BARFny Świat Dieta BARF dla kota, psa i fretki. Naturalne i zdrowe żywienie zwierząt domowych.
Off Topic nieBARFny - Kochane niewygody, "odzwierzęce" kontuzje
Snedronningen - 2013-11-05, 08:13
Dieselka napisał/a:
Oczywiście w takiej sytuacji nie ma mowy o utrzymaniu ale że człowiek zawsze durny, to się starał - naderwane mięśnie to nic dla mnie nowego :P
Wybiła mi tylko bark. Suka na smyczy nie ciągnie, chodzi ładnie, można na nitce prowadzić przez 99% spacerów. Ale jak pociągnie to zawsze w taki widowiskowy sposób i cąłą sobą (masa cielska + osobowość).
Królową wszechświata i okolicy równeiż miałam przyjemność mieć w domu. Pobudka z samego ranna, bo jaśnie pani oto wychodzi na dwór. Ale ona sama nic nie robiła, siadała i tak patrzyła, że człowiek od razu robił to, co jaśnie pani sobie zażyczyła. Po kilku jej budzeniach już sie anuczyłam wstawac o jej godzinie, bez budzika i bez jej powiadamianie, że oto już wstała. Najpierw siadała na mnie i waliła łapą po twarzy, jak udawałam, że śpię to łaziła po pokoju i zrzucała te rzeczy, na których mi najbardziej zależało, bezczelnie sprawdzajac czy dalej mam zamiar udawać, że śpię. W ostateczności wkakiwała pod kołdrę i gryzła w łydkę, zawsze się podrywałam z dzikim krzykiem, bo robiła to naprawdę mocno. Zawsze wtedy wyglądała jakby sie uśmiechała a cały jej pysio zdawał sie móić "i co? dalej śpisz?".
Psa tez nam przeszkoliła. Ona przecież nie bedzie leżała na łózku z kimś takim jak pies. Co to, to nie. Suczydło jeszcze młode, około półroczne. Behemot wskoczyła na łóżko i z lubością ugryzła w brzuch. Od tej poery suczydło podchodząc do łóżka sprawdzało, czy zołzy nigdzie w pobliżu nie ma.Dieselka - 2013-11-05, 09:17 Ja ma codzienne wstawanie o 6:00
Dzika ma tak donośny głos, że umarłego by obudziła (Królowa Kocica, wystarczyło że patrzyła. Tylko jak naprawdę mocno spałam to ryczała).
Tak się drze z samego rana, że nie ma mowy żeby to przespać. Ona musi koniecznie, w tej chwili wyjść. Bez różnicy jest czy ma przejść z domu na dwór, czy z dworu do domu. Po prostu jaśnie Pani ma chęć przestąpić próg.
Żeby nie było, nawet za zamkniętymi drzwiami wejściowymi (które są dokładnie po skosie od mojego łóżka - czyli już dalej się nie da) ją słychać. Ale w lecie wpadła na lepszy pomysł. Wyczaiła że mam okno (na 1piętrze!) otwarte i tam się ustawiała z mordą - lepszy efekt miała :P
Oczywiście jakieś 20min po Dzikiej (czyli jak mi się znowu błogo zrobi) tą samą akcje zaczyna Obca....
Aż się boję co będzie jak Rude urośnie.....NinaWi - 2013-11-05, 09:58 O kurczę!
A ja myślałam, że mam na co narzekać, jak Celesta tylko czyha w nocy aż się przebudzę, by na mnie wskoczyć, zacząć ugniatać i mruczeć żebrząc o głaski.
Ale jak 5 kilo Kotała na mnie spało, to faktycznie cały następny dzień moje plecy chciały umrzeć Snedronningen - 2013-11-05, 10:05 Kotka, która teraz jest z nami niby spokojniejsza ale inne głupoty urządza. To taki kot sprytny technicznie jest - otwieranie szafek, drzwi, szuflad, okien, etc. Jak Jaśnie Pani miała talerzyk na misce, zeby nikt nie wyjadł to patrzyła żeby zdjąć. Jaruha ściąga sama. Neistety suka obecna również sprytna techniczne. Nietety jedna uczy się od drugiej i wspólnymi siłami mogą wszystko - łącznie z otwarciem lodówki, z którą ja mam problem czasami, kuchenki mikrofalowej i wszsytkeigo czego tylko dusza zapragnie.
Jaruha jest prawdziwym dachowcem. Ona nie wychodzi drzwiami, bo to mało widowiskowe. Wychdozi się zawsze oknem na piętrze i beiga po spadzistym dachem, aby dostać się na garaż - siatkę - dach sąsiadów- obiec tak najlepiej pół osiedla aby dojść na łąki. Droga powrotna wyglada tak samo. A ja tylko patrzę z przerażeniem i czekam na zawał.dagnes - 2013-11-05, 10:41
gerda napisał/a:
No i fajnie, bo koty to się tylko plączą pod nogami jak się niesie miseczkę z mięskiem (oj trzeba uważać)
No to chyba nie znasz wszystkich możliwości kotów .
Mój łobuz ma dwie ulubione zabawy, które przynoszą mu najprawdopodobniej ogrom radości, a im więcej szkód zrobi człowiekowi, tym radość większa.
Zabawa nr 1: gdy ktoś z nas robi coś na klęcząco lub w kuckach, to z rozbiegu wskakuje na plecy delikwenta, wydając przy tym tzw. "okrzyk wojenny". Po odbiciu się od pleców ucieka szybko i chowa się gdzieś, żeby go nie dosięgnąć (wie skubaniec, że nabroił). Takie niby nic, ale 5,5 kg kota działającego z siłą boczną z rozpędu już nie raz mnie przewróciło. Co tam mnie, bo ja do olbrzymów nie należę, ale i panowie byli przewracani! Najczęściej udaje się Pedrowi mnie przewrócić w ogrodzie, gdy np. plewię, przycinam lub sadzę jakąś roślinkę. Wówczas zaskoczenie jest największe bo nie słychać drania jak biegnie po trawie. Raz wylądowałam twarzą w różach .
Zabawa nr 2: wyskakiwanie z przyczajenia zza rogu lub zza framugi drzwi na moje nogi, ale tylko wtedy gdy niosę jakieś naczynia z jedzeniem - typu dwie pełne szklanki picia, talerz z zupą, ale też i zwykły, niepłynny posiłek. Ta małpa celowo się zaczaja i albo przebiega tuż przed nogami, albo wskakuje i odbija się od tych nóg. Niewylanie lub niezrzucenie talerza na podłogę nie jest możliwe w takim przypadku. Wiem już o tym od dawna i sprawdzam, przystaję przed przejściem przez drzwi, rozglądam się za skubańcem, ale on i tak wyskoczy na mnie zawsze wtedy, gdy akurat zapomnę sprawdzić, czy czegoś nie planuje .ciocia_mlotek - 2013-11-05, 13:24 Cieszę się z tego wątku. Dobra kupa śmiechu.
Ja dziś zostałam ugryziona w nos. Właściwie uszcypnięta bardziej, tak z doskoku. Nadal boliisabelle30 - 2013-11-05, 14:36 Pominę zwierzaki z dzieciństwa…
Życie dorosłe rozpoczęły myszy kolczaste. Bardzo sympatyczne stworki, bardzo boleśnie kłujące w paluchy. Zaczynały czynności życiowe nocą, ale zawsze odczekiwały Az pójdziemy spać. Nic to, że stały w drugim pokoju, nic to że tam było ciemno… ożywały zawsze mniej więcej pół godziny po tym jak osiągnęliśmy stan błogiego odlotu… nabierając mocy, powoli, rozlegały się naprzemiennie dudnienie i odgłos przerabiania drewnianego domku (zrobionego własnoręcznie poprzez wydrążenie z dużego pnia) na drzazgi… i tak do bladego świtu.
Jak myszki pożegnały się z żywotem swoją działalność rozpoczęła Niunia. Mały, słodki królik miniaturowy. Jak na miniaturkę przystało osiągnęła nieco ponad kg wagi i jej najulubieńszym zajeciem było wskakiwanie na mój brzuch z odległości ok. 4 metrów (taką długość miał pokój od komody do kanapy, na której w pozycji leżącej miałam zwyczaj drzemać przy akompaniamencie TV. Zginałam się wtedy w równiutką literkę V – takie opakowanie cukru rzuconego z dużej odległości, zaopatrzonego w 4 ostre nóżki a każda z nóżek miała szpileczki…
Raz nawet udało mi się przysnąć na dywanie – efektem tego było ładne przystrzyżenie moje grzywki tuż przy skórze…
Niunia uwielbiała także biegać slalomem miedzy nogami osoby idącej przez mieszkanie. Dzięki temu żyliśmy bez pośpiechu, poruszając się z gracją i wdziękiem baletnicy. Szczególnie to było przydatne gdy w czasie ciąży musiałam natychmiast udać się celem opróżnienia przepełnionego pęcherza…
Brutus – ten ma na koncie znacznie dłuższą listę umilania życia mojego.
Jako szczeniak przez parę miesięcy próbował ze wszystkich sił władować się ze mną do wanny… a dziecko moje wyciągnąć z wanny za włosy.
Jak mu przeszło to zaczęło się stróżowanie tuż obok wanny… wyjście z kąpieli stało się niemożliwe czasem.
Kładzenie się w formie kloca zawsze pod nogami – jest nagminne. Szczególnie gdy jestem w kuchni i nie mogę otworzyć zamrażalnika ani zmywarki. Trzeba kloca 40kg przesuwać. Jak mam dość – otwieram szufladę i wyjmuję z niej tasak – zawsze działa.
Gdy był młodziakiem trzeba było nauczyć się chodzenia na luźnej smyczy i wracania na przywołanie. Odbywało się to szczęśliwie porą zimową
Naukę postanowiłam rozpocząć zaraz po tym jak piesio kochany mając 10 metrów zwykłej smyczy usłyszał szczekanie znajomej suczy… ale jak już ktoś wspomniał ze strony przeciwnej. Ja w naiwności swojej wtedy myślałam, że utrzymam… i poznałam przyjemność latania po raz pierwszy – od Małysza różniłam się tylko tym, że ręce miałam wyciągnięte do przodu… lądowanie – oczywiście twarzą w dół.
Jako pierwsze zakupiłam linkę treningową – linka średnicy 20mm… Gdy Brutusik zobaczył kotka i ruszył przed siebie – niewiele brakowało a prawą rękę miałabym 4 palczastą. Miałam wtedy takie bardzo ciepłe i grube rękawice łapy – rękawicę przecięło na wylot.
Po tym incydencie zamieniłam linkę na szeroką taśmę…
Wyprodukowałam długą taśmę – 30m którą ciągał za sobą. Poznałam odczucia w czasie swobodnej lewitacji… taśma owinięta nieopatrznie wokół kostki była na porządku dziennym. Nie ma lepszego uczucia niż poczucie że z nagła straciliście kontakt z podłożem i unosicie się nad ziemią. Potem lądowanie – zawsze twarzą w zimnej i mokrej zaspie.
Ulubionym zajęciem podczas leśnych spacerów jest taplanie się w błocie. Skoro on ma przyjemność, z miłości wielkiej do mnie zawsze musi się ową przyjemnością z mamusią podzielić – trzepanie tuż przy mnie na porządku dziennym.
Latem zawsze pieseczek zadba o to by mamusię schłodzić – szuka z wielkim poświęceniem wody a jak znajdzie, biegnie radośnie i trzepie się tak, aby mnie zmoczyć od góry do dołu.
Największym wyczynem Brutsuia było zbiegnięcie z górki w dzikim szale z gabarytową koleżanką, wprost do mnie. On się zatrzymał – koleżanka wpadła mi w nogi – historię mojej nogi znają już wszyscy – ale przypomnę – 9 dni w szpitalu, operacja, 4 śruby stabilizujące, gwóźdź śródszpikowy na długości piszczela, 12 tygodni leżenia, 7 miesięcy rehabilitacji… i czekamy na kolejną operację.
Nie wspomnę nadeptywania całkiem przez przypadek na gołą stopę… odwracania łba z otwartym pyskiem zawsze gdy akurat się schylam i mam twarz na jego wysokości, kopania i wierzgania (ma łaskotki dziad jeden) w czasie pielęgnacji stópek (dwa razy podbite oko), dziękowania za wspaniały posiłek w postaci soczystego chlaśnięcia po twarzy zawsze po zjedzeniu michy przemielonego, tłustego łososia.
Życie ze zwierzakiem jest zdrowsze, prawda to!Mania - 2013-11-14, 18:19 Melduję, że dzisiaj miałam awaryjne lądowanie, podcięły mnie psy na spacerze. Efekt: jedna nadwyrężona łapa (już przeszło ) a u mnie: całe nogi w siniakach, obity tyłek, wybita kostka. A jaką miały zabawę jak się próbowałam pozbierać...
Iza napisała o myszach kolczastych i obudziła złe wspomnienia. Też je miałam, były urocze, aż do dnia, kiedy nie zauważyłam, że się myszka okociła i włożyłam rękę do klatki jak zwykle.
Przez następne 20 minut biegałam po domu z myszą wczepioną w palec tak, że zęby zgrzytały o kość z dwóch stron, krew się lała jakbym sobie ten palec odcięła. Nijak nie dało się jej skłonić do rozwarcia szczęk. Mysz przeżyła , w końcu się poddała i puściła, ale paznokieć mi zszedł w całości i nie goiło się zbyt pięknie.koniczynka - 2013-11-14, 18:40 Ozzy ma "głupi" nawyk wylizywania, a co najgorsze, wygryzania w atakach czułości do mnie. Przez to jego wygryzanie jak się mi nie uda uniknąć to chodzę w siniakach. Dzisiaj jak sprzątałam klęcząc na podłodze chciał mi skalp ściągnąć tym wygryzaniem :P To samo robi z kotem dopóki za bardzo się nie wkręci i nie dostanie po łbie :D Raz też Ozzy kotłował się ze swoją koleżanką Rodesianką i wpadli mi prosto na nogi, a któreś centralnie uderzyło mnie z rozpędu głową w kolano. Z bólu zobaczyłam gwiazdki przed oczami, a na kolanie był piękny krwiak.isabelle30 - 2013-11-14, 18:46 Uwazaj na przyszłość - to się moze niefajnie skończyć. Ja do tej pory jeszcze nie odzyskałąm sprawnościkoniczynka - 2013-11-14, 18:56 Pamiętam Twoją nieprzyjemną historię... Masakra z jaką siłą wpadają na człowieka dwa kotłujące się psy.Mania - 2013-11-14, 19:11 Iza, rzeczywiście Twoja przygoda jest jakoś mało śmieszna w porównaniu z pozostałymi
Mi się nic poważnego nigdy nie stało, ale takie uderzenie może zmiażdżyć kolano spokojnie. Moja znajoma ma poważnie uszkodzony kręgosłup po takich psich zabawach, inny kolega psiarz zerwane więzadła w kolanie.isabelle30 - 2013-11-14, 19:15 W sumie było nawet śmiesznie - jak teraz z perspektywy na to patrzę... wakacje w łóżku, zero obowiązków, pół roku wysypiania sie... przez pierwsze 2 tygodnie po operacji życie na prochach - nawet polubiłam te rózowe słonie tańczące na ścianach Wilga - 2013-11-14, 19:51 To ja mam historię w której rolę główną gra jeden z freciaków odebranych w ramach interwencji (OTOZ animals, SPF, azyl dla fretek) z wyjątkowo paskudnej pseudohodowli:
Aby oswoić wyrostki z interwencji na zmianę bierzemy je do sypialni na kilka dni i każdego kolejno uczymy kontaktu z człowiekiem. Którejś nocy gdzieś koło 02.00 budzę się i widzę koło siebie mordkę wyrostka. Nie lubię jak obce fretki zbliżają mi się do twarzy więc przestawiam malucha dalej w nogi i kładę się z powrotem spać. Nagle słyszę krzyk BALROGA. Widzę że podrywa się z łóżka a na poduszkę leci struga krwi. BALROG biegnie do łazienki a ja za nim. Wyciągam z łazienki wyrostka który zjawił się tam przede mną, zamykam drzwi i odwracam się do Pawła. Cały nos, usta, policzki i broda są we krwi - mały diabeł przegryzł mu nos i wargę. Na szczęście krwotok ustaje i obywa się bez wizyty na ostrym dyżurze. BALROG zmywa krew z twarzy a ja naklejam u plasterki zastępujące szwy (całe szczęście były w apteczne). Ból musi być koszmarny bo Paweł decyduje się na środki przeciwbólowe. Zamykamy zwierzaka do klatki i wracamy do dość nerwowego obecnie snu...Sandra - 2013-11-14, 20:13
ciocia_mlotek napisał/a:
Cieszę się z tego wątku. Dobra kupa śmiechu.
....no nie wiem.....czy taka kupa wielka To jakiś horror
koniczynka napisał/a:
Z bólu zobaczyłam gwiazdki przed oczami, a na kolanie był piękny krwiak.
Mania napisał/a:
....myszą wczepioną w palec tak, że zęby zgrzytały o kość z dwóch stron, krew się lała jakbym sobie ten palec odcięła
Wilga napisał/a:
Cały nos, usta, policzki i broda są we krwi - mały diabeł przegryzł mu nos i wargę.
isabelle30 napisał/a:
9 dni w szpitalu, operacja, 4 śruby stabilizujące, gwóźdź śródszpikowy na długości piszczela, 12 tygodni leżenia, 7 miesięcy rehabilitacji… i czekamy na kolejną operację.
Moje potwory są wobec tego co opisujecie aniołami...wcześniej myślałam, że nie, a jednak są .
Wobec tego i ja się ciesze, że ten wątek powstał i nie będę narzekać...na moje futra jak cos zbroją.