BARFny Świat Dieta BARF dla kota, psa i fretki. Naturalne i zdrowe żywienie zwierząt domowych.
Kącik behawioralny - Kolejny kot w domu - blaski i cienie dokocenia
zenia - 2015-07-31, 07:53 a do mnie tez ostatnio przybył nowy
juz dobre kilkumiesięczny,prawie duży
dorosłe baby o cudo przyjęły towarzystwo bez bólu
Bocian która gnębi nowych łagona jak baranek,Cayetana śledzi nową postać w kuwecie,policzkuje przy byle okazji
ale jest dobrze
najstarsza Ryska jak zawsze ma w nosie
wyjatkowo łagodne dokocenie ,jak nigdy odpukaćapple - 2015-10-06, 19:01 Kochani, może ktoś potrafi mi coś doradzić?
2 tygodnie temu znalazłam dorosłą kotkę - ok. 3-letnią.
Chciałabym zintegrować koty, jednak kotka panicznie boi się mojego Rudolfa.
Cały czas je izoluję, gdy robię szparę w drzwiach, Mała trzyma się na odległość ok. 1.5 m od drzwi, syczy i burczy.
2 x wzięłam Rudolfa w szelki i skonfrontowałam koty.
Za każdym razem Mała cała skulona, z uszami położonymi, wycofywała się mm po mm a Rudolf posuwał się do przodu w tym samym tempie. W którymś momencie Mała rzuciła się do ucieczki a Rudolf za nią (oczywiście szelki go zatrzymały bo myślę że byłoby niedobrze).
Gdy skonfrontowały się przez szybę, nastąpił atak.
Rudolf jest kotem, który wobec innych kotów nie ma neutralnego podejścia.
Gdy inny kot się go nie boi, on czuje respekt i zachowuje się normalnie.
Jednak kot, który się go boi (dużo kotów czuje przed nim respekt, bo jest duży) wzbudza w nim agresję.
Z drugiej strony gdy w uchylonych drzwiach podam ze 3 chrupki które Rudolf kocha, wydłubuje je łapą (Rudolf) i mruczy przy tym ze szczęścia.
Na Małą nie zwraca wtedy uwagi a ona siedzi "przycupiona" w odległości i syczy profilaktycznie.
Dzisiaj gdy Rudolf tarzał się w piórkach z walerianą na podłodze w sypialni, otworzyłam drzwi na pełną szerokość - Mała siedziała pół metra od drzwi i dokładnie się widziały. Rudolf jednak miał w nosie Małą bo waleriana była ważniejsza.
Mała nosi od jakiegoś tygodnia obróżkę feromonową, podaję jej też Zylkene.
Bardzo chcę ją zostawić, jednak wiem, że szanse na to są niewielkie o ile jakiekolwiek.
Może ktoś mógłby mi coś doradzić? (wiem, że to nie wygląda dobrze, ale może ktoś coś…)carlla - 2015-10-07, 10:05 apple,
może spróbuj z jakąś siatką, a nie za szybą, lub zamkniętymi drzwiami,
U mnie jak przybył do domu Rudy(avatar) zastawialiśmy otwarte drzwi złożoną metalową suszarką do ubrań i tak:
ON 1,5 roczny, ogromniasty i agresywny buszował po całym domu
Kocica wtedy 15 letnia i Kocur 12 letni wyprowadzili się za wersalkę w zasuniętym suszarką pokoju. Było i fuczenie i warczenie i cały repertuar ale zza krat...
Czytałam gdzieś, że tak powinno się zapoznawać niechętne do siebie koty. Muszą się słyszeć, widzieć, i czuć swój zapach.
Nawet po łbach niech się obiją - ale zza krat.
Taki nowicjusz dla którego i tak jest "strasznie" będzie się czuł bezpieczniej,
a tubylcowi się wreszcie opatrzy i znudzi. apple - 2015-10-07, 19:24 Carlla,
Dzięki za odzew.
Muszę faktycznie zamontowac cos w drzwi, mam nawet idealnie nadajaca sie metalowa kratke.
Ciekawa jestem, ile czasu trwala u Ciebie integracja?
Mała oprocz relacji z Rudolfem nie czuje sie niepewnie.
Od pierwszego wieczoru poczula sie jak u siebie w domu.
Jadla, korzystala z kuwety i "wywalała" brzuszek do miziania mrucząc przy tym rozkosznie.
Rudolf na poczatku zareagowal agresja na jej widok, teraz gdyby nie to, ze Mała pokazuje strach tez pokazywalby ze ma ja w nosie.
Mam dwa koty zyjace obok siebie i tak naprawde to ja jestem najbardziej poszkodowana bo zajmuje sie kazdym oddzielnie, zamykam jedne drzwi, otwieram drugie, wypuszczam na zmiany do ogrodu (Małą pod nadzorem) itd.zenia - 2015-10-07, 19:34 im dłużej one będą oddzielnie tym lepiej
tylko żeby wiedziały o swoim istnieniu,ale nie miały kontaktu
nie zostawiać ich samych na wolności,gdy wychodzisz
musisz przetrzymać tyle ile sie da
nie ma nic gorszego niż jakieś ostre starcie,potem trudno wyprostowac sytuację
zalezy od danych egzemplarzy
ja miewam stado zmienne,czesto też dokacam sie kotami już starszymi-8 mieś,bywały i gościnnie bardzo dorosłe kocury,kilku letnie
mam kotki o różnej tolerancji na nowych
i juz zaobserwowałam,że im dłużej nowy jest izolowany,niewidziany zza drzwi,nawet ze 2 tyg,tym lepiej go potem tolerują"naocznie"
ale i tak te oporne maja baczenie na nowego,więc trzeba mieć oczy naokolo głowy
bardziej też nalezy dopieszczac domowników,żeby wiedziały że ten obcy nic nie zmieni w ich zyciu,u mnie tak to działaapple - 2015-10-07, 19:50 Zenia,
Dzięki, wlalas troche otuchy w moje serce.
One wlasnie juz ponad dwa tygodnie tak egzystuja obok siebie i ani mi w glowie je puszczac do siebie. Na razie to wykluczone. Z tym, ze widza sie i slysza - przedzielone drzwiami ze szpara.
Teraz wstawiam te kratke zeby mogly bezpiecznie w pelni widziec sie, slyszec i czuc.
Zobaczymy, powalcze bo mi zalezy.carlla - 2015-10-07, 21:36 apple,
Moje doświadczenia z dokocaniem w domu są bardzo różne:
Kot Maciej miał 5 lat jak znalazłam 3 miesięcznego kociaka ze złamaną przednią łapką.
Kociak został poskładany i przez 2 m-ce nosił usztywniacz w pozie salutującego oficera SS.
Przez te 2-mce Kot Maciej chciał obedrzeć ze skóry malutkiego Szoszonika (kociak został u mnie).
Po tym czasie odpuścił.
Kot Maciej i Kot Szoszon /15 i 10/ czyli już stare kocury. Znalazłam 2 szt 2 tygodniowych kociąt i przytargałam do domu.
Kot Maciej oszalał z wściekłości. Nasikał do szafy. Warczał, prychał, nie spał… Wychodząc do pracy zamykałam kociątka w pokoju (a dodatkowo w koszu na bieliznę zastawionym krzesłami), tak się o nie zamartwiałam. Trwało to "tylko" 2 tygodnie.
Kot Szoszon natomiast miał maluchy w poważaniu.
Została u mnie czarnulka Bunia.
Kot Szoszon i Kotka Bunia /12 i 6/ przytargałam do domu maluszka Kićka – ŻADNYCH PROBLEMÓW
Kiciek i Bunia /12 i 15/ 3 lata temu przytargałam 1,5 rocznego Rudego /o nim w moim poście w powitalni/ agresywny, silny charakter, zagonił moje staruszki do jednego pokoju.
Odpuścił po roku !!!
Nie mam niestety recepty na pogodzenie kociastych. Nam się wydaje, że to tak fantastycznie byłoby od razu z dwoma na kolankach się miziać.
A one mają swój świat.
Niepojęty...
I za to je tak kochamy
Przez mój dom przewijało się dużo kociastych znajdek na tymczasie i zawsze było "inaczej"
Cierpliwości dużo Tobie życzę i trzymam kciuki
apple - 2015-10-08, 07:42
carlla napisał/a:
apple,
Nam się wydaje, że to tak fantastycznie byłoby od razu z dwoma na kolankach się miziać.
A one mają swój świat.
Nie, mnie się nie wydaje . Wręcz przeciwnie, znając swojego Rudolfa byłam przekonana, że żaden drugi kot nie wchodzi w rachubę. Aczkolwiek miałam dwa małe kocięta (znalezione) przez jakieś 1.5 mies. Jedno, bardzo kochające inne koty, pogodne i ufne puszczałam do Rudolfa i wszystko było w porządku. No, może poza tym, że jak miał dosyć zaczepiającej go ciągle smarkuli, ewakuował się byle dalej.
A teraz spotkałam Małą i zakochałam się w niej dlatego walczę wbrew zdrowemu rozsądkowi.
Wpisałam się tutaj na zasadzie nie mam nic do stracenia, bo to co do tej pory stosowałam nie przyniosło rezultatów.
I muszę powiedzieć, że mi dodałyście otuchy a myślałam, że dostanę komentarze, że to nie ma sensu.
Wczoraj wstawiłam tę kratkę w drzwi.
Jestem zaskoczona pozytywnie, bo koty nigdy nie siedziały tak blisko - jakieś 80 cm od siebie po obu stronach kratki.
Rudolf w ogóle nie wykazał agresji a Mała syczała i burczała jak zwykle, ale chyba z odrobinę mniejszym zaangażowaniem.
Czas pokaże czy coś z tego będzie.
Dziękuję za rady carlla - 2015-10-08, 09:26 apple,
No i super, niech Mała burczy ile chce.
Zaangażowanie spadnie z czasem do zera,
apple - 2015-11-05, 17:39 Ech, u nas chyba gorzej niż było
Kratkę zdemontowałam bo sięgała tylko do 1.7 m, musiałam dosztukować górę (niezbyt trwale licząc, że i tak koty się domyślą ale Mała jest sprytna i po dwóch dniach metodą wspinaczki przechodziła górą.
Zresztą, zaczęły się bić przez tę kratkę.
Przez szparę w drzwiach dwa dni temu też było spięcie, waliły łapami tak, że nie mogłam zamknąć drzwi żeby im łap nie poprzycinać. Jak zamknęłam (akurat Małą w pokoju a z Rudolfem zostałam w przedpokoju), Rudolf jeszcze mnie chciał drapnąć (z braku laku czyli Małej). Nie wiem kto zaczął, ale mam wrażenie że Mała.
Wydaje mi się też, że ona trochę mniej się go boi za to coraz bardziej nie lubi i próbuje stawiać czoła, ale koniec końców wycofuje się ze stulonymi uszami.
A jemu włącza się agresja na jej widok.
Chyba zasięgnę porady behawiorysty, ale obawiam się, że się łudzę że koty się zintegrują a coraz ciężej myśleć mi o tym, że miałabym szukać Małej domu.
Powinnam od razu go poszukać, znam przecież Rudolfa, ale Mała jest taka słodka i kochana, że postanowiłam powalczyć. No i teraz mam….
Czy miał ktoś może do czynienia z dwoma dominatorami, które się nie tolerowały i czy udało się nad tym zapanować? (zostawiając oba koty).Laidee - 2015-11-05, 20:50 apple, dokacanie potrafi trwać miesiącami. U Ciebie minął dopiero miesiąc z kawałkiem, to tyle co nic. Ja bym się nie poddawała. Nie ma oczywiście gwarancji, w końcu żaden z Twoich kotów nie miał wpływu na wybór towarzysza, a nawet ludzie nie lubią towarzystwa wyłącznie z konieczności. Ale nadzieja jest, zwłaszcza, że są chwile, kiedy koty zachowują się względnie spokojnie i że jeden potrafi przy drugim jeść. To bardzo dużo.
Nie wiem też, czy którekolwiek z nich jest dominatorem. To, że nie pałają do siebie czy innych kotów gorącym i pozytywnym uczuciem jeszcze o tym nie przesądza. Zachowania dominacyjne mogą być właściwe dla każdego kota w grupie, ale będą ujawniane np. w innym miejscu domu czy o innej porze dnia. Nawet jeżeli to są koty, które mają tendencję do takich zachowań wyjątkowo często nie oznacza, że nie mogą podzielić między sobą czasu i przestrzeni w taki sposób, aby nawet każde mogło "panować" nad drugim przez określony czas.
A może po prostu nigdy nie miały potrzeby i sposobności życia w grupie i muszą się tego zwyczajnie nauczyć, a nie tylko do siebie przekonać? Ty powinnaś wiedzieć to lepiej, znasz ich losy w końcu
Jestem świeżo po dokoceniu i chociaż u nas idzie trochę łatwiej niż u Ciebie to chętnie pomogę. Obecnie czynnie ćwiczę z kotami życie w grupie codziennie, bo mam dwie kocie osobowości i jedną kocią pierdołę, ale za to z aspiracjami za to bez doświadczenia grupowego. Łatwo więc nie jest. Może moje doświadczenia będą pomocne. Jestem kiepska z teorii, ale mam niezłą intuicję i prawie pół życia spędzone wśród kotów.
Nie mogłam doczytać, na czym polega izolacja. Czy jeden kot stale siedzi w jednym pokoju a drugi ma dla siebie cały dom? To istotne, bo dom musi pachnieć w takim samym stopniu obydwoma kotami.
To co może być ważne. Jeżeli zakładasz obróżki feromonowe to albo obu kotom jednocześnie albo żadnemu. Założenie jednemu z dwóch często nie tylko nie pomaga, ale nawet jeszcze pogarsza sprawę. Oba koty muszą pachnieć czynnikami zewnętrznymi możliwie tak samo. "Obcy" zapach na kocie, nawet feromon, sprawia, że staje się on (ten kot) bardziej obcy dla drugiego kota niż byłby bez obróżki. Kot z obróżką może i się uspokoi, ale ten bez tylko nakręci. Nawet u kotów wychowujących się razem przez całe życie założenie obróżki tylko jednemu może wywołać wojnę. Nie wiem, jak to lepiej wyjaśnić.
A co do kratki - moim zdaniem to chyba idzie za szybko. Jeżeli one nie tolerują swojego widoku to zamknęłabym drzwi i olała kratkę. Niech się na razie wąchają tylko. Jeżeli kotka jest na stałe zamknięta w jednym pokoju to trzeba robić wymiany. Kocur do pokoju, kotka na salony, choćby na godzinę czy dwie dziennie.
Kluczem do dokocenia jest najpierw zapach, a potem reszta.
Jeżeli piszę "oczywiste oczywistości" to przepraszam. Ale od czegoś trzeba zacząć, żeby zebrać informacje i ustalić stan rzeczy
Nie wiem, jak wygląda ich tłuczenie. Jakkolwiek dziwnie to nie zabrzmi, mogłabyś (w kontrolowanych warunkach oczywiście) nagrać takie starcie futer i udostępnić?apple - 2015-11-05, 21:56 Laidee,
Dzięki, że napisałaś, popadam w zwątpienie i potrzebuję otuchy.
Jedynie Rudolf potrafi jeść widząc Małą przez szparę, ale tylko chrupki które kocha. On jest żywiony barfem a chrupki są zakazane, więc to dla niego wielka atrakcja.
Dawałam żeby mu się Mała miło kojarzyła.
Jednak już nie daję, bo nawet po kilka to już za dużo dla niego, stosuję dla niego barfa nerkowego.
Niestety Mała nigdy nie je w jego obecności, jest sparaliżowana i ostatnią rzeczą na jaką ma ochotę to smakołyki w obecności Rudolfa.
Co do obróżek - dzięki za podzielenie się doświadczeniem, to ważne.
Faktycznie założyłam tylko Małej, ta obróżka była sporo za długa, więc ucięty kawałek przyszyłam do normalnej obroży i założyłam Rudolfowi.
Zapomniałam jednak (bo kiedyś po stresowych wizytach u wetów mu kupiłam obróżkę), że on od razu się drapie i siedzi i wylizuje sobie tę obrożę. On jest ogromnym czyściochem i nie znosi obcych zapachów na sobie. Więc mu zdjęłam.
Nie zauważyłam zresztą jakichś skutków noszenia obróżki u Małej, ale ja jej nie znam, nie mam porównania jak by się zachowywała bez obróżki (przygarnęłam ją 1.5 mies temu, błąkała się 3 miesiące bez domu). Teraz już obróżka się zużyła. Mała dostaje Zylkene i tryptofan ("uspokajający" składnik RC).
Mam wrażenie, że one się coraz bardziej nie lubią.
Nawet na wsi, gdy Mała jest w domu i siedzi w oknie, Rudolf widząc ją w tym oknie z dworu (okna są nisko) potrafi wspiąć się na tylne łapy i dochodzi do wściekłego spięcia przez szybę.
Rudolf zachowuje się w myśl zasady "jak mnie traktujesz, taki jestem".
Ostatnio na wsi przychodzi do nas czarna koteczka sąsiadów.
Nawet jej do głowy nie przyjdzie że jakiś kot mógłby zrobić jej krzywdę, przychodzi jak do siebie nie zwracając kompletnie uwagi na Rudolfa. Ten jest zdezorientowany, widać proces myślowy pt "Ale jak to??…." I nie robi jej krzywdy, zostawia w spokoju.
Tak samo miałam znalezioną 3 mies koteńkę w wakacje przez 1.5 miesiąca.
Mała kocha inne koty, też jej do łepetyny nie przychodziło, że inny kot mógłby ją skrzywdzić, więc ciągle zaczepiała Rudolfa, najczęściej za ogon
Ten najpierw zasyczał na nią parę razy aby mu dała spokój, koteńka nie odpuszczała, jak to małe dziecko chciała się bawić i Rudolf w końcu wciągał się do zabawy, nie robiąc jej krzywdy. Na końcu ewakuował się, mając dosyć smarkuli.
A Mała teraz boi się go.
Mam wrażenie, że z czasem ten jej strach się zmniejszył, ale wydaje mi się, że Rudolf utrwalił sobie, że ona się go boi i od razu przechodzi do ataku.
Acha, fakt, spędzam więcej czasu z Rudolfem, bo gdy siedzę przy komputerze (bardzo dużo), on jest ze mną a Mała w sypialni albo na pralce lub w pralce (jej ukochane miejsca, tak uważam na pralkę). Rudolf zaś jest przyzwyczajony do ciągłego przytulania do mnie.
Jednak wymieniam je pokojami, gdy Rudolf idzie spać, zamykam go w pokoju Małej, spędzam czas z Małą ile mogę żeby nie czuła się samotna.
Obydwoje kochają wychodzić na dwór, więc na wsi wypuszczam je na zmiany, sprawiedliwie.
Nie wiem, może nagram coś, dzisiaj np. na wsi zrobiłam próbę* i wyprowadziłam Rudolfa w szelkach gdy Mała biegała luzem. Rudolf przechodził do ataku na Małą, ona raz nawet chciała jego pogonić (gdy on się odwrócił), ale zaraz rzuciła się do ucieczki bo Rudolf ruszył do ataku. Gdyby nie szelki, mogłoby być niewesoło.
* - zrobiłam próbę, bo Mała w obecności Dorka, kota mojej siostry i jej rodziny inaczej zachowuje się w domu (w domu najpierw się bała, na dworze to ona goniła Dorka) a inaczej na dworze, chciałam zobaczyć czy może dwór to lepsze miejsce do konfrontacji kotów.Tufitka - 2015-11-06, 07:25 Czytam i zastanawiam się czy w przypadku Rudolfa i małej uda się dokocenie. Z tego co udało mi się wyczytać, to chyba niechęć miedzy kotami powoli rośnie. Ja miałam trochę "spokojniejszą" sytuację, jesli można to tak nazwać, ale też nieciekawą. Nie doszło do krwawych starć, ale podrapane nosy były.
W skrócie:
Mam dwie kotki (są z różnych rodzin kocich, ale były wzięte w tym samym czasie) o różnych charakterach. Migotka jest "przywódcą" ale spokojna, jak trzeba to robi porządek, bez potrzeby się nie czepia. Agrita jest bardziej nerwowa, swego czasu chadzała w kaftaniku, bo ciągle się po szyi drapała. Zamieszkały ze mną w licpu 2012r. W kwietniu 2013 przygarnęliśmy (miała być na tymczas) koteczkę znalezioną na ulicy w wieku 3 miesięcy. Przez jakiś czas siedziała w klatce w klinice (nie było gdzie jej dać). Jak trafiła do nas, to na początku (ale to dość szybko się udało zmienić) przez kilka dni siedziała w klatce, do której podawało się jej jedzenie i oczywiście głaskało. Wprawdzie syczała na człowieka, ale ja się tym nie przejmowałam (nie drapnęła mnie) i głaskałam, przyzwyczajałam do ręki. Po jakimś czasie zaczęła wychodzić z klatki. Ten czas oswajania mieszkała u syna w pokoju. Drzwi były zamknięte. Kotki musiały poznać swój zapach. Po jakimś czasie (już nie pamiętam kiedy) może to było po miesiącu/dwóch zaczęliśmy kotki ze sobą poznawać. Na początku były syki, przeganianie, ale nie pozwalałam na to. Migotka na początku syczała na małą, dając jej do zrozumienia, że ona tu rządzi. MaLusia przyjęła to i nie zaczepiała Migotki, czasem jak próbowała, to dostawała z liścia i się uspokajała. Te Migotki upomnienia były inne od strać z Agritą. MaLusia nie bardzo lubiła Agrity (i na wzajem) i często próbowała ją straszyć. Np. Agrita leżała na łóżku a MaLusia gdzieś w oddali czaiła się i w dogodnej, wybranej chwili doskakiwała do niej (taki ludzkie "bu") zaczepiała i uciekała. Czuć było inną energię między Migotką a MaLusią a Agritą i MaLusią. Ponieważ Malusia została na prośbę syna (to jego kotka), to jak się wyprowadził na swoje (w czerwcu tego roku) zabrał Malusię ze sobą. Od razu zrobiło się spokojniej. Mimo mieszkania Agrity i Malusi pod jednym dachem przez te kilka lat, nie udało się poprawić relacji między nimi. Zawsze rywalizowały, czepiały się siebie. To tak jak z ludźmi, czasem ludzie się dogadują, a czasem działają na siebie jak płachta na byka (mam taki przypadek u siebie w pracy - nie lubimy się z kolega i służbowe kontakty staram się ograniczać do niezbędnego, koniecznego minimum. Już na samą myśl o tym, że mam coś u niego załatwić, wzdryga mnie) i nie dogadają się ze sobą. My ludzie możemy (nie mając wyjść) jakoś nad tą antypatią do kogoś zapanować na tyle, aby załatwić sprawy służbowe. Ale zwierzęta nie mają takiej umiejętności.
Rady Laidee mogą pomóc, poszukałabym też rady, pomocy u behaviorysty - może uda się te relacje ułożyć. Szukanie dla Małej domu to ostateczność, ale bierz też pod uwagę komfort psychiczny kotów.Laidee - 2015-11-06, 14:00 A moim zdaniem to absolutnie normalne, że teraz "niechęć" między kotami rośnie. Mniejsza szansa, że byłoby inaczej. Tyle, że moim zdaniem to zachowanie to nie jest niechęć
Ale od początku.
Moim zdaniem kompletnie nie można porównywać sytuacji, w których koty starsze dokaca się maluchami albo dokaca się kocura kocurem z sytuacją, w której dokaca się kocura kotką (lub odwrotnie), a w szczególności kiedy dokaca się dorosłą kotkę drugą dorosłą kotką. Przeważnie, najgorzej dokaca się dorosłe kotki, zwłaszcza inną dorosłą kotką. Najłatwiej dokocić kocura drugim kocurem a dokocenie kocura maluchem płci męskiej jest najczęściej najłatwiejsze z tych opcji. Oczywiście, są wyjątki, bo koty to jednak chodzące inywidua.
Cofając się jeszcze bardziej. Może nawet zostanę za to zlinczowana, ale czuję potrzebę napisania, że dla kotów stan zamknięcia w domu, czy nawet dom półotwarty (z możliwością wyjścia na zewnątrz nie tylko na balkon) nie jest stanem naturalnym. W naturze koty mają naprawdę duże terytoria. Kocury potrafią dziennie ( właściwie nocnie) wędrować przez kilkanaście kilometrów. Terytoria kotek są mniejsze, ale nie takie małe oczywiscie, jak nasze mieszkania czy domy. Kocury dbają, aby ich terytoria nie pokrywały się, terytoria kocurów pokrywają się jednak zawsze z terytoriami przynajmniej kilku kotek. Niekastrowane kocury i kotki mogą więc współistnieć obok siebie, niekastrowane kocury raczej nie będą przyjaźnić się z innymi kocurami.
Wszystkimi kotami rządzi prosta biologia czyli chęć przetrwania i chęć rozmnażania. Ta biologia każe niekastrowanym kocurom walczyć o terytorim do ostatnich sił. I ta sama biologia każe kotkom czasem zawieszać "wojnę" z innymi kotkami, np. w celu wspólnego wychowania potomstwa.
Mam jednak wrażenie, że ta biologia u obu płci "siedzi" w innym narządzie. U kocich kobiet - w głowie, u kocich mężczyzn - między tylnymi łapami Kiedy kastruje się kocura, zwłaszcza w młodym wieku, kiedy nie wbił sobie on jeszcze trwale do głowy obronnych schematów zachowań, kocur traci w znacznym stopniu potrzebę walki o terytorium z innymi kocurami. Kiedy kastruje się kotkę, to kotka natomiast traci potrzebę współpracy z innymi kotkami i wtedy ewentualne współistnienie - o ile ma mieć miejsce - musi opierać się na zupełnie innych podstawach.
W dalszym jednak ciągu biologia działa tak, że pozostaje w kocie prosta potrzeba przeżycia i prosty schemat - mam terytorium, więc mam co jeść i jestem bezpieczny/-a. Mam jednak wrażenie, że przynajmniej u większosci kocich gatunków kotki zawsze są bardziej drapieżne, bo ich terytorium musi wyżywić i je i ewentualne potomstwo. Każdy więc kot, bez względu na płeć, będzie przez kotkę w jakimś stopniu traktowany jako rywal, bardziej niż byłby przez kocura.
Zamykając dwa koty w domu stwarzamy więc wyjątkowo nienaturalną sytuację - koty mają mniejszy teren i nie maja praktycznie możliwości, by zejść sobie z drogi. Automatycznie stwarzamy więc sytuację, w której koty muszą "na siłę" dzielić między siebie swoje jedno wspólne i nienaturalnie małe terytorium.
U kotów, które od dzieciństwa wychowują się razem, taki podział wykształca się stopniowo, od pierwszego dnia życia. Mały kotek uczy się i wypracowuje ten podział tak jak uczy się wszystkich innych rzeczy.
Koty, które nie wychowywały się razem, muszą taki podział dopiero wypracować.
Dlatego właśnie, nie można również moim zdaniem wnioskować, że dwa koty się nie "lubią", bo w odniesieniu do siebie zachowują się agresywnie, a w odniesieniu do innych kotów, na zewnątrz domu, mogą zachowywać się pokojowo. Oczywiście, u kotów zawsze jest akcja-reakcja, ale - jeżeli to możliwe - na akcję "pojawia się kotka sąsiadów", reakcją może być "posiedzę, popatrzę, jak sobie przechodzi i czy nie ma ochoty okupować mojego terytorium". Kot nie reaguje, jeżeli - jego zdaniem - nie musi. Jeżeli brak reakcji będzie bardziej korzystny niż reakcja, przy czym korzyść to np. brak zmęczenia fizycznego na skutek reakcji czy np. możliwość dokończenia drzemki to kot reagować nie będzie i tyle.
To absolutnie normalne, że ten sam kot będzie neutralny albo nawet "przyjacielski" w stosunku do innych kotów, które nie są domownikami, a w stosunku do kotów-domowników może być domowym terrorystą. Wszystko jest kwestią konieczności obrony terytorium i bilansu korzyści (hierarchii wartości).
To również absolutnie normalne, że ten sam kot, który kocha wszystkie kociaki, może być domowym terrorystą w stosunku do (zwłaszcza nowych) kotów dorosłych. Kociak nie jest jeszcze rywalem do terytorium. Dorosły kot już jak najbardziej.
Finalny efekt zależy m.in. od tego, jak bardzo ugodowe są koty. Czy przynajmniej jeden z nich odpuści i będzie schodził pozostałym zawsze z drogi, czy postanowi być przyjacielem wszystkich, może wbrew samotniczej naturze i z poobijanym pyskiem, ale przynajmniej w bezpiecznych relacjach z innymi czy też będzie starał się do końca bronić własnego honoru. Jest to pochodną oczywiscie hierarchii wartości i ewentualnego istnienia rzeczy ważniejszych dla danego kota niż jego własne ego.
Interakcja z innymi kotami może być oczywiście dla kota znaczną wartością. Są jednak koci-introwertycy, którzy takiej interakcji nie potrzebują w ogóle, znaczna część kotów wychodzących zaspokaja swoją potrzebę interakcji spotykając inne koty na tym "zewnętrzu". Potrzeba interakcji może być silniejsza niż chęć obrony terytorium. Obie potrzeby mogą oczywiście ewoluować. Kot, który ma silną potrzebę obrony terytorium, może z czasem docenić możliwość interakcji i postawić ją wyżej niż potrzebę obrony terytorium.
Kot, który jest stary i "zmęczony życiem", nawet jeżeli wcześniej był wolno żyjącym "panem na dzielni", może wyżej postawić kwestie pełnej michy i miękką poduszkę niż kwestię dominacji w domu.
Takie "zawieszenie broni" może oczywiście nie trwać wiecznie. Nawet dwa najbardziej zgodne koty mogą zaczac rywalizować, gdy pojawi się trzeci bądź gdy np. na skutek przeprowadzki zmieni się terytorium. Wtedy trzeba wszystko dzielić od nowa albo na nowo przewartościować. Niejednokrotnie w takiej sytuacji do starć może zacząć dochodzić nawet pomiędzy kotami, które spędziły ze sobą w zgodzie znaczną część ich życia. Znowu chodzi o terytorium, w tym zasoby, i hierarchię wartości.
Dopuszczam sytuację, że u Ciebie to Mała jest katalizatorem starć a nie Rudolf. Być może to, co bierzesz za strach, jest niewidoczną dla Ciebie "agresją". Celowo piszę w cudzysłowie, bo chodzi mi raczej o zachowania agresywne a nie agresywną postawę jako taką. Mała może nie być sparaliżowana strachem. Mała może równie dobrze pokazywać, że jest silna jak kamienna figura i nie ruszy się z miejsca. Jej położone po sobie uszy Rudolf może interpretować nie jako strach, ale jako opcję ataku (coś w stylu: "położę po sobie uszy, żebyś mi ich nie odgryzł, jak będę przegryzać Ci szyję, draniu" ). Przestraszony kot rzadko wydaje głos, nie staje w miejscu gapiąc się na drugiego (częściej spuszcza wzrok albo zajmuje się czynnościami zastępczymi typu nagle trąca zabawkę, wącha coś na podłodze itp), raczej szybko się ukryje niż będzie się powoli wycofywał. Jest też różnica pomiędzy "uciekam, bo się boję" a "spieprzam, bo narozrabiałam i zaraz mi się za to oberwie". Oczywiście to tylko jedna z hipotez, ale warto moim zdaniem mieć oczy i umysł otwarte na inne opcje niż dominujący Rudolf i zastraszona Mała.
Być może między kotami zaczyna być "gorzej", bo Rudolf zdał sobie w końcu sprawę, że Małej tak łatwo się nie pozbędzie i że jest ona rywalem do domowego terytorium i rywalem, z którym trzeba dzielić też opiekuna. Z kolei Mała poczuła się na tyle na swoim, że to swoje terytorium też ma już ochotę bronić. Nastał więc moment, w którym koty ustalają podział terytorium i opiekuna między siebie. Nic więc dziwnego, że może być ostrzej niż w momencie, gdy jeden kot (Mała) zawsze się podporządkowowywał, bo brakowało jej pewności siebie na cudzym terytorium. Być może jest więc tak, że strach Małej się zmniejszył, ale - może - to, co Ty odbierasz jako "Rudolf utrwalił sobie, że ona się go boi i od razu przechodzi do ataku" jest faktycznie podejmowaną przez Małą próbą "dominacji nad domowym światem" i wyszarpnięcia kawałka domu dla siebie.
Mała oczywiście może kochać wszystkie koty świata. Pod warunkiem, że nie traktuje ich jako rywali czyli kotów obcych, kociąt albo kotów na terytorium innym niż to, które uznaje za podstawowe. Rudolf również może być neutralny, a nawet przyjacielski pod tym samym warunkiem. Gorzej, jak nagle muszą dzielić swoje terytorium podstawowe i spotykają kota, który z wyboru, albo z konieczności, podejmuje próbę tego podziału.
Koty ustalają swoją pozycję przez dominację psychiczną ale i przez dominację fizyczną. W 99 przypadkach na 100 moim zdaniem będzie tak, że bez wcześniejszego walenia się łapą pokoju nie będzie. A pokój polegać może czasem na waleniu się łapą, ale bez pazurów, i gryzieniu, ale nie do krwi. Nie zawsze jest też tak, że dominuje kot większy gabarytami.
Zresztą walenie się łapą to element normalnego cyklu życiowego kota. Kot przez całe swoje życie będzie rywalizował o terytorium i tyle. Nawet jeżeli koty wykazują zachowania potrzymujące pokój i integrujące grupę typu wąchanie sobie pup, wzajemne mycie czy przepuszczanie w kolejce do miski to nie zmieni to faktu, że dalej będą czuły potrzebę dzielenia terytorium i czasem będą zwyczajnie walić się po pyskach.
Podsumowując mój przydługi i nudny wywód Na podstawie tego co piszesz, nie wydaje mi się, że sytuacja jest zła ani tym bardziej beznadziejna. Masz dwa dorosłe koty, w tym drapieżniejszą jednak z natury kotkę, które muszą sobie ułożyć życie i cały otaczający świat na nowo. Miesiąc czy dwa to często za mało na zawarcie pokoju. Znam sytuacje, w których koty przestały walczyć o pozycję po roku, po czym zapłonęły do siebie szczerym uczuciem i postawiły kocie towarzystwo ponad towarzystwo ludzkie.
Trudno jednak oceniać sytuację tylko z opisu, bo każdy opisując filtruje tekst przez własne uczucia i doświadczenia. Filmik jest jednak bardziej obiektywny, bo pokazuje, co jest.
Komfort psychiczny kotów powinien być jednak oczywiście najważniejszy. Sama obserwując najlepiej zdecydujesz, czy warto dać kotom czas na to, żeby się dogadały (bo widać światełko w tunelu) czy jednak że nie ma szans męczyć kotów, bo może każde z nich może być szczęśliwe, ale samotnie lub z innym kotem.
Moim zdaniem najważniejsze jest, żebyś nie patrzyła na inne koty jak na ludzi. Kot nie umie lubić innych kotów. Kot może czuć się w ich towarzystwie przyjemnie, ale nie będzie ich lubił w taki sposób, jak ludzie lubią się nawzajem czy nawet jak "lubią" się psy. Kot nie jest zwierzęciem stadnym, choć może - dla określonych korzyści albo z konieczności - żyć w grupie. Na funkcjonowanie grupy ma wpływ miliard czynników w tym możliwość podziału terytorium do korzystania (pod względem czasu i miejsca), siła charakteru kota, dostępność zasobów (w tym sensie opiekun to też zasób i musi go wystarczyć dla wszystkich) czy nawet nastawienie psychiczne opiekuna.
I jeszcze ważne. Sama piszesz, że Rudolf wyczuwa lęk innych kotów. Tak samo wyczuwa Twój. Twoje obawy też mogą być katalizatorem agresywnych zachowań, więc jeżeli na przykład obawiasz się tego, ze atak może nastąpić to sama przekazujesz Rudolfowi czy Małej sygnał, że nie jest bezpiecznie.
Oczywiscie, to wszystko to duże uproszczenie. Nikt chyba jeszcze nie przejrzał na wylot kociej psychiki. Poza tym każdy kot ma własny charakter i własne doświadczenia, więc może wymykać się z tego modelu. Koty rasowe lub te z domieszką rasowych, zwłaszcza mających geny ras spokojniejszych i bardziej uległych będą zachowywać się inaczej jak koty wolnożyjące z dziada pradziada.małga - 2015-11-06, 16:10 Przeczytałam z ciekawością
(sama mam stado, ale nic nie dodam, bo mam odczucie, że z każdym kotem to rzeczywiście zawsze inaczej i indywidualnie, a wiem tylko tyle, co sobie myślę).