To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
BARFny Świat
Dieta BARF dla kota, psa i fretki. Naturalne i zdrowe żywienie zwierząt domowych.

Off Topic nieBARFny - Hodowle zwierząt rasowych - kontrowersje

Dieselka - 2014-03-06, 22:53

Co innego, że kotom nagle się odmienia i pomimo włożonej pracy nie da się zwierzaków pogodzić.
Co innego, jeżeli jest koci emeryt, stado coraz bardziej się powiększa aż wreszcie przekroczy wartość graniczną. Wtedy tez będzie logiczne, ze koty czuć sie komfortowo nie będą a po tyłku dostanie najsłabsze ogniwo.
A już zupełnie co innego, jak się fizycznie przestaną mieścić i wylatuje najmniej potrzebny.

agal - 2014-03-07, 07:48

gpolomska napisał/a:
Oddawanie emerytowanych kotów świadczy o tym, że były tylko przedmiotem użytkowym i są niepotrzebne, więc się ich pozbywa pomimo, że latami się przywiązały do domu - trudno to uznać za coś OK w wykonaniu "miłośnika kotów".


Och, jak mało wiesz o zależnościach w stadzie i o tym, co się dzieje z kotką po kastracji w zalezności od jej charakteru i charakteru reszty stada. Poza tym hodowla to HODOWLA, a emerytura to emerytura. Wg tego, co Ty piszesz, hodowca powinien trzymac stado emerytów, porozdzielanych po pokojach, bo są sekowane przez pozostałe koty. I nie są to moje wymysły, tylko obserwacja mojego stada. I żeby nie było - ja sama trzymałam przez ponad 4 lata kotkę kastratkę zamkniętą w pokoju, bo nagle zaczęła robić pod siebie, widząc hodowlane koty - z którymi mieszkała od zawsze, to ona była pierwsza w naszym domu. Hierarchia zmieniła się po kastracji (oczywiście nie 5 minut, konflikt narastał jakiś czas). I zrobiłam wszystko, żeby jej pomóc, od behawiorystów po farmakologię. Ja oddałam dwie kotki po hodowli, które darły się niemiłosiernie, widząc kotkę hodowlaną lub kocura. Nie potrafiły dać sobie rady ze spadkiem w hierarchii - a jak kot zaczyna się drzeć ze strachu, pozostałe pędzą, żeby mu przylać. Taka jest prawda.
Ale to ze mną mieszkają koty na emeryturze, które spokojnie przyjęły i zaakceptowały swoje nowe miejsce w stadzie. Noooo i teraz mam problem, bo grozi mi przekocenie ;) jeśli hodowla ma być hodowlą :)
I tak jak pisała Ines - nie ma, że białe albo czarne. Dla Ciebie nie do przyjęcia oddawanie kociego emeryta - dla mnie trzymanie go latami w izolacji w imię... ano właśnie, w imię czego?

Ag.

[ Dodano: 2014-03-07, 07:58 ]
I doczytałam wątek :) I widzę, że nie jestem jedyna. Czasami są sytuacje bez wyjścia. I ze mną też mieszka kotka darmozjad ;) Larwa oszustka, która nie dawała się sprzedać, a teraz - no może nie w pierwszej sekundzie, ale już po 10 leży do gory kołami obok obcych ludzi. Mogłam ją oddać jako dorosłą - bo jest przepiękna (kompletnie niewystawowa, nawet jako kastratka, jednak dla laika - cudo! OGROMNA (8kg) ze zjawiskowym futrem i ogonem). Nie umiałam. A pewnie powinnam była ;) W końcu zajęłam miejsce na kota hodowlanego :P

Dieselka - 2014-03-07, 08:46

Agal,
Ale ja rozumiem oddać kota który w hodowli nagle zaczął bruździć, chociaż jak podkreślam - oddałabym młodszego.

Gdyby mi się taka sytuacja powtórzyła to poważnie rozważyłabym całą idee. Dla mnie moje zwierzęta są najważniejsze na świecie. Nie ma żadnego od nich ważniejszego, bo są.... no moje.
Nie oddałabym emeryta, ani tym bardziej nie stresowałabym go. Po prostu wszystko co się źle zachowuje poszłoby pod nóż. Nawet gdybym tym samym miała zamknąć hodowlę.

Ja wiem, że HODOWLA, pasja i nie wiedzieć jaka wielka jeszcze idea.

Ja sporty musiałam porzucić z chorobą Diesla. Jest i była to moja ogromna pasja i do tej pory nie znalazłam sobie zastępstwa (starty z pożyczonymi psami to już nie to samo). Ale żeby nie wiem co się działo, to Diesel ma dożywotnie miejsce u mnie. I tu nie ma żadnej ideologii, która miałaby to przebić.
A skoro jest u mnie, to dostosuje wszystko do tego, żeby był szczęśliwy.

Każdy ma swoje zasady moralne. Możemy się zgadzać z nimi albo nie.
Dla wychodzenie z założenia, że jeżeli kot przestanie pasować do stada, to się go wywali jest nie do pojęcia. I tyle. No i poza tym, gdzie tu przykład idący z góry?

I nie ma żadnego argumentu, który mógłby mnie przekonać, że jest inaczej.

agal - 2014-03-07, 09:07

Dieselka napisał/a:
Nie oddałabym emeryta, ani tym bardziej nie stresowałabym go. Po prostu wszystko co się źle zachowuje poszłoby pod nóż. Nawet gdybym tym samym miała zamknąć hodowlę.


Czytam i widzę, że jednak nic nie rozumiesz. Wg tego powinnam wykastrować wszystkie koty hodowlane - w tamtym przypadku 3 chyba, żeby BYĆ MOŻE (bo żadnej gwarancji na to nie ma) jedna kotka po kastracji czuła się lepiej? Czyli zlikwidować hodowlę, zrezygnować z pasji, z hobby? Poza tym emeryt, to nie kot w wieku 15 lat. Emeryt może mieć 4 lata, może 6 - różnie. Jest kastrowany z róznych przyczyn, a często prześladujące go koty są od niego starsze. Różni je to, że nie są wykastrowane, czują sie pewniej. Często to jest też róznica w charakterze. Umiejętność życia w stadzie.
I jak mówię - raz jeden poddałam się opiniom takich ludzi jak Ty i odizolowałam kotkę. Nigdy więcej!! To cierpienie dla kota, kłopot dla domowników (pilnowanie, żeby pokój był zamknięty, żeby nie dostały się tam inne koty). Kot izolowany przez cały dzień, mieszkający przez resztę dni sam - bez innych kotów, z czlowiekiem przychodzącym jedynie na noc - to jest takie humanitarne?
Hodowla to wybory. Ciągle i ciągle. Wybory różne - czym karmić, czy jeździć na wystawy, jakie koty hodować, do jakiego reproduktora pojechać, jakie badania zrobić, jaką kotkę przyjąć do krycia... I ciągłe ryzyko, że cokolwiek zrobisz, nauka jest zawsze krok przed tobą. No i jeszcze zawsze pozostaną "życzliwi", którzy ci dupę obrobią - a to, że oddałaś kota po hodowli, a to, że kot z twojej hodowli gdzieś tam zachorował i umarł, a to, że nie przyjęłaś z powrotem po latach kota od ludzi, którym się odmieniło...
I jeszcze jedno - ostatnio pomagałam wyadoptować kotkę nie z mojej hodowli, którą właściciel (hodowca) oddał do TOZ-u. Człowiek, któremu się zawalił cały świat oddał koty do TOZ-u, niewykastrowane, nie informując o swojej sytuacji hodowli, z których pochodziły, a panie z TOZ-u chętnie piękne norweskie leśne hodowlane koty przechwyciły i rozdały po swoich krewnych i znajomych (to wiem od pani z TOZ-u). Została tylko jedna kotka z problematycznym charakterem wymagająca pracy. Dzięki zdjęciu tej kotki na stronie TOZ-u (z pewnego miasta) jej hodowca dowiedział się, co się stało. A w tej hodowli były jeszcze inne jego koty...

Ag.

Dieselka - 2014-03-07, 09:19

agal napisał/a:
Wg tego powinnam wykastrować wszystkie koty hodowlane - w tamtym przypadku 3 chyba, żeby BYĆ MOŻE (bo żadnej gwarancji na to nie ma) jedna kotka po kastracji czuła się lepiej? Czyli zlikwidować hodowlę, zrezygnować z pasji, z hobby?

Dokładnie tak.
Sorry ale dla mnie dobro kota własnego (nie w sensie męczenia go mięsiącami w zamknięciu, a sama pisałaś że kot komfortowo się nie czuł), jest podstawą. I nie ma takiej idei, hobby, pasji czy poczucia misji, która stanęłaby powyżej MOJEGO zwierzęcia. Szczególnie kiedy ta idea wymaga wykorzystywania tychże.

Nie znam sytuacji z TOZem, więc ciężko się wypowiedzieć. Sama nie jestem fanką tej organizacji. Ale:
Ktoś koty oddał, ktoś im załatwił domy. Gdzie tu rozpacz?
Gdyby je sprzedali, to ok. Ale ze je rozdali? od tego przecież są

Reinette - 2014-03-07, 09:41

To i ja się wetnę.
Zgadzam się z Dieselką. Prawie w każdej hodowli są 2-3 kotki 'pracujące' czyli rodzące, ew. kocur kryjący, plus jeszcze jakieś kastraty/kastratki. O ile skala problemu nie jest duża, można to ciągnąć, mimo że kot kastrowany spada na sam dół hierarchii. Jeśli jednak kotka kastratka czuje się źle i jest zaszczuta przez koty płodne, ewidentnie nie jest jej komfortowo, robi pod siebie i nie chce zejść z szafy/wyjść spod łóżka/cokolwiek - ja bym zamknęła całą sprawę. Co z tego, że mogę znaleźć jej odpowiedzialny, fajny dom, w którym będzie jedynaczką? Kupiłam tę kotkę, żeby była ze mną, żeby była moja, kotka przywiązała się do mnie i na pewno w jakiś sposób mnie kocha. Dlaczego więc miałabym jej się pozbywać, żeby mieć 4 nowe kocięta na jej miejsce? Dla mnie to totalna abstrakcja. Dlatego jeśli taka sytuacja miałaby miejsce, wykastrowałabym kotki i kocury płodne w mojej hodowli, żeby wszystkie koty były na tym samym szczeblu w hierarchii stada - to powinno rozwiązać problem. Dobro kota jest najważniejsze.

Oczywiście sytuacja jest czysto hipotetyczna, ponieważ nigdy nie kupiłam ani nie zamierzam kupić kota rasowego, wystarczająco dużo europejskich i różnych 'w typie rasy' szuka domu... Ponadto widziałam ten filmik, co hodowla zrobiła z persami - i dla mnie jest to okaleczenie, bo to kiedyś były piękne koty, a teraz coraz bardziej groteskowe.

agal - 2014-03-07, 10:16

W takim razie. Do widzenia się z państwem. Po raz kolejny doszłam do ściany. Tracę tylko czas, którego i tak nie mam za dużo. A jako zły hodowiec i rozmnazacz właśnie ide wykastrować kolejnego kociaka, żeby zniszczyć konkurencję :/

Ag.

kelpie87 - 2014-03-07, 10:47

W hodowli psów trochę inaczej to wszystko wygląda, w kociej nie siedzę więc nie znam realiów. Ale wydaje mi sie że takie oddanie kota niedogadującego się ze stadem może być wyborem mniejszego zła, niestety nic na tym świecie nie jest czarno-białe.
A wykastrowanie wszystkich zwierząt w hodowli... dla mnie jako dla hodowcy to krok bardzo radykalny i dramatyczny, czasem jest to zaprzepaszczenie lat swojej pracy, starań i wyrzeczeń... z tej strony też trzeba na to spojrzeć.

Jestem zdecydowanie przeciwna oddawaniu "zużytych" i "darmozjadów", nie wyobrażam sobie zrobienia czegoś takiego, ale kiedy w grę wchodzi zdrowie i życie, trzeba czasem podjąć trudną decyzję, byle była dobrze przemyslana i nie była po prostu pozbyciem się problemu bez prób rozwiązania go.

Dieselka - 2014-03-07, 11:02

każdy ma swoje priorytety.
Dla mnie zawsze dobro moich zwierząt będzie na pierwszym miejscu, bo za nie wzięłam odpowiedzialność.

Dla kogoś hodowla i przyszłe kocięta mogą być priorytetem. Nie muszę się zgadzać ani popierać. Nawet rozumieć. Z resztą... wielu ludzkich postaw nie rozumiem....

kelpie87 - 2014-03-07, 11:06

Dla mnie tez dobro moich zwierząt jest priorytetem, ale są sytuacje kiedy tym dobrem jest zmiana domu jednego z nich. Jestem w stanie zrozumieć hodowców którzy muszą takie wybory podejmować.
Dieselka - 2014-03-07, 11:14

W momencie kiedy zrobiliśmy WSZYSTKO, żeby tego uniknąć to rozumiem.

Podejście, że >>będzie mi przykro, ale takie życie. albo się dostosują albo out<< i nie jest to jednorazowa wpadka, tylko przyjęcie danej sytuacji, bo przecież HODOWLA, przecież pasja, przecież przyszłe kociaki, przecież.... coś tam... tego nie akceptuje i nie ma tu dla mnie usprawiedliwienia.

kelpie87 - 2014-03-07, 11:22

Dieselka, też tak myślę, nie pójście na łatwiznę tylko rozwiązanie problemu kiedy inne sposoby zawiodły :-)

Koty mam wszyskie kastrowane, w kocią hodowlę sie nie zamierzam bawić, a psów będę miec tyle, żeby kazdym sie indywidualnie zająć, nie więcej. A że duza rasa... to dużych mozliwości nie mam, chociażby spacery... wiecej niż dwa naraz nie wezmę :lol:

situnia - 2014-03-07, 12:40

Nie wiem czy słusznie mi się wydaje, ale na miejscu agal czułabym, że to o niej teraz piszecie. I myślę, że niesłusznie. Bo ja z wypowiedzi agal wnioskuję, że ona właśnie nie poszła na łatwiznę, zrobiła wszystko co mogła żeby kastratka z nią została, ale właśnie wszystkie sposoby zawiodły.
Poza tym łatwo pisać komuś kto nie ma hodowli, że w takim wypadku należałoby się poświęcić i wykastrować resztę kotów, marnując często pracę wielu lat, która również wymagała mnóstwa wyrzeczeń. A piszę tak, bo uważam, że wykastrowanie reszty kotów nie dałoby 100% gwarancji, że sytuacja się unormuje. Przecież może tak być, że reszta stada mimo wszystko po ciachnięciu będzie pamiętać, że danego kota gnębiła i będzie dalej gnębić. I co wtedy?
A co w sytuacji, w której żaden kot nie jest kastratem, a jeden ze zwierzaków jest gnębiony, mimo że miejsca w domu starczyłoby dla jeszcze wielu kotów?
Albo jeśli jedna kotka jest bardzie problematyczna od reszty, a nastąpił moment kiedy rzuciła się na małe kocięta innej kotki (słyszałam o tym - sytuacja autentyczna).
Ja w życiu nie byłabym zdolna oddać żadnego mojego zwierzaka, ale nie oceniajmy zbyt szybko innych...
Pamiętajmy też o tym, że na tym forum zdecydowana większość osób jest, bo właśnie dba o swoje zwierzęta i chce dla nich wszystkiego co najlepsze. I jeśli są tu też hodowcy i jest ich coraz więcej to raczej dobrze o nich świadczy. Proszę, nie krytykujmy ich w taki sposób, bo to dla nich nie jest miłe. A to że rasy, które normalnie przez działalność człowieka dawno by wymarły mają szanse przetrwać można zawdzięczać tylko dobrym hodowcom, którzy będą dbać o swoje zwierzęta i dobro rasy i będą się starać nie doprowadzić między innymi do tego co się stało z persami... A wydaje mi się, że właśnie tacy tutaj są...

Margot - 2014-03-07, 13:07

Situnia, myślę, że nie masz racji. Nikt nie krytykuje Agal, krytyka dotyczy idei hodowli, skoro rzeczy tak się przedsatawiają, jak nam naświetliła to Agal. Ja po zapoznaniu się z jej stanowiskiem, tym bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że hodowle są zbędnym, szkodliwym i zbyt kosztownym hobby. I nie mam na myśli tu kosztów materialnych hodowców, bo g. .. mnie one obchodzą, w końcu każde hobby kosztuje.
situnia - 2014-03-07, 13:14

Margot, ja rozumiem że w tym wątku jest baaardzo dużo emocji, ale mimo tego nie uważam, że konieczne jest użycie tego typu sformułowań: :-(
Margot napisał/a:
bo g. .. mnie one obchodzą



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group