BARFny Świat Dieta BARF dla kota, psa i fretki. Naturalne i zdrowe żywienie zwierząt domowych.
Kącik behawioralny - Zachowania łowieckie kotów
Sandra - 2014-05-22, 10:36 Domowe oswojone, łącza się w pary przyjacielskie. To znam.
Te dwa Lisek i Kropa to dzikie koty. Nazywam je moje bo od 7 lat przychodzą na wyżerkę
I jest to jedyna para posród dzikich, którą na te kilkanaście lat udało mi sie zaobserwować.
Opowiedzieć to mało. To trzeba widzieć.
Troska z jaką ona ostatnio dbała o niego (to on miał incydent z zębem) dla mnie była wzruszająca. On sie denerwował i dawał jej z liscia a ona starała sie jak mateńka wymyć mu futerko na chorej mordce. Juz jest dobrze.
Ale myszy które mu przynosi jeszcze nie je.
Koty również sobie przekazują upolowane ofiary w specjalnych okolicznościach.scarletmara - 2014-05-22, 11:16 Oczywiście tego dlaczego są nierozłączne nie wiadomo ale jedno wiem, że na kocie uczucia trzeba sobie czymś zasłużyć zawsze, więc te dwa też pewnie coś sobie nawzajem zawdzięczają. coś co je połączyło i teraz są nierozłączne :) Albo może ona na niego swoje instynkty macierzyńskie przeniosła, znalazła jak był malutki albo chory i się zaopiekowała skoro własnego potomstwa nie może mieć. A jemu tak z tym wygodnie, że ani myśli się "usamodzielniać".
Ja nie jestem pewna ale wydaje mi się, że pojęcie "kot samotnik" bierze się głównie z tego, że u kotów dziko żyjących to dorosły samiec jest typowym samotnikiem bo w każdym widzi rywala. Nawet we własnym potomstwie dlatego kotka go do potomstwa nie dopuszcza i dlatego koty nie łączą się w pary. Ale to chyba raczej powinno dotyczyć tylko kota niekastrowanego bo kastrowany nie ma powodu do rywalizacji. Natomiast kotki dziko żyjące już takimi samotnikami nie są wcale. Oglądałam kiedyś program przyrodniczy o życiu kotów i pokazywali tam jak kotki zakładają "przedszkola" dla swojego potomstwa. Często wychowują kociaki razem, żeby móc polować i jednocześnie zapewnić im opiekę.
Wiec kot to może i samotnik ale kocica już chyba niekoniecznie :)Ines - 2014-05-22, 11:19 Literatura donosi, ze niekastrowane kocury takze potrafia okresowo laczyc sie w grupy.Dieselka - 2014-05-22, 11:26 Jak adoptowałam Dziką, to ona właśnie w takiej kociej komunie żyła. Bardzo wszystkie ze sobą związane były.
Mama Dzikiej miała córeczkę (taką już starszą) i te dwie były absolutnie nierozłączne. Dlatego zdecydowałam się jednak na Dzikusa.
Dzikus jest jakiś taki "socjalny". Ona ma swojego ukochanego, z którym się bawi i wyleguje ale jest to właśnie luźny związek :) Chociaż odkąd Rude urosło to coraz bardziej przejmuje miejsce.
Ad polowań na ptaki... parszywe Rude właśnie zamordowało szpaka na drzewie sąsiadów. Chciałam uratować ale ptica już martwa. Jednak rozrywka nadal super.
Sąsiad mi kurcze będzie płacił za ochronę drzewka. On co roku ze szpakami walczył siatkami i wiatrówką. Teraz jest Rude i ani pół szpaka na czereśni....dagnes - 2014-05-22, 12:17
Sandra napisał/a:
Chyba nie odniosę się juz do dzwoneczka Mam swoje doświadczenia nie teorie zaczerpnięte z literatury.
(...)
Kot domowy wychodzący, zgubiony zawsze będzie szukał ludzkich siedliskich.
Zawsze.
Ja nie byłabym aż tak stanowcza podczas pisania o zachowaniu kotów. W tej dziedzinie słowa "zawsze" i "nigdy" wyjątkowo często okazują się niewłaściwe.
Pierwsza z brzegu historia kotki domowej (z dzwoneczkiem), która wyskoczyła z niezabezpieczonego okna i nie szukała ludzkich siedlisk lecz uciekała od ludzi nie dając się złapać, mimo że wszyscy słyszeli w oddali dzwoneczek:
http://forum.miau.pl/view...hp?f=10&t=98824
Znaleziona po 3 tygodniach w stanie wycieńczenia i wygłodzenia, zmarła w lecznicy, gdzie nie dało jej się już pomóc. Dzwoneczek z pewnością nie pomógł ani kotu, ani ludziom. Czy bez dzwoneczka kot miałby szanse przeżyć? Z tym dylematem już zawsze będą żyć jego opiekunowie.
Moje własne doświadczenia dzoneczkowe, nie zaczerpnięte z literatury, są takie, że dzwoneczek wywołuje u kota silny stres. Obserwowalny moimi własnymi zmysłami.
Sandra napisał/a:
Od lat mieszkam w otoczeniu i kotów wolno żyjących i oswojonych i nie zauważyłam aby kot który nagle uzyskała wolność stał sie wytrawnym myśliwym. Prędzej on sam stanie sie ofiarą.
Sandra napisał/a:
Polowanie z głodu ?
To najczęściej abstrakcja. Gdy matka nie nauczyła wyprowadzając młode z gniazda i odstawiając je od cyca to później marne szanse....
Kotka syberyjska mojej siostry, urodzona i wychowana w legalnej hodowli w mieszkaniu w bloku, zaczęła wychodzić do ogrodu u siostry gdy miała niecały rok. Niedługo to trwało aż przyniosła do domu ptaka wielkości kosa i schrupała go w kuchni pozostawiając trochę piór. Kto ją tego nauczył? Później nastąpiły próby "uszczęśliwienia" kotki dzwoneczkiem. Kot dostał takiego ataku szału, że rzadko się widuje.
Moja poprzednia kotka Kropeczka, zabrana wprawdzie ze wsi ale w wieku ok. 5 tygodni (w celu uratowania przed utopieniem), więc na polowania raczej jeszcze tam nie chodziła, raz uciekła mi przez okno (1. piętro). Nie było jej dobre kilkanaście dni, poszukiwania nie przyniosły rezultatu i ja już opłakałam jej śmierć. Zjawiła się sama pod domem, w stanie całkiem nienajgorszym (i w ciąży , miała wtedy chyba 7-8 miesięcy). Co jadła przez ten czas trudno powiedzieć, ale w okolicy gdzie mieszkałam raczej kotów się nie dokarmiało, za to był spory las i łąki. Kicia dwoneczka nie miała nigdy i jednak mogę podejrzewać, że gdyby miała (choć była niewychodząca, całkowicie domowa więc to i tak byłby bezsens), to być może bym jej już nie odzyskała.
Moje aktualne kocisko - Pedro, urodzone w mieszkaniu na 4. piętrze w bloku (czyli typowy blokers ), z rodziców blokersów zamkniętych przez całe życie w tymże mieszkaniu, otrzymał w darze "własny" ogród z wybiegiem (przez pierwszy ok. rok tylko) na sąsiednią niezabudowaną działkę porośniętą chaszczami (potem ogrodziliśmy całkowicie posesję). I ten właśnie syn blokersów, blokers z urodzenia, tak długo siedział w tych chaszczach aż wyciągnął z nory swego pierwszego mysiego oseska. Mamlał go i mamlał, aż poraniony puścił w końcu krew i wtedy poczuł, że to jadalne. Nie zjadł całości, ale ponadgryzał i było widać, że "załapał". W ten właśnie sposób koty nie nauczone przez matkę uczą się same. Nie wszystkie, to jasne, ale daleka byłabym od stwierdzenia, że "zawsze" polowanie z głodu będzie dla nich abstrakcją. Bo instynkt polowania mają wrodzony, tego nie muszą się uczyć. Wystarczy tylko by po złapaniu ofiary poczuły, że to jadalne.
Pedro był wówczas pod baczną obserwacją, nie puszczałam go po prostu samopas, tylko wychodziłam z nim i miałam go na oku gdy siedział na działce obok (u mnie w ogrodzie była jeszcze wówczas pustynia), zostawiałm go tam na małe chwilki, wiedząc w którym dokładnie miejscu jest, a skubaniec i tak potrafił sobie nie raz jakąś myszę złowić, po czym biegł z nią do domu i dopiero tam męczył i podjadał.
Kot mojego najbliższego sąsiada (i kumpel Pedra ), teraz wychodzący, ale we wczesnej młodości tylko domowy, poluje i zjada. Potrafi wrócić do domu po 2-3 dniach i nie być głodnym. Dodam, że tu gdzie mieszkam kotów się z zasady nie dokarmia. Tu nie ma bezdomniaków. Zresztą sama widziałam jak Peppo (tak ma na imię ten kot) zasadził się na ptaka .
To są tylko te najbliższe z najbliższych przypadków, które znam. I nie jest to teoria z literatury.dagnes - 2014-05-22, 12:58
scarletmara napisał/a:
Nie jestem biologiem ale znając kocie zamiłowanie do zamęczania swoich ofiar zaczęłam się zastanawiać czemu to właściwie służy, po co natura tak te stworzenia skonstruowała, że nie zabiją od razu żeby zjeść tylko męczą zdobycz pół dnia ? I tak sobie pomyślałam, że to najwyraźniej jest koci sposób na sprawdzenie czy upolowana zdobycz jest zdrowa czyli zdatna do jedzenia. No bo gdyby była chora toby tego męczenia nie wytrzymała i zdechła szybko i takiej by pewnie kot nie zechciał zjeść. A jak mimo tych tortur kocich zwierzę wciąż żyje i jeszcze ma siłę żeby próbować uciec to musi być zdrowe.
scarletmara napisał/a:
isabelle30 napisał/a:
scarletmaro - w zamęczaniu nie ma żadnego sprawdzania - koty nie myslą abstrakcyjnie. To instynkt im tak nakazuje - bo takie mięso jest znacznie smaczniejsze - meczenie wyzwala czynniki stresowe = skruszenie mięsa.
Tylko tyle, żadnej filozofii
isabelle skąd masz pewność, że instynkt nakazuje kotom tak robić tylko dlatego że mięsko jest wtedy smaczniejsze bo kruszeje a nie dlatego, że to dobry sposób żeby nie zjeść chorego zwierzęcia i dłużej pożyć dzięki temu. Sposób wymyślony jeśli już to przez naturę a nie przez kota, więc abstrakcyjne myślenie kotu tu nie jest potrzebne, kot działa instynktownie ale ten instynkt czemuś służy - wiesz na pewno że tylko o walory smakowe mięsa chodzi ?
Właśnie mi się przypomniało, że kiedyś, daaawno już temu , napisałam tekst o kocie myśliwym, który chyba pasuje do naszego świeżo dziś wydzielonego tematu. Dołączyłam więc wątek do tamtego o kocie jako udomowionym drapieżniku i w pierwszym poście można teraz wyczytać jedną z teorii, która jakoś tłumaczy to zamęczanie ofiar przez koty (rozładowanie napięcia i wyzwolenie zapachu krwi). Czy są jeszcze jakieś inne powody? Pewnie tak, ale któż zgłębi do końca meandry kociej psychiki...?Sandra - 2014-05-22, 13:03
dagnes napisał/a:
Czy bez dzwoneczka kot miałby szanse przeżyć?
Tak jak napisałam do dzwoneczka sie juz nie odniosę....
Kot wcześniej żyjący w domu, z miską na stałe, później zagubiony, zawsze będzie tego szukał , bo tak ma wdrukowane od pierwszych chwil zycia.
Głód jest przewodnikiem, węch się wyostrza...
Te pojedyncze historie, tylko potwierdzają regułę i zostają odnotowane dla mnie jako odosobnione nietypowe przypadki, a literatura "fachowa" musi sie do czegoś odnosić.
Nauka polowania to "najczęściej abstrakcja", bo kotu czasu zabraknie, bo trwa to i trwa.... i zdechnie z głodu zanim cos upoluje. Tak powinnam tamto zdanie dokończyć
I tutaj znów kłaniają sie nisko miski dokarmiaczy, powszechne od zawsze. Moze to źle, że sie dokarmia ale takie pseudo "zagubione" koty, a jest ic coraz wiecej nie miałyby szans nauczyć sie polować.....bo czas byłby za krótki. To jest abstrakcja.
Instynkt to jedno, a czas to drugie. Zbyt skrótowo potraktowałam poprzedni post.
Z tego co widzę to wyewoluował zupełnie nowy typ kota, prrrawdziwy morderca
Kot domowy ale polujący z lub bez przyzwolenia
Mamy juz koty strikte domowe żyjace wyłacznie w domu, odciete od natury.
Koty dzikie zupełnie niesocjalne, klasyczne dzikiusy.
Koty dzikie wolnozyjace ale troche oswojone- to moi rezydenci.
Czy nie należałoby kazdy typ kota rozpatrzyc oddzielnie w aspekcie tych kwestii, które zostały poruszone, bo tak to mi sie jawi poplątanie z pomieszaniem...Ja o niebie...dagnes - 2014-05-22, 13:28 W psychologii opisuje się zjawisko zwane złudzeniem perspektywy. Pozwala ono ludziom w łatwy sposób "udowadniać" sobie różne teorie. Polega ono na tym, że do celów dowodowych bierze się wyłącznie przypadki, które znamy osobiście.
Zabłąkane koty podchodzące do misek karmicieli w miastach są widoczne. Więc każdy karmiciel powie, że wszystkie zgubione koty zawsze przychodzą do niego jeść, bo tylko takie koty widuje. O istnieniu kotów, które radzą sobie same polując nie wie, bo one do niego nie przychodzą.
Każdy widział bezdomne koty dokarmiane przez człowieka, ale mało kto zajmuje się tropieniem kotów polujących w lasach, na łąkach i poza osiedlami ludzkimi. Te koty "nie istnieją" bo ich nie widać. Polują po cichu, samotnie na małe zwierzęta, po których nie zostaje śladów. Tak, jakby ich nie było (kotów i ich ofiar).
Dopiero gdy populacja takich zdziczałych kotów nadmiernie się rozmnoży i zaczyna za mocno wyjadać nieco większą dziką zwierzynę (np. zające), to człowiek zaczyna je zauważać (może jak ciocia_mlotek tu wpadnie to coś o tym opowie).
Inaczej sytuacja ma się w przypadku psów. Psy polują na większą zwierzynę i ich polowania są bardziej widoczne dla człowieka. Nawet pies całkiem domowy, któremu uda się zerwać ze smyczy potrafi upolować sarnę i rozpocząć jej zjadanie zanim przerażony opiekun zdoła do niego dobiegnąć. Czy ktoś uczy domowe psy polowania i zjadania ofiar? A jednak potrafią i to robią i ludzie o tym wiedzą, bo widzą (polującego psa znacznie trudniej przeoczyć niż polującego kota).
W wątku obok właśnie toczy sie dyskusja o różnicach (oraz ich braku) pomiędzy psami i kotami. Może jednak nie aż tak się różnią...? Zapewne pod względem instynktów łowieckich i zachowań związanych z polowaniem nie różnią się na tyle, by można rzec, że koty w pierwszym pokoleniu po zamknięciu w domu przestają umieć polować, a psy od tysiącleci zachowują te umiejętności. W tym zakresie to raczej kot jest wciąż bliżej swych dzikich przodków niż pies.
A że kot często wybiera pełną miskę karmiciela... cóż - koty bywają wygodne i leniwe. Jak jedzonko samo podejdzie, to po co się wysilać i polować .Dieselka - 2014-05-22, 15:53 Ja tak tylko mini-mini o dzwoneczkach...
W pięknych czasach startów w zawodach psich, zawsze biegłam z koleżanką i jej psiakami....
Na pewnym etapie historii, koleżanka sprawiła swoim psiakom adresówki. Były 2metalowe dynksy (adresówka i szczepienie), dyndające luźno przy obroży i dzwoniące przy każdym ruchu psa.
Mnie szlag trafiał od pierwszego metra (a trasa 50km). Po bardzo krótkiej chwili miałam już ochotę poprzebijać sobie bębenki w uszach, wypalić je ogniem i zasypać błotem. Po wielu kilometrach, kiedy już czułam że każda komórka mojego mózgu zapadła się i uschła, wprowadzając dzwonienie na wyższe pułapy odbijającego się w czaszce echa, błagałam koleżankę żeby zdjęła psom te obroże bo skończę bieg w kaftanie, śliniąc się bezmyślnie.
Ja byłam cały czas w odległości min. metra od tego dźwięku. Dodatkowo mój słuch w porównaniu ze zwierzęcym, to kpina. Skoro ja nie dałam rady tego znieść, to co mają powiedzieć te biedne psy czy koty, którym coś takiego brzęczy przy uchu przez 24h na dobę?Skipper - 2014-05-22, 16:04 W kwestii tego, że koty są samotnikami, to akurat bobtaile kurylskie na wolności przemieszczają się w grupach tak jak wilki. Czyli watahy kotów
Moje koty, typowo domowe, bez problemów polują na wszystko co się rusza i jest w ich zasięgu (głównie owady) i zżerają je zaraz po ogłuszeniu, jeszcze na wpół żywe. Dwa dni temu Tosiek dopadł na moim łóżku złotooka (nie mam pojęcia skąd tam się wziął - złotook znaczy, nie Tosiek), pacnął 3 razy łapą i pochłonął. A przecież w kuchni stoi prawie non stop pełna miska i koty raczej nie głodują Więc chyba polowanie i pożeranie ofiary mają we krwi.
Myślę, że gdyby Tosiek znalazł się (nie daj Boże) przez przypadek na wolności, spokojnie by sobie poradził. Oczywiście pewnie na początku byłby trochę zestresowany, ale z głodu na pewno by nie zginął gerda - 2014-05-22, 18:42 Wczoraj mój pożarł takiego stworka latającego jak kowal, (przywiezione wraz z drzewem na opał, wydostał się z kotłowni) - ale zaraz go zwrócił Maciejka - 2014-05-22, 22:53 Nie będę się silić na obiektywizm i całkowicie subiektywnie stwierdzam, że nie uznaję dzwoneczków (bo sama bym szału dostała na miejscu kota - co Dieselka pośrednio potwierdziła).
Nie wypuszczę kota bez kontroli - tu muszę się przyznać bez bicia - głównie ze strachu o niego. Ptaszki upolowane przez moich rezydentów opłakuję rzewnymi łzami, ale nornic i myszy już nie (choć i to i to życie). Z uwagi na ptaki długo przeganiałam koty z działki, taryfę ulgową miały tylko kotki z dziećmi. Trochę się to zmieniło, jak się zakociłam, przez jednego takiego małego (kiedyś o tym więcej napiszę). Nornice i myszy pakują mi się do domu, a ja nie lubię takiego nachalstwa. W dodatku potrafią narobić sporo zniszczeń.
Obróżka kocia ma ponoć sygnalizować, że jest to kot domowy - no, tu mam wątpliwości, czy taki sygnał coś kotu pomoże. Normalny człowiek nakarmi głodnego kota (tzn. takiego który przyjdzie i da do zrozumienia, że coś by zjadł). A podludziom to wszystko jedno, czy kot w obróżce, czy ma czipa - kopną, uderzą, przerobią na skórki... Jesienią zeszłego roku w okolicach mojej działki chyba ktoś polował na koty, bo większość zniknęła (a przychodziły do michy regularnie). I to nie tylko moja obserwacja, inni też to zauważyli. Niedobitki wróciły, ale mocno wystraszone i bardzo ostrożne.Ines - 2014-06-25, 12:46 Bigiel, a tak z ciekawości - Rudy podczas zabawy "z człowiekiem" preferuje polowanie na piórka czy na futrzaste zabawki? Łapie je raczej na ziemi czy w locie?
Może to trochę naciągana teoria, ale Aurelka zawsze ganiała za zabawkami z piórkami i zawsze była świetna w łapaniu zabawek w locie, podczas gdy nie umie złapać niczego na ziemi. Tula za to woli zabawki futerkowe i łapie je, gdy przemykają po ziemi, średnio radzi sobie z łapaniem czegokolwiek w locie. Aurelka uwielbia zjadać ptaki, do myszy podchodzi niechętnie. Tula w ogóle nie chce zjadać tuszek, ale do myszy podchodzi z jakimś zainteresowaniem, obwąchuje je, oblizuje i przymierza się kilkakrotnie - myślę, że w końcu się skusi Bigiel - 2014-06-25, 13:17 Chyba oba rzeczy, ma też rybkę zawieszoną niżej na szybie i lubi często się na niej uwieszać. Jak był mniejszy to wędka z piórkami.
Widziałam kiedyś jak przyczajał się na kaczki, ale zdradzał do dzwonek, bo od razu odfruwały.
Poobserwuję go trochę z tarasu i jak wydarzy się coś ciekawego to dam znać.scarletmara - 2014-06-25, 16:16 Ines mi też się urodziła taka teoria na temat "predyspozycji" kocich jak Tobie. Obserwując moje dwa maluchy jak się bawiły w domu i jakie zabawy preferowały oceniłam, że Wiki jest zdecydowanie myszołowna - nie lubi i nie bardzo umie wysoko skakać, wspinać się itp. ale z to ma ogromną cierpliwość i lubi leżeć płasko i przypatrywać się długo jak macham zabawką zanim zdecyduje się ją zaatakować, dodatkowo najbardziej pobudza ją jak zabawka "chowa się" gdzieś w jakąś dziurę albo pod kanapę. Uwielbia wyławiać łapkami zabawki spod kanapy potem znów je tam wpycha i znów wyławia :) Natomiast Silka to mała akrobatka, prawie jak małpka. Skacze, wspina się, nie ma cierpliwości żeby długo leżeć i obserwować "ofiarę", nigdy się długo nie przymierza do polowania woli za zabawką pobiegać aż się zziaja niż leżeć i się czaić, uwielbia polować na wędki i wszelkie piórka - ptasiołowny typ jak nic. Mimo to obie radzą sobie z polowaniem na wróble chociaż jestem przekonana, że gdyby Wiki znalazła mysią norkę toby tam i 2dni się czaiła jakby trzeba było żeby tylko myszkę złapać :)
P.S. Tyle tylko, że Wiki wróbla łapie jak ten siedzi na ziemi. I o dziwo udaje jej się tak cicho podejść, że biedak nawet nie próbuje odlecieć i już siedzi w jej pyszczku.