BARFny Świat Dieta BARF dla kota, psa i fretki. Naturalne i zdrowe żywienie zwierząt domowych.
Off Topic nieBARFny - Co decyduje że właśnie TO zwierzę z nami zamieszka ?
shana55 - 2013-07-29, 20:34 sliver_87
Moje NFO czarny Dragoman i kremowy Enka zwany Karmelek
Mam jeszcze trzy dachowce:
Mruczuś
Rafajel
Collin
gerda - 2013-07-29, 21:07 Piękne koty - jest co przytulać, ale i karmić shana55 - 2013-07-29, 21:14 Gerda
O tak mają razem 26kg więc jest co tulić i dziennie zjadają 860g mieszanki
I prawdę powiedziawszy to najtańsze jedzenie. Kiedyś jadły co innego dobrze, że ten okres mamy za sobą.Skipper - 2013-07-29, 22:06 Zarąbiaste kociszcza Sandra - 2013-07-30, 14:01 Wszystkie cudne, ale gdyby Drago był facetem ...nie opierałabym się ...może by mnie zechciał...
Kawał fantastycznego kota shana55 - 2013-07-30, 14:07 Sandro
I to czarne to było właśnie moje wieloletnie marzenie a jak popatrzy na mnie tymi swoimi oczyskami to eeehhh.... a Karmelek spadł nam z nieba, jak się śmieje moja córka Mruczuś to znajda a Collin to jego syn a Rafajel to jego wujek
harpia - 2013-07-30, 17:51 Dla mnie zwierzak musi mieć to "coś", tą iskrę, która wskaże mi, że ten konkretny zwierzak jest wyjątkowy, inny od reszty.
Nigdy nie wybierałam pupila bo ma głowę ładną, długie nogi czy kręcone wąsy, co najwyżej szukałam wymarzonej rudej fretki (która się koniec końców urodziła u mnie) czy innej o pożądanym ubarwieniu, ale to przez względy hodowlane.
Jeżeli mam wybrać sobie np. malca z miotu, który zostanie, będzie to ten, który pokaże mi swoją wyjątkowość bo są osobniki przepiękne, wzorcowe w budowie i ubarwieniu, cud miód, ale bez iskry, takie piękne pudełka z pustym wnętrzem, ile to miałam brzydkich, pospolitych fretek, które niby nie wyróżniały się niczym szczególnym, ale one miały coś w sobie, co kazało mi wybrać właśnie je. Do dziś tak mam, z każdym zwierzakiem bez względu czy ma sierść czy pióra.
Co śmieszniejsze lepiej czuję się w towarzystwie osób, które również mają coś przyciągającego w sobie, takie skrzywienie mam sliver_87 - 2013-07-30, 19:10 shana55, Enka to taki podobny do mojego Xelmiego!
chętnie bym wyprzytulała te Twoje futerka :):)
to może ja się moimi pochwalę :)
Koteczka moich rodziców:
Moje kotuchy:
Kocie portrety w wykonaniu mojego Taty.
kfiatek - 2013-07-30, 19:48 Ależ piękny portrecik pościelowy!shana55 - 2013-07-30, 19:53 sliver_87
Jakby nie był podobny, jak tatę mają tego samego Tylko Twój Xelmo bardziej kremowy jest, Enka ma za to więcej białego Te zdjęcia z hodowli co mi się udało zgromadzić to Ci poślę na maila
Pozdrawiam Sandra - 2013-07-31, 10:10 sliver, dorzuć jeszcze historie dlaczego właśnie te koty zostały wybrane, same foty w tym watku to za mało.
Same foty wstawiamy "Najciekawsze zdjęcia naszych zwierząt" http://www.barfnyswiat.or...341&view=newest
Shana tez bardzo skromnie opowiedziałaś....liczyłam, że każdy z Twoich pupili będzie miała odrębna opowieść
Od dawna liczyłam, że coś więcej nam zdradzisz.Sandra - 2013-07-31, 11:13 Tilia podrzuć foty jak cos masz, będzie łatwiej identyfikować.
Ty masz zawsze takie piekne kadry
Historie nie tylko kotów...wszystkich przedstawicieli FAUNY shana55 - 2013-07-31, 11:25 Sandro
To długa historia wzlotów i upadków zysków cudownych i strat rozpaczliwych i zaczynały się dawno temu, ale......mówią, że wszystko ma właściwy czas i miejsce.
Więc..... Kiedy odeszła moja ukochana koteczka a do dwóch lat jej troje cudnych długowłosych biało-czarnych dzieci, rok nie miałam żadnego kota Powodem było wirusowe zapalenie jamy otrzewnej i koty umierały na to masowo i nikt nie miał, kociąt do adopcji (to były czasy kiedy o hodowlach czytało się w gazetach), netu nie było a telefony zamiejscowe na poczcie się załatwiało Dzieci podrosły, mąż zmarł a ja z tęsknoty za futrem chwytałam się wszystkich możliwości, żeby w moim domu zagościł sierściuch. I wreszcie się doczekałam Kotka mojej mamy urodziła jedno młode, burego pręgowanego kocurka, dostał na imię Szirkan i był mój!!! I tak się zaczęła nowa historia kotów w moim domu. Następnego lata wracając wieczorem z psem od weterynarza znaleźliśmy na ulicy malutką koteczkę, była brudna i nie uciekała od nas, dała się wziąć na ręce i ułożyła do spania wiedzieliśmy, że już będzie nasza. W domu okazało się, że jest piękna, bura i centkowana, dostała na imię Miranda. Zauroczyła wszystkich nawet psy jadły jej z łapy ...... Stworzyli z Szirkanem piękną parę
Ich pierwsze dzieci to były bliźniaki Muszu i Matrix......ale to już inna historia. cdn....shana55 - 2013-07-31, 11:42 Tilia
Nie tylko o kotach ale i o psach i fretkach i wszystkich innych pupilach, które maja to "coś" co człowieka do nich ciągnie. Ja też tak dwóch psów się dorobiłam. Haidi sama przyszła do mnie to była 6-cio tyg. ratlerka, którą oddano z powrotem, bo podobno udrapała dziecko. Plątała się po naszej ulicy, bo właścicielka nie wiedziała co z nią zrobić. Wracałam do domu z zakupów a pies za mną, brat na nią tupnął mysląć, że odejdzie ale ona jak tylko drzwi otwarłam wpadła do kuchni i pod stół i siedzi i została była z nami 15 lat. A drugi pies Amisia też przez przypadek do nas trafiła. Ktoś wyrzucił z auta na naszej ulicy 5-cio tyg. szczeniaka, przygarnęłam co miałam robić. 15 lat była z nami Odwdzięczyła się miłością bezwzględną, była mamką wszystkich kociąt w domu, Miranda kociła się tylko w jej obecności Bedę obie sunie wspominać z czułością Tufitka - 2013-07-31, 12:19 Od zawsze chciałam mieć psa.
Było to w czasach, kiedy prowiant zdobywało się "kanałami", kobieta ze wsi przyjeżdżała i przywoziła mięso, nabiał. O karmach dla zwierząt wtedy nikt nie myślał. Mięso i wędliny były na kartki.
Znajomi rodziców przygarnęli sunię z dworu, która okazała się szczenna. Ja byłam w 5 klasie podstawówki. Zaglądaliśmy do nich często i wreszcie miałam swojego psa.
Pamiętam, była zima, Tata już podrośniętego szczeniaka schował za pazuchę kożucha, żeby psina nie zmarzła i taksówką odjechaliśmy do domu.
Mama kombinowała, żeby i pies miał co jeść. Rasowy kundelek Kuba. Był z nami/ z rodzicami 16 lat.
Później poszłam na swoje, mąż dziecko, życie bez męża z dzieckiem.
I tak historia się powtórzyła – zatoczyła koło. Syn chciał mieć psa. Powiedziałam, że będzie pies jak będzie w 5 klasie.
No i któregoś weekendu wybraliśmy się autobusem na Palucha. Po szczeniaka sunię.
Był początek kwietnia (chyba prima aprilis). Nie robiono takich szopek jak teraz.
Zaprowadzono nas i jeszcze kilka innych osób do pawilonu, gdzie były szczeniaki.
Powiedziano, że wyrosną z nich średnie i większe psy. Że trzeba szybko popatrzeć i wybrać, aby jak najkrócej mieć kontakt z psami (żeby ich nie stresować). Wprawdzie syn miał wybrać, ale jak szybko to szybko. Powiedziałam, że chcemy sunię. Brązową. No i siedziała taka taka gapcia pod oknem. Inne szczeniaki od razu podleciały do otwartych drzwi. I ta gapcia okazała się sunią i z nami do domu pojechała. Jest już z nami 13, 5 lat.
W zeszłym roku mój obecny TŻ zaczął mi wiercić dziurę w brzuchu, że chciałby kota może lepiej dwa (żeby samotny się nie czuł). Próbowałam ignorować prośby, bo jakoś do kotów nigdy nie miałam przekonania. Ale dziura się w brzuchu powiększała. Pomyślałam, że nie mogę zabraniać. Poczytałam o kotach o ich zwyczajach, zachowaniach, jak z nimi postępować itp. I się zgodziłam.
Tak się wąchaliśmy czy jedną czy dwie. Stanęło na tym, że będą dwie kotki (przyłożyłam tutaj psią miarę, że z suniami łatwiej). Niedoświadczona w kotach bałam się kocura, żeby w domu nie znaczył.
Teraz to i kocur byłby mi nie straszny.
Trochę się zgapiliśmy (ale to później takie ocknięcie przyszło), że tam gdzie Mama mieszka były małe kociaki i można było dwa wziąć. Na szczęście wszystkim im udało się znaleźć domy.
TŻ któregoś dnia dostał e’mail od koleżanki, że jej koleżanka przygarnęła kotkę (śliczną rudą Wandę), która okazała się kotna. Jak urodziły się kocięta, to dostaliśmy zdjęcia kociąt – żeby wybrać. Ja wybrałam swoją kotkę (Agrita). TŻ nie mógł się zdecydować. Jak się zdecydował, to okazało się, że kotka, którą chciał ktoś już wziął. Prowadził więc dalsze poszukiwania w necie. I znalazł. Kotka mieszkająca w Otwocku, przygarnięta przez ludzi okazała się kotna. I stamtąd pochodzi Migotka.
Do domu przyjechały tego samego dnia, wypuszczone w tym samym czasie z dwóch kontenerów stojących obok siebie w przedpokoju, żeby miały równy start na zadomowienie. Trochę to trwało, ale dogadały się. Na początku jadły karmy, których nazwy teraz wstydzę się wymieniać. Na szczęście (w nieszczęściu) raz się lekko struły i to dało mi do myślenia. Zaczęłam szukać innej karmy i tak trafiłam na forum. I zmieniłam sposób żywienia zwierząt. Nie tylko swoich ale i tych dokarmianych przez Mamę.
Kilka miesięcy temu (od jakiegoś czasu pomagam koleżance, która prowadzi Stowarzyszenie pomagające zwierzętom znaleźć domy czy poprawić ich warunki bytowe) zawitała do nas koteczka znaleziona na ulicy (złapała się na klatkę –łapkę). Miała 3 miesiące. Przez jakiś czas siedziała w lecznicy (była chora). Gdyby dłużej siedziała chyba coraz bardziej by dziczała. Trafiła do nas, ja z duszą na ramieniu – pierwszy raz mam do czynienia z kotem „z ulicy”. Trzeba rozpocząć socjalizację, żeby mogła z ludźmi mieszkać. Biało szara koteczka (jeszcze nie ma jej zdjęć w wątku powitalnym bo miała być tymczasowo– ale że się (tfu, tfu, tfu wszystko na to wskazuje) dogadała z rezydentami - to zostanie na prośbę syna) ostatecznie o imieniu MaLusia. Na początku siedziała w klatce kanelowej (na szczęście tylko kilka dni). Jak się ją brało na ręce, to syczała na zbliżająca się rękę do niej i wciskała się najdalszy kątek klatki. Powoli, pomału szliśmy do przodu. Teraz nie do poznania. Barfa najbardziej lubi z całej trójki. Jest nasza, kochana, musi się jeszcze nauczyć, żeby nie wbijać za mocno pazurów podczas zabawy (no i pewnych zachowań uczą rezydentki – szczególnie Migotka). Za niewłaściwe zachowanie w stosunku do nas czy do nich mała dostaje łapą z syknięciem). Lubi się bardzo bawić sama czy z człowiekiem. Niektóre zachowania przejęła do jednej kotki inne od drugiej.
No i mieszkamy sobie we trzy osoby z 4 zwierzątkami. Sunia (Tija) i trzy kotki (Agrita, Migotka i MaLusia).