BARFny Świat Dieta BARF dla kota, psa i fretki. Naturalne i zdrowe żywienie zwierząt domowych.
Off Topic nieBARFny - Hodowle zwierząt rasowych - kontrowersje
motyleqq - 2014-03-08, 20:07
zenia napisał/a:
a jak sobie wyobrażasz hodowle
wymienia się niestety,dodaje "nowsze"modele
inaczej jest to tylko klepanie powielanie wciaz tej samej pary
przez 10 lat jeden kocur ,jedna kotka i te same skojarzenie
toc to nie jest hodowla
nie wydaje mi się, by był obowiązek posiadania kocura. wręcz uważam za sensowniejsze krycie poza swoją hodowlą. wtedy nie ma problemu, że w kółko ten sam kocur. a śmiem twierdzić, że właśnie w tych hodowlach, gdzie oddaje się emerytów, w kółko jeden kocur kryje.
nie wiem czemu może być tylko jedna kotka, kiedy nie oddaje się emerytów.
moi rodzice wprawdzie dopiero kilka lat mają hodowle, ale póki co żadne skojarzenie się nie powtórzyło, nie mają swojego kocura i jestem pewna, że nigdy żadnego emeryta nie oddadzą, bo na pierwszym miejscu stawiają swoje koty, a nie wizje hodowli.Meri - 2014-03-08, 20:13 W kotach nie tak łatwo o reproduktora. Jak jest naprawdę dobry to raczej nikt się nim dzielić nie chce, dlatego często hodowcy są zmuszeni do posiadania własnego...motyleqq - 2014-03-08, 20:25 Meri, wiem. uważam to za absurdalne i działające na niekorzyść, zwłaszcza w świetle tego, co pisane tu było o małej puli genetycznej.Meri - 2014-03-08, 20:28 Oczywiscie, że to absurdalne! Byłoby lepiej gdyby hodowcy chętniej dzielili się kocurami. Z drugiej strony ktoś kupi naprawde dobrego kota, ściągnie go z drugiego końca świata, będzie dbał o czystość linii, a potem wypożyczy tego kocura, a następnie osoba, która wypożyczyła sprzeda kocięta po nim do takich masówek, co zniszczy całą pracę hodowcy. Dlatego czasami się nie dziwię, że hodowcy niechętnie dzielą się swoimi kocurami, bo łatwo "ot tak" zrujnować lata pracy. Są jeszcze hodowcy, którzy starają się coś zmienić.gpolomska - 2014-03-08, 20:42
Freya napisał/a:
gpolomska, to ciekawe co napisałaś, że powinien być maksymalnie jeden kot na pomieszczenie. Ja mam jeszcze taką teorię, że po przekroczeniu pewnej masy krytycznej kota (aczkolwiek nie jestem pewna, ile sztuk by to miało być) niezależnie od powierzchni mieszkania, zaczynają się problemy w stadzie. Po prostu zbyt wiele osobników nie może żyć zgodnie pod jednym dachem.
Napisałam, że to tylko moja osobista teoria wynikająca z prostego założenia: każdy kot może mieć ochotę pobyć sam, zjeść w spokoju i wysikać się w spokoju do własnej kuwety, a to jest możliwe tylko wtedy jeśli kotów nie jest więcej niż pomieszczeń dla nich dostępnych (okno dlatego, żeby było światło dzienne i możliwość obserwacji na zewnątrz a nie np. ciemne ciasne WC). Na mniejszej przestrzeni też można próbować - dużo półek, drapaki itd., tyle że jak jest małe mieszkanie to raczej ciężko takie 3d z prawdziwego zdarzenia zrobić. Co do masy krytycznej - zapewne to jest sprawa indywidualna: jak wszystko przy kotach. Wiadomo, że na początku bywają ostre rozmowy, bo koty sobie muszą ustalić, kto co i na jakich zasadach - problem jest wtedy, gdy po kilku tygodniach nadal bez feliwaya, rc calm i różnej chemii są łapoczyny albo któryś boi się wyjść spod łóżka, sika poza kuwetą, traci apetyt itd. - wiele osób uważa, że wspomniane wynalazki rozwiązują problem i kolejne dokocenie zakończono sukcesem - dla mnie to totalna porażka a nie sukces, że koty trzeba faszerować czymś, co by się nie pozabijały.
Odnośnie sterylizacji/kastracji - jeśli jest to robione z głową, to zwykle jest akcja kilku ludzi i wyłapanie wszystkich osobników w danej okolicy, a nie jednego wykastrować a 10 innych nie. Poza tym - jak pisały przedmówczynie - na otwartej przestrzeni jeśli kotu nie pasują warunki/towarzystwo, to zwija manele i zmienia miejsce/towarzystwo - w domu nie ma takiej możliwości. Podobnie zresztą np. z samoleczeniem - jak pisała Sihaya w jednym z tematów, kot biegający po wsi jak ma świerzba, to sobie uszami pociera o kwiaty wrotyczu, a jak siedzi w domu, to jest skazany na naszą pomoc. Zamknięcie kotów w mieszkaniach wiąże się z wieloma rzeczami, o których trzeba wiedzieć i które kotu zapewnić, jeśli ma mieć szanse na długie i szczęśliwe życie.
Czy 18 kotów to zbawienie dla nich? Dla mnie ideałem pomocy kotom byłoby, gdyby żadnych nie zamykać w mieszkaniach, a tylko były same wolnożyjące jako dobro wspólne, o które wszyscy dbają - dokarmiane i leczone, mieszkające w kocich budkach i bezpieczne od zwyrodnialców, ale nie zamykane w domach. Niestety to utopia - przy mentalności wielu ludzi nierealne - a szkoda, bo dla kotów to byłoby najlepsze.isabelle30 - 2014-03-08, 21:23
Margot napisał/a:
Nie wiem, czy kojarzycie z naszego forum Cherryszelmę, która około roku temu zarejetrowała się na naszym forum. Ja ją bardzo dobrze zapamiętałam, bo opisywała tu problem nerkowy u swojej młodej suki rasy ON, zakupionej w hodowli Wilcze Gniazdo i choć zniknęła z naszego forum, podczytywałam jej blog, kibicując jej po cichu bardzo w jej codziennej walce z chorobą psiny. Cherryszelma miała dwie suczki z tej hodowli. Ta, której wątek u nas na forum dotyczył, niestety mimo super troskliwej opieki ze strony swojej Pani, szybko przeszła za TM nie dożywszy wieku dwóch lat (dysplazja nerek), druga suka, też młoda, cierpi na dysplazję biodrową (zresztą u tej pierwszej też się chyba rozwijała). Hodowla, z kórej Cherryszelma miała psiaki została na szczeście zamknięta. A ironią losu jest to, że sama Cherryszelma należy do związku kynologicznego.
Z tego co wiem hodowla Wilcze Gniazdo funkcjonuje nadal i ma się bardzo dobrze a psy tam... no cóż, dobrze by było aby w innych hodowlach psy miały choć w połowie tak jak tam.
Tu akurat z całą pewnościa powiem że znaleźć ONa bez dysplazji stawów - to w tej chwili już chyba los na loterii i nie ma na świecie hodowli która nie wypuszcza psów tej rasy w 100% czystych pod wzgledem tej choroby.Dieselka - 2014-03-08, 21:32 co do kastratów wolnożyjących.
Ja mam 3koty. 2są wycięte (Rude już pod nóż się szykuje, tylko dorosnąć musi). Moje wszystkie koty z resztą były sterylizowane.
Jako że mieszkam na wsi, to kotów u nas zatrzęsienie. Tworzą piękne gangi i przejmują terytoria :)
Wstyd się przyznać ale moje zawsze są te najgorsze Absolutnie nie mają problemu, żeby spuścić łomot innym (często niekastrowanym). I nie mam problemu, żeby mi np inny kot wlazł mi do domu (kolega ma takie koty, że obce potrafią wejść do salonu i spuścić im łomot)
Wiem, że nasze schronisko nie kastruje bezdomnych kocurów, bo tam są wtedy jakieś jazdy terytorialne(chyba o to chodzi). Kotki wszystkie pod nóż idą. Ale ja się tu wypowiedzieć nie mogę, bo u mnie zawsze baby były.gpolomska - 2014-03-08, 21:44 To nie wstyd, że są "najgorsze" - to znaczy, że są pewne siebie (czyt. dobrze im u Ciebie) ale któregoś dnia i one mogą dostać porządny łomot (kumpel ma 4 kocury, kotek nie tolerują, ze sobą tworzą zgraną bandę, ale z oberwanym uchem już nieraz któryś wrócił ze wsi).
Co do reprodukcji - no cóż: wymóg czystej rasy i dobrych rodziców sprawia, że potencjalnych kandydatów mało (to jak szukanie w dzisiejszych czasach księżniczki przez księcia). I tu koty rasy europejskiej będą zawsze do przodu pod kątem różnorodności genowej - na jednej wsi mają większy wybór niż niejedna rasa na cały kraj. Jak to w życiu - coś za coś.Dieselka - 2014-03-08, 22:04 wstyd,wstyd.
zwłaszcza przed sąsiadką, która ma meeeega wielki ogród a swojego kota nie mogła wypuścić bo ją cała reszta tłukła. w tym moje
To, że się tłuką z kimś to oczywiste. tzn nawet nie tyle co się tłuką, co drą japy na siebie. Zdecydowanie więcej w tym pozoracji. Ale też Dzika i Obca (które w domu się bardzo skrupulatnie unikają i zdecydowanie miłością nie pałają) na dworze trzymają mega sztamę. Dzika ma też swojego kochasia z którym się buja po okolicy. On (lub ona, bo pod ogon nie patrzyłąm) jako jedyny ma prawo u nas siedzieć na ogródku (i wpierdzielać żarcie ptaszkom). Dlatego odkąd żadna z moich kocic, nigdy pogryziona nie wróciła. Kiedyś miałam kocury (jeszcze przed czasem powszechnej kastracji, więc pełnojajeczne) i faktycznie - co chwile bez fragmentu ciała wracały ;/
Ogólnie jak tak obserwuje te swoje, wiejskie koty to nie widzę żeby wychodzące zwierzaki miały problem ze sterylizacją. Ale tereny są duże, każdy sobie jakiś fragment zagarnie. Nawet jeżeli nie ma takiej siły przebicia żeby terytorium utrzymać, to ma swój dom, gdzie jest bezpiecznySnedronningen - 2014-03-08, 22:57
gpolomska napisał/a:
na otwartej przestrzeni jeśli kotu nie pasują warunki/towarzystwo, to zwija manele i zmienia miejsce/towarzystwo -
Dieselka napisał/a:
zwłaszcza przed sąsiadką, która ma meeeega wielki ogród a swojego kota nie mogła wypuścić bo ją cała reszta tłukła. w tym moje
Jak już pisałam Behemot była psychopatą. Jak z nami zamieszkała to osiedle się jeszcze budowało i było kilka domów na krzyż. Behemot zagarnęła zatem każdy jego skrawek. Zawsze była pazerna. Oprócz tego, że żaden kot nie mógł wyjść na swój własny ogród jak ona była na zewnątrz, to żaden kot nie mógł być nawet na okolicznych polach. Tym sposobem dzikie koty z okolicy przeniosły się kilkadziesiąt metrów poza jej teren, co w sumie było bardzo daleko od miejsca gdzie przebywały jak jeszcze nas tu nie było. A to zanim osiedle się rozbudowało.
Dzikie koty nie były sterylizowane. Ona tak. Nie było na nią mocnych, nawet psy jak ją widziały to zmieniały kierunek. Cholernie sprytna z niej bestia była. Ona nigdy nie uciekała, nawet jak pies na nią szarżował, po prostu siedziała w miejscu. Jej sekretem było to, że bardzo, ale to bardzo wysoko skakała z miejsca, i zawsze siadała w takim miejscu aby w razie W skoczyć wyżej, gdzie nikt nie mógł jej dosięgnąć. Ot pan i władca wszechświata.Margot - 2014-03-08, 23:27
isabelle30 napisał/a:
Z tego co wiem hodowla Wilcze Gniazdo funkcjonuje nadal i ma się bardzo dobrze a psy tam... no cóż, dobrze by było aby w innych hodowlach psy miały choć w połowie tak jak tam.
Co do dysplazji biodrowej, wiem, że wiele ON-ków na nią cierpi, ale skoro to wada wrodzona, to jednak z definicji, u psów z porządnej i profesjonalnej hodowli nie powinna występować. A już na pewno nie wrodzona wada nerek. I świadome produkowanie i sprzedawanie psów z takimi obciążeniami genetycznymi jest po prostu okrucieństwem, zarówno wobec tych zwierząt, jak i ich przyszłych nabywców-opiekunów.isabelle30 - 2014-03-08, 23:38 Margot - w profesjonalne hodowli - tej przyzwoitej wykonuje się badania na istnienie dysplazji stawów. Są to jednak badania fenotypowe - pokazują tylko i wyłącznie czy dany osobnik ma stawy chore czy zdrowe. Nie przekłada się to natomiast w zaden sposób na zdrowie potomstwa. Bo to że dany osobnik ma HDA czyli stawy zdrowe wcale nie znaczy, ze nie jest nosicielem allelu genu niosącego wystąpienie choroby.
W przypadku tej akurat choroby u psów dużych istnieje takze dysplazja nabyta - podejrzewam że dużo częściej niż wrodzona. U szczenięcia stawy są luźne. Nieprawidłowe postępowanie ze szczenięciem prowadzi do powiększenia luzów, urazów, i w następstwie do wystąpienia choroby.
Niestety - w przypadku tej akurat choroby żadne badania rodziców nie są żadnym gwarantem niczego.
Nie wiem jak dysplazja nerek - ale tu raczej tez robi sie badania tylko fenotypowe.
sory za pomyłke - świetnie funkcjonuje Wilcze Serce a nie gniazdo.diyala - 2014-03-09, 00:03
Meri napisał/a:
Oczywiscie, że to absurdalne! Byłoby lepiej gdyby hodowcy chętniej dzielili się kocurami. Z drugiej strony ktoś kupi naprawde dobrego kota, ściągnie go z drugiego końca świata, będzie dbał o czystość linii, a potem wypożyczy tego kocura, a następnie osoba, która wypożyczyła sprzeda kocięta po nim do takich masówek, co zniszczy całą pracę hodowcy. Dlatego czasami się nie dziwię, że hodowcy niechętnie dzielą się swoimi kocurami, bo łatwo "ot tak" zrujnować lata pracy. Są jeszcze hodowcy, którzy starają się coś zmienić.
W psach jest podobnie. Ja też się swoimi samcami nie dzielę z Polakami, bo nie chcę potem patrzeć jak potomstwo moich psów zasila szeregi pseudo, bo "hodowca" nie dopilnował komu papika sprzedaje... Szczeniętami od jakiegoś czasu zresztą z Polakami też się nie dzielę, min. z takiego samego powodu.Snedronningen - 2014-03-09, 00:31 Dysplazja z reguły jest nabyta a nie wrodzona. Wrodzona oznacza "widoczna przy urodzeniu". Podłoże choroby jest genetyczne, ale nie musi ona występować od razu po urodzeniu. Zazwyczaj pojawia się w trakcie rozwoju psa.
Dysplazja dziedziczy się poligenowo, nie ma jednego genu za nią odpowiedzialnego. Do końca nie jest zbadane ile dokładnie genów jest za to odpowiedzialnych.
Po rodzicach HD-A może urodzić się zarówno szczenie bez predyspozycji do posiadania dysplazji biodrowej jak i szczenie z ową predyspozycją. Stwierdzenie, które z rodziców przyczyniło się do wystąpienia u szczeniaka jest często niemożliwe jeżeli w rodowodzie mamy wszystkie psy HD-A czy HD-B. Trzeba sprawdzać rodziców i ich rodzeństwo a także każdego potomka. Trzeba sprawdzać dziadków i ich rodzeństwo oraz każdego z ich potomków. To samo z pradziadkami, prapradziadkami, etc. Trzeba by sprawdzić każdego żyjącego psa posiadającego te geny aby się dowiedzieć, który pies niesie ze sobą to świństwo. Ale to jeszcze nie koniec sprawdzania. Opierając się na półrodzeństwie rodziców, dziadków, etc. a także na półrodzeństwie naszego szczenięcia, oraz na potomkach wujków, wujkodziadków, etc, powinniśmy też sprawdzić te osobniki, które dają kolejną część genotypu. (...) i jesteśmy w miejscu, gdzie aby się dowiedzieć, która strona daję nam dysplazję, i którego osobnika trza by było wykluczyć mamy już przebadane wszystkie psy danej rasy na całym świecie i sięgamy po badania ras, z których nasza powstała. Oczywiście cały czas rozważamy sytuację, gdy w rodowodzie wszystkie psy miały HD-A lub HD-B
Dlatego też dysplazja nie jest prostą do wyplenienia chorobą. Pomimo ogromnych starań hodowców... W kilku rasach dopuszczone do rozrodu są tylko osobniki z wynikami HD-A i HD-B, w kilku innych dopuszczone jest też HD-C.Anonymous - 2014-03-09, 08:54 Ej no, nie ma takiego czegoś jak dysplazja nabyta. Może mieć pies rozwalony staw, bo w młodzieńczym wieku doznał jakiegoś mikro urazu (ale w takich wypadkach biodra sa niesymetryczne, czyli po prześwietleniu jedno jest A a drugie C)
Dysplazja jest chorobą genetyczną, a na pewno są dziedziczone predyspozycje do jej wystąpienia. "Śliskie podłogi" psu, który predyspozycji do dysplazji nie ma nic nie zaszkodzą.
Druga sprawą jest to, że w PL bardzo łagodnie są biodra oceniane, u nas w kraju prawie każdy pies ma A lub B, w USA już tak pięknie nie jest. Pomimo wykluczenia z hodowli psów z biodrami dysplastycznymi (C,D,E) i tak nie poprawiło to sytuacji. Dlatego teraz za Oceanem jest teoria, że dysplazja może być powiązana z zanikiem syntezy witaminy C (która bierze udział między innymi w produkcji kolagenu)