, aż do zastopowania wchłaniania przy całkowitym zablokowaniu kanałów transportowych w jelitach. Z dawki 180 mg dziennie wchłania się ok. 90%, z dawki 1.000 mg 70%, z 3.000 mg 40%, a przy dawkach rzędu 10.000-12.000 mg wchłania się nie więcej niż 15%.
Nie wchłonięty kwas askorbinowy jest w dalszych odcinkach jelita przerabiany przez florę bakteryjną, czego metabolitami są dwutlenek węgla i kwasy organiczne, co przy dużych dawkach prowadzi do zaburzenia funkcji jelit objawiającego się bólami brzucha, wzdęciami, biegunkami wraz z upośledzeniem trawienia i wchłaniania innych substancji odżywczych.

Człowiek nie posiada w swoim organizmie magazynów witaminy C, w związku z czym musi być ona spożywana regularnie, ale niekoniecznie codziennie (bo czas biologicznego półtrwania witaminy C w ludzkim ustroju wynosi 10-30 dni, w zależności od regulacji homeostatycznej danego osobnika, a dodatkowo, zużyta witamina C jest odzyskiwana w erytrocytach). W ciele przeciętnego dorosłego człowieka, nie mającego niedoboru, znajduje się około 1.500 mg witaminy C. Podczas spożywania mega-dawek, największa możliwa, dotąd zbadana, ilość tej witaminy w ustroju to 3.000 mg. Niedobór witaminy C objawiający się szkorbutem powstaje przy ilości witaminy C w ustroju rzędu 300 mg (poziom we krwi ≤ 0,2 mg/dl).

Każda nadmiarowa wchłonięta ilość witaminy C podlega wydaleniu z moczem przez nerki, ponieważ koncentracja kwasu askorbinowego we krwi powyżej 1 mg/dl przekracza wydolność filtracyjną ludzkich nerek i nie są one w stanie resorbować większej ilości. Wraz z moczem wydalana jest witamina C w postaci kwasu askorbinowego i jego metabolitów: kwasu dehydroaskorbinowego oraz kwasu szczawiowego. Wraz ze wzrostem wchłonietej ilości witaminy C, w całkowitej ilości tej witaminy w moczu rośnie procentowy udział kwasu askorbinowego, a maleje udział jego metabolitów. To oznacza, że bezpośrednio po wchłonięciu do krwiobiegu, witamina C zostaje wydalona z moczem, bez wzięcia udziału w jakiejkolwiek reakcji.

Można oczywiście nie wierzyć w wydalanie nadmiaru kwasu askorbinowego przez nerki (pomimo celowego jej zażywania w celu zakwaszenia nią własnego moczu) i wraz z kałem oraz pisać poematy na temat działania w ustroju 60 gramów witaminy C, a szczegółowe badania i eksperymenty (co ciekawe, prowadzone przez naukowców jedzących zboża i nie stosujących diety paleo) nazywać oszustwem. Każdemu według potrzeb - internet dostarczy odpowiedniego argumentu. Książki też są w tym dobre w czasach gdy każdy może sobie wydać co chce :-P . Niestety to powoduje, że oddzielenie ziaren od plew jest coraz trudniejsze.

W kolejnym poście napiszę resztę, bo ten jest już za długi ;-) .

Dieselka - 2015-11-19, 20:46

jako że paskudztwo mnie złapało to się wtrącę.
Przewiało mnie, dużo stresów było, coś mnie "bierze". Więc zgodnie z tradycją jem witC na kilogramy (nooo prawie).
Współlokator lubego mnie ratował tabletkami. Gość ma swoje dziwne jazdy typu: na codzień będę jadł tak, że w moim śmietniku są bardziej wartościowe rzeczy, będę wlewał w siebie cysterny tanich browarów ale.....zaczynają się dziać złe rzeczy z moim zdrowiem, naczytałem się o zakwaszeniu organizmu, więc będę ładował w siebie witC wiadrami bo ktoś tam powiedział że to zdrowe. Mało tego! jakiś gość gdzieś tam leczy tym raka a w polskich szpitalach nie chcą tego podawać (spisek) i inne takie magie - tzn mamy lek na wszelkie zło.
Dla mnie to chore. Chore jest jakiekolwiek wpadanie w skrajności. Ja jak jestem chora, często mam jazdy na kwaśne. Potrafię kilogram cytryny zjeść samej z siebie. Mam też zasadę walić w siebie duże ilości tabletkowej. Ale nikt mi nie wmówi że można ładować tego ile się chce bez żadnej konsekwencji. Nie wierzę żeby cokolwiek syntetycznego mogło nie mieć dawki szkodliwej. Nawet nadmierne zalanie organizmu głupią wodą, moze być niebezpieczne. A tu mówimy jednak o chemii.
Dlatego rozumiem zwiększenie dawki (nawet do ilości mega, ale nadal jednak z głową) w momencie kiedy zwiększa się zapotrzebowanie. Ale nigdy nie można zapominać o zwykłym, zdrowym rozsądku

dagnes - 2015-11-20, 00:33

Dieselko, masz rację, zdrowy rozsądek jest bardzo potrzebny, bo potrafi zastąpić brak wiedzy o rzeczach, które wykraczają poza naszą profesję/zainteresowania/możliwości. Wiadomo, że wszystko jest trucizną i nic nią nie jest w zależności od dawki.

Dodam dla jasności (albo zagmatwania ;-) ), że ja nie jestem przeciwniczką suplementacji jako takiej. Wręcz przeciwnie. Sama korzystam z niektórych suplementów jeśli wiem, że nie dam rady dostarczyć sobie czegoś, co mi akurat potrzebne w diecie. Suplementacja, jak wszystko co dotyczy naszego zdrowia, musi być robiona z głową i trzeba nieraz naprawdę dużo poczytać, żeby sobie nią nie zaszkodzić. A jak widzę kolejną wybuchającą "modę" na kolejne cudowne panaceum, które ma nas wyleczyć ze wszystkich chorób pod warunkiem tylko, że będzie się je jadło/piło "wiadrami", to mi ręce opadają i nawet nie mam już ochoty tego komentować.
Internetowy śmietnik jest pełny cudownych kuracji, cudownych diet i cudownych ideologii, wzajemnie się wykluczających żeby było ciekawiej, które obiecują gruszki na wierzbie pod warunkiem, że uwierzy się jakiemuś "guru".

Wracając do przerwanej opowieści o witaminie C chciałabym zaznaczyć, że faktycznie istnieją stany wzmożonego zapotrzebowania na nią i wówczas należy dostarczać jej sobie trochę więcej. Ale więcej nie oznacza dawek dla słonia.

Pogłoski o tym, że nadmiar witaminy C szkodzi nerkom mają dwa źródła. Pierwsze to badania pacjentów, u których witamina C spożywana już w dawkach kilkuset mg dziennie wywoływała wytrącanie się szczawianów w moczu, co skutkowało m.in. kamicą nerek. Jednak taka reakcja spotyka wyłącznie osoby z uszkodzonym szlakiem metabolicznym szczawianu, askorbinianu albo upośledzoną funkcją nerek. Osoby zdrowe nie wykazywały w badaniach zwiększonego ryzyka powstawania kamieni szczawianowych, a przynajmniej nie w badanych dawkach (do kilkunastu gramów dziennie w badanym okresie). Nikt jednak nie badał reakcji na spożywanie 30-60 gramów witaminy C dziennie ani mega dawek zjadanych dzień w dzień latami.
Drugie źródło bazuje na opisywanym w podręcznikach medycznych metabolizmie witaminy C i jej wydalaniu przez nerki po przekroczeniu określonego stężenia we krwi, przekraczającego możliwość filtracji. Bierze ono za analogię dobrze poznane zjawisko wydalania glukozy z moczem u cukrzyków po przekroczeniu jej stężenia we krwi zwanego barierą nerkową. Duże cząsteczki glukozy są wówczas wydalane przez nerki, co uszkadza kłębuszki nerkowe, gdyż glukoza jest przez nie "przeciskana" trochę siłowo. Niewydolność nerek jest w związku z tym częstym powikłaniem przy cukrzycy. Niektórzy przypisują witaminie C podobne właściwości, co jednak nie ma uzasadnienia w przypadku przebadanych dawek (i znów - nikt nie badał mega dawek spożywanych latami). Wydalanie witaminy C z moczem jest bowiem fizjologiczne (w granicach normalnego, możliwego naturalnie jej spożycia).

Jedną z najciekawszych kwestii w zakresie witaminy C u człowieka jest jej działanie w mózgu, bowiem kwas askorbinowy nie przechodzi przez barierę krew-mózg. Aby obejść ten problem, witamina C jest transportowana do mózgu w postaci kwasu dehydroaskorbinowego (DHA) czyli w formie utlenionej, "zużytej". Odbywa się to przy udziale transporterów GLUT-1 przeznaczonych także dla glukozy, takich samych jakie transportują DHA do wnętrza erytrocytów w celu regeneracji tego związku z powrotem do witaminy C (dokładnie opisywałam to tutaj). Po przejściu bariery krew-mózg DHA jest transportowany przez GLUT-1 do mitochondriów komórek w mózgu, gdzie przekształcany jest do kwasu askorbinowego czyli aktywnej witaminy C, mogącej pełnić swoje funkcje. Jak już opisywałam w linkowanym poście, transporter GLUT-1, gdy jest obciążony koniecznością przenoszenia nadmiaru glukozy, bo dany człowiek postanowił sobie odżywiać się wysokowęglowodanowo, to nie jest już w stanie transportować DHA. O ile poza mózgiem może to mieć mniejsze znaczenie dla tych, którzy i tak suplementują duże dawki witaminy C (bo wówczas odzysk zużytej nie jest konieczny, gdyż wciąż dostarczana jest duża ilość nowej z zewnątrz), o tyle dla mózgu jest to fatalne. Mamy tu bowiem aż dwie bariery, które skutecznie uniemożliwiają zaopatrzenie mózgu w witaminę C: ciągle przeciążone glukozą transportety GLUT-1 na granicy krew-mózg ograniczają albo blokują wchodzenie DHA do mózgu, a jeśli jakaś ilość jednak się tam przedostanie, to jest blokowana na granicy błony komórkowej i nie wchodzi do mitochondriów, gdyż mózg zasilany energetycznie wyłącznie glukozą (w dodatku w nadmiarze) także ma ciągle zajęte transportery GLUT-1. Jeśli DHA nie przedostanie się do wnętrza komórek w mózgu, to witamina C tam nie powstanie i mózg cierpi na jej niedobór. Brak tego podstawowego antyoksydantu i koenzymu warunkującego m.in. syntezę kolagenu ma oczywiście fatalne skutki dla mózgu, co przekłada się na odpowiednio szybko wzrastającą ilość chorób tego organu u współczesnych ludzi.
Wiadomo, że ograniczenie spożycia węglowodanów do niezbędnego minimum powoduje zmianę w systemie energetycznym mózgu, który zaczyna czerpać energię ze związków ketonowych powstających z tłuszczów. Związki ketonowe są bardzo dobrym paliwem dla mózgu i może on nawet większość energii czerpać z ich spalania. Oczywiście nie da się z dnia na dzień przestawić mózgu ze 100% glukozy (a tak to wygląda na "normalnej" diecie z ilością węglowodanów powyżej 60-100g dziennie - u różnych ludzi może to być inny poziom) na 60% związków ketonowych i próby dokonania tego zawsze kończą się słabością, otępieniem, a nawet omdleniem. Opisywane przez osoby przechodzące na dietę niskowęglowodanową stany złego samopoczucia i "ciężkości umysłowej" są powodowane nagłym odcięciem mózgu od cukru, który przez lata był do niego pompowany w nadmiarze i stanowił jedyne źródło energii. Dlatego zmiany źródeł energii najlepiej jest dokonywać stopniowo, a im się jest starszym lub bardziej chorym tym wolniej. Ale to już temat na inny wątek.

Reasumując - można zjadać sobie witaminę C "wiadrami", ale jeśli przy tym stosuje się dietę wysokowęglowodanową, to mózg i tak jej nie otrzyma albo otrzyma jej mniej niż potrzebuje.

sikora napisał/a:
Z tego co wyczytałam w necie, nikt tak naprawdę nie zrobił dużych badań na temat dziennego zapotrzebowania. Ponoć dawkę ustalono na ok 60-100mg ,o ile dobrze pamiętam , a badania wykonano na więźniach amerykańskich. Uznano, że ta dawka leczy szkorbut , więc wystarczy.
Tak naprawdę jest to dawka minimalna , potrzebna do życia, powinno się brać dużo więcej... od 2 g nawet do 10g dziennie ( tak jak ten noblista).
(...)
Linus Pauling jadł dziennie 16g i żył ponad 90 lat, pewnie też w zdrowiu umysłowym :)

Oczywiście dawka rzędu 60 mg dziennie to jakaś totalna bzdura. Szkorbut leczy, ale witamina C jest potrzebna też do wielu innych procesów niż tylko utrzymanie dziąseł "w kupie". Z drugiej strony te dawki kilkunastogramowe to przegięcie w drugą stronę, a wiem, że zaleca się też znacznie więcej.
Co do Paulinga, to coś wam pokażę. Tu macie wywiad przeprowadzony z nim przez niemiecką telewizję w 1991 roku, gdy skończył 90 lat (żył 93). Wywiad jest po niemiecku, więc dla nie znających tego języka poniżej napiszę w skrócie co L. Pauling tam powiedział (Pauling miał niemieckie korzenie, stąd jego znajomość niemieckiego, choć mówił z tym śmiesznym amerykańskim akcentem ;-) ):
https://www.youtube.com/watch?v=A0A6W9WSWC0

Dziennikarka najpierw zapytała Paulinga o tajemnicę jego witalności w tak zaawansowanym wieku. Odpowiedział jej, że na to złożyło się wiele okoliczności:
Ożenił się w wieku 22 lat i spędził ze swoją żoną prawie 60 wspólnych, bardzo szczęśliwych lat, unikając problemów, które dotykają większość ludzi. Powiedział, że miał w związku z tym dość bezstresowe życie, co jest bardzo ważne dla zdrowia. Do tego jego praca naukowa była bardzo owocna i przynosiła same sukcesy, co zwiększało jego szczęście. Równie wielkie znaczenie miał sposób odżywiania się. Jego żona była osobą niezwykle świadomą dietetycznie i dbała, by miał zdrową kuchnię. Bardzo wysokie dawki witamin zaczął brać w wieku 64 lat i jego zdaniem one również miały wielkie znaczenie.
W tym miejscu dziennikarka zapytała konkretnie o to, jakie witaminy i w jakich dawkach zażywa.
Pauling odpowiedział, że bierze dziennie 18 gramów witaminy C, 800 IU witaminy E oraz witaminy z grupy B w ilości stanowiącej około 25-krotność zalecanych dawek.
Na koniec powiedział, że jest przekonany, że można żyć dłużej zażywając witaminy tak, jak on to robi.

Zapewne można interpretować jego wypowiedzi na różne sposoby, ale dla mnie osobiście sprowadzanie sekretu 93-letniego życia Paulinga do jedynie 18 gramów witaminy C jest sporym nadużyciem. Ile żyłby gdyby nie zażywał tyle tej witaminy? Może dłużej... Jak bardzo na jego zdrowie wpłynęła dieta, brak stresów i ogólnie szczęśliwe życie? Toż to fundamenty zdrowia są. A może można powiedzieć, że Pauling żył 93 lata pomimo tego, że brał przez tyle lat 18 g witaminy C dziennie?
I tak patrząc na tego 90-letniego Paulinga wcale nie mam wrażenia jego bardzo wyjątkowego stanu w tym wieku. Pamiętam bardzo dobrze moją prababcię, która żyła prawie 90 lat (chyba 89 o ile dobrze liczę) i wiem, że w tym wieku można bez takich dawek witamin być w naprawdę dobrej kondycji fizycznej i psychicznej, po czym umrzeć nagle, bez choroby. A przecież mamy na świecie wielu stulatków i ponad stulatków.

monikasan napisał/a:
Jestem po lekturze książki Jerzego Zięby pt."Ukryte terapie,czego Ci lekarz nie powie" i tam zaleca się stosowanie wit.C w dość dużych dawkach.Gdy jesteśmy zdrowi to w granicach 4-15g/24 h w 4-6 dawkach,natomiast w stanach chorobowych np.lekkie przeziębienie nawet 30-60 g na dobę.Im bardziej jesteśmy chorzy tym większe dawki potrzebuje nasz organizm aby uporać się z chorobą.Pierwszym sygnałem,że nasz organizm już się nasycił wit.C jest lekkie rozwolnienie

Mam nadzieję, że moje wywody spowodują przynajmniej u niektórych czytających powyższe zalecenia chwilę refleksji przed zastosowaniem się do nich.

Wszystko o witaminie C napisałam na podstawie podręczników do biochemii i medycyny żywieniowej oraz opublikowanych badań. Nie będę produkować tu obszernej bibliografii, bo jest to wiedza powszechnie dostępna i każdy zainteresowany przy odrobinie chęci dotrze do tych publikacji, a dla tych, którzy zarzucają publikacjom naukowym oszustwo gdy te przeczą ich opiniom, nie warto tego robić. Tym razem napiszę tak: jeśli ktoś nie chce wierzyć moim słowom, to trudno, ja na tym nie stracę; a jeśli ktoś chce wierzyć albo sprawdzić, to łatwo dotrze do wiarygodnych źródeł.

olivkah - 2015-11-20, 10:17

A propos stulatków, zapowiadałaś kiedyś, że napiszesz coś o Okinawie.
Dieselka - 2015-11-20, 15:59

Zięba to ten od powiększania piersi hipnozą? Myślałam że on już takie majątki na tym zrobił, że nie bawi się zwykła medycyną :P

Co do tego że ktoś przeżył 90lat... Nie jest to jakiś wybitny wyczyn. Jest masa ludzi starszych. to że nie jest to normą uważam w znacznej mierze za sprawę genetyczną. Rodzina Lubego słynie z tego że mężczyźni są mocno długowieczni. Przy okazji są.... jak to on ładnie określa... "łobuzami" :P gwarantuje że styl życia jego pradziadków, dziadków czy nawet ojca, zabiłby mnie przed 40. Dziadkowie kolegi już są obydwoje grubo po 90. Czy w takim razie przypadek jednego człowieka, który prowadził sobie spokojne i szcześliwe życie ma być jakimś wyznacznikiem?
/oczywiście nie twierdze, że styl życia nie ma wpływu na długość czy jakość naszego życia ale nie jest to jedyny faktor. To jak z wódką - jeden pada pod stół po kieliszku a drugi po butelce/

Przypominam, że pewna kobieta po 100 zapytana o tajemnice swojej długowieczności, widziała ją w fakcie, iż całe życie była dziewicą.

Serio. Wiedza wiedzą i mocno się ona przydaje ale czasem wystarczy jedynie zdrowy rozsądek.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group