BARFny Świat Dieta BARF dla kota, psa i fretki. Naturalne i zdrowe żywienie zwierząt domowych.
Off Topic nieBARFny - Hodowle zwierząt rasowych - kontrowersje
Dieselka - 2014-03-06, 09:20 Rozumiem że wszystkie hodowle mają młode przez 364dni w roku? To chyba jednak coś nie tak?
Ja rozumiem, że nie każdy ma jakieś super możliwości ale no kurcze. Po pierwsze są przeróżne możliwości pomocy bezdomnym zwierzętom, a pod drugie to myślę że ta opowiastka też jest nadużywana. Bo nie ma się co oszukiwać - tymczas to żadna frajda.
Zwykle śmierdzi, boi się/jest agresywne/wylęknione, zarobić się na tym nie da a co najwyżej stracić.
Ale ratuje się życie i tu wszystkie kwestie bledną.
Może nie każdy rodowodowy szczeniak odbiera dom schroniskowemu ale też nie jest tak, że są to zupełnie inne światy. Im więcej psów, tym pełniejsze schroniska. Te "po rodowodowych" rodzicach czy w typie rasy z kosmosu się nie biorą. Czasem komuś nie zależy jakoś super na papierowcu i wystarczyłoby żeby hodowca popromował adopcje i już pies ma dom. Ale często to jest właśnie nie na rękę bo kolejny miot przeciez trzeba opchnąć.
W schroniskach same kundle nie siedzą....
Moim zdaniem, osoba która aktywnie nie pomaga zwierzakom chociażby w typie rasy nie ma prawa nazywać się hodowcą. Bo hodowca powinien być pasjonatem danej rasy a nie tylko własnego portfela.
[ Dodano: 2014-03-06, 09:25 ]
aa i przypominam, że nie wszystkie zwierzaki są wyłowione z rowu, meliny czy składowiska toksycznych odpadów.
Jest cała masa zwierzaków które były wypieszczone, super zadbane i mega wypielęgnowane ale z powodów losowych nie ma się nimi kto zajmować (bo np ktoś umrze albo jest po wypadku i dogorywa w szpitalach).
Wrzucenie takiego zwierzaka do schroniska jest dramatem, bo to praktycznie wyrok.situnia - 2014-03-06, 09:49 Dieselka, mogę się jedynie wypowiedzieć jako przyszły hodowca, dlaczego w ogóle zdecydowałam się na hodowlę. Mój P. koniecznie chciał rasowego kota odznaczającego się danymi cechami charakteru. Inaczej w ogóle nie było mowy o kocie (P. miał przykre doświadczenia z kotem z jego domu rodzinnego i miał uraz do kotów). No więc kiedy zapadła decyzja o zakupie kota otworzyłam przeglądarkę w poszukiwaniu kotka. Długo nie szukałam. I tu się pojawia pytanie - dlaczego? Bo nie byłam świadoma, że hodowlę należy sprawdzić z każdej strony. Było ogłoszenie, bez podanej ceny, ale jeden kociak wyjątkowo mi się spodobał. W treści ogłoszenia było napisane, że hodowla jest zarejestrowana w SKR. Otworzyłam stronę SKR i faktycznie, taki klub istnieje. Akurat miałam dzień wolny, więc nawet nie pytając o cenę wsiadłam w pociąg i pojechałam z Warszawy do Łodzi po kota. Pani odebrała mnie z dworca i kiedy jechałyśmy do jej domu dowiedziałam się, że koty są bez rodowodu Szczęśliwa z tego powodu nie byłam, ale jako że siedziałam u niej w samochodzie to dojechałyśmy do niej do domu. Nie wyglądało to nawet źle w środku. Kocica była wychudzona - ale Pani powiedziała, że to normalne po porodzie. No i co? No i zobaczyłam kociaki, jeden z nich popatrzył mi w oczy - miłość od pierwszego wejrzenia. A podkreślam - chciałam kota z rodowodem, byłam gotowa zapłacić tyle ile kosztuje kot z rodowodem. I druga rzecz - nikt mi nigdy nie powiedział, co to są pseudohodowle i dlaczego są złe. Kota wzięłam - potem dopiero zaczęłam czytać i dowiedziałam się że źle zrobiłam, że ją wzięłam Oczywiście teraz w życiu bym mojej Aryi nie oddała nigdzie, nigdy, nikomu i będzie z nami do końca jej, miejmy nadzieję długiego życia. Ale wracając do tematu, po kilku dniach zaczęły się problemy - pchły, robaki... Robaków to miała tyle, że odrobaczanie skończyło się antybiotykiem, z powodu mega biegunki. Dodatkowo była ponad 2 razy mniejsza niż powinien być kot w jej wieku - całe szczęście po odrobaczaniu zaczęła ładnie przybierać na wadze. Tyle ile się z P. nadenerwowaliśmy to nigdy nie zapomnę. Brałam wolne w pracy żeby z nią siedzieć i leki podawać. W nocy chodziłam z nią do kuwety... Długo by opowiadać. Oczywiście po podsumowaniu leczenia, późniejszych badań, sterylizacji, okazało się, że koszty są wyższe niż kota z dobrej hodowli z rodowodem. Ale po tej historii zaczęłam głębiej wnikać w temat, zgłosiłam do klubu, w którym była niby ta Pani, że ktoś taki istnieje i że podaje, że jest u nich zarejestrowany, dając namiary na tą Panią. I wtedy też postanowiłam, że założę hodowlę żeby chociaż o odrobinę zmniejszyć proporcję hodowla/pseudohodowla i również zaczęłam akcję uświadamiania kogo się da w moim otoczeniu - i znajomych i nieznajomych o różnicach między hodowlą i pseudohodowlą. Z sukcesami i bez - jedni znajomi dzięki temu wzięli kota z rodowodem przeprowadzając wcześniej dokładny wywiad w hodowli, z której chcieli zwierzaka wziąć. Natomiast moja najlepsza przyjaciółka ostatnio zakupiła psa w pseudo, mimo że znała historię mojej Aryi. Po fakcie próbowałam jej jeszcze na spokojnie wytłumaczyć dlaczego źle zrobiła, ale się tylko obraziła i stwierdziła, że nic złego nie zrobiła i że to głupoty co jest napisane o pseudo i że to propaganda klubów, które chcą mieć monopol na dyktowanie cen zwierząt rasowych A papier jej do niczego nie potrzebny. I weź gadaj z taką osobą Aż się zastanawialiśmy z P. czy to nie ta osoba, od której wzięła psa nie naopowiadała jej takich głupot... A ja? Dalej próbuję każdemu z kim zaczyna się jakikolwiek temat zwierząt mówić o pseudohodowlach. I mam nadzieję, że jednak uchronię chociaż kilka osób przed popełnieniem błędu.Dieselka - 2014-03-06, 10:01 situnia,
ale czy ja w jakimkolwiek miejscu napisałam że pseudo jest fajne?
Ja dosknale wiem co się w takich miejscach dzieje.
Np te szczeniaki zostały odkupione z pseudo
https://www.facebook.com/...150319351597610
Leżały na kupce śniegu wykrwawiajac się na śmierć. Suka miała zmiażdżoną szczękę, tak że trzeba ją było zadrutować i karmić przez rurkę. Kilkutygodniowego szczeniaka! Chłopak miał nocy nie przeżyć... Dlaczego? a któż to wie? może były zbyt mało malamucie i nie cieżko było sprzedać?
Pseudo było już po raz drugi (tym razem skuteczny) zamknięta. Facet rzewnie płakał w TV, że się głupimi psami zajmujemy a nie ludźmi. Bo z czego on teraz ma żyć?agal - 2014-03-06, 10:04
Dieselka napisał/a:
Rozumiem że wszystkie hodowle mają młode przez 364dni w roku? To chyba jednak coś nie tak?
Nie, ale przez 365 dni w roku mam pozostałe koty, w tym kilkunastoletnich emerytów, których nie chcę narażać na a) stres z powodu wprowadzenia nowego dorosłego zwierzęcia; b) robaki, grzybicę etc., które zwierzę skądkolwiek może mi przywlec. Poza tym - mając TYLKO dwie kotki hodowlane mam 65x2 kotkę w ciąży i co najmniej 3,5 miesiąca x 2 kocięta w domu - sama sobie policz, ile to jest.
Ag.Snedronningen - 2014-03-06, 10:07 Dieselka, i tu opieram Cię w 100% aby hodowcy, którzy rozmawiają o kupnie szczeniaka z osobą, która nie chce mieć papieru, odsyłali ją do adopcji psów w typie rasy, czy tych rasowych.
Najgorsze co można zrobić to kupić w pseudo, bo to nie jest pomoc szczylom, które się urodziły, ale skazanie ich matki na dalsze rodzenie. Jak zostało wcześniej napisane: jest popyt to jest podaż. Ale jak nie ma popytu to i suki mniej rodzić będą.
Pies ze schroniska... no cóż, ja mam naprawdę głupie szczęście do psów trudnych, agresywnych czy zaburzonych. Jakoś podświadomie akurat te psy bym brała do domu. Czy wzięłabym takiego psa na tymczas? Nie, bo nie mieszkam sama i nie mogę nikomu nic narzucać. Czy wzięłabym na stałe? Też nie. Ale co mogę zrobić? Mogę takiego gnojka adoptować wirtualnie, mogę mu szukać domu, mogę w części finansować jego utrzymanie, szkolenie. Mogę, jeżeli jest w moim mieście, zaoferować pomoc w jego szkoleniu czy wyprowadzaniu na spacer.
Mogę bardzo wiele nie biorąc tego psa do domu.Dieselka - 2014-03-06, 10:21 Agal,
po pierwsze, jak napisałam - nie ma tak że wszystkie są parszywe, wstrętne i okropne. Są koty z naprawdę super warunków zabierane (ile kotów na lodzie zostaje bo opiekunka umarła a rodzina ma w nosie?)
Po drugie, rozumiem że w takim razie moje zwierzęta do których brałam tymczasy są mniej wartościowe (nie mają rodowodów), lub mniej kochane? I jakoś tysiące osób w PL daje radę z tymczasem i nie usypia z założenia swoich zwierząt.
Ja miałam zawsze zasadę przygarniania nie ładnych i miłych zwierzaczków. Brałam takie, które na pierwszy rzut oka najbardziej by pasowało łopatą przez łeb strzelić.
Miałam sytuacje, kiedy sama bałam się o rodzinę bo pies był chory i mógł na stałe zarazić mnie (i były 2tygodnie dotykanie psa tylko w rękawiczkach i odkażanie całej chałupy), były agresory, były kupy których sprzątać nie trzeba było bo same uciekały.... różne cuda były. Ja się tego z całą świadomością podejmowałam. I NIGDY żaden z moich zwierzaków nie ucierpiał na tym. A mam dużego psa i 3koty....
Ale są zwierzaki które potrzebują tymczasu, które sa absolutnie bezproblemowe, wypieszczone i wymuskane. Po wsadzeniu do schronu bardzo szybko umierają bo po prostu warunków nie wytrzymują. Dla takiego zwierzaka jedyną szansą na przeżycie jest dom tymczasowy.
[ Dodano: 2014-03-06, 10:22 ]
Snedronningen napisał/a:
.......Ale co mogę zrobić? Mogę takiego gnojka adoptować wirtualnie, mogę mu szukać domu, mogę w części finansować jego utrzymanie, szkolenie. Mogę, jeżeli jest w moim mieście, zaoferować pomoc w jego szkoleniu czy wyprowadzaniu na spacer.
Mogę bardzo wiele nie biorąc tego psa do domu.
Aż se zacytować musiałam. Komentarz zbędny bo dokładnie o to chodzi.
Też nie mam teraz tymczasów bo to zbyt ryzykowne dla kulawego Diesla. Chociaż może.... z tym, że jeżeli jakiś do mnie przyjdzie to będzie to super wyszukany i wybrany psiak. W tej chwili nie mogę sobie pozwolić na przypadkowego zwierza.agal - 2014-03-06, 10:24 Przykro mi Dieselko, to Ty nie rozumiesz - nie przyjmę do ustabilizowanego stada mieszkającego w standardowych 3 pokojach z kuchnią obcego zwierzęcia, choćby nie wiem jak wychuchane ono było. Po pierwsze mój kocur zacznie szczać i nie opanuję tego w żaden sposób, po drugie moje stare koty będą zestresowane, co źle wpłynie na ich zdrowie. W pierwszej kolejności jestem odpowiedzialna za te zwierzęta, które ze mną mieszkają. Natomiast w trybie pilnym będę takiemu zwierzęciu szukać nowego - tymczasowego lub docelowego domu.
Ag.Dieselka - 2014-03-06, 10:26 nie będę po raz kolejny cytować tekstu SneInes - 2014-03-06, 10:44 Ja mam dla tymczasów na kwarantannę zaadaptowaną piwnicę - na ten moment prowizorycznie, ale warunki są tam ok, jest sucho, ciepło, są posłania, zabawki. Są ludzie - odwiedzały Mefista na zmianę cztery osoby, żeby się przyzwyczajał do obecności człowieka. Piwnica jest 10 pięter niżej, więc kontaktu z naszymi kotami nie miał żadnego, a po powrocie od niego dezynfekowaliśmy i siebie i ubrania. Mefisto spędził tam kilkanaście dni. Został przebadany na choroby zakaźne, odpchlony (na wszelki wypadek, bo pcheł na oko nie miał), odrobaczony, a potem potrzymaliśmy go jeszcze trochę dla pewności, czy nic nie wyjdzie w praniu. W tym czasie weterynarz oglądał go kilka lub może nawet kilkanaście razy. Był zdrów jak rydz, więc przenieśliśmy go do domu. Gdyby były w domu kocięta pewnie na kwarantannie spędziłby więcej czasu. Pewnie, że nie jest to idealne rozwiązanie. Ale kwarantanna to i tak lepiej niż konanie w deszczu i błocie z głodu lub wskutek albo krwawiących albo gnijących ran.
Mefisto nas zaskoczył, więc w piwnicy była prowizorka. Ale mamy w planach ją odremontować, by lepiej służyła swojemu przeznaczeniu.
Ja też nie naraziłabym swoich kotów na chorobę i śmierć. Ale myślę, że mogę ograniczając ryzyko do minimum i tak być w stanie pomóc.
Co innego psychologia - w kocim stadzie równowaga jest często bardzo delikatna i łatwo ją zaburzyć. Ja mam teraz łatwiej, bo mam tylko dwie kotki. Jak będzie później - nie wiem, być może to właśnie sprawi, że po kwarantannie kociaki będą szły do innego DT, nie do mnie. Ale to czas pokaże.
PS: Tak na marginesie, to biorąc pod uwagę jakie mam czasem towarzystwo na wystawach (poziom wiedzy hodowców, ich podejście do kotów i ich zdrowia, sposób w jaki nabyli koty), to naprawdę myślę, że prędzej moje koty złapią coś na wystawie niż od przebadanego przeze mnie kociaka, który "odsiedział" swoje zanim zdecydowałam się go wprowadzić do stada. Jeśli miałabym zrezygnować z tymczasowania, to aby być wobec siebie uczciwym należałoby też zrezygnować z wystaw, na których kontrola weterynaryjna to zwykle pogłaskanie kotka w transporterku.Wilga - 2014-03-06, 10:46 Dieselka młodych nie ma cały rok ale niektóre choroby wirusowe wymagają długiej nawet pół rocznej kwarantanny (np. ECE u fretek) a niektóre choroby pasożytnicze giargia jest bardzo trudno wyplenić (zwłaszcza że trzeba też leczyć wszystkich członków rodziny). O antybiotykoodpornych gronkowcach też można wspomnieć. Takie choroby nie zdarzają się tylko w wypadku zwierząt z melin itp. Nie wiadomo na co się trafi.
Nie będąc hodowcą mogę się zgodzić na ryzyko bo dotyczy ono tylko moich zwierząt natomiast hodowca jest też odpowiedzialny za zwierzaki które trafią do domów innych ludzi i mogą być chore oraz zarazić inne zwierzaki w tamtym domu.
Tu na forum to chyba Harpja miała jakieś przykre przejścia z tymczasem i hodowlą....
Uważam że hodowcy powinni pomagać w inny sposób niż bycie DT - tak jak pisała Snedronningen. A właściwie nie oceniałbym źle żadnego hodowcy który nie decyduje się na bycie DT. Jak dla mnie to jednak duże ryzyko. Nie mniej jeśli ktoś chce i uważa że da radę dostatecznie zadbać o bezpieczeństwo to jego decyzja i osób biorących maluch od niego - brak DT jest dużym problemem więc ....Dieselka - 2014-03-06, 11:25 Gronkowca znam - miałam psa tak chorego :)
Izolacja, dotykanie psa tylko przez rękawiczki + codziennie kąpiele w jakichś toksynach (zimą!). Masakra była. Zwłaszcza że gdybym ja czy ktoś z rodziny się zaraził, to już nieuleczalnie
Ale mówię. Są różne zwierzaki, z różnych warunków.
Jak też mówiłam - są różne rodzaje pomocy. Nie wierzę że w 100% hodowli w PL nie ma warunków na tymczas (tu chodzi mi o malamuty, z czego przecież znaczna część takich hodowców ma kojce. Bo nie wyobrażam sobie dużej hodowli na terenie mieszkania)
Ale nawet pomimo tego. Dróg pomocy jest naprawdę cała masa. Pisałam przecież o tym, jak jedna hodowla bierze psa na adopcje wirtualną.
Dodatkowo można promować adopcje, wspierać ludzi pomagających zwierzakom, ogłaszać....Jak się chce to naprawdę cuda można robić.
Że to uderzy troszkę w zbyt i dołoży pracy, to niestety... fakt niezaprzeczalny.
Teraz jesteśmy w trakcie budowania kojca u jednego maszera. Gość ma psy które pracują. Nie ma mowy, żeby coś tam zachorowało. Ale jakoś dał radę zaproponować za free swój czas i miejsce dla bezdomnego psa.
Może nie wszyscy maszerzy pomagają ale zdecydowanie jest to nieporównywalnie częstsze niż u hodowców. A tam mówimy o psach dla których zdrowie to podstawa pracy + szczeniaki też są (czasem FCI, czasem nie). Ale jakoś nikogo nie boli na zawodach wrzucić baner organizacji, na stronie głupiego linka, proponować zainteresowanym psa z odzysku czy nawet postawić głupią puszkę z żebrami o datek. Sami też często wymyślają jakieś metody pomocy.Ines - 2014-03-06, 11:47 Tak, pomagać można na różne sposoby.
Nie oszukujmy się, kasą sobie w piecyku nie palę. Ale postanowiłam co miesiąc zaraz po wypłacie przelewać na konto wybranej fundacji tyle złotych, ile dni ma miesiąc. To drobna pomoc, którą uważam za absolutne minimum i choćby nie wiem jak chudy był miesiąc, zawsze to zrobię. Jak mam trochę więcej luźnej kasy i wiem, że gdzieś w jakiejś fundacji jest potrzebna pomoc - ta luźna kasa tam trafia. Czasem wiem, że pomoc jest potrzebna, a luźnej kasy nie ma... no i tutaj między innymi odpowiedź na pytanie czemu remont mieszkania tak strasznie mi się przeciąga
Na wystawach wygrywa się czasem karmy - nie oszukujmy się, zwykle niezbyt dobre. Ale zawsze to jakieś jedzenie, którym można w jakimś DT od wielkiej biedy w czarnej godzinie poratować głodne brzuchy.
Ale ogólnie to dużo bardziej wolę szerzyć BARFa co myślę, że mi całkiem nieźle idzie, bo zdążyłam już stracić rachubę w osobach nawróconych na BARFa, a sama BARFuję przecież dopiero od grudnia.
Gdy ktoś mnie prosi o przysługę - np wprowadzenie w BARF, danie suplementów na początek, danie mieszanki "na spróbowanie" i pyta się mnie ile za to chcę, zawsze podaję konto fundacji i mówię - przelej ile możesz. Nie wiem, czy wszyscy się wywiązują - to już by trzeba zapytać wolontariuszek z Ebry, jak często dostają "pozdrowienia z LoveLorien". Mam nadzieję, że czasem jednak dostają Dieselka - 2014-03-06, 12:00 BRAWO dla takiej postawy.
Hodowcy powinni się pierwsi powinni dawać przykład takich działań. Skoro powołują na świat nowe zwierzaki, powinni się czuć również odpowiedzialni za te które już są (nawet jak nie mają ich przydomku przy imieniu). Bo to jest właśnie promowanie postaw, których tak wielce oczekujemy od reszty społeczeństwa.
Każdy ma swoje możliwości, każdy ma swoje zdolności. Ale chęć jest podstawą.
Takie mądre powiedzenie:
Jak się czegoś nie chce, to się znajdzie powód. Kiedy się czegoś chce, to się znajdzie możliwość
I żeby nie było - to działa w obydwie strony :) Bo jeżeli ktoś się do mnie zgłosi po psa, okaże się super ale będzie widać że jednak powinien szczeniaka sprawdzonego, to jaką ja mu hodowlę polecę?Ines - 2014-03-06, 12:02 Ale ja myślę, że to powinien robić każdy człowiek, nie tylko hodowca. Myślę też, że wielu hodowców to robi, tylko nie wszyscy czują potrzebę, by się z tego spowiadać situnia - 2014-03-06, 12:10 Ja przyznam szczerze: ja bym nawet z chęcią wzięła jakiegoś tymczasa, ale dla mnie jest to za duże ryzyko, że jednak ten kot będzie na coś chory, nawet jeśli będzie on zadbany i mieszkał wcześniej w dobrych warunkach. Poza tym przy kotach faktycznie dodatkowo dochodzi stres przy zmianie warunków bytowania, a stres u kotów jak wiadomo może mieć wpływ również na zdrowie. Ines udało się wykombinować metodę jak zminimalizować ryzyko zakażenia, ale nie każdy ma do tego warunki - ja np. piwnicy nie posiadam, w domu też nie miałabym za bardzo jak odseparować kotów. U mnie opcja wzięcia tymczasa odpada i proszę mnie za to nie potępiać, bo taka decyzja została podjęta tylko ze względu na zdrowie zwierząt, które już posiadam. Poza tym agal ma rację: zawsze byli, są i będą ludzie, którzy będą chcieli mieć kota/psa rasowego, tych ludzi nie zmienimy i uważam, że równie ważne jest żeby zadbać o to żeby istniały hodowle z prawdziwego zdarzenia. Bo jeśli pasjonaci poszczególnych ras założą, że od dziś należy zajmować się tylko bezdomnymi zwierzętami, to pozostaną same pseudohodowle. Ja ze swojej strony też staram się coś robić, może nie jest tego dużo i zawsze można zrobić więcej to znalazłam swego czasu domy dla 3 bezdomnych kotów, opiekuję się 4 bezdomnymi kotami (bynajmniej nie oszczędzam na nich) i staram się jak mogę uświadamiać ludzi na temat pseudohodowli. Czy mogę zrobić więcej? Na pewno. Zawsze można zrobić więcej.