To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
BARFny Świat
Dieta BARF dla kota, psa i fretki. Naturalne i zdrowe żywienie zwierząt domowych.

Medycyna weterynaryjna - Niezdiagnozowana choroba układu nerwowego u kota

shana55 - 2015-06-11, 13:21

kashucha :kwiatek:
Jeśli masz umowę kupna Lawendy i rodowód, to powinnaś zażądać od hodowcy zwrotu kosztów leczenia.
Ta hodowla jeśli czerpie zyski z hodowli, powinna też odpowiadać za jakość zwierząt. Niech się nauczą, że za błędy się płaci.

apple - 2015-06-11, 14:10

Aby żądać od hodowcy zwrotu kosztów leczenia, trzeba byłoby udowodnić, że choroba jest skutkiem:
rozmnażania zwierząt zakażonym wirusem, który spowodował chorobę i śmierć kota
zakażenia kota w hodowli
genetycznego obciążenia chorobą, na którą kot odszedł

Jednym słowem, że trzeba udowodnić, że za chorobę winę ponosi hodowca.
W przypadku Lawendy nie było sekcji zwłok i ustalenia na 100% przyczyny.
Nawet jeśli to felv, to nie wiem, czy można udowodnić, że kotka nie zaraziła się wirusem poza hodowlą.

Myślę zresztą, że dla Kaschucha nie jest to najważniejsze, chociaż też uważam, że pseudohowca (obojętne, czy z papierami czy bez) o ile rozmnaża koty z felv, powinien ponieść karę na tyle dotkliwą, żeby zmienić swoje postępowanie.
Obawiam się jednak, że w tym przypadku byłaby to walka z wiatrakami.

gpolomska - 2015-06-11, 15:59

Jedno, to że kotka mogła to mieć z hodowli - nic tylko ubić "hodowcę", bo inaczej raczej i tak do niego nic nie dotrze. A drugie - ilu wetów ją widziało? Koszt testu FIV/FeLV i czas wykonania płytkowego czy nawet PCR przy tej reszcie zaawansowanych badań jak MRI... brak słów. Oczywiście żaden z nich zapewne nie czuje się z tym źle.

Żal mi bardzo Lawendki, że tyle musiała przejść i jej opiekunów, którzy stawali dosłownie na rzęsach, żeby jakoś koteńkę wyciągnąć z choroby. Dobrze, że trafiła na tak wspaniałych ludzi: choć tyle szczęścia w swoim krótkim życiu miała.

małga - 2015-06-11, 16:36

Dokładnie mam te same odczucia :-(

Jak widać na Waszym przykładzie wieloletnia akcja hodowców przeciw pseudo wciąż nie dociera do społeczeństwa jak powinna. Moje koty kupowałam 11 lat temu, już wtedy informacja była dobra, wciąż jednak za mało...
Oczywiście taka sytuacja mogła mieć miejsce i w dobrej hodowli (i niestety często ma), wówczas hodowca zwykle pomaga w wykluczeniu chorób (badania swoich kotów), może dzielić koszty leczenia czy często zabiera kota do siebie i sam go leczy.
Ty miałaś prawo nie wiedzieć, co się dzieje z Twoim pierwszym kotem w tak nietypowej sytuacji, weterynarze sami nie wiedzieli, to jest przykre.
Wet. Niedzielski zamieścił post: https://web.facebook.com/KlinikaWeterynaryjnaNiedzielski/posts/1082609131754110
dziwnie się poczułam.

Miałam ogromną nadzieję, że Lawenda wydobrzeje. Jeszcze raz bardzo mi przykro.


usunęłam OT, uaktualniłam linka

gpolomska - 2015-06-11, 17:22

małga napisał/a:
Wet. Niedzielski zamieścił post: https://www.facebook.com/...zielski?fref=nf dziwnie się poczułam.

Też zamieściłam odpowiedź pod nim, bo się "trochę" wkurzyłam.

Opiekun nie musi się znać, ale wet powinien.

A tu w przypadku Lawendy... prędzej biedna umarła niż postawiono jednoznaczną diagnozę.

A przecież była pod opieką wetów (i to nawet w szpitaliku), nie u piekarzy czy mechaników - i to nie jeden raz i nie jeden dzień. A nawet nie wiadomo, czy test FIV/FeLV był pozytywny.

Szlag mnie trafia jak o tym wszystkim myślę - ile kotów mogło by żyć, gdyby wetom chciało się przyłożyć? Ile?

Czytając każdego dnia o Lawendzie czułam się jakbym czytała o swojej walce o Mokate - i jej [Lawendy] śmierć mnie strasznie zabolała... po tym wszystkim, co przeszła i jej opiekunowie co wycierpieli, bo to nie tylko kot cierpi - opiekunowi też serce pęka jak patrzy na cierpiące ukochane stworzenie i jest bezsilny... a weci? Dla nich to był tylko kolejny kot. Jeden z wielu.

kashucha - 2015-06-11, 20:52

gpolomska, czytałam Twojego posta na stronie Niedzielskiego, zauważcie, że nikt się nie pofatygował, żeby go skomentować, natomiast posty "pochwalne" dla weta na ostro są już komentowane. Szkoda słów.
A oni dwa razy pobierali jej krew, żeby zrobić głupią morfologię, nie pomyśleli wcale ale to wcale o jej diagnozowaniu. O testy na fiv/felv pytali dopiero nas wypisując, pozbywając się nas.
Wiedząc, że Lawenda nic nie je nie odżywiali jej pozajelitowo. Zmarniała tam tylko i stanów lękowych się nabawiła.
A jak zakwestionowałam wysokość rachunku (770zł za niecałe 4 doby hospitalizacji, podczas gdy przyjmując nas mówili, że doba może kosztowac do 100zł w przypadku Lawendy i jej medykacji), to wciskali mi kit, że musieli otwierać codzinnie duże opakowania leków specjalnie dla niej i, że jakoby te leki miały tylko 24h przydatności :-?
nie wspomnę już o MRI, który kosztował kolejne 700zł, a zdjęcia z którego były niewyraźne. Diagnoza zapalenia opon też z dużym prawdopodobieństwem była nietrafiona.


CO do tych pseudohodowców, oni są bardzo mało inteligentni, wszystko robią w nieświadomości, nie posiadają podstawowej wiedzy. Może nie wiedzą nawet co to FIV/FIP/FelV... Myślę, że babka kocha swoja kotkę, zamarzyła jej się hodowla i po prostu zaczęła ją rozmnażać, nie mając o tym pojęcia ale i nie mając złych zamiarów. trzeba ją uświadomić. Jestem wściekła i rozżalona ale nie mogę wyciągnąć żadnych konsekwencji, na Lawendkę nie miałam żadnych papierów. Wiem, że ojciec miał prawdziwy rodowód, pokazywali mi go, matka natomiast go nie miała.

Ja, ze swojej strony, mam apel do wszystkich: jeśli dzieje się coś złego - idźcie do specjalisty Dopiero wizyta u dr Kwiatkowskiej, neurolog, miała sens. Na końcu, na chwilę przed odejściem Lawendki, zbyt późno. Bieganie po zwykłych wetach wyciągnęło ze mnie mnóstwo pieniędzy, środków, które przecież mogłabym przeznaczyć na pomoc jakimś kociakom, a nie na nieudolnych wetów :evil: Mówimy tu o zmarnowanych co najmniej trzech tysiącach złotych. Ile to leków dla chorych kotów, ile jedzenia, ile opłat za ich transport itd...

Mieliśmy ogromnego pecha, że nie udało nam się tego 23 maja dotrzeć do dr Wrzoska. Może, znając już diagnozę-wyrok, spędzilibyśmy ten czas głaszcząc ją, kochając i obserwując czy to już pora na pożegnanie, zamiast ciągać ją po różnych wetach, kłuć igłami, wpychać tabletki....
Ten koszmar nauczył mnie bardzo, bardzo wiele.

Gdyby ktoś miał kiedyś jakieś pytania, niech pisze na priv, dostanę powiadomienie na maila i na pewno odpiszę.

Kochani, dobrze, że istnieje takie wspaniałe forum, pełne ludzi uświadomionych, chcących zapewnić swoim podopiecznym najlepsze możliwe żywienie i opiekę. Bardzo się cieszę, że tu trafiłam. :kwiatek:

Biorąc Lawendkę, mojego pierwszego kotka, nie byłam do końca przekonana czy sobie z tym poradzę, czy to coś dla mnie, choć zawsze marzyłam o kocie, ale, odkąd do mnie trafiła, moje serce niesamowicie się otworzyło, wypełniło miłością, gotowością do poświęceń i walki. Mała tyle mi dała! I tak krótko ze mną była :cry:

edit: gpolomska, jednak skomentowali.

Jinx the Cat - 2015-06-11, 21:10

gpolomska, :kwiatek: nie jestem i nie bede na FB,ale Twojego posta udalo mi sie przeczytac---a odpowiedz kliniki jest typowym "dupochronem",czyli - jak to mowilismy kiedys-"RWD"- "ratuj wlasna dupe"...ale przylozylas im pieknie -"PR w miejsce wiedzy"...trafiony zatopiony...szkoda ze to dzieje sie w takiej sytuacji,ale jaka Ty racje dziewczyno masz!!!! :beer: a ze posty pochwalne sa ostro komentowane -i chyba pisane - przez trolli to nic dziwnego... :evil:
kashucha, :kwiatek: przykro i smutno nam wszystkim niezmiernie :-( ...Lawendka na pewno pozostanie w naszych sercach prawie tak samo jak w Twoim...bo przez te pare tygodni ona stala sie rowniez w jakis sposob naszym kotem...uosobieniem i symbolem wszystkich chorych kotow z Forum.Dobrych lowow za Teczowym Mostem,malutka!!!! :love:
:tuli:

apple - 2015-06-11, 21:45

Mam coraz gorsze zdanie nt weterynarzy :-x

I poczucie, że w razie "w" nie miałabym na kogo liczyć.
Najbardziej widzę, że mogę liczyć na siebie, swoje zgłębianie wiedzy i ewentualnie na podpowiedź mądrych głów z forum.
Zatrważające zaś jest, jak znakomita większość ludzi opiekujących się zwierzakami ślepo i bezrefleksyjnie ufa wetom i ich zaleceniom.
Sama zresztą, dopóki nie trafił do mnie Rudolf, jeździłam do weterynarzy z psami i kotami, które przychodzily do nas na wsi i zaprzyjaźniały się, więc w razie choroby je leczyłam. Te zwierzęta jednak nigdy nie były moje, zawsze czyjeś i nie zgłębiałam wiedzy na ich temat. Zdawałam się więc na działania weterynarzy, bo przecież jechałam do lekarza :-?

Dopiero teraz mając Rudolfa zaczęłam się uczyć i otworzyły mi się oczy.
Dziwię się i mam za złe znakomitej większości weterynarzy, że nie zgłębiają wiedzy, tylko stosują schematy przyswojone na studiach a przede wszystkim opierają się na praniu mózgu przez producentów :-x

Przepraszam za OT, zastanawiałam się, gdzie umieścić te żale i refleksje, które od dawna kształtują się w mojej głowie.
Zazwyczaj staram się nie narzekać, ale przykład Lawendy doprowadził mnie do wściekłości i ulało się ze mnie.

gpolomska - 2015-06-29, 07:30

Opinia wydana przez klinikę Niedzielskiego - znalazłam w komentarzu na jego profilu pod postem tym, który sama komentowałam. Pod spodem są komentarze. Co za #YQ&%@^&Q#@Q
Lena06 - 2015-06-29, 14:06

Jak można było przypuszczać zamieszczony link nie doczekał się odpowiedzi i został usunięty.
Co za hipokryzja...

Snedronningen - 2015-06-29, 15:29

gpolomska, o Niedzielskim można by długo opowiadać... Dla jasności - nie ujmuje mu niczego jako chirurgowi (bo w tym jest dobry) ale ujmuje mu jako człowiekowi.
Posty pochwalne natomiast nie są pisane przez osoby wynajęte. To posty osób, którym np. "uratował psy przed kalectwem" wykonując "niezbędne" operacje.

kashucha - 2015-09-25, 11:49
Temat postu: prawie trzy miesiące po śmierci Lawendy
Jeśli ktoś jest ciekaw, odnośnie Niedzielskiego, klinika nigdy nie wystąpiła do mnie o zapłatę pozostałych pieniędzy, więc suma, ktorą mi rzucili, a której ja nie zgodziłam się wtedy zapłacić, była jak widać wyczarowana jak królik z kapelusza.

Nigdy nie napisałam Wam, co mi odpisał "hodowca".
Możecie się domyślać i pewnie większość z Was właśnie tak to sobie wyobrażała ;)

"Witam bardzo mi przykro z tego powodu i proszę już z góry nie osądzać mnie. Wszystkie kociaki kocham i daję im pełną opiekę hodowcą jestem od 3 lat i ciągle się uczę ja jej takiego losu nie zgotowałam nie jestem w stanie wiedzieć jaką chorobę genetyczną posiada dany kociak, o tych badaniach genetycznych wiem może od pół roku i mam zamiar zrobić bo coraz więcej hodowców ma takie badania nie wszyscy ale mniejsza połowa ma nasza hodowla nie jest pseudo hodowlą jest stowarzyszeniem, pseudo hodowla to trzymanie kotów w klatce bądź w zamknięciu bez kontaktu z człowiekiem , nasze kociaki są otoczone opieką przeze mnie i dzieci moje,zrobiła Pani ze mnie potwora osobiście jestem po ciężkich przejściach z córką klinika kardiologi czyli sprawa ze serduszkiem moje kociaki sprawiają ze na co dzień nie myślę o chorobie a że trafiła się kotka z wadą genetyczna to nie dlatego że ja jej tego życzyłam czy Pani życzyłam takich przejść.Moje dziecko jest chore na serce i też powinnam mieć pretensje do lekarzy że nie wykryli tego wcześnie.Wracając do hodowli to Pani jest pierwsza osobą której kotek zachorował inni przysyłają mi fotki i na chwilę obecną tylko Pani miała problem z kotką. Zdecydowała się Pani na naszą hodowlę a miała Pani wybór są koty po 2 tys z badaniami i bez badań a jednak Pani od nas kupiła, przykro mi że wyszło jak wyszło zrobię badania i podam wyniki ale nadal nie rozumiem jak to możliwe skoro rodzice kotki są normalne żadnych objaw choroby nie mają "

Szkoda gadać.

Wciąż nie mogę o tym myśleć bez bólu, bardzo tęsknię za Lawendą. Nie mam pod swoim dachem żadnego kota, choć byłam bliska przywiezienia jednego z Chorwacji i jednego z Bośni, z wakacji. Bardzo mi brak kociego towarzystwa. Pracuję nad tym, chcę być domem tymczasowym, myślę, że jestem gotowa.

Jeszcze raz dziękuję Wam za wsparcie i dobre słowa. jestem pewna, że już niedługo wrócę do BARFowania i będę regularnie zaglądać na forum :)

kashucha - 2016-01-03, 13:55

Zapytałam dziś ponownie mailem "hodofcę" Lawendy o wyniki badań FIV i FeLV rodziców małej, które obiecali zrobić. Oto odpowiedź jaką otrzymałam:

"Niestety kocur u którego kryliśmy już nie żyje lub zaginął. Wyszedł od właściciela z domu i nie wrócił. Kotkę nie jest kryta i badań nie chwile obecną nie zrobiliśmy."

Spodziewałam się czegoś podobnego ale i tak jestem ZŁA :evil:

Maciejka - 2016-01-03, 20:10

kashucha, wpadłam tu po długiej przerwie, niczego nieświadoma.
Przeczytałam wątek ciurkiem, od początku do końca (szkoda, że tak smutnego) - powiem tylko, że chciałabym być Twoim kotem.

kashucha - 2016-01-26, 09:39
Temat postu: moja opinia o Klinice Niedzielski i ich opinia o mnie :<
Maciejka, dzięki :)

Wystawiłam opinię Klinice Niedzielski kilka dni temu.

Jak przeczytałam ich odpowiedź, to mało mi para uszami nie poszła!

https://web.facebook.com/kashucha/activity/10204033922006701?comment_id=10204043039874642&notif_t=open_graph_action_comment

w razie gdyby zniknęło, to cytuję:
ocena to *jedna gwiazdka*
Ja: "Miałam ponad pół roku, by zastanowić się nad oceną Kliniki Niedzielski. Chłodna głowa nie zmieniła mojej perspektywy. Żałuję, że kiedykolwiek trafiłam tam z kotem."

Oni: "Napisz Pani szczerze, w jakiej przychodni leczylas kota przed przyjazdem do kliniki , że był w takim ciężkim stanie ,to po prostu Pani zaniedbanie. na przyszłość rada , rób pani wyniki swojemu zwierzęciu 2 razy w roku.Tak uwaga , do kliniki się nie trafia,przyjeżdżają pacjęci do leczenia a cały personel medyczny nie tylko używa wiedzy +ale i serca i właściciele małych pacjętów są szczęśliwi."

wow, po prostu wow. :evil: a wypowiedziała się nie Klinika Niedzielski, tylko jakaś Weronika Niedzielska

Wygląda na to, że jestem strasznie zaniedbującą koty opiekunką :-x



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group