BARFny Świat Dieta BARF dla kota, psa i fretki. Naturalne i zdrowe żywienie zwierząt domowych.
Off Topic nieBARFny - Bezdomne zwierzęta
angel - 2014-11-04, 09:01 Właśnie niestety dokładnie próbujesz mnie przekonać o czym świadczy stwierdzenie o kopaniu ze słoniem, choć lepiej brzmi z koniem ;)
Nie czytasz w ogóle tego co piszę, nie odnosisz się do zawartych w moich postach treści, a jedynie powtarzasz swoje jak mantrę i to mnie eliminuje z dalszej dyskusji.
Bez żalu ;)motyleqq - 2014-11-04, 09:26 nie mam doświadczenia w takich dzikich psach. natomiast irytuje mnie oswajanie na siłę wolno żyjących kotów. one tego nie potrzebują. jestem za łapaniem ich na sterylki i dokarmianiem, ale przeciw umieszczaniu w domach.
kiedy złapaliśmy po tygodniu prób Sonię, która jest u mnie na DT, miałam taki moment, że powiedziałam koledze, że ona wolałaby być wolna. że nas nie potrzebuje. nie była dzikim psem, tylko bardzo skrzywdzonym. ostatnio po kilku miesiącach u mnie po raz pierwszy spuściłam ją ze smyczy, mogła uciec, odbiegała ode mnie na gigantyczne odległości. jednak przychodziła na każde zawołanie pełna szczęścia :) dom stał się jej azylem, gdy się czegoś przestraszy-ciągnie do domu. najchętniej spędza czas wtulona we mnie...Snedronningen - 2014-11-04, 09:46 angel, bo kopanie się z koniem to za mało. Nie mogę się odnieść do tego co piszesz, bo jest to dla mnie zupełnie błędne postrzeganie rzeczywistości. Tym bardziej, że piszesz o czymś, czego na oczy nie widziałaś. Mylisz psy skrzywdzone przez człowieka, wałęsające się po miastach czy wsiach z tymi, które z człowiekiem zbyt wiele wspólnego mieć nie chcą. Spotyka się je przez przypadek, jak lisa na łące. Spojrzą i uciekną. Nie chcą ludzi i nie chcą nic od nich.
To co piszesz jest ze sobą wewnętrznie sprzeczne. Raz piszesz, że żyją tak, bo nie znają innego życia a po chwili, że i tak nie zrozumieją, więc u ludzi będzie im lepiej.
Porównywanie zwierzęcia, które żyje na wolności, w swojej rzeczywistości do myszy laboratoryjnej jest zupełnie nie na miejscu. Skoro myszy laboratoryjnej byłoby lepiej na łące to skąd pomysł, że psu żyjącemu na wolności będzie lepiej za kratami czy w czterech ścianach? Tak jakby zupełnie na odwrót. I to jest właśnie kopanie się ze słoniem.Tufitka - 2014-11-04, 09:58 u mojej Mamy żyją sobie na wolności koty, które dokarmia razem z sąsiadem. Postawiłam im domki wykonane ze sklejki szalunkowej (odpornej na wodę), ocieplone styropianem wymoszczone polarem. Kotów w sumie jest teraz 13. Na osiedlu koty mieszkają w trzech miejscach (tam mają postawione domki i tam są karmione). W jednym dwa kocurki (w tym jeden kastrowany, drugi nie dał się - uciekł dwa razy z transporterka), w drugim miejscu są dwie kotki i kocurek, u Mamy osiem (dwie kotki i 6 kocurów). Ostatnio przybłąkał się i już został na stałe (po przejściach) kocurek. Trzyma się stada Mamy. Mama mówiła, że w zimie przychodził na mięsko, później zniknął i teraz jesienią znowu się pokazał. Wtedy wyglądał dorodnie, teraz trochę "oskubany" z futra i z ranami na karku i pod brodą. Robota albo innych kocurów, albo jakiegoś innego zwierza . W połowie października przyszedł z wyrwanym z boku kawałem futra (żebra przez skórę było widać). Na szczęście pchał się do sionki i jak którejś soboty przyjechałam, to w sionce go złapałam do transportera i zabrałyśmy go do weta. Łatwo złapać nie było bo miał rany na karku i z boku, ale też za bardzo się nie bronił i po chwili był w transporterze. Żeby go spokojnie można było obejrzeć wet dał mu głupiego jasia. Powiedział, żeby go zostawić. To pojechałyśmy na zakupy. Za jakąś godzinę zadzwonił i powiedział, że kot jest do odbioru. Zszyli mu bok, dali antybiotyk. Kot w domu (schował się w kartonowym pudełku) poczekał aż mógł wyjść za zewnątrz. Od tamtej pory już nigdzie nie odchodzi daleko, boczki mu się zaokrągliły, widać, że czuje się lepiej. Za jakiś czas go wykastrujemy (większość kotów jest wykastrowana - te co dały się złapać) a kotki wszystkie wysterylizowane. Koty wolno żyjące, jak mają możliwość (mają gdzie się schronić przed zimnem, są dokarmiane, nie przeganiane, czasem zabrane do weta - jak się uda złapać) to trzymają się blisko człowieka. Wszystkie mają imiona. Ostatni to Włóczykij - bo włóczył się tu i tam.dagnes - 2014-11-04, 10:05
angel napisał/a:
Nie ma takiego gatunku jak dziki pies czy kot
Istnieje w przyrodzie jedynie pies i kot, bez dodatkowych określeń "dziki", "oswojony" czy "zniewolony" przed nazwą gatunku (które miałyby sugerować bycie czymś odmiennym), tak samo jak jest lew, żyrafa czy zając. Wszystkie te gatunki są zwierzętami, które nie zostały stworzone w ludzkim laboratorium i potrafią żyć w naturalnych dla nich warunkach bez człowieka, jeśli tam się urodziły i wychowały.
angel napisał/a:
To, że żyją dziko od pokoleń nie świadczy o tym, że tak powinno być dalej. Wszytko idzie do przodu, a taki zmodernizowany świat staje się coraz bardziej wrogi dla "dziko żyjących" zwierząt.
Skąd pomysł, że wolno żyjące zwierzęta powinny dostosowywać się do zmienianego (niszczonego) przez ludzi środowiska i pozwalać się zamykać w klatkach oraz karmić kukurydzą? (bo dziś wszystko co żyje koło ludzi musi jeść kukurydzę, łącznie z samymi ludźmi) Może to raczej ludzie powinni wynieść się z terenów od zawsze zajmowanych przez te zwierzęta? Człowiek jest na ich terenach zwykłym najeźdźcą.Sandra - 2014-11-04, 10:36 Tufitka, nieustajaco gdy czytam Twoje wpisy na temat opieki nad bezdomniakami łza się w oku kręci....i za to dzieki Ci Dobra duszko
Bardzo dobrze wiem o czym piszesz, bo sam w to weszłam 12 lat temu...
Nie ma odwrotu i kocham te bezdomne, a czasem wydaje mi sie, ze mocniej niz moje domowe.
Ale tu chyba nie o siłe uczucia miłosci chodzi lecz o niepokój o koci los i niewiedzę gdy któres nie wraca. Noce mam nieprzespane.
Gdy pojawia sie nowy, to nie przychodzi kot jako kolejny ale przychodzi z nim cała historia, której się tylko moge domyslać po tym jak wyglada, jak sie zachowuje i czego sie odemnie domaga.
Został uwarunkowany przez dotychczasowe życie i otoczenie, w którym wyrastał
Snedronningen, czy pisząc o psach mogłabyś je jakoś sklasyfikować przymiotnikowo ?
Nie chodzi przecierz o psy zdziczałe, ani wałęsające się po wsiach i miastach, bo ich własciciele uznają, ze pies sie sam wykarmi
Jesli wypowiadasz sie na temat psów wolnozyjacych jak sarna, lis lub inne zwierzę...to skąd one się tam wzięły ?
Czy masz na mysli psy wolożyjace, które nie znaja dotyku reki człowieka ?
Czy sa jeszcze takie i jak duza populacja, szacunkowo ?scarletmara - 2014-11-04, 11:03 Te wszystkie nieprzyjemności życia na wolności, o których piszecie i od których chcecie na siłę zwierzęta chronić są NATURALNE. Nie rozumiem dlaczego mielibyśmy chronić dzikie koty przed ich naturalnymi zachowaniami jak walka o terytorium ? Dlaczego mamy je sterylizować dlatego, ze nie wszystkie młode przeżyją a z tych co przeżyją nie wszystkie sobie poradzą. To jest NATURALNE w ich świecie. Z jednej strony wszyscy z zapartym tchem oglądamy życie dzikich zwierząt na National Geographic czy innym Animal Planet (np. ten filmik z lisem polującym w śniegu, pamiętacie?) a z drugiej strony chcemy to naturalne piękno usunąć w imię "większego dobra". Na pewno większego ?
Co z tego, ze każdy byłby i bezpieczniejszy i zdrowszy zamknięty w kaletce w jakimś laboratorium, regularnie badany i dokarmiany opracowaną naukowo specjalnie dobrana do jego potrzeb w pełni zbilansowaną karmą (nie mylić z karmami dla zwierząt występującymi obecnie na rynku) ale przecież nie na tym polega życie. Skoro takie cool jest sterylizowanie zwierząt wolno żyjących bo ich rozmnażanie jest problemem to czemu ludzi w ten sam sposób się nie traktuje ? Wszystkich tych biednych, ledwo wiążących koniec z końcem, którzy przecież na pewno nie będą w stanie zapewnić dziecku odpowiednich standardów należałoby w takim razie wysterylizować dla ich własnego dobra i ich dzieci, czyż nie ? A wszystkich ludzi, którzy słabo sobie radzą w życiu pozamykać w domach opieki, tam im będzie lepiej przecież.
Psy, które pamiętam z mojego dzieciństwa to były zwierzęta zupełnie zdrowe i dobrze odżywione (zapewne dokarmiane przez ludzi) włóczące się po osiedlu, wiec między ludźmi nie w żadnej dziczy i nie uciekające bo oswojone (nie wszystkie ale większość, tych nie oswojonych zapewne po prostu nie widywałam bo się do ludzi nie pchały). Pewnie wiele z nich przez jakiś czas mieszkało z ludźmi ale nie lgnęły do ludzi jakby to była ich ostatnia deska ratunku. Nie pchały się do domu jakby to był ich raj utracony. Im było dobrze tak się włóczyć, czasem ktoś pogłaskał, czasem ktoś dokarmił a czasem nie. Umiały sobie radzić a ludzie umieli z nimi koegzystować. To co się dzieje teraz to nie jest koegzystencja gatunków. Zbyt wielu dorosłych nie uczy swoich dzieci jak postępować ze zwierzętami, nie uczy ich nawet lubić zwierzęta a spotkałam się też niejednokrotnie z przypadkami kiedy rodzice uczyli swoje małe dzieci jak się "bronic" przed kotkiem czy pieskiem żeby nie podchodził za blisko rzucając w niego kamieniami albo dźgając kijkiem. A potem z tych dzieci wyrastają znęcające się nad zwierzętami nastolatki i dorośli :( W takim świecie te zwierzęta rzeczywiście nie mają szans bo to człowiek jest dla nich największym zagrożeniem, nie natura.Snedronningen - 2014-11-04, 11:07 Skąd się wzięły? Jak to jedna ze starszych Pań (na oko około 90 letnia) stwierdziła: one tu były przed nami.
Znają widok człowiek, jak ktoś daleko na łąki zajdzie. Ale rzadko, kto chodzi, bo wieś rolna, i ludzie maja swoje zajęcia, a z psami rzadko kto aż tak daleko chodzi. Nie przychodzą na wieś, nie wyżerają ze śmietników, nie chodzą za ludźmi i nie nawiązują kontaktów z "ludzkimi" psami. Nie są zainteresowane. Jak na nie trafić? Wychodzisz z domu i kierujesz się wprost na łąki. Jak przejdziesz dwie godziny szybkim marszem to wejdziesz na teren, na którym mieszkają. W tym momencie nie widać nawet domów i właśnie jesteś jakieś 20 minut szybkim marszem przy niedużym lasku. (Około godzinny spacer takim marszem z sukami to dystans około 6 km).
Jak duża? Do 5 na pewno, bo tyle zdarzyło mi się widzieć w różnym okresie czasu. Może jest ich więcej a może i teraz jest ich mniej.
Nie można ich sklasyfikować przymiotnikowo, bo i nie ma jak. Jakbym natomiast musiała to nazwałabym je samowystarczalnymi.
Pożywienia mają pod dostatkiem: ptaki, gryzonie, zające, etc. Czego dusza zapragnie. Więc wątpię, żeby głodowały. A to, że czasem chorują i że z miotu nie wszystkie przeżywają, no cóż, tak to natura sobie wymyśliła, że część nie przeżywa, część umiera ze starości czy chorób a część staje się pożywieniem innych drapieżników, bo populacja danego gatunku musi być regulowana. To ludzie tylko chcą żyć wbrew naturze. I robią wszystko aby ją zniewolić.Tufitka - 2014-11-04, 11:10 Sandro, Ty też masz pod swoją opieką piękne (zaglądam raz na jakiś czas do Twojej galerii, czy coś nowego się nie pojawiło) wolno żyjące koty. Swoim działaniem dajesz przykład innym.
Ja w koty "weszłam" dopiero jak u mnie w domu nastały, czyli jakieś ok. 2,5 roku temu. Weszłam tak naprawdę, wcześniej widywałam u Mamy te koty, ale nie zaprzątały mojej głowy. Dopiero jak się coraz więcej ich pojawiało i mnie "olśniło" - czyli dowiedziałam, się, że każda gmina ma przeznaczone środki na sterylizację - to nacisnęłam na Mamę, żeby kotki wysterylizować i zaczęłam się więcej w to angażować (ostatniemu miotu kociąt udało się poznajdywać domki). Trochę to trwało, ale udało się i jest spokój. Jak pojawia się nowy kot/kotka to dostaje jedzenie, my go sterylizujemy/kastrujemy na koszt gminy i jak chce to zostaje. Trzem kotom z osiedla znalazło się nowe domy (pojechały do fajnych domów na Mazurach) i w razie czego są nowe miejsca dla potrzebujących, które przywędrują (jak Włóczykij).
O tych kotach można dużo pisać, też się o nie martwimy jak o te domowe. Ostatnio Dosia gdzieś się Mamie zawieruszyła i się trochę Mama martwiła, ale przyszła, jest. Zauważyłam, że jak potrzebują pomocy lekarza to jakoś łatwiej dają się złapać. Po wszystkim czuć (tak duchowo) wdzięczność takiego kota za pomoc.
Zauważyłam, że u Mamy w gminie powoli, ale jednak (na szczęście) zmienia się podejście ludzi do kotów (nie wiem jak z psami, bo wolno biegających nie widuję, choć Mama mówi, że zdarzają się - jej sunia Pola znaleziona była w lesie - ktoś się psa pozbył). Też zgłaszają się do gminy po sterylizację, czasem sami szukają dla kociaków (i znajdują) domów. Wiem, że dużo wody upłynie, żeby zmieniła się zmieniało podejście ludzi do psów i kotów (innych zwierząt gospodarski też) na wsi. Dzięki takim, jak tutaj dziewczynom to się staje - pomalutku, powolutku - ale idzie do przodu. Wiem, że są egzemplarze niereformowalne, ale i z takimi jakoś się daje dojść do porozumienia (choć zajmuje to więcej czasu i trochę nerwów zabiera). To taka nasza praca od podstaw.
Ktoś mi niedawno powiedział, że to moje hobby . Czy opieka nad zwierzętami to hobby? Chyba nie.
Ostatnio jednemu panu zginął kot (niestety nie odnalazł się) to przyszedł do Mamy go szukać (do Mamy skierowano go z gminy - bo wiedzą, że jest taka starsza Pani, która opiekuje się kotami). Weterynarz za opiekę medyczną przy tych kotach bierze od Mamy mniej ("jak od studentki") bo wie, że to są wolno żyjące (nie bezdomne - bo mają domy) zwierzęta.doradora - 2014-11-04, 11:20 scarletmara, ale jak nam się "dzika" kocica okociła nad garażem, to czuliśmy się w obowiązku zająć maluchami, żeby jednak przeżyły, kociej mamie bardzo się podobała nasza pomoc w odchowaniu maluchów (dokarmianie, leczenie) i dlatego postanowiliśmy wykastrować mamę, żeby nam więcej takich niespodzianek nie robiła
kociaki jakimś cudem znalazły domy, a kocia mama sama postanowiła zamieszkać w naszym domu i teraz wdzięcznością reaguje na każde zainteresowanie, jest oczywiście kotem wychodzącym,
nie byłabym w stanie patrzeć jak kociaki wpadają w jakąś dziurę w podłodze i spadają z 3 metrów, czy zdychają na koci katar, bo to takie NATURALNE i w ogóle prawie jak National Geographicangel - 2014-11-04, 12:24
dagnes napisał/a:
Skąd pomysł, że wolno żyjące zwierzęta powinny dostosowywać się do zmienianego (niszczonego) przez ludzi środowiska i pozwalać się zamykać w klatkach oraz karmić kukurydzą? (bo dziś wszystko co żyje koło ludzi musi jeść kukurydzę, łącznie z samymi ludźmi) Może to raczej ludzie powinni wynieść się z terenów od zawsze zajmowanych przez te zwierzęta? Człowiek jest na ich terenach zwykłym najeźdźcą.
A stąd, że ludzkiej ekspansji się nie da zatrzymać, więc skoro ingerujemy we wszystko wokół nas to chciałabym, żeby ta ingerencja była prowadzona w najmniej szkodliwy sposób.
Chyba, że macie jakiś pomysł jak świat zwierząt uczynić bezpieczniejszym w świetle galopującej cywilizacji.
Snedronningen napisał/a:
angel, bo kopanie się z koniem to za mało. Nie mogę się odnieść do tego co piszesz, bo jest to dla mnie zupełnie błędne postrzeganie rzeczywistości. Tym bardziej, że piszesz o czymś, czego na oczy nie widziałaś. Mylisz psy skrzywdzone przez człowieka, wałęsające się po miastach czy wsiach z tymi, które z człowiekiem zbyt wiele wspólnego mieć nie chcą. Spotyka się je przez przypadek, jak lisa na łące. Spojrzą i uciekną. Nie chcą ludzi i nie chcą nic od nich.
Każdy postrzega rzeczywistość na swój sposób i nikomu tu oceniać czy jest to postrzeganie błędne czy nie.
Możesz napisać, że wg Ciebie to postrzeganie jest błędne.
Ja nie rozumiem Twojego, ale nie mówię, że nie możesz tak myśleć. I tu jest całe sedno dyskusji :)
Snedronningen napisał/a:
Skąd się wzięły? Jak to jedna ze starszych Pań (na oko około 90 letnia) stwierdziła: one tu były przed nami.
Znają widok człowiek, jak ktoś daleko na łąki zajdzie. Ale rzadko, kto chodzi, bo wieś rolna, i ludzie maja swoje zajęcia, a z psami rzadko kto aż tak daleko chodzi. Nie przychodzą na wieś, nie wyżerają ze śmietników, nie chodzą za ludźmi i nie nawiązują kontaktów z "ludzkimi" psami. Nie są zainteresowane. Jak na nie trafić? Wychodzisz z domu i kierujesz się wprost na łąki. Jak przejdziesz dwie godziny szybkim marszem to wejdziesz na teren, na którym mieszkają. W tym momencie nie widać nawet domów i właśnie jesteś jakieś 20 minut szybkim marszem przy niedużym lasku. (Około godzinny spacer takim marszem z sukami to dystans około 6 km)
No to u mnie takowych nie ma - mieszkam na totalnym zadupiu. Tygodniowo z psami przemierzam dziesiątki km przez łaki, pola i lasy i faktycznie takich psów nie spotykam. Czasem jakieś zabidzone, wystraszone chuchro, ale to zdecydowanie bliżej ludzkich domostw.Snedronningen - 2014-11-04, 12:45 Skoro piszę, że "dla mnie jest to błędne" to raczej chodzi o to, że "wg mnie jest błędne". To jest to samo, tylko innymi słowami. Sens pozostaje bez zmian.
Ale to, że Ty takich nie spotykasz nie oznacza, że ich nie ma. A przy tym się upierałaś.angel - 2014-11-04, 13:22 Nie upierałam, ale u mnie ich po prostu nie ma.
Są tylko te potrzebujące pomocy ;)dagnes - 2014-11-04, 13:32
angel napisał/a:
ludzkiej ekspansji się nie da zatrzymać
Skąd ta pewność?
angel napisał/a:
Chyba, że macie jakiś pomysł jak świat zwierząt uczynić bezpieczniejszym w świetle galopującej cywilizacji
Nie wszyscy zgadzają się z tezą, że cywilizacja musi tak galopować, unicestwiając na swej drodze wszystko. Ten galop potrzebny jest tylko w jednym celu i bynajmniej nie jest nim zapewnienie ludziom warunków do życia (ale o tym w innym wątku).motyleqq - 2014-11-04, 14:08
scarletmara napisał/a:
Dlaczego mamy je sterylizować dlatego, ze nie wszystkie młode przeżyją a z tych co przeżyją nie wszystkie sobie poradzą. To jest NATURALNE w ich świecie. Z jednej strony wszyscy z zapartym tchem oglądamy życie dzikich zwierząt na National Geographic czy innym Animal Planet (np. ten filmik z lisem polującym w śniegu, pamiętacie?) a z drugiej strony chcemy to naturalne piękno usunąć w imię "większego dobra". Na pewno większego ?
dlatego, że wbrew temu co wcześniej napisałaś, problem bezdomności nie został wyeliminowany, a jego skala jest tak ogromna, że pozwalanie na dalsze rozmnażanie jest nieodpowiedzialne.
nie wiem na ile masz do czynienia z bezdomnością zwierząt, ale większość osób, które "ubrudziły" sobie ręce tym tematem, doskonale rozumieją potrzebę sterylizacji. zbyt wiele niechcianego życia jest na tym świecie... jak ktoś mi przynosi kociaka, albo szczeniaka wyglądającego jak kupka nieszczęścia, to w głowie mam same brzydkie słowa dla tych, którzy pozwalają na to, by te zwierzęta pojawiały się na świecie.
jedyne pocieszenie to widok rosnącego kociego malucha wsuwającego barfa z apetytem ;) i że otaczają mnie ludzie, którzy pomagają pomagać. że właścicielka domu, który wynajmuje, nie robi problemów z pojawianiem się kolejnych zwierząt, a mama przywozi mieszanki, które robi dla swoich kotów :)