BARFny Świat Dieta BARF dla kota, psa i fretki. Naturalne i zdrowe żywienie zwierząt domowych.
BARFna Linkownia i Bibliografia - Koncerny farmaceutyczne - misja czy interes?
Sojuz - 2014-01-03, 09:04 Wstawiam początki tej całej kampanii, która zaczęła się od podżegania chorób.
Artykuł
Cytat:
Na świecie istnieje wiele chorób, nikt nie chciałby, żeby ich było więcej. Niemniej, w naszym kraju istnieje potężny przemysł, który pracuje nad wymyślaniem nowych chorób i stara się nas przekonać, że na nie cierpimy.
To działanie jest znane pod nazwą „podżegania chorobowego” (ang. disease mongering). Termin ten wymyśliła pisarka Lynn Payer w książce pt. “Disease-Mongers: How Doctors, Drug Companies, and Insurers Are Making You Feel Sick”, wydanej w 1992 roku.
Payer zdefiniowała podżeganie chorobowe jako „próbę przekonania zasadniczo zdrowych ludzi, że są chorzy, oraz lekko chorych – że są ciężko chorzy”. Ta strategia została nazwana również „korporacyjnym konstruowaniem choroby” przez Raya Moynihana, Ionę Heath oraz Davida Henry’ego w „British Medical Journal”. Napisali, że „można zarobić masę pieniędzy na wmawianiu ludziom, że są chorzy”. „Firmy farmaceutyczne najpierw biorą udział w procesie definiowania chorób, a potem głośno o nich mówią pacjentom i konsumentom”.
Podżeganie chorobowe rozpoczęło się w 1879 roku wraz z wynalezieniem Listerine, która pierwotnie była stosowano jako chirurgiczny środek odkażający. Swoją nazwę otrzymała od nazwiska słynnego angielskiego chirurga, Josepha Listera, który jako pierwszy wprowadził procedurę odkażania w chirurgii. Jednakże, niedługo po tym wynalazcy Listerine, dr Joseph Lawrence oraz Jordan W. Lambert, zaczęli sprzedawać ją w stężonej formie jako środek czyszczący do podłóg oraz lek przeciwko rzeżączce. W 1895 zaczęli zalecać ją dentystom jako płyn do ust, i już w 1914 stała się pierwszym produktem sprzedawanym w tym charakterze bez recepty. W latach 20. XX wieku, władze producenta Listerine, Lambert Pharmacal Company, były przekonane, że znalazły lek – teraz potrzebowały jedynie choroby. Wymyślili ją więc: halitozę (cuchnący oddech – przyp tłum.). Przedtem halitoza była jedynie niejasnym, nikomu nie znanym medycznym terminem. Reklamodawcy zaczęli promować Listerine jako lekarstwo na tę dolegliwość, która, jak mówili, mogła zniweczyć szanse każdej osoby w miłości, małżeństwie i pracy. Wkrótce ludzie w całej Ameryce zaczęli chorować na halitozę. [Ale jak to? - przyp. Sojuz]
Sztuczka polegała na rozdęciu zwykłej, nieszkodliwej przypadłości do poziomu patologii, którą należało zwalczyć, aby móc odnosić sukcesy w życiu i nie utracić osobistego szczęścia. Reklamy nakręcone przez twórców Listerine były minitelenowelami, w których ludzie narażali się na wstyd w towarzystwie i porażkę, jeśli nie używali tego produktu.
Sprzedawcy Listerine udoskonalili techniki marketingowe, które zostały opracowane przez XIX-wiecznych znachorów mających „cudowne” leki na wszystko. Pisarz Henry James nazywał ich oszustami. Również William James, jego brat, harvardzki psycholog uznawany za twórcę amerykańskiej psychologii, krytycznie się o nich wyrażał. Stwierdził: „Twórcy tych reklam powinni być traktowani jak wrogowie publiczni i nie powinno się okazywać im litości”.
Payer rozpoznała kilka taktyk podżegania chorobowego. Między innymi:
- Wskazywanie na normalną czynność organizmu i sugerowanie, że coś jest z nią nie w porządku i że należy ją leczyć
- Opisywanie dolegliwości, które niekoniecznie ludziom doskwierają
- Wskazywanie, że duży odsetek populacji cierpi na daną „chorobę”
- Określanie choroby jako niedobór czegoś lub brak równowagi hormonalnej
- Zatrudnianie doktorów, którzy potwierdzą przekaz[dlatego przestałem ufać autorytetom - przyp. Sojuz]
- Wybiórcze wykorzystywanie statystyki w celu wyolbrzymienia pozytywnych stron zażywania leku
- Promowanie leku jako całkowicie bezpiecznego
- Branie powszechnie występującego objawu, który może oznaczać cokolwiek i mówienie, że jest oznaką poważnej choroby
Organy nadzorcze opieki zdrowotnej obecnie ogłaszają, które spośród przedsiębiorstw farmaceutycznych angażują się w taką działalność, a także wskazują na kilka „chorób”, które mogą służyć za przykład podżegania chorobowego. Nie mówią, że taka czy inna dolegliwość nie istnieje – dla niektórych są istotnie kłopotliwe – ale że pogoni za zyskiem wyolbrzymia się ich występowanie i znaczenie. Do takich „chorób” należy impotencja, kobieca oziębłość, zaburzenie afektywne-dwubiegunowe, zespół nadaktywności psychoruchowej (ADHD), zespół niespokojnych nóg, osteoporoza, fobia społeczna, zespół jelita drażliwego, czy też łysienie.
Dlaczego powinniśmy zwrócić uwagę na podżeganie chorobowe? Zdrowy człowiek myśląc, że jest chory, nakłada na siebie wielki psychologiczny ciężar. Poza kosztami psychologicznymi, są finansowe, personalne i społeczne. Leczenie tych „chorób” nie jest tanie. Żaden finansowany z podatków system opieki zdrowotnej nie byłby w stanie ponieść kosztów leczenia środkami, które przedsiębiorstwa farmaceutycznie chciałyby zaserwować społeczeństwu.
Powstrzymanie podżegania chorobowego nie będzie proste. Ilość pieniędzy, które można zarobić na sprzedawaniu leków farmaceutycznych dla chorób, które istnieją głównie w wyobraźni, jest niemal nieograniczona. Co więcej, istnieją potężne ekonomiczne, polityczne i branżowe interesy, które zdecydowanie chcą kontynuować ten proceder.
Krokiem naprzód może być psychologiczne uodpornienie się na przekaz ze strony Wielkiej Farmacji, która próbuje wtrącać się do naszego życia na wiele sposobów. Musimy oduczyć się naiwności.
Jak? Heath sądzi, że nasz lęk przed cierpieniem i śmiercią czyni nas bardziej podatnymi na podżeganie chorobowe. Dzisiaj, ponieważ otucha płynąca z religii jest istotna dla coraz mniejszej rzeszy ludzi, śmierć wydaje się być rzeczą ostateczną, co skutkuje panicznym pędem ku wszystkiemu, co da nam obietnicę lepszego zdrowia i dłuższego życia. Być może więc najlepszym wyjściem nie będzie bicie głową w mur fortecy Wielkiej Farmaceutyki, lecz rozwinięcie psychologicznej i duchowej dojrzałości, która uczyni nas odpornymi na ich wysiłki wsączania w nasze życia lęku i strachu.
Mówi się, że jedną z głównych właściwości różniących człowieka od innych istot jest jego gotowość do połykania pigułek. Firmy farmaceutyczne wiedzą to. Jednak nasze zdrowie wyznaczają nie pigułki, które połykamy – ale sposób, w jaki żyjemy. Jak jemy, ćwiczymy, pracujemy, bawimy się, kochamy i odnosimy się do innych. Gdy zdamy sobie z tego sprawę, będziemy mogli przechytrzyć podżegaczy chorobowych, którzy starają się doszukać patologii w każdym aspekcie naszego istnienia.
„Huffington Post”, 18 czerwca 2010, autor: Larry Dossey
Sandra - 2014-01-03, 12:12
Sojuz napisał/a:
podżegacz chorobowy
Pierwszy raz spotkałam sie z takim określeniem. Kupuję za jeden uśmiech
i rozpowszechniać będę.karakalek - 2014-01-03, 13:06 Poniżej artykuł po trosze nawiązujący do tematu podżegania chorobowego.
Wspaniali naukowcy pracujący w pocie czoła nad tym co by jeszcze wymyślić, odkryli nową jednostkę chorobową. Myślę, że każdy z nas po przeczytaniu uderzy się w piersi i poleci do lekarza po pigułę .
Cytat:
Czy cierpisz na ortoreksję?
Szanowny Czytelniku,
muszę Cię uprzedzić, że jako stały Czytelnik Poczty Zdrowia możesz zostać zaliczony do powiększającej się rzeszy ofiar nowej jednostki chorobowej: ortoreksji.
Temu nowemu schorzeniu poświęcony jest jeden z biuletynów francuskiego Centrum Badań i Informacji na temat Odżywiania się (CERIN).
Według CERIN na ortoreksję cierpi ktoś, kto: dba o różnorodność swoich codziennych trzech posiłków. Nie zje na przykład dwukrotnie węglowodanów lub białek pochodzących z tego samego źródła. Jeśli w drodze wyjątku zdarzy mu się odstępstwo od tej zasady, np. podczas uroczystego posiłku, w kolejnych dniach zastosuje rygorystyczny mechanizm kompensacyjny: uprawianie sportu, zaostrzenie diety, post…
Na tym nie koniec: Niektórzy za zdrowe uznają tylko produkty «naturalne», «pełnowartościowe», «nierafinowane»: pełnoziarnisty makaron i mąkę, nierafinowany cukier trzcinowy itp. Do «niezdrowych» zaliczają natomiast to, co produkowane przemysłowo, rafinowane (cukier, biała mąka), zwykłe (makaron, biały ryż), krótko mówiąc – wszystko, co zostało przetworzone, przez co przestało być «naturalne», a więc i «zdrowe».
Wreszcie – absolutna rewelacja: Za zdrową uznaje się zatem żywność ekologiczną, jednak nie jest to jedyne kryterium. Akceptowane i cenione są także produkty sezonowe, regionalne i lokalne, czyli zapewniające niewielki dystans pomiędzy producentem a konsumentem. Każdy ortorektyk wyznacza własne granice. Jeden wyeliminuje z diety wszystkie dodatki do żywności, drugi będzie rozróżniał pomiędzy tłuszczami nasyconymi a nienasyconymi, jeszcze inny zrezygnuje tylko z cukru rafinowanego itd. Możliwe są najróżniejsze odmiany i warianty ortoreksji1.
A co na to służby?
Te „podejrzane typy”, które zwracają uwagę na zawartość swoich talerzy, uprawiają sport, jedzą skromniej nazajutrz po obfitym posiłku lub kupują ekologiczną żywność, są solą w oku naszych elit, które spieszą z interwencją.
Autorka artykułu opublikowanego w magazynie kobiecym Journal des femmes bije na alarm: Osoby cierpiące na ortoreksję zamykają się w błędnym kole nadmiernej kontroli żywienia. Dobierają produkty spożywcze pod kątem korzyści, które mogą one przynieść organizmowi. Spożywane jest tylko to, co stanowi wartość odżywczą i pozbawione jest wszelkich zanieczyszczeń. Pochodzenie żywności musi być znane, a zawarte w niej witaminy zachowane2.
Takie zachowanie, zdaniem dziennikarki:
…skutkuje zniewoleniem osób dotkniętych ortoreksją i w znacznej mierze pozbawia je życia towarzyskiego. Nie są one w stanie zjeść obiadu u znajomych ani w restauracji. Przeżywają autentyczne cierpienie.
Coś takiego! Zaczyna się od zdrowej diety, a kończy na absolutnej izolacji od społeczeństwa i „autentycznym cierpieniu”.
Co na to psychiatrzy, dlaczego nie reaguje policja?
Antidotum, szybko!
A może chodzi tylko o wywołanie zapotrzebowania na nowy lek?
Ortoreksję po raz pierwszy opisał na początku tego stulecia amerykański lekarz, niejaki dr S. Bratman, jako patologiczne zainteresowanie lub obsesję na punkcie zdrowej żywności.
Tam, gdzie jest „patologia”, musi być także leczenie, a więc również lek.
Tylko patrzeć, jak zacznie nam się wmawiać pigułkę zwalczającą ochotę na zdrową żywność, refundowaną z ubezpieczenia (refundowany będzie oczywiście lek, bo przecież nie żywność…).
shana55 - 2014-01-06, 13:51 To ja jestem chora Tufitka - 2014-01-06, 15:18 facecje - to nie choroba, to ochrona organizmu przed śmieciami i niepotrzebnymi chorobami rzeczywistymi.karakalek - 2014-01-06, 15:18
shana55 napisał/a:
To ja jestem chora
Oj tam, od razu chora. Lubię zjeść dobrze i zdrowo Leczyć się z tego powodu nie zamierzam shana55 - 2014-01-06, 15:28 Żartowałam .....AniaR - 2014-01-06, 16:35 Ty zartujesz, a pomysl ile ludzi potraktuje takie artykuly powanie i zacznie sie leczyc shana55 - 2014-01-06, 17:12 Na to wychodzi, że wszyscy jesteśmy chorzy.......Sojuz - 2014-02-08, 16:18 Zamieszczam wypowiedź pewnej osoby, której życie zniszczyli lekarze... Niecenzuralne treści pominąłem lub zastąpiłem bardziej neutralnymi i oznaczyłem kolorem czerwonym.
Cytat:
Witajcie
Ostatnio jest moda na wrzucanie historii, więc ja chciałbym podzielić się z wami moją, o tym jak moje organy wewnętrzne i skórę zaatakowały grzyby, które od lat coraz bardziej rozprzestrzeniają się po moim organizmie.
Ponad trzy lata temu, jeszcze jako nastolatek, dostałem delikatnego trądziku. Jak każdy normalny dzieciak w tym wieku sporo imprezowałem, żarłem byle świństwo i niespecjalnie dbałem o swoje zdrowie. Lekarze przepisywali mi antybiotyki (tetracyklinę), które stosuje się tylko po to, by zamaskować objawy zmian skórnych na twarzy kosztem totalnego zniszczenia mikroflory jelitowej.
90% 'lekarzy' jest tak na prawdę przedstawicielami handlowymi koncernów farmaceutycznych i żaden z dermatologów nawet nie zaproponował tańszej, skuteczniejszej terapii bez ryzyka skutków ubocznych, która opiera się na stosowaniu dużych dawek wit. A i E.
Pewnie nie każdy z was zdaje sobie sprawę, że na naszych błonach śluzowych (głównie układu pokarmowego) i skórze, oprócz bakterii żyją także m.in. grzyby drożdżopodobne Candida.
Na skutek brania hormonów, antybiotyków i konsumowania przetworzonej żywności napakowanej chemią, szacuje się że około 40% populacji ma przerost tych grzybów.
Lekarze na każdą dolegliwość wypisują silne leki (jak chociażby antybiotyki, chemioterapeutyki), które powinno się używać tylko w ciężkich stanach chorobowych.
Mój tragiczny styl życia i silny antybiotyk stosowany przez rok spowodowały, że moja naturalna flora została w dużej mierze wybita - jej miejsce w jelicie zaczęły zajmować grzyby.
Miałem bardzo dużo różnych objawów - silny, ropny trądzik, problemy gastryczne, psychiczno-neurologiczne (depresje, nerwicea, nieuzasadnione lęki, kręcenie w bani, mgła umysłowa), problemy z odpornością, różne bóle w jelitach etc. Chodziłem po lekarzach w celu leczenia tych dolegliwosci, a oni przepisywali kolejne leki.
Dlaczego wam o tym mówię? Otóż dlatego, że ten problem staje się coraz bardziej powszechny na skutek takiej polityki koncernów farmaceutycznych i lekarzy, którzy znaleźli swoje dyplomy w paczce z chipsami.
Półtora roku temu, jeden z lekarzy na część moich dolegliwości przepisał mi lek (na nadkwasotę, która jest naturalną reakcją obronną organizmu - teraz już o tym wiem) mój stan bardzo się pogorszył. Od tego czasu praktycznie nie wychodzę z domu, jem tylko sałatki i jogurty naturalne. Grzybica wydostała się z jelit i zaczęła infekować kolejne organy.
Obecnie mam zmiany także w jamie ustnej, na stopach, pod pachami, na głowie, w pachwinach, na genitaliach, w układzie moczowym (prawdopodobnie gruczoł krokowy i nerki też) i w lewym uchu zewnętrznym.
Miałem zmiany także na dłoniach, języku, na ustach, w przełyku i pod paznokciami. Bardzo prawdopodobne, że mam je także w innych organach ale na razie są na tyle słabe, nie zdaję sobie o tym sprawy.
Na skutek tego [...] dostałem silnej stulejki [...]
Moje życie zamieniło się w wegetację, cierpienie i nadzieję, że po wyczekaniu w wielomiesięcznych kolejkach do specjalistów w końcu trafię na kogoś, kto będzie mi w stanie pomóc.
Grzyby wydzielają do krwi toksyny, które zakłócają system hormonalny (głównie tarczyca), odpornościowy itd.
Potrafią wytworzyć formy przetrwalnikowe, które siedzą w człowieku latami - nawet jak komuś uda się wyleczyć, wystarczy spadek odporności czy inne korzystne warunki i wracają do punktu wyjścia. W ten sposób, zawsze jak miałem jakąś poprawę i robiłem krok w przód, przewiało mnie na dworze i wracałem do punktu wyjścia, a nawet cofałem się, gdyż infekcja atakowała kolejne organy.
Jest ze mną coraz gorzej i nie zanosi się na to, aby miało mi się poprawić - powoli zaczynam wymiękać psychicznie. Choroba jest na prawdę iście nieprzyjemna.
Jeśli jesteście w stanie przypomnieć sobie swojego najgorszego kaca czy zejście - wyobraźcie sobie, że ja tak się czuję na co dzień.
Mam 21 lat, mam ten plus, że interesuję się informatyką i udaje mi się pracować zdalnie z domu. Od 18 msc wydaję co miesiąc ponad tysiaka na leczenie, a nie zarabiam dużo.
Oczywiście leki nie są w ogóle refundowane - 100% odpłatności.
Te same środki na zachodzie dostępne są w aptekach za ułamek ceny, gdyż państwo je refunduje. Biorąc pod uwagę stosunek zarobków do cen leczenia, terapia jest to ok. 20-sto krotnie tańsza.
Lekarze wywołali u mnie ten stan i nie potrafili wyleczyć - zacząłem sam kombinować z różnymi środkami. W ten sposób uszkodziłem sobie także serce (choroba wieńcowa).
Nie mogę jeść, tego co chcę, nie mogę stosować żadnych używek, uprawiać sportu, a od jakiegoś czasu także seksu.
Całą kasę, jaką mam pakuję w leczenie.
Życie traci dla mnie sens.
Morał z tego jest taki:
Zdrowo się odżywiajcie i unikajcie silnych leków.
Zamiast sięgać po antybiotyki przy każdej okazji, starajcie się stymulować naturalne siły obronne organizmu i przede wszystkim nie zaburzać ich farmaceutyczną chemią!
Chyba daruję sobie komentarz...AniaR - 2014-02-08, 19:52 Komentarze do tego tekstu tez sa ciekawe. W calej tej historii brakuje mi 2 rzeczy:
1. W jaki sposob czlowiek ten zorientowal sie co mu wlasciwie dolega.
2. Jak sie teraz leczy?
Pisze o lekach - ale czy to leki "farmaceutyczne" (ktore na pewni nie wylecza), czy naturalne (jestempewna, ze jest cos co moze wyleczyc grzybice). Z kontekstu jednak wynika, zee to farmacja dagnes - 2014-02-08, 21:20 To ja dorzucę jeszcze coś w temacie podżegania chorobowego, o którym zaczął Sojuz na początku tej strony wątku.
Jest taki bardzo fajny artykuł na Nowej Debacie, którego fragmentów nie będę cytować, bo trzeba przeczytać całość aby mieć pełny obraz sytuacji. Artykuł dośc obszerny, ale warto się z nim zapoznać - pokazuje, jak z biegiem lat obniżano tzw. normy zdrowia czyniąc społeczeństwo oficjalnie chorym i zmuszając do brania coraz większej ilości leków. Fajne w tym artykule jest to, że autor pokazuje czarno na białym, za pomocą matematyki , że aktualne normy ciśnienia tętniczego, cholesterolu i cukru są całkowicie od czapy i mają służyć jedemu tylko celowi - zwiększaniu sprzedaży chemikaliów produkowanych przez koncerny farmaceutyczne. Zachęcam do lektury:
Cukrzyca, miażdżyca, nadciśnienie - Jeźdźcy Apokalipsy III tysiąclecia, czyli jak przehandlowano nasze zdrowiegerda - 2014-02-08, 22:04 Ciekawy jest też tam artykuł "Źywieniowy stan wyjątkowy" shana55 - 2014-02-08, 22:30 Dobre, dobre Silvena - 2014-02-09, 09:29 O candidozie piszą ludzie na wielu forach. Podobno najskuteczniejsza metoda leczenia jest przede wszystkim ścisła dieta. Zero cukru, nabiału, glutenu.
Jak ktoś jest ciekawy, to swego czasu trafiłam na bardzo fajne opracowanie na forum SFD KLIK.
Objawów jest tyle, ze każdy może to mieć. Ale to jak ze wszystkimi pasożytami. W człowieku może żyć 300 rożnych pasożytów, a wykryć można tylko kilka z nich. Ja mam takie szczęście, ze mam świetną lekarkę homeopatę. "Zwyklych" lekarzy staram sie unikać, często wiecej z nich szkody niż pożytku. Na gazecie co chwile pojawia sie artykuły o tym, ze komuś lekarze wielką krzywdę zrobili lecząc nieudolnie, stawiając złe diagnozy.