BARFny Świat Dieta BARF dla kota, psa i fretki. Naturalne i zdrowe żywienie zwierząt domowych.
Medycyna weterynaryjna - Kot "nieobsługiwalny" u weterynarza
Sandra - 2012-12-08, 18:57 Gapcia to ta ruda.....piękność.
Tosia tez niczego sobie.
Mój nie żyjący już Mania był tak samo umaszczony i charakterek miał jak na kocura przystało...
Do Veta chadzaliśmy na piechotkę w szeleczkach i na smyczy. W aucie jeździł "luzem"... Rozumiem, że to Twoja miłość...
Czy aby Tosia nie jest troszeczkę zdominowana przez Gapiszona...sly - 2012-12-08, 21:05 Avocado, moja kotka zaznajomiona jest z wetem od małego, więc raczej nie o oswojenie chodzi, a przynajmniej, nie o jego brak. Niektóre rzeczy można przy niej zrobić, np. podać tabletki, dać zastrzyk jak łepek wtuli w moje ramię i nie wlezie mi na głowę, obejrzeć uszy, pyszczek, zmierzyć temperaturę... wszystko, to jakoś DA SIĘ, niestety problem zaczyna się wtedy, gdy chcemy więcej. Wtedy NIC nie pomaga i zupełnie nic NIE DA SIĘ. Właśnie w tym szkopuł, że nie znalazłam jak dotąd sposobu na nią i stanowi to dla mnie ogromny problem. Trudno mi to obrazowo ująć w słowa, nie umiem. Ona walczy tak, jakby walczyła o życie. Wobec takiej siły i trzy osoby wymiękają.
Moja kotka zawsze jeździ do weta w szelkach, ale szelki też nie pomagają.
Sandra, tak, ta ruda, to właśnie moja ukochana Gapcia, zmora wetów. Gapiszon też chodzi na smyczy, ale wybieram raczej miejsca ustronne. Samochodem też lubi jeździć i zawsze się drze żeby ją wypuścić z kontenera, ale pozwalam jej na to, tylko na polnych drogach.
Ha! Tosia, to też jest temat! Jak ją wzięłam, to wydawała się taka biedna, niekochana, zmaltretowana przez ludzi, a to niezła diablica jest. To ona próbowała zdominować Gapę, ale tępiliśmy to u niej i dała za wygraną. Super jest to, może pochwalę się tutaj, że Tosia dopiero u nas przestała sikać gdzie popadnie. W poprzednich domach, a była w trzech, bardzo sikała, czym naraziła się ludziom.Avocado - 2012-12-09, 10:40 A może jak wet przyjedzie do domu to będzie lepiej? W lecznicy kot jest zestresowany, a to na pewno nie pomaga.
Jednak warto spróbować przyzwyczaić ją do przynajmniej niektórych zabiegów. Spróbuj, może będzie chociaż trochę lepiej. Tylko trzeba dostosować tempo do kota, i starać się, żeby nie była zestresowana. Małymi kroczkami. Jak przekonasz ją, ze wizyta u weta nie musi być stresująca, a nawet może być przyjemna, to będzie dużo spokojniejsza nawet przy czynnościach, których nie lubi.
Zacznij w domu. Za spokojne zachowanie dawaj jej ulubione przysmaczki, najlepiej żeby mogla je dostać tylko wtedy. Po jakimś czasie może nawet polubi zaglądanie do uszu albo podawanie tabletek. Wtedy przejdź do mniej przyjemnych rzeczy. Potem można z kotem jeździć do lecznic, ale nie na zastrzyki itp. Tylko wejść do poczekalni, dać ulubiony przysmaczek i wyjść. Potem tak samo w gabinecie. W końcu kot przyzwyczai się, ze to nic strasznego. Tylko trzeba dużo cierpliwości. Takim sposobem można nauczyć kota wszystkiego :).sly - 2012-12-28, 18:35 A więc maraton z wetami mam częściowo za sobą, wykorzystałam część waszych rad dotyczących ujarzmienia mojej niesfornej kotki. Wizyta u doktora Marcińskiego to była porażka, niestety. Walka na śmierć i życie.
Znalazłam za to lekarza, który ma dobry sposób na pobieranie krwi. Udało się bez większych kłopotów, pytanie tylko, czy nie było to spowodowane zmęczeniem kota po wcześniejszej walce przy USG. Byłam także u Pana Czerwieckiego, ale nie wykonywał przy kotce żadnych większych czynności, więc do końca nie wiem jak by sobie poradził. Jednak ciągle kiwał głową i powtarzał jak ciężko będzie cokolwiek zrobić. Cały czas ją głaskał, mówił jak jest piękna i jak bardzo ją kocha i kota się trochę uspokoiła, ale tak jak mówiłam, nic więcej nie było robione. Za to kocica zrobiła tradycyjnie qupala ze strachu.
Zastosowałam też obrożę behawioralną i jeśli chodzi o zachowanie kotki w domu to faktycznie jest spokojniejsza i mniej nerwowa, nie wiem jak będzie u weta, bo czeka nas, niestety, kolejna runda. coztego - 2012-12-28, 19:24
sly napisał/a:
Znalazłam za to lekarza, który ma dobry sposób na pobieranie krwi.
Więcej szczegółów poproszę, odnośnie sposobu, nie lekarza ;)
Ja odroczyłam wizytę do nowego roku sly - 2012-12-28, 19:42
coztego napisał/a:
sly napisał/a:
Znalazłam za to lekarza, który ma dobry sposób na pobieranie krwi.
Więcej szczegółów poproszę, odnośnie sposobu, nie lekarza ;)
Ja odroczyłam wizytę do nowego roku
Witaj coztego Sposób jest następujący: wet wziął kotkę pod pachę stając do mnie tyłem, założył kotce na szyję pętlę z ręcznika, trzymając jednocześnie brzegi drugą ręką. Ja trzymałam kota za tylne nogi, a z przodu dziewczyna wyciągnęła kotce łapę, blokując w stawie i pobrała krew bez problemu. Byłam w szoku. Ręcznik na szyi uniemożliwił ruchy i kąsanie i zadziałał jak gorset, kot nie miał nic do powiedzenia. To było zrobione sposobem, nie siłą. Ciekawe czy następnym razem zadziała?coztego - 2013-01-18, 20:14 Już niestety nie mogłam odwlekać kwestii badań, dzisiaj Malizna dostała głupiego jasia i zrobiliśmy wszystko co się dało, krew pobrana (nie było łatwo pomimo sporej dawki znieczulenia ), zrobione USG, RTG, kot obmacany na wszystkie strony.
Nawet nie próbowałam podejścia "na żywca", żeby kot się nie zestresował nadmiernie, bo potem trudniej znieczulić. Od razu na wejściu dostała zastrzyk, wszystko poszło bezproblemowo. Na pytanie pani wet, czy nie chcę spróbować bez znieczulenia stwierdziłam, że wolę żeby kot umarł z narkozy niż ze stresu. Solarie - 2013-02-05, 13:13 Ja tak sobie tylko podczytywałam ten temat i w myślach rozpływałam się, jakie to szczęście, że Malagito jest takim aniołem u weterynarza, daje się obejrzeć, mruczy i się łasi... do dzisiaj.
Wzięłam go na pierwsze (kontrolne) badanie krwi i co się tam nie działo! Armageddon! Już przy samej czynności zawiązywania zacisku na łapce przed pobieraniem krwi Malagę musiały trzymać dwie osoby, a trzecia próbowała go obsłużyć. Bez strat w ludziach się nie obyło - jeden wet został ugryziony i podrapany, bo Malaga walczył jak lew. Rzucał się, wrzeszczał jakby go zabijali, wierzgał - potem już się tak zestresował, że jak wetka wzięła maszynkę i chciała mu trochę łapkę podgolić to wył jakby mu skórę z tej łapy zdzierała.
Ostatecznie skończyło się na tym, że po kilku minutach dostał dawkę głupiego jasia, bo nie było sensu, żeby go dalej tak męczyć, skoro spinał się tak, że nawet po wbiciu igły nawet kropli nie chciał upuścić. Jak środek zaczął działać to w końcu się udało trochę tej krwi zebrać, ale pewnie wyniki nie będą do końca wiarygodne.
Gdybym przewidziała wcześniej, że tak się zachowa, to od strzału poprosiłabym o tego głupiego jasia, ale Malaga jak mówiłam u weta zawsze był kochany - już w domu jak tylko otwierałam transporter to od razu do niego wchodził, układał się i czekał na jazdę.
A tu mi dzisiaj taki cyrk odstawił.
Wróciliśmy do domu jakieś dwie godziny temu i póki co odsypia na moich kolanach to wszystko. Wcześniej chciał chodzić po domu, ale znosiło go z prawej na lewą i odwrotnie, aż w końcu padł na podłodze i się poddał. Mam nadzieję, że szybko z niego to zejdzie, bo to miała być tylko dawka, która go trochę otumani, a nie uśpi.Sojuz - 2013-02-05, 15:46 Mi się wydaje, że im częściej do weta się chodzi, tym bardziej zestresowany jest kot/pies. Perła po 3 pierwszych wizytach normalnie aniołek, ale dalej to musiałem ją już za kark trzymać, wchodząc do gabinetu. Jak tylko ujrzy ten stół... Wygina się, wspina po mnie, warczy i nie raczy chować pazurów. Gdy wizyty ustały (wyleczenie typowych objawów "poschroniskowych"), po kilku miesiącach rozdwoiła sobie pazur. Zanim pobiegłem do weta, poczytałem o takim przypadku. Kotka nie miała rozciętej skóry ani żadnych innych urazów, nie kulała, tylko pazur się złamał. Zdezynfekowałem i czekałem, aż odrośnie. Gdy zobaczyłem stan zapalny, ropę i poczułem jej zapach, wtedy postanowiłem zadziałać. Spodziewałem się wierzgania, jak przy ostatniej wizycie, ale o dziwo kotka była spokojna. Miała tylko odruchy bólowe, co jest normalne.Solarie - 2013-02-05, 16:12 Ale ja właśnie praktycznie rzecz biorąc nie bywam u weta. Malaga jest u mnie rok i byliśmy może 3 razy w związku z odrobaczaniem (no i jeszcze kastracja), i właśnie teraz dlatego, że chciałam to badanie krwi zrobić. To jest całkowicie zdrowy kot (i mam nadzieję, że wyniki to potwierdzą), więc też nigdy nie miał żadnych nieprzyjemnych wspomnień związanych z weterynarzem.
Poza tym martwię się, bo minęło już pięć godzin odkąd wróciliśmy do domu, a kot nadal nie może dojść do siebie. Przysypia mi na nogach odkąd przyjechaliśmy, niedawno jeszcze zsikał mi się na kolanach, mimo że co jakiś czas wsadzałam go do kuwety, ale od razu stamtąd wychodził nie załatwiwszy się (żeby nie było, nie mam mu tego za złe, naprawdę mi ulżyło, że w ogóle się wysiusiał). Przed chwilą w końcu zdjęłam go z kolan, żeby się rozruszał ale nadal zatacza się po domu i nie może złapać równowagi. Ułożyłam go teraz w legowisku, poprzykrywałam kocami i znowu śpi. Kurczę, sama widziałam, że dawka, jaką dała weterynarz była mała, bo nie miała na celu go uśpić tylko uspokoić, więc nie wiem czemu nie może się otrząsnąć.Sandra - 2013-02-05, 17:07
Solarie napisał/a:
Poza tym martwię się, bo minęło już pięć godzin odkąd wróciliśmy do domu, a kot nadal nie może dojść do siebie.
Przeciętnie jest to 3 godziny i nie powinno być dłużej chyba, że specyfik został przedawkowany. Co niestety jest bardzo częstym procederem.
Solarie napisał/a:
....bo nie miała na celu go uśpić tylko uspokoić,
Zawsze czas wybudzania zależy od dawki leku i od organizmu kota.
Jeśli ten okres będzie się przeciągał to dzwoń do Veta.
Przykro czytać, że nawet do pobrania krwi podają chemie, a tak nawiasem ....
Jeśli kot jest okazem zdrowia to po co badania.... Odrobaczanie także możesz zrobić w domu. Solarie - 2013-02-05, 17:12 Dogrzałam go termoforem, bo uszy zrobiły mu się chłodne mimo że był przykryty polarem i kocem. Zaczęłam mu też masować łapki i całe ciało, żeby polepszyć mu krążenie i stawiałam go na ziemi, zachęcając do chodzenia, żeby zaczął się rozbudzać. Na tę chwilę jest już lepiej, kiedy uznałam, że jest w miarę przytomny wyciągnęłam miseczkę z małą porcją jedzenia i na ten widok od razu się ożywił (ostatni posiłek jadł wczoraj o 20).
Teraz znowu leży u mnie na kolanach i przyłożyłam do niego termofor, ale reaguje już na dźwięki, oczy ma otwarte i jest tylko jeszcze trochę ogłuszony.
W każdym razie jak jutro pojadę po wyniki to porozmawiam o tym z wetką, bo też mi się wydaje nierealne, żeby po sześciu godzinach od podania głupiego jasia, który miał na celu uspokojenie, a nie uśpienie kot ledwo trzymał się na nogach. Zwłaszcza, że z pełnej narkozy po kastracji wybudził się w pełni po 7-8 godzinach i chodził po domu, próbował skoków itp.Solarie - 2013-02-05, 17:14
Sandra napisał/a:
Jeśli kot jest okazem zdrowia to po co badania.... Odrobaczanie także możesz zrobić w domu.
No bo "okazem zdrowia" jest w moich oczach, ale wolę skontrolować z racji karmienia go barfem od pół roku czy faktycznie wyniki wyjdą mu dobre. Po prostu dla spokoju sumienia. A odrobaczać w domu go nie mogę, bo nie jestem w stanie podać mu tabletki - wszystkie wypluwa, a jeśli wsadzę do jedzenia to po prostu go nie rusza. Dlatego ostatnio odrobaczany był zastrzykiem.
(przepraszam za post pod postem, zapomniałam tej odpowiedzi dokleić do poprzedniego posta )Sandra - 2013-02-05, 17:23
Solarie napisał/a:
bo nie jestem w stanie podać mu tabletki - wszystkie wypluwa,
Tak było i u mnie do czasu
Każda tabletkę zjedzą. Z no-spa bywało gorzej, ale i z tym sobie radziliśmy.
Wkładasz tabletkę daleko do gardziołka i trzymasz kotu zamknięty pyszczek, gładząc gardziołko...obserwujesz, trwa to naprawdę chwilę.
Jak przełyka to widzisz i czujesz pod dłonią.
Ostatnimi razy nasz Vet podał mi taka niebieska pastę w maleńkiej strzykawce dla każdego kota. Podałam ją w domu sama. Pyszna.. sly - 2013-02-05, 19:17 Trudności ze zwierzakami podczas wizyt u weta raczej się nie uniknie, wszystkie futra bez wyjątku się boją. Różnica polega na tym, że z niektórymi jesteśmy w stanie sobie jakoś poradzić, a z innymi nie. Moja kotka, to przypadek skrajnie beznadziejny. Po ostatnim maratonie jestem załamana podwójnie, bo oprócz tego, że jest chora, to wizyty kończą się w punkcie wyjścia, bo albo nic nie da się zrobić, albo zrobione jest niedokładnie. Dodatkowo okazało się, że nie mogę mojej kotki sedować i powinnam ograniczyć jej stres do minimum, bo to odbija się bardzo na jej zdrowiu. Konieczność stałego monitorowania parametrów krwi staje się dla mnie barierą nie do przejścia. Chciałam nawet nagrać film, żebyście zobaczyli jakie macie spokojne koty, ale przy takiej dawce stresu podczas wizyty już o tym nie myślałam. Zaczynam się zastanawiać czy moja kotka nie jest chora psychicznie.