BARFny Świat Dieta BARF dla kota, psa i fretki. Naturalne i zdrowe żywienie zwierząt domowych.
Medycyna weterynaryjna - Kot "nieobsługiwalny" u weterynarza
gerda - 2014-09-06, 22:13 Skipper - czy Ty masz czas - CHĘĆ cokolwiek innego w domu robić niż tylko patrzeć na swoje koty Bianka 4 - 2014-09-06, 22:27 Ależ to jest najciekawsze co można robić!!! Obserwować swoje koty i psy Ines - 2014-09-06, 22:41 Tula ma taką minę praktycznie cały czas co jest w gruncie rzeczy śmieszne, bo sprawia bardzo groźne wrażenie, będąc w rzeczywistości czułym, spokojnym kotem.
My na szczęście większych problemów u weterynarza nie mamy... Aurelka bardzo się boi, robi taką zmartwioną minkę, że serce pęka i chowa się pod moją pachę, albo łapie za szyję jak koala. To taka jej wersja histerii nawet jak nic się nie dzieje, to ona na wszelki wypadek strasznie się boi.Skipper - 2014-09-07, 06:31
gerda napisał/a:
Skipper - czy Ty masz czas - CHĘĆ cokolwiek innego w domu robić niż tylko patrzeć na swoje koty
Gerda w domu nie trzeba siedzieć i patrzeć non stop na koty, wystarczy na nie zerknąć od czasu do czasu To co robią 3 sztuki kota jest o niebo ciekawsze niż to co robi pojedynczy kot. W tej chwili na przykład Rico z Tośkiem wleźli do legowiska i objęci czule łapami wylizują sobie nawzajem szyje tzn. Rico liże Tośka i jednocześnie Tosiek liże Rico a przy okazji jeszcze intensywnie drapie się tylną łapą (najwyraźniej ma bardzo podzielną uwagę). Wygląda to po prostu przekomicznie
A jak wpadną w amok i zaczną się ganiać to mam tornado w domu purr - 2015-11-20, 13:22 Próbował ktoś wizyt domowych?
Mój kot przez 1,5 roku był kotem bezproblemowym. Niestety ponad pół roku temu został przestraszony przez weta rzeźnika. Wizyta i zrobienie czegokolwiek jest dla mnie i dla niego ogromnym stresem. Głupie szczepienie czy pobranie krwi to droga przez mękę. Dlatego postanowiłam spróbować wizyty domowej. Mam nadzieję, że uda nam się powrócić do bezproblemowej obsługi weterynaryjnej na znanym i bezpiecznym gruncie.Snedronningen - 2015-11-20, 13:50 purr, przy wizycie domowej również musicie być ostrożni, gdyż zwierze może zachować się różnie. Jest w końcu na swoim terenie. Doświadczenia takiego z kotami nie mam, natomiast wizyta domowa jednego z psów prawie zakończyła się tragedią.purr - 2015-11-20, 14:47 Snedronningen, mam wiele obaw z tym związanych. Dlatego pytam czy ktoś ma jakieś doświadczenia?
Wizyta w poniedziałek. Rutynowe szczepienie. Ogólnie kocur jest dobrze nastawiony do obcych, nie boi się, nie jest agresywny. I przed tą feralną wizytą nie sprawiał problemów u weta. Byłam z nim wcześniej na szczepieniu, zastrzykach i było ok. Ta jedna wizyta zmieniła jego nastawienie. Winę za to ponosi tamten weterynarz. A konsekwencje jego buractwa będę znosić ja
Liczę na to, ze wszystko przebiegnie spokojnie, przy minimalnych stresie. Szczepienie to szybki i bezbolesny zabieg. Biorę oczywiście pod uwagę, że może nie być tak łatwo.zenia - 2015-11-20, 17:13 spróbuj zatem w domu
żeby poszło to sprawnie bez zbędnych ceregieli,szarpaniny,zabiegów,hałasu
spokojne przygotowanie szczepionki i sprawne podanie,zanim kot skuma o co chodzi
żeby gośc wetowy nie wparował.nahałasował
kot sie pzrestraszy obcego ,da dyla za kanapę,zanim go stamtąd wyszarpiecie to znowu będzie kojarzył sobie takie wizyty nieprzyjemnie
zalezy wiec sporo od tego jak wasz kot reaguje na obcych
purr - 2015-11-24, 09:27 Jesteśmy już po wizycie.
Pani weterynarz - bardzo sympatyczna, młoda osoba, przywitała się z kotami. Dała im chwile na oswojenie i obwąchanie, po czym przystąpiła do badania. Z kotką poszło szybko i sprawnie. Kocur jak tylko zobaczył fiolki i strzykawki schował się pod stół, ale nadal wszystko obserwował. Nie wyglądał na przerażonego, trzymał tylko dystans. Wzięłam go na ręce do badania. Fuknął na stetoskop i na tym zakończyła się agresja. Bez problemu przytrzymaliśmy go do zastrzyku. Szczepienie obyło się bez scen, warczenia, gryzienia i fukania - jak to bywało w gabinecie.
Jestem pozytywnie zaskoczona i serdecznie polecam spróbowanie wizyty domowej - stres jest nieporównywalnie mniejszy dla kota i dla nas. Skipper - 2015-11-26, 19:14 To gratulacje.
Mi wczoraj kapral Tosiek tak dał popalić na wizycie u weta , że już nie wiem, co mam robić z tym kotem. Włącznie z tym, że dziabnął mnie kłami w szyję i gdyby nie gruby golf, to mogło być nie za ciekawie....
I nikt mi nie wmówi, że kot jest bezbronnym stworzeniem zenia - 2015-11-27, 13:14 kot nie jest bezbronny
to drapieżnikpurr - 2015-11-27, 13:26 Skipper, a co chciałaś zrobić biednemu kotkowi? Skipper - 2015-11-27, 19:37
zenia napisał/a:
kot nie jest bezbronny
to drapieżnik
Zenia, ja miałam na myśli to co mówią koledzy w pracy, że pies by kota rozszarpał spokojnie. Co do Tośka jestem zupełnie odmiennego zdania,niemniej na próbę wystawiać go nie zamierzam. Nie chcę, żeby ktoś miał do mnie pretensje, że przez mojego kota ma psa inwalidę...
purr napisał/a:
Skipper, a co chciałaś zrobić biednemu kotkowi?
Nic, Tosiu miał tylko mieć krew pobraną purr - 2015-11-30, 10:38 Biedny Tosiu
Obserwowałam moje koty pod kątem jakiegoś stresu po wizycie i niczego takiego nie zauważyłam. Napatoczył nam się nawet zupełnie obcy facet i było jak zawsze: wyszły się przywitać na klatkę zuza290 - 2017-05-30, 19:15 Dobry wieczór,
nie wiem, gdzie zamieścić ten post, więc wpiszę tutaj pod moim poprzednim, chciałabym podzielić się z Wami pewnym niemiłym doświadczeniem, które miało miejsce podczas wizyty u weterynarza, a jednocześnie zapytać, czy takie postępowanie jest "normalne".
Byłyśmy dziś (ja i siostra) z kotkiem u nowego dla nas weterynarza (poleconego zresztą na grupach), wszystko przebiegało w miarę okej (chociaż uważam za niezbyt kulturalne odbieranie telefonu podczas wizyty pacjenta czy kilkukrotne prośby o przypomnienie mojego nazwiska, bo podczas wywiadu ze mną, Pani dr udzielała równocześnie wskazówek swojej pomocnicy), ale do rzeczy.
Dodam jeszcze, że Biś, od pewnego czasu, już nie zachowuje się u weterynarza najgorzej, powiedziałabym nawet, że całkiem dobrze. Dzielnie znosi zastrzyki, usg, rentgen czy ogólne oględziny jego stanu, jedyne czego nie znosi to mierzenia temperatury, krótko mówiąc, nienawidzi mieć czegoś w dupce ;) no a tak się dziś niefortunnie stało, że pierwszym badaniem jakie Pani dr przeprowadziła było pobranie jakiegoś wymazu z prostnicy, przy czym oczywiście Biś nie był najspokojniejszym kotkiem na świecie. Kolejne było pobranie krwi, i tu stało się coś, czego jako nadopiekuńcza kociamatka nie mogę zrozumieć, otóż Pani stwierdziła, że ponieważ kotek nie jest "współpracujący" to ona przyniesie koc, myślę sobie - okej, nie wiedziałam po co, zupełnie nie podejrzewałam, owinęła go w ten koc, wyciągnęła mu tylko łapkę i kazała nam mocno trzymać, nieświadome tego co właściwie robimy, zrobiłyśmy co nam kazała, Biś zaczął tak potwornie się wydzierać, po krótkiej chwili oczywiście z koca się wydostał (bo niedostatecznie mocno trzymałyśmy...), my kiedy już dotarło do nas na co się zgodziłyśmy, powiedziałyśmy, że nie chcemy tego koca, że go przytrzymamy bez niego, Pani dr nie była z tego faktu zadowolona, bo "nie damy rady", ale ostateczne się zgodziła. I poszło gładko, Bis wtulił się w ramię i nawet nie drgnął podczas pobrania krwi. Fakt żałuję, że nie wspomniałam Pani dr, że Biś tak źle reaguje tylko na jakieś sprawy okołodupkowe, ale zupełnie o tym nie pomyślałam w tamtej chwili.. Po powrocie do domu Biś schował się pod łóżkiem i czuję, że zafundowałam mu traumę ;( ja zresztą tez nie mogę dojść do siebie po tym co zaszło w gabinecie.
I teraz proszę, podzielcie się ze mną swoimi opiniami na ten temat, skąd w ogóle pomysł z tym kocem (?!), czy to powszechnie stosowana praktyka?