Poznaliśmy się już w Powitalni, teraz czas, abym zaczęła powoli zapisywać naszą ścieżkę przez BARFne gąszcze :)
Szczyl ma aktualnie 11 miesięcy i od małego karmiony był bezzbożówkami (Orjen, Purizon, TOTW). Każdą z tych karm jadł chętnie na początku, a potem robił łaskę, że w ogóle podchodził do miski - ot, niejadek.
Czasem w formie gryzaków dostawał szyjkę indyczą, kurze łapki, suszone żwacze, penisy wołowe...Surowym mięchem pluł dalej niż widzi. Na razie wciąż się z tym zmagam.
Szczyl waży 22 kg, prowadzimy dość aktywny tryb życia (planujemy zrobić z niego psiego sportowca - ma jakieś tam predyspozycje do frisbee, a obedience robię ja, z zamiłowania). Wg obliczeń wyszło mi, że powinien dziennie dostawać 660g jedzenia, planuję to podzielić na dwa posiłki.
Zaczynamy kursem standardowym, dzień głodówki za nami, przed chwilą (głównie dlatego, że głód mu z oczu wyglądał i chodził po domu i smęcił, że głodny, że umiera, że żołądek przeżera...) dałam mu pierwszą porcję żwaczy ( około 250g). Wciągnął nosem, co cieszy mnie niezmiernie, szczególnie, że delikwent znany jest z dość wrogiego stosunku do wszelakiej surowizny. Może to kamień milowy?
Mam dokumentację zdjęciową, ale w jakości parszywej, bo robione telefonem a dziś u nas ponury październik słotny.
W każdym razie na tą chwilę wygląda sprawa obiecująco, kolejna porcja rozmraża się na lodówce (na lodówce, gdyż na blacie niebezpiecznie kusiła wyżej wymienionego :P).
A tutaj krótka historia obrazkowa (od momentu przyjścia paczki ze żwaczami do wyzerowania michy):
czy to prawda, że mięso zamrożone powinno się rozmrażać w lodówce?
jakoś tak mi się wydaje
ale może to tylko jeden z mitów gdzieś tam zasłyszanych
Tak czytałam, tak zrobiłam i....teraz mi śmierdzi treścią żołądka w lodówce, mimo, że w misce rozmrażałam - powędrowały żwacze na parapet. Z innym mięsem nie będzie tak źle, ale akurat w tym przypadku ogłaszam fiasko :P
Melduję, że żwacze przyjęte, bez zwrotów (ani z przodu, ani z tyłu - był jeden, maleńki "dowodzik" na spacerze, twardy i całkiem foremny - podług słów męża mego :) ).
Dziś owszem, kupa była - jedna normalna, druga luźniejsza, i pod koniec nieco się męczył ją wyciskając...ale...francuski piesek zrobił numer identyczny jak przy suchej karmie "3 dzień to samo? To ja nie jem" Olał pełną michę i poszedł sobie. Więc ja również olałam, będzie miał na później. No ale nie sądziłam, że takie "pyszności" również zostaną zignorowane...
BARFujemy już od niemal tygodnia, ze żwaczy przeszliśmy na razie mielone wołowe ( teraz już z chrząstkami, wcześniej było samo mielone). Na razie jedzone jest chętnie - ze względu na wyciskanie kupy z siebie, dodałam mieszanki warzywnej - po zabełtaniu całości jest wcale nieźle jedzona :) Jutro planuję pokroić już wołowe z prawdziwego zdarzenia i pierwszy posiłek podać wymieszane mielone z kostkowanym, a drugi już same kostkowane, trzymajcie kciuki!
Fretki na razie cisną na oparach TOTW, bo one z kolei mielonego jeść nie będą, to im uwłacza :P
Ale mamy jeszcze jednego towarzysza barfującego - w piątek wieczorem wszedł do naszego domu Kot. W wieku poniżej pół roku. Po prostu jak wracałam ze spaceru z psem usłyszałam miauknięcie, schyliłam się...i na ramiona wszedł mi kot. Po czym pewnym krokiem kilogramowego ciałka wszedł do przedpokoju. I na razie ani myśli wychodzić, więc ciśnie mieszanki barfowe razem z nami (przeplatam mu takie jedzenie z resztkami TOTW, bo jednak jak pójdzie do nowego domku, to może nie być szans na barfa...).
Oto ekipa czekająca na śniadanie przedwczoraj:
Dziś pierwszy raz od momentu wprowadzenia żwaczy pies wpieprzał jedzenie aż się kurzyło - ale zrobiłam mu po prostu smaczną kolację - 330 g mielonej wołowiny z chrząstką (tłuściutka!), mieszanka warzywna, łyżeczka masła, żółtko jaja i trochę oleju z łososia :)
Powiedzcie mi - co zrobić, jak pies będzie pluł mięsem nie mielonym? Na razie podawanie surowizny właśnie pokrojonej tak się kończyło...
Niestety kicia nie może zostać, natomiast na pewno będzie miała dobry dom (oby kot-rezydent ją przyjął bez problemu...).
Dziś kot zjadł wielką michę kawałków policzków wołowych :p
No i jest problem - szlachcic pies nie chce jeść kawałków mięsa. O ile mielone przyjmowane jest już całkiem bez problemu, to surowe kawałki mięsa są wylizywane z oleju/masełka i wypluwane do miski na podłogę. Macie jakieś pomysły co robić?
Pański pies, pies go trącał - to co nie zjadł na śniadanie dostał na kolację - na razie modli się nad miską - spokojnie, ja mam czas, więc jak nie zje, dostanie jutro
No i mam problem - szczyla ewidentnie obrzydza mięso surowe. Jak go chwalę, że podchodzi do miski to bierze mięso do pyska, miele, miele ozorem, po czym wypluwa. próbuje zgryzać, mamle, mamle i po prostu wypluwa. Nie do końca wiem, co robić, czy rezygnować z Barfa czy go dalej przegłodzić (ma 11 miesięcy, teraz jest drugi dzień głodówki).
spróbuj pokroić na mniejsze kawałki -to co mu dajesz
jeden z mich psów, który ma naprawdę dobre zęby i bez problemu gryzie kości -kilka dni się uczył jak pogryźć surowe mięso -nie umiał sobie poradzić
ja mu kroiłam na mniejsze kawałki,niż drugiemu psu a on jeszcze obserwował drugiego psa -no i się nauczył; jak gryzł normalnie , tak jak do tej pory gotowane, to to nic nie dawało i nie dało się przełknąć -więc wypluwał -ale zachwycony zjadał jak mu zabrałam i pokroiłam na mniejsze kawałki
jak obserwuję drugiego psa, jak - to takie większe kawałki, np z ćwiartki kurczaka , to on nie tyle gryzie, ile rozszarpuje - czyli nie bierze tego wszystkiego do pyska, tylko sobie przytrzymuje i odszarpuje mniejszy kawałek od większego
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Nie możesz ściągać załączników na tym forum