BARFny Świat Dieta BARF dla kota, psa i fretki. Naturalne i zdrowe żywienie zwierząt domowych.
BARF dla kotów chorych i szczególnej troski - BARF a zdrowie psychiczne kotów
Ka-ja - 2012-01-11, 20:25 Temat postu: BARF a zdrowie psychiczne kotówHej dziewczyny, czy ma ktoś może wiedzę, czy barf wpływa w jakiś sposób na odczuwanie przez kota stresu? Od pół roku mój kot ciężko znosi nowego futrzaka i zdradza objawy stresu. Dotychczasowe próby pomocy wypadają słabo, tym bardziej, że przyczyny przecież nie zlikwiduję... Zastanawiam się, czy barf jako dieta regulująca - jak rozumiem - funkcjonowanie całego organizmu zwierzaka, wpłynie również na jego psyche?
Pocieszcie mnie jakoś Ka-ja - 2012-01-13, 12:26 Kociak dostał u weta antybiotyk (na stan zapalny skóry - mim zdaniem skutek stresu) oraz Kalm Aid i tymczasem zobaczymy. Kociak obecnie jest w trakcie przestawiania na barf - etap podawania z karmą kawałków surowizny, jest ok:) W najbliższym czasie planuję podawać mu krople Bacha zamiast Kalmu oraz przejść na pełny barf. Jestem mocno przekonana, że odpowiednia dieta + kropelki wspomagająco pomogą mu wrócić do pełni życia, w końcu u ludzi właściwa dieta potrafi wyleczyć wszystko, więc u kotów musi być podobnie. Przy okazji bardzo polecam zainteresowanie się dietą pięciu przemian - dla ludzi oczywiście Terhie - 2012-01-13, 13:03 Nie mam pojęcia jak BARF wplywa na kocią psychikę. To, co zauważyłam u swoich futer, to że Sanjiro, starszy, wygryzany z miski i przeganiany z kolan przez młodego kociaka po przejściu na pełny barf się zaczął odgryzać i odwarkiwać. Bardziej "asertywny" się zrobił Sandra - 2012-01-13, 13:12 Ka-ja,
Stres i jego skutki (zapalenie skóry?) chyba nie leczy się antybiotykiem, chyba ?
Ale ja nie jestem Vetem. Może w tym temacie Anioły nadlecą i pomogą . :)
BARFny Świat
jest chyba jedynym miejscem gdzie otrzymujesz komplementarną i wspaniale podaną wiedzę....od Aniołów,
którym w ten sposób Bardzo dziekuję.
Pozdrawiam serdecznieAisha - 2012-01-13, 13:50 Temat postu: ZIEJa mialam podobna sytuacje, ja popelnilam blad z tym , ze krotko po przyjsciu nowego kota zaczelam z Barfem, co bardziej go tym stresowalam, on byl suchozerca i ciezki bym z przejsciem na surowizne. Za duzo bylo dla niego zmian. Wiec jesli kotek ma trudnosci z jedzeniem surowego miesa , to ja bym odradzala ( NARAZIE) z podawaniem nowego jedzenia , to tylko extra stres dla niego, chyba ze lubi miesko
Po drugie ja bardzo dlugo probowalam z kroplami Bachu , specjalisci mi dawali mieszanki kroplowe, sama mieszalam , mialam nawet u siebie psychologa kociego i nic z tego nie wyszlo, nadal sie nie moga dogadac U kotow tak jest , albo sie zaprzyjaznia albo nie. Jedyne co widze , ze jak przestalam sie tym martwic i nie dawac mu roznych kropli , to zrobil sie spokojniejszy. Moze u Ciebie beda lepiej dzialac kropelki Bacha , ale jeszcze nigdzie nie slyszalam zeby gdzies bardzo pomogly. Sadze ze kot od naszego stresu , jest bardziej zestresowany. W tej chwili sa moje koty na Barfie i widze ze lepiej sie czuja , moze samo to ze moj Wiki mial zawsze jakies problemy zdrowotne na karmach sklepowych a teraz mu to wszystko przeszlo, wiec automatycznie sie lepiej czuje. Wiec TAK, na Barfie sa koty w lepszym nastroju. Pozdrawiam i zycze duzo szczescia w tym Nowym Roku. Sukces z kotkami, trzymam kciuki mocno za ich przyjazn. Sandra - 2012-01-13, 14:11 Dodam, że równocześnie z wprowadzaniem BARF'a wpadłam na pomysł sikania bezkuwetowego.
Stres napewno był, miau..ki w róznych tonacjach, skarżyły się zapewne....co ja im robię, ale i ciekawość była przeogromna.
Bazowałam na Kociej Ciekawości (niejeden kot wpadł w tarapaty z jej powodu), ale paradoksalnie to mi pomogło.
Koty bardzo lubią się uczyć, ale szybko sie nużą, są interaktywne do momentu zaspokojenia ciekawości.
W tym gorącym okresie mogłam sobie pozwolić na ciągłę przebywanie z nimi, dawałm im wsparcie i miłości ile dusza zapragnie.
Ale byłam jednakowoż bardzo stanowcza.
Barfowanie to nowa sprawa, może dla rozładowania stresu wprowadź nową wspólna zabawę.....U nas jest to berek, chowanego, klasyczny sznureczek z piórkami...
Trzymajcie sie.Ka-ja - 2012-01-13, 14:12 No tak, dlatego wet stwierdził, że leczyć trzeba dwutorowo - raz ten stan zapalny, a dwa to stres, dlatego dostał też Kalm Aid. Antybiotyk musiał dostać bo zaczynało to już brzydko wyglądać, i pewnie mocno mu dokuczało:( Swoją drogą zastanawiam się też nad tym, jaki wpływ ma podawanie tego preparatu Kalm Aid na prawidłowe suplementowanie diety w barfie, ale może nie będzie to problemem, ponieważ raczej nie będę go już stosować kiedy uda mi się przejść całkiem na barfa (na początek z easy barf - chyba dam radę???)
Terhie, super, że zauważyłaś coś takiego, właśnie o to mi chodziło! W końcu kociak zdrowy i odżywiony musi się czuć pewniej i w ogóle lepiej:)
Pozdrowienia dla wszystkich Aniołków Sandra - 2012-01-13, 22:10 Moja Inez 8 latka miała wiosną ubiegłego roku poważne zabiegi dentystyczne (pobieranie krwi, narkoza, usuwanie kilku zębów) i niestety od tamtej pory ma tendencje do nawracającego zapalenia pęcherza i oczywiście struwitów.
Pinto wiele od niej młodszy miał podobne zabiegi, a śladu stresu brak.
Większe przeżycia miał związane z brakiem kuwety
Jak widać stres ma różne oblicza, a wychodzenie z niego, zależy od cech osobniczych tzw. EGZEMPLARZA kociego...... Geza - 2012-01-14, 09:30 Tzw. "jedzeniowy behawior" - czyli zachowania związane z pobieraniem pokarmu to spory i bardzo ważny aspekt kociego życia. I z tej strony, kot - jako istota z natury polująca - jest "ściśnięty", gdy dostaje w misce chrupy, bądź cokolwiek innego - w tej nieszczęsnej misce. Bo istotą kociego życia jest wysiłek w zdobywaniu pokarmu (w domowych warunkach my to nazywamy "kradzieżą" pokarmu ). Do czego zmierzam - Barf może złagodzić stres, jeśli związany jest z pewnym wysiłkiem, jaki kot musi wykonać, by się najeść (czyli np. obgryzanie kości, rozgryzanie większych kawałków mięsa, bądź "mięsa trudnego" - czyli ze ścięgnami itp.).
Ale tak jest w przypadku kotów zdrowych z silnym poczuciem własnej wartości. U kotów nieśmiałych, zestresowanych, "słabych" próby przestawienia na naturalne (również w sensie pobierania pokarmu) jedzenie mogą skutkować pogłębianiem stresu, dlatego wszystko musi odbywać się bardzo bardzo małymi kroczkami (bo fakt, że koty nie lubią nowości - narzucanych, nie tych wyszperanych z ciekawości! - jest chyba wszystkim znany). Dlatego oprócz korzyści związanych ze składnikami pokarmowymi, jakie kot otrzymuje w Barfie, ważna jest też ta cała sprawa związana z pobieraniem pokarmu (choć zdaję sobie, niestety, sprawę, że bardzo trudna do praktykowania w warunkach domowych, bo przecież nie pochowamy kotu mięsa w zakamarkach domu, by mógł sobie na nie zapolować... ).
Może warto rozejrzeć się za tryptofanem (mającym duży wpływ na serotoninę), naturalnie występującym w pokarmie (wtedy można zaoszczędzić na Kalm-Aidzie i jemu podobnych preparatach), ale tu już muszą wypowiedzieć się specjalistki od żywienia, do których bardzo mocno również ja w tej sprawie się uśmiecham.dagnes - 2012-01-16, 13:17 Geza napisała bardzo ważne rzeczy.
Ten wysiłek, który kot musi zrobić, aby zdobyć jedzenie lub najeść się, leży głęboko w jego naturze i m.in. dlatego zawsze zachęcam barferów do dawania futrom kości do obgryzania, a także do zabaw w "polowanie" na mięso. Jeśli jednak kot nie był od młodości przyzwyczajony do trudu obgryzania kości i w dodatku nie należy do wielkich żarłoków, którzy zrobią wszystko aby coś zjeść, to faktycznie rzucenie mu kości może powodować stres, gdy kot nie będzie wiedział do czego służy to coś, co pachnie jak jedzenie, a jedzeniem nie jest. Również nagłe, a zwłaszcza "siłowe", zmiany diety na BARF mogą przynieść kotom szkodę w postaci nadmiernego stresu. Dlatego też mój harmonogram przestawiania kotów składa się z dużej ilości bardzo drobnych kroczków, specjalnie dla tych kotów, które nie należą do gatunku "zjem nogę od stołu, byle brzusio było pełne" .
Jeśli jakiś kot nie wykazuje zainteresowania obgryzaniem kości lub gryzieniem skrzydełek kurzych itp. to trzeba przynajmniej dać mu zapolować. Chyba mało jest kotów, które nie zainteresują się, cóż to leci w powietrzu, gdy rzuci im się kawałek mięsa . Mój łobuz, już gdy był całkiem mały, nauczył mnie, że mięso jest najsmaczniejsze gdy lata . Gdy dostawał miseczkę z pokrojonymi kawałkami ulubionego mięsa, to wąchał i odchodził, łasząc się o moje nogi i miaucząc. Gdy już zajarzyłam, o co chodzi, to okazało się, że dopiero gdy pierwsze 2-3 kawałki mógł złapać w locie, to resztę spokojnie zjadał z miseczki. I do dziś nie ma szans, abym przygotowała jakiekolwiek mięso dla ludzi czy kota bez fruwających paru krwistych kąsków. Nawet gdy zabieram się za oprawianie mięsa tuż po tym, jak Pedro zjadł swoją porcję i więcej nie chciał, to zapach świeżyzny wyzwala w nim myśliwego i nie podaruje mi choćby jednego - dwóch latających kawałeczków . Wiem, jakie to dla niego ważne i jaką radość mu to daje, więc nie zważam na krwawe plamy na podłodze czy na meblach, gdy czasem jakiś "latawiec" o nie zahaczy . No i oczywistą oczywistością są duże, twarde i żylaste kawałki, przynajmniej u tych kotów, które mają większość zębów .
BARF, jako dieta zapewniająca dostarczenie organizmowi wszystkiego, czego potrzebuje, będzie naturalnie wpływała na normalizację wszystkich procesów wewnętrznych, w tym sposobów odczuwania i reagowania na stres, co oczywiście samego stresu nie zlikwiduje, bo tu potrzeba zlikwidować jego przyczynę, może jednak pomóc kotu nie reaagować nadmiernym stresem na pojawiające się bodźce.
Ale należy wziąć pod uwagę także to, że stresem dla organizmu jest również niedobór substancji odżywczych, tak powszechny u kotów żywionych komercyjnymi karmami. Organizm musi się nakombinować, aby zachować wszystkie funkcje, co często jest niewykonalne podczas braków. Tak więc, BARF w tym sensie będzie jak najbardziej wpływał na obniżenie poziomu stresu całego organizmu, choć jest to akurat ten rodzaj stresu, który dla oka człowieka jest zwykle niewidoczny (a przynajmniej jego objawy nie są kojarzone ze stresem), co nie znaczy, że pozostaje bez znaczenia.
Odnośnie pytania Gezy o tryptofan - byłabym ostrożna z nadmiernym kombinowaniem . Tryptofan jest oczywiście prekursorem serotoniny i ogólny niedobór białka bardzo źle wpływa na funkcjonowanie mózgu. Ale to nie znaczy, że należy wciskać organizmowi na siłę duże ilości tryptofanu. Kwestia samej serotoniny, jej dokładnej roli oraz sprzężeń zwrotnych z innymi substancjami w mózgu wciąż nie jest do końca jasna i zbadana, o czym boleśnie przekonali się producenci leków z grupy SSRI (selektywne inhibitory zwrotnego wychwytu serotoniny), czyli popularnych antydepresantów, które zaczęły przynosić pacjentom więcej szkód niż pożytku, doprowadzając nawet do samobójstw i ogólnie zwiększając depresję i poziom stresu. To jest długi temat i chyba wykracza poza zakres niniejszego wątku. W każdym razie, skoro zeszło na tryprofan - jeśli kot spożywać będzie pełnowartościowe surowe produkty mięsne we właściwych ilościach (BARF), to tego aminokwasu będzie miał wystarczająco. Każdy nadmiar danego aminokwasu organizm musi spalić, więc jedzenie go ponad normy nie ma sensu. Poza tym jest jeszcze kwestia dotarcia tryptofanu do mózgu, a to nie jest mechanizm samonaprowadzający się, czyli nie jest tak, że "jem łyżkę tryptofanu i wszystko trafia do mózgu, zamieniając się w serotoninę". Istnieje szereg współzależności z innymi aminokwasami i substancjami, sprzężeń oraz mechanizmów blokujących w przypadku pewnych zaburzeń. Nadmiar jednego aminokwasu będzie prowadził np. do zatrzymania wchłaniania lub syntezy innego aminokwasu. Ale i tak nie o to chodzi.
Chodzi o to, do czego potrzebny jest organizmowi stres. Bo przecież w jakimś celu Natura go sobie wymyśliła i zapewne w jej zamyśle miał zwiększać szanse na przeżycie, a nie jak obecnie u domowych kotów - działać destrukcyjnie.
Istnieją dwa rodzaje stresu: krótkotrwały (alarm bojowy) i długotrwały, przewlekły.
Stres bojowy to ten, który jest reakcją na niezwykle silny bodziec, powstający wskutek nagłego, realnego zagrożenia życia - czyli np. siedzący na łące kot dostrzega w odległości 5m od siebie wielkiego psa, szczerzącego kły i gotującego się do pogoni za przekąską. W tym momencie włącza się mechanizm walki i ucieczki. Mózg jest w stanie alarmu i wysyła sygnał do przysadki, która wydziela hormon aktywujący gruczoły nadnerczy. Nadnercza produkują adrenalinę (epinefrynę), która zaczyna błyskawicznie krążyć w organizmie stawiając go w stan gotowości. Pod działaniem adrenaliny, mózg pracuje w pełnej koncentracji, wyostrza się wzrok, napinają się mięśnie w przygotowaniu do walki lub ucieczki, przyspiesza rytm serca, podnosi się ciśnienie krwi, naczynia krwionośne się zwężają, przyspiesza oddech i staje się głębszy, wątroba wyrzuca do krwi mnóstwo cukru by dostarczyć energii mięśniom, a tkanka tłuszczowa uwalnia kwasy tłuszczowe jako dodatkowy zapas energetyczny, krew odpływa z żołądka i jelit (wstrzymane jest trawienie), wzrasta krzepliwość krwi (na wypadek odniesionych ran). To wszystko dzieje się w ułamkach sekund. I teraz, tak przygotowany organizm może dokonać niezwykłego wysiłku, czyli uciekać przed psem szybciej niż to możliwe przez kilkaset metrów i wejść na szczyt 30-metrowego drzewa. Podczas takiej wyczerpującej ewakuacji, kiedy można stracić wszystkie pazury, poranić się o kolce w chaszczach, poobijać o twarde gałęzie, ale zyskać życie, wszystkie wydzielone przez bodziec stresowy substancje zostają wykorzystane w celu wykonania zadania. Kot siedzi na drzewie, a poziomy cukru, kwasów tłuszczowych, ciśnienia, tętno i cała reszta wracają do normy - stres został rozładowany.
Taki naturalny stres, gdzie następuje ciąg zdarzeń: bodziec→reakcja→akcja→rozładowanie akumulatorów→odpoczynek, nie jest dla organizmu szkodliwy, gdyż do tego Natura przystosowała wszystkie zwierzęta.
Teraz wyobraźmy sobie, co by się stało, gdyby postraszyć wielkim, groźnym psem kota zamkniętego w małym pomieszczeniu, bez możliwości ucieczki, a następnie zabrać psa. Wszystkie reakcje organizmu będą identyczne jak u kota na łące - organizm zostanie zalany adrenaliną i włączy się alarm bojowy. Tyle, że ten kot nie będzie miał możliwości wykorzystania wszystkich nagromadzonych we krwi substancji, cukier długo będzie powyżej normy, tak samo jak tętno, ciśnienie krwi, szybkość oddechu itd. Jedynie ucieczka lub walka dałyby możliwość zużycia wszystkich substancji i hormonów alarmowych, tymczasem do momentu ich wykorzystania (powolnego w tym przypadku), organizm cały czas pozostanie w stanie stresu. Jak bardzo szkodliwe jest to dla organizmu chyba nie trzeba tłumaczyć. Kilka takich akcji pod rząd może doprowadzić kota np. do zawału serca lub udaru mózgu.
Kiedy zachodzi cały szereg reakcji biochemicznych, przygotowujących organizm do akcji, to ta akcja musi nastąpić. Gdy tak się nie dzieje, jest to bezcelowe rozpoczęcie stanu alarmowego i pobudzenie całego organizmu, nie mające przełożenia na działanie. Bez impulsu zwrotnego jest to proces niezakończony, a więc szkodliwy. W chwilowym przypływie adrenaliny, dany osobnik dokona rzeczy nieosiągalnej w stanie normalnym, ale tylko dokonanie tej rzeczy spowoduje rozładowanie napięcia.
Stres długotrwały, o charakterze przewlekłym, także powstaje czasem w naturalnych warunkach jako reakcja na mniej silny bodziec niż konieczność ratowania się przed psem. Może to być np. konieczność pokonania jakiejś większej przeciwności losu typu wielodniowe poszukiwanie pokarmu w czasie klęski głodu. Obecnie ten rodzaj stresu dominuje wśród domowych kotów i ma zdecydowanie destrukcyjny wpływ na nie. Rządzi się on podobnymi zasadami jak stres krótkotrwały, tylko w tym przypadku bodźce stresogenne są słabsze i występują stale, bądź regularnie. Hormonem rządzącym organizmem w tym przypadku nie jest adrenalina, tylko kortyzol, wydzielany przez nadnercza wskutek przedłużającego się stanu alarmowego bez wystąpienia akcji rozładowującej napięcie (walki lub ucieczki). Pozostawanie w stanie ciągłego pobudzenia stresowego - podczas którego organizm, tak samo jak w stresie bojowym, podnosi poziom cukru, kwasów tłuszczowych, zwiększa tętno, ciśnienie krwi itd., choć nasilenie tych zjawisk jest mniejsze, bo i bodźce słabsze - bez możliwości rozładowania go wysiłkiem fizycznym, takim jakim w naturze byłby np. wielokilometrowy marsz w poszukiwaniu nowych terenów łownych zakończony polowaniem, prowadzi do wycieńczenia organizmu oraz wystąpienia chorób przewlekłych (cukrzyca, nadciśnienie, niewydolność serca, nieżyt żołądka itd.). Dodatkowo, kortyzol jest hormonem steroidowym (działającym immunosupresyjnie), który obniża odporność organizmu na wszelkie infekcje i w związku z tym jest podstawową przyczyną ulegania organizmu wszelkim chorobotwórczym mikrobom wskutek długotrwałego stresu. Takie są skutki pozostawania w ciągłym stanie bojowym, na wskutek różnych stresorów dnia codziennego.
I teraz staje się chyba jasne, że stres u kotów (u ludzi zresztą też) może zostać rozładowany w naturalny sposób jedynie poprzez duży wysiłek fizyczny, zastępujący walkę i ucieczkę. Nie jakieś cudowne pigułki chemiczne, mikstury, prądy, kropelki itp. To wszystko ma za zadanie jedynie bardziej ogłupić organizm i zamaskować objawy stresu, a nie pokonać go. Ja może jestem nienormalna, ale zawsze uważam, że konieczność użycia jakiejkolwiek chemii (farmaceutyku) jest moją porażką i szukam źródeł problemów w naturze organizmu, a sposobów ich rozwiązania w naturalnym środowisku i sposobie życia przed nastaniem cywilizacji. Ot, takie zboczenie .
Człowiek będący w silnym stresie może np. skopać ścianę lub rozegrać rundę squasha. Po takim wyczynie, napięcie znika i przychodzi błogi sen. Z kotem jest większy problem, bo to my musimy zapewnić mu jakiś rodzaj wysiłku rozładowującego napięcie i w dodatku zachęcić go do niego. Gdy mój kot bywał czymś zestresowany (np. wizytą 2,5-kg yorka teściowej ), to rezerwowałam sobie mnóstwo czasu na wybawienie go gonitwą za jego ukochanym laserkiem, aż do pełnej zadyszki i utraty tchu. Robiliśmy to kilkukrotnie w ciągu dnia oraz przed samym snem. Do tego jak najwięcej przebywania w ogrodzie i polowania na owady czy inne robaki. Każdy coś tam dla swojego kota musi wymyśleć.
Oczywiście jednokrotne rozładowanie napięcia na niewiele się zda, jeśli nie zlikwidujemy stresora, który wciąż będzie działał na kota. W takim wypadku zapewnienie mu regularnego wysiłku fizycznego może być elementem terapii, ale nie jedynym podejmowanym działaniem.
Dlatego lepiej jest zapobiegać stresowi niż go leczyć. Problem polega na tym, że człowiek rzadko widzi, co stresuje jego kota, a także często potrafi przeoczyć objawy jego stresu. Dla wielu kotów, jeśli nie dla większości, stresorem będzie już samo zamieszkiwanie w wielokotnym domu. Nawet jeśli nie będzie łapoczynów i syczenia, to wcale nie znaczy, że koty nie są zestresowane. A to tylko jedna z możliwości. Inne stresory dostarczane są zwykle przez samego człowieka oraz przez fakt zamknięcia kota w mieszkaniu.
Już gdzieś wcześniej o tym pisałam i podawałam linka. Istnieje metoda zwana MEMO (multimodal environmental modification), która ma na celu wielopłaszczyznowe likwidowanie stresu u domowych kotów. Naprawdę warto się z nią zapoznać, a przy okazji dowiedzieć się, jakie stresory działają na nasze koty (większość ludzi nie zdaje sobie sprawy z tego, że na kota może działać jakiś stresor, nie widzą go). Kilka przykładów tego, co stresuje nasze koty:
- monotonia życia w zamknięciu
- chaos i nagłe zmiany
- życie pod jednym dachem z innymi kotami (koty nie ewoluowały jako zwierzęta stadne)
- 2 duże posiłki dziennie, o regularnych porach (w naturze koty jedzą od 5-10, a nawet więcej małych posiłków dziennie)
- życie w pobliżu psów lub gorzej - razem z nimi (psy, są naturalnymi wrogami kota)
- narzucony przez człowieka rytm dobowy (koty nie uznają takiego rytmu aktywności w środowisku naturalnym)
- brak miejsca i możliwości na polowania.
- życie w ścisłym zamknięciu, gdy za oknem widać interesujący świat, który jest niedostępny
- sprzątanie domu (usuwanie kocich znaków zapachowych)
- goście, nowi domownicy
- zapachy w domu (dezodoranty, detergenty, odświeżacze powietrza, kadzidełka itp.)
- przeprowadzka lub przemeblowanie
- wyjazd z kotem do weterynarza, na wakacje, na weekend, w odwiedziny do rodziny itd.
- obcięcie pazurów
- za mała / brudna / stojąca w złym miejscu kuweta
- niepasujący kotu żwirek
- zabranianie kotu czegokolwiek, karcenie go, tresura
- brak możliwości wspinaczki, brak odpowiednich miejsc do drapania
- brak bezpiecznej kryjówki / azylu (miejsca, gdzie kot mógłby się zaszyć i nie być wyciągany z niego pod żadnym pozorem)
- wiele, wiele innych.
STRES jest elementem składowym życia. Złota zasada medycyny-lepiej zapobiegać niż leczyć.
dagnes napisał/a:
Gdy mój kot bywał czymś zestresowany (np. wizytą 2,5-kg yorka teściowej ), to rezerwowałam sobie mnóstwo czasu na wybawienie go gonitwą za jego ukochanym laserkiem, aż do pełnej zadyszki i utraty tchu. Robiliśmy to kilkukrotnie w ciągu dnia oraz przed samym snem. Do tego jak najwięcej przebywania w ogrodzie i polowania na owady czy inne robaki. Każdy coś tam dla swojego kota musi wymyśleć.
W terminologii medycznej, stres jest zaburzeniem homeostazy spowodowanym czynnikiem fizycznym lub psychologicznym.
Homeostaza to nic innego jak równowaga.
Utrzymanie jej jest zależne od czynników zewnętrznych i wewnętrznych naszego ciała i kociego ciała Trudna sprawa ta równowaga.
Ach ta fizjologia, psychologia inne logie....
Mój instynkt podpowiada mi, czuję, że moje zwierzątko mnie potrzebuje..."mówi" swoim ciałem, że coś mu leży na duszy
Najlepszy kontakt tak w przypadku dzieci jak i zwierząt nawiązuje się poprzez zabawę.
Ostatnimi czasy w moim domu rekordy popularności bije zwykły sznureczek z przywiązanym na końcu piórkiem, które się wyrwało z d...y myszki zabawki.
Fudżi namiętnie,z głęboko zakodowanym atawistycznym odruchem, wszystkim myszkom odgryza głowę ... i został ci się jeno...piórko
Kiedyś na końcu sznureczka fruwało mięsko... ukłon w stronę Dagnes i jej krwawych plam Terhie - 2012-01-17, 10:19 To by znaczyło, że u wszystkich udomowionych, niewychodzących kotów występuje stały stres. dagnes - 2012-01-17, 12:30 Dokładnie tak.
Dlatego należy stosować maksymalną ilość elementów MEMO, aby ten stres minimalizować.Annazoo - 2012-05-11, 09:28 Temat postu: Kot dominujący ze skłonnością do agresji a BARFMuszę prosić o radę, bo mam problem.
Ostatnio dołączył do mojego stada kocur (wykastrowany) z cukrzycą. To był dla mnie impuls do przestawienia stada na BARF.
Wszystko idzie pięknie, koty zaakceptowały surowiznę, ale mam problemy behawioralne: otóż ów cukrzyk, Walery, to duży kot ze skłonnością do dominacji. Na co dzień jest leniwy, nieruchawy i spokojny, ale raz na kilka dni urządza nagonkę na pozostałe koty, które wpadają w panikę. Oprócz wrzasku są też obrażenia, jedna z kocic zaliczyła przeharataną powiekę, a ja wczoraj skok na moje udo, gdy wzięłam na ręce zablokowaną w kącie kocicę.
Wśród opinii o barfie stała jest ta, że barfujący kot ma więcej życia w sobie i kipi energią.
Czy wobec tego w moim przypadku dobrym rozwiązaniem jest karmienie Walusia surowizną, skoro to dodaje mu wigoru i ochoty do pokazywania, kto tu rządzi?
A swoją drogą dziwi mnie, że kocur po kastracji może być agresywny :(Annazoo - 2012-05-15, 07:50 Nie macie żadnego pomysła?