BARFny Świat Dieta BARF dla kota, psa i fretki. Naturalne i zdrowe żywienie zwierząt domowych.
Medycyna weterynaryjna - Szczepić/nie szczepić?
Snedronningen - 2015-08-18, 06:36 Kazia, na wsiach to prędzej koty niż psy. Czy byłoby głośno? W przypadku psa zapewne tak, w przypadku kota raczej nie. Gdzieś by zmarł w rowie i tyle go widziano.
Dodatkowo w naszej świadomości wścieklizna roznoszona jest przez lisy czy nietoperze. A prawda jest taka, że przez większość ssaków a także i gryzonie. Zarazić się można od jeża czy myszy.apple - 2015-08-18, 19:14 Sne,
A wścieklizna to nie jest choroba "rzucająca się w oczy"?
Wydaje mi się, gdy zwierzę zachoruje, raczej nie chowa się tylko właśnie wychodzi i jest bardziej śmiałe do ludzi i innych zwierząt. Nieważne, czy pies, kot, lis czy inne.Snedronningen - 2015-08-19, 06:53 Wścieklizna właśnie nie musi być rzucająca się w oczy. To, o czym my myślimy jako o wściekliźnie to tylko jedna z jej postaci. Od chwili wystąpienia objawów do śmierci nie mija wcale długi czas. Pojawia się światłowstręt i zwierzę przestaje być aktywne w dzień a zaczyna być aktywne w noc, a w nocy ludzie zazwyczaj śpią. Jeżeli mamy za przykład wiejskiego kota, który gdzieś tam sobie mieszka na polach i nie podchodzi do gospodarstw to możemy nie wiedzieć, że ów jest chory i nawet nie zauważyć, że już go nie ma.apple - 2016-10-30, 20:42 Czytam sobie wątek i tak się zastanawiam, czy dobrze rozumiem.
Czy dorosłe zwierzęta, przebywające sporo na dworze, powinny mieć nawet bez szczepień wyrobioną naturalną odporność?
Czy taka odporność byłaby widoczna w postaci przeciwciał w krwi? I jakich chorób miałaby ta naturalna odporność dotyczyć?
Czy dobrze myślę, że takich, które są zaraźliwe drogą powietrzną?
Bo takich chorób jak np. wścieklizna przenoszona przez krew ta naturalna odporność nie dotyczy?ismena - 2016-11-03, 09:03 kiedyś kiedyś taki stary mądry weterynarz powiedział, że po kilku latach corocznego szczepienia na wściekliznę odporność jest wykształcona niemal w 100%-ale trzeba szczepić, takie są przepisy.
Natomiast co do chorób zakaźnych to w mieście jak najbardziej należy szczepić. W mieście zwierzęta są leczone, jest dużo nosicieli, duże prawdopodobieństwo złapania czegoś. Na każdej trawce coś wisi. Na wsi praktycznie nie ma chorób zakaźnych. Zwierzaków sie nie szczepi i nie leczy jak któreś coś złapie to szybkjo umiera i nie ma potencjalnego zagrożenia że wirus gdzieś jest uśpiony.dagnes - 2016-11-03, 12:52
apple napisał/a:
Czy dorosłe zwierzęta, przebywające sporo na dworze, powinny mieć nawet bez szczepień wyrobioną naturalną odporność?
Należałoby ten problem rozpatrywać dwupłaszczyznowo:
- odporność jako skutek zdrowego systemu immunologicznego, będąca pochodną dobrego odżywiania (od czasu życia płodowego, poprzez karmienie mlekiem matki, na dobrze skomponowanym BARFie skończywszy) oraz braku ingerencji w funkcjonowanie naturalnych mechanizmów immunologicznych przez szczepionki (zwłaszcza te podawane oseskom karmionym przez matki)
- odporność nabyta wskutek kontaktu z patogenami.
Im zdrowszy system immunologiczny, tym większa szansa na to, że kontakt z patogenami zakończy się wytworzeniem odporności na nie, a nie zachorowaniem. Tutaj ważne jest bardzo indywidualne podejście i nie generalizowanie, bo z generalizowania biorą się niestety zalecenia typu "wszystkie zwierzaki trzeba szczepić wielokrotnie, najlepiej co roku" oraz tragedie typu "nie zaszczepiłem bo szczepionki są szkodliwe i zwierzę umarło na daną chorobę".
apple napisał/a:
takich chorób jak np. wścieklizna przenoszona przez krew ta naturalna odporność nie dotyczy?
Trudno jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie zważywszy, że w czasach gdy nie było jeszcze szczepień nie wszystkie zwierzęta umierały na wściekliznę i gatunki z powodu tej choroby nie wyginęły. Ponadto jak czyta się dokładną historię eksperymentów Pasteura, które doprowadziły do sporządzenia szczepionki przeciw wściekliźnie, trudno nie odnieść wrażenia, że niektóre z jego psów musiały być w jakiś sposób odporne na tę chorobę.
W każdym razie na terenach, gdzie wciąż występuje wścieklizna warto jednokrotnie zaszczepić zwierzę.
ismena napisał/a:
co do chorób zakaźnych to w mieście jak najbardziej należy szczepić. W mieście zwierzęta są leczone, jest dużo nosicieli, duże prawdopodobieństwo złapania czegoś. Na każdej trawce coś wisi. Na wsi praktycznie nie ma chorób zakaźnych. Zwierzaków sie nie szczepi i nie leczy jak któreś coś złapie to szybkjo umiera i nie ma potencjalnego zagrożenia że wirus gdzieś jest uśpiony
Ja to widzę nieco inaczej. W miastach żyją na wolności głównie tzw. koty bezdomne, które są słabe i chore wskutek niedożywienia i jedzenia najgorszego możliwego pokarmu (resztki ze śmietników, najtańsze karmy "śmieciowe" podawane im przez tzw. karmicieli) oraz permanentnego stresu związanego ze zbyt dużą ilością kotów na małej przestrzeni i ogólnie nienaturalnymi warunkami. Natomiast na wsiach koty mają dużo bardziej komfortowe warunki, gdyż nie tylko dysponują większą przestrzenią, ale przede wszystkim mogą polować w warunkach zbliżonych do naturalnych. Często nie są przez właścicieli w ogóle dokarmiane, więc nie mają możliwości zaznania "dobroczynnych" właściwości supermarketowych karm, a nawet jeśli dostają jakąś miskę w domu, to jest to tylko dodatek do naturalnego pokarmu. Ponadto środowisko na wsiach jest czystsze, a koty nie mają ciągłego kontaktu z wielkomiejskimi toksynami. Paradoksalnie, fakt nie leczenia kotów wiejskich ma pozytywny wpływ na populację, gdyż przeżywają tylko najsilniejsze osobniki, przekazując kolejnym pokoleniom dobre geny.
To, że wśród wiejskich kotów znacznie rzadziej widać osobniki chore niekoniecznie musi wynikać z braku obecności patogenów w danej populacji. Te koty mogą mieć po prostu naturalnie wykształconą odporność na nie.ismena - 2016-11-03, 17:34 dagnes, myślę że o to właśnie chodziło temu lekarzowi. Ze przeżywają najsilniejsze osobniki. Ale pamiętam też że powiedział ze nie roznoszą chorób bo natura bardzo szybko eliminuje najsłabsze. Co do całej reszty całkowicie się z tobą zgadzam. Tyle tylko że na wsi za dużo kotów umiera młodo. Mimo że są "wolne i szczęśliwe" . Dlatego Bucefała od ponad 4 lat nie wypuszczam. Trudno, jak chce myszkę to po piwnicy chodzą na piechotę niech łapie w domu a nie na polu.apple - 2016-11-04, 20:26 Dagnes, dziękuję za zabranie głosu
Przyznam, że myślałam, że jesteś zupełną przeciwniczką szczepień, nawet na takie choroby jak wścieklizna.
Cenię sobie bardzo Twoje zdanie i powiem, że zasiewało mi ono wątpliwości w kwestii szczepień. A to, co napisałaś teraz, brzmi dla mnie zdroworozsądkowo i logicznie i do mnie przemawia .
I chyba w końcu zdecyduję się zaszczepić koty przeciw wściekliźnie.
Do tej pory tego nie zrobiłam ze względu na ryzyko wystąpienia mięsaka poszczepiennego po szczepieniu przeciw wściekliźnie (dzieliłam się wątpliwościami na ten temat w tym wątku sporo wcześniej, cóż, ciągle mam dylemat).
Wydaje mi się, że mięsak poszczepienny jest statystycznie bardziej prawdopodobny niż wścieklizna, której w moich okolicach już dawno nie odnotowano (zasięgałam języka u myśliwych, weterynarzy).
Jednak jest to wschód Polski a tutaj jakieś ryzyko istnieje, więc pewnie w końcu je zaszczepię.Snedronningen - 2016-11-04, 20:43 apple, w mojej okolicy od wielu lat nie odnotowano żadnego przypadku wścieklizny, a jednak własnego kota zaszczepiłam (pomimo, iż psa nie). Dlaczego?
Po pierwsze, to, że nie odnotowano nie oznacza, że jej nie występuje. Już kiedyś o tym pisałam, że wścieklizna ma dwie formy. Jedna z nich może zostać przez człowieka nawet nie zauważona.
Po drugie, mój kot łazikuje sobie sam. Poluje sobie też sam. Często nie mam kontroli nad tym jakie zwierzęta spotyka i co z nimi robi. Co innego pies, który łazikuje tylko ze mną, tylko na smyczy i tylko w kagańcu, więc możliwość zarażenia wścieklizną jest minimalna (zanim zwierze dojdzie do niej musi przejść przeze mnie).
Po trzecie, statystyka mówi nam, że policjant i pies idący razem na patrol mają po trzy nogi i pół ogona. apple - 2016-11-04, 22:28 Sne,
Pamiętam Twój wpis nt wścieklizny "niezauważonej" - chyba jako odpowiedź na moje poprzednie (jak się okazuje wciąż aktualne) wątpliwości.
Moje koty też chodzą same, jednak w pewien sposób je kontroluję: zazwyczaj trzymają się posesji (czasami, ale rzadko Rudolf wypuszcza się do sąsiadów dwa domy dalej), wychodzą tylko podczas obecności kogoś z nas, resztę czasu są zamknięte. O zmierzchu są zamykane. Do lasu nie chodzą. Do mnie na obiady przychodzi m.in. kot wolnożyjący, kompletnie niedotykalski, który ma przeszło 10 lat - chodzi wszędzie, nic mu nie jest (tak, wiem, pojedyncze przypadki nie są argumentem, jednak to są moje obserwacje otoczenia).
Wszystko jest dla ludzi, statystyka też, o ile korzysta się w sposób świadomy.
Pomijając tę "utajoną" formę wścieklizny, nieporównywalnie rzadziej słyszę o przypadkach wścieklizny niż o przypadkach wystąpienia mięsaka. Niestety to szczepienie jest najbardziej ryzykowne pod kątem mięsaka, bardziej niż inne.Snedronningen - 2016-11-05, 00:51 Też miałam takie obawy. Przeważyło jednak to, że bardzo rzadkie rzeczy też się zdarzają a ja osobiście bardziej boje się wścieklizny. Tym bardziej, że u mnie są nietoperze a wśród nich się tego dziadostwa nie wypleni.
Mój kot wychodzi podobnie jak Twoje.Nina_Brzeg - 2017-02-06, 15:05 2 miesiące temu odeszła nasza kotka. Moja ukochana kotka, najwspanialszy kot na świecie.
Odeszła na panleukopenie.
Nigdy więcej nie będę zwlekała ze szczepieniem. Teraz to już niewiele zmieni, bo nigdy sobie nie wybacze, ale przynajmniej nigdy więcej nie przeżyje takiego koszmaru.gpolomska - 2018-06-01, 20:12 Ciekawy głos w sprawie: https://healthypets.mercola.com/sites/healthypets/archive/2017/06/25/pets-over-vaccination.aspx ; przy czym np. przy mastocytomie lekarze holistyczni zalecają w ogóle nie szczepić.malgob - 2018-11-21, 15:03 Temat postu: panleukopemiaPrzeczytałam cały wątek szukając zrozumienia tego ,co mnie spotkało. Mając psa, długo zastanawiałam się nad kotem, zakupiłam Maine Coon, kotkę z dobrej ,zarejestrowanej w Fife hodowli. Zaznaczam to, gdyż jedna z hipotez wetów była otrzymanie wraz z kotem sfałszowanej książeczki zdrowia, z czym ponoć mieli do czynienia, ale zapewne były to tzw pseudohodowle. Przeprowadziła się do mnie w wieku 3,5 mies, zaszczepiona dwukrotnie zgodnie z kalendarzem szczepień. W mieszkaniu w bloku, niewychodząca. Jestem na tym forum gdyż właśnie byłam w fazie przechodzenia na barf, wszystko zgodnie z zaleceniami ,ostrożnie i stopniowo. Miała dokładnie 6 miesięcy , gdy zaczęły się pierwsze objawy, a ja powiązałam to z pierwszą porcją barfa ( opis historii na watku ABC dla kotów- barf dla początkujących). Po podaniu leków po dwóch trzech dniach niby przeszło, ja barfa odstawiłam ,ale słabo jadła, miała dużo gorszy apetyt -ja stawiałam na wybredność bo od początku była wybredna mimo podawania dobrych jakościowo karm, ale innych objawów nie było. Po tygodniu odważyłam podać rozmrożoną porcję barfa - maleńką, z dodatkiem letniej wody i surowego mięsa spoza barfa. Objawy powtórzyły się i tym razem było coraz gorzej i gorzej, leczenie u mnie w lecznicy i w końcu w klinice w sąsiednim większym mieście, gdzie po podejrzeniu tej choroby zrobiono test na panleukopemię i okazał się pozytywny. USG wykazało ostre zapalenie jelit towarzyszące tej chorobie. Podano surowicę ale już było za późno . Odeszła jeszcze tej samej nocy po przybyciu do kliniki. Hipoteza: zmutowany wirus plus jakiś defekt immunologiczny u mojej kotki, i to zbiegło się ze zmianą diety, co w przypadku uaktywniania się choroby też jest na minus ; może po szczepieniu z jakiegoś powodu nie wytworzyła w ogóle przeciwciał. A wirusa ja przyniosłam na butach z zewnątrz, gdyż nie było u mnie nikogo, kto ma koty lub styczność z nimi ani ja u nikogo takiego nie byłam. Nie byłam też wcześniej z kotem u weta ( byłam natomiast z psem i sama ale sporo wcześniej niż wskazuje na to czas zarażenia ) Obie lecznice miały przypadki panleukopemii u zaszczepionych kotów i to w tym roku, ale z przebiegiem łagodniejszym i przeżyciem, chociaż takie przypadki jak mój, były notowane w ogóle. Obie lecznice natomiast mają często do czynienia z panleukopemią u nieszczepionych kotów najczęściej kończącą się zgonem. Bywają okresy kiedy jest prawdziwa pandemia, potem ucicha i za jakiś czas znowu wybucha. Przeczytałam gdzieś w tym wątku, że wirus tej choroby jest najmniej podatny na mutowanie, czyli akurat na tę chorobę z tych zakaźnych kocich szczepionka chroni najlepiej, a najwyraźniej tak nie jest .
Jednak statystyka jest bezlitosna: zachorowalność po szczepieniu zdarza się dużo rzadziej i choroba ma łagodniejszy przebieg a wyzdrowienia są częstsze, niż w przypadku niezaszczepionych zwierząt.
Wirus panleukopemii może przetrwać w mieszkaniu nawet rok, nie ma u mnie technicznej i roboczej możliwości zdezynfekować środkami medycznymi wszystkich kocy, poduszek, kanap, sprzętu, wszystkich półek i zakamarków na/do których kotka wchodziła. Musiałabym zatrudnić jakąś ekipę a sama się na ten czas wyprowadzić .Nie ma mowy żebym chcąc mieć kota czekała rok (bo na dzień dzisiejszy jeszcze nie wiem, czy chcę) i jak tu do takiego mieszkania wprowadzić kota, nawet szczepionego? . Mam niemały dylemat - jeśli zdecyduję się na kota, to będę truchlała co chwilę , przy najmniejszej niedyspozycji. Rozmawiałam z hodowczynią po tej tragedii, była zszokowana , jej nic takiego dotąd się nie przydarzyło.
Nina-Brzeg : wiem , że śledzisz forum , proszę daj znać czy coś robiłaś po tej chorobie, jakieś dezynfekcje ; wiem z czytania forum , że masz kilka kotów, czy były nie daj Boże dalsze zachorowania , bo minęło juz 1,5 roku od twojego ostatniego posta powyżej.małga - 2018-11-22, 23:37 malgob
jak się ma Tonia? Czy ona została zabezpieczona? Czytałam, że należy podać surowicę odpornościową.
W lecznicach stosują lampy bakteriobójcze (sklepy ze sprzętem medycznym) do pomieszczeń. W mojej tak podobno odkażano salę po przypadku parwowirozy. Byłam na sali z moim kotem i pieskiem jak się okazało chorym, wracałam do domu w strachu traktując to co mogłam domestosem, na drugi dzień z kolejną wizytą pytałam w lecznicy o bezpieczeństwo.