Powitalnia - Witam serdecznie
marelka - 2022-02-05, 23:14 Temat postu: Witam serdecznie Witam . Jestem już starszą osobą na emeryturze. Zwierzęta mam od zawsze czyli ponad pół wieku, kiedyś przeważnie psy a od 30 lat koty. Przeważnie były to tzw." dachowce" , znalezione w piwnicy, na działce i w lesie. Żyły u nas długo, 16-17 lat, kotka z lasu ma już 12 lat i jak na razie nie choruje. 6 lat temu wzięliśmy do domu kotkę rasy devon chorą na fip, której właściciele nie mogli/nie chcieli leczyć. Długo o nią walczyliśmy ale choroba zwyciężyła a ja zakochałam się w tej rasie. Kupiłam devonkę a potem kocurka tej rasy, oczywiście była sterylizacja i kastracja bo nie zamierzałam zakładać hodowli, wiem jaka to odpowiedzialność i obowiązek. Kocurka musiałam odchudzić, bo w hodowli jadł tylko sucha karmę a ponieważ był łakomczuchem był bardzo otyły. Ja podawałam tylko dobre puszki mięsne i po dwóch latach ważył tyle samo ile miał w momencie gdy trafił do nas. Niestety wtedy zdarzyła się tragedia, przez źle domknięte drzwi uciekł na klatkę. Zorientowaliśmy się w ciągu 10 min ale po kocie nie było już śladu. Szukaliśmy całą noc i cały poranek, znaleźliśmy go około południa, rzuconego w żywopłot na wysokość 1 m. Był wyziębiony bo noc była z lekkim mrozem mimo połowy kwietnia i ciężko ranny. Ktoś go tak kopnął, że wszystkie narządy wewnętrzne przesunęły mu się do klatki piersiowej. Wejście do klatki schodowej to podwójne ciężkie drzwi samozamykające się czyli zrobił to ktoś z sąsiadów a potem wyniósł z bloku i rzucił w krzaki. Leżał w inkubatorze,żeby podniosła mu się temperatura i można było operować ale niestety nie udało się. Zgłosiłam sprawę na policji - kilkakrotnie odmawiali przyjęcia zgłoszenia aż dopiero gdy skargę złożyłam na piśmie i powołałam się na kancelarię prawną , która oferowała mi pomoc, przyjęli zgłoszenie. Dawałam również dużą nagrodę za wskazanie sprawcy - niestety nikt się nie zgłosił chociaż jeden sąsiad mówił ,że wie kto ale nie zezna. Bez dowodów umorzyli sprawę mimo, że ja domyślam się kto to mógł zrobić. Nie mam jednak dowodu. Właścicielka hodowli była pewna, że ktoś sobie wziął kocurka bo był wielkim pieszczochem i garnął się do wszystkich ludzi i dlatego w zamian za zwrot ogłosiła, że daje za jego zwrot małego kociaka. Nasza kotka bardzo przeżyła śmierć przyjaciela, przestała jeść, wyłysiała i dlatego ta mała kotka trafiła do nas już na stałe. Nie ma już takiej miłości jaka była między Polinka i Tadzinkiem ale przynajmniej Polinka przestała tak tęsknić bo musiała się zająć małym kociakiem. Półtora roku temu trafił do nas kocurek z tej hodowli, ponad 8-letni reproduktor i jak się okazało ojciec Polinki i dziadek tej najmłodszej. Początkowo miał być u nas na tymczasie , bo po kastracji kocury i kotki z tej hodowli bardzo go atakowały. Dosłownie w ciągu jednego dnia trzeba było go zabrać. Ale to była miłość od pierwszego wejrzenia- z mojej i jego strony. Po prostu wszedł mi na kolana tak jakby je tylko na chwilę opuścił. Wesoły, bezproblemowy, wspaniale socjalizowany. I właśnie teraz on nam choruje, ma zdiagnozowaną PNN , wykrytą przy badaniach przed zabiegiem stomatologicznym. Bo żadnych innych objawów nie było. Jesteśmy już po wizycie u nefrologa, kardiologa, jeszcze tylko kolejne ekg przed samym zabiegiem stomatologicznym bo nefrolog powiedziała, że bez wyleczenia zębów parametry nerkowe się nie poprawią. Przez miesiąc podawałam mu karmę renal i dobrą mokrą z niska zawartością fosforu i ostatnie wyniki już sa lepsze. Ale ratunek widzę tylko w Barfie, dobrze skomponowanym specjalnie dla niego. Sama chyba nie ogarnę tego, mam zamówioną dietę u dietetyczki i czekam na przepis. Potem może się nauczę ale teraz ważny jest czas. Powoli czytam to forum, wielu rzeczy nie rozumiem, nie wiem czy dam radę kupić wszystkie produkty ale postaram się zrobić wszystko aby go uratować. Pozdrawiam ja i moje ogonki Polina lat 5 i 2 miesiące Karina lat 3 Marco lat 9 i 7 miesiecy oraz Gienia około 12 lat - nie wiemy znaleźliśmy ją w lesie poranioną i wiek określił weterynarz (miała wtedy około roku )
|
|
|