BARFny Świat Dieta BARF dla kota, psa i fretki. Naturalne i zdrowe żywienie zwierząt domowych.
Kulinaria dwunogów - "Życie bez pieczywa" W. Lutz, Ch. B. Allan
dagnes - 2011-12-18, 13:41 Temat postu: "Życie bez pieczywa" W. Lutz, Ch. B. Allan"Życie bez pieczywa" Wolfgang Lutz, Christian B. Allan
Jest to publikacja będąca kompendium wiedzy o odżywianiu dla każdego człowieka bez dogłębnej znajomości biochemii, endokrynologii czy medycyny. Napisana prosto, jasno, przystępnym językiem, jednak dokładnie udokumentowana, na podstawie rzetelnej wiedzy medycznej i biochemicznej autorów, bez uciekania się do magicznych sposobów działania różnych cudownych diet, prezentująca wiedzę, a nie poglądy. Moim zdaniem to najlepsza pozycja na polskim rynku wydawniczym skierowana do przeciętnego czytelnika, dająca podstawy wiedzy i wskazówki, jednak bez szczegółowych recept dietetycznych.
Książka "Życie bez pieczywa" oparta jest na 40-letnim doświadczeniu klinicznym w stosowaniu diety niskowęglowodanowej przez austriackiego lekarza, dr Wolfganga Lutza. Rezultaty stosowania diety opisał on w książce "Życie bez chleba" wydanej już w 1967 roku. W języku polskim wydrukowano amerykańskie tłumaczenie książki doktora, napisanej wspólnie z biochemikiem Christianem B. Allanem.
Doktor Wolfgang Lutz, który od dziecka był słabego zdrowia, zainteresował się dietą niskowęglowodanową w 1957 roku i sam zaczął ją stosować. Po stwierdzeniu jej dobroczynnych skutków, wdrożył ją u swoich pacjentów, uzyskując w przypadku wielu chorób znakomite rezultaty. Dokumentacja medyczna, jaką zgromadził Lutz, stała się podstawą do rewizji poglądów wielu zwolenników diety wysokowęglowodanowej, zalecanej powszechnie. Sam doktor Lutz, który stosował zasady niskowęglowodanowe od 44. roku życia, zmarł w 2010 roku, przeżywając w pełni sił aż 97 lat i publikując naukowe teksty aż do późnej starości.
"Życie bez pieczywa" pokazuje, jak poszczególne pokarmy oraz diety wpływają na człowieka, jakie reakcje organizmu wyzwalają i jakie są tego skutki w długim okresie czasu. A wszystko to na podstawie rzetelnych badań, udokumentowanych medycznie. Dzięki współpracy z biochemikiem, Christianem B. Alanem, dr Lutz unika wielu błędów popełnianych przez różnych autorów, często nieświadomie, na wskutek braku wiedzy o reakcjach biochemicznych w organizmie. Jednocześnie książka tłumaczy czytelnikom podstawy biochemii w sposób bardzo prosty, dający jasny obraz tego, co dzieje się ze spożytym pokarmem w organizmie każdego z nas.
Podstawy wiedzy zawarte w książce są na tyle uniwersalne, że z łatwością mogą być przeniesione na grunt żywienia naszych domowych drapieżników: kotów, psów i fretek gdyż zasady rządzące reakcjami biochemicznymi są w organizmach ssaków jednakowe. Znając tylko kilka podstawowych różnic pomiędzy np. kotem a człowiekiem, dzięki książce "Życie bez pieczywa" można dokładnie zrozumieć wiele aspektów diety BARF a także zdrowotnych uwarunkowań zastosowania różnych diet u zwierząt.
Książka Lutza i Allana szczególny nacisk kładzie na aspekty dietetyczne w takich schorzeniach jak cukrzyca, otyłość, choroby serca, zaburzenia żołądkowo-jelitowe i nowotwory. Pokazuje, w jaki sposób pożywienie może wpływać na pogorszenie lub polepszenie stanu chorego, wychodząc od reakcji na poziomie komórek i dochodząc do dokumentacji klinicznej. Z książki tej dowiemy się między innymi, jak nadmiar węglowodanów wpływa na wydzielanie hormonów oraz rozwój komórek nowotworowych. Każdy rozdział posiada obszerną bibliografię, powołując się na wiele publikowanych prac naukowych.
Ze względu na swą uniwersalność, "Życie bez pieczywa" ma wartość ponadczasową, jest poza wszelkimi sporami politycznymi oraz ideologicznymi i daje naprawdę solidne podstawy wiedzy dietetycznej. Gorąco polecam ją wszystkim, zarówno zwolennikom jak i przeciwnikom diety opartej na badaniach o odżywianiu człowieka w procesie ewolucji. Jeśli ktoś chciałby przeczytać w życiu tylko jedną książkę z zakresu dietetyki, to powinna nią być właśnie "Życie bez pieczywa".
-------------------------------------------------------------
Dr Christian B. Allan jest biochemikiem, prowadził prace badawcze w zakresie chemii, biochemii i odżywiania w Lawrence Berkeley Laboratories, University of Massachusets w Amherst i w Narodowych Instytutach Zdrowia. Obecnie pracuje dla przedsiębiorstwa biotechnologicznego w Maryland.
Dr Wolfgang Lutz był lekarzem medycyny, sprawdził skuteczność diety niskowęglowodanowej na tysiącach pacjentów. Z wielkim powodzeniem leczył ich dolegliwości i stworzył wyczerpującą teorię dla wyjaśnienia, dlaczego nadmiar cukrów w diecie prowadzi do pogorszenia stanu zdrowia ludzi. Jest autorem licznych prac naukowych i artykułów publikowanych w specjalistycznych czasopismach.adorin - 2011-12-19, 01:26 Dzięki dagnes.
(Pojutrze będę sam mógł poczytać :)
PS. A co zamiast oliwy z oliwek, której moje dzieciaki nie chcą wciągać? :)dagnes - 2011-12-20, 00:05 Dzieciaki wiedzą lepiej .
Należy słuchać małych dzieci, bo one, w przeciwieństwie do tych większych oraz dorosłych mają jeszcze coś takiego jak niezaburzony instynkt. Dopóki dziecko jest pozbawione wpływu kulturowych i społecznych norm oraz nakazów odnośnie tego co jest "dobre" do jedzenia, a co "złe", to zwykle samo dokonuje właściwych wyborów produktów żywnościowych, które mu służą, a unika tych, które mu szkodzą. Im dłużej i intensywniej uczy się dzieci tego, że chlebek i kaszka są dobre, a mięsko i słoninka złe, tym głębiej zapada im to w podświadomość. Do tego dochodzą jeszcze praktyczne nauki tego, co należy jeść już od 4. czy 5. miesiąca życia. Bobas dostaje do rączki chlebek żeby sobie "pociamkał" i nauczył się, że to służy do jedzenia zanim jeszcze pojawi mu się pierwszy ząbek. Potem łyżeczką wkłada mu się do buzi ryż z marchewką, owsiankę i inne takie. Za pomocą pokarmów, których dziecko nigdy w naturze by nie zjadło, wprowadzanych bardzo wcześnie, tłumi się w nim naturalny instykt, jaki posiadają wszystkie zwierzęta. Zwykle w okolicach 6. miesiąca życia dzieci stają się bardzo konserwatywne i uparte jeśli chodzi o wprowadzanie nowych pokarmów. Jest to sposób w jaki Natura zabezpieczyła dzieci przed zjedzeniem czegoś niezjadliwego zanim zaczną raczkować i będą mogły same włożyć sobie do buzi coś, co je otruje. Dlatego pediatria zaleca wprowadzanie niemowlakom różnych pokarmów stałych koniecznie przed ukończeniem 6. miesiąca życia, a nawet już w 4. miesiącu, po to aby obejść ten zakaz Natury (i przy okazji zniszczyć jelita). Wychodzi się z błędnego założenia, że skoro dzieci w 6. miesiącu nie chcą jeść niczego innego niż tylko mleko, to trudniej będzie wprowadzić nowości np. w 8. czy 12. miesiącu życia. Nie bierze się pod uwagę tego, że właśnie po okresie konserwatyzmu dzieci same zaczynają wykazywać zainteresowanie pożywieniem dorosłych w odpowiednim dla siebie czasie. Ale za to dzięki wprowadzeniu zboża przed 6. miesiącem życia kształtuje się w dziecku świadomość dietetyczna zgodna z tym, czego oczekuje od niego społeczeństwo. Później nie przyjdzie mu do głowy, że chleb, makaron czy ryż mogłyby być niedobre. Dodatkowo mówi mu się wciąż, że trzeba unikać tłuszczu, więc ono w końcu samo zaczyna obierać mięso z tłuszczu. W nagrodę dostaje lody i czekoladę, a na co dzień słodzoną herbatkę lub sok owocowy z kartonu i płatki kukurydziane z cukrem. Smaki i instynkty zaburzają się coraz bardziej z upływem czasu.
To tak po krótce o tym, dlaczego dzieci czasem lepiej wiedzą, co im służy a co nie. Zwykle resztki tego naturalnego instynktu mają te dzieci, które nie były jakoś intensywnie zmuszane do jedzenia kaszek, przetartych zupek, kleików ryżowych, owsianek itp. w okresie, gdy bezwzględnie powinny jeszcze wyłącznie pić mleko. Jeśli później dziecko także miało coś do powiedzenia odnośnie tego, co chciałoby jeść i nie było karmione słodyczami oraz pokarmami zawierającymi cukier, to jest duża szansa, że będzie częściej instynktownie unikało pokarmów, które mu nie służą, nawet wbrew naukom rodziców i społeczeństwa. Choć nacisk społeczny na dzieci jest dziś tak silny w kwestii tego, że "muszą" lubić płatki kukurydziane, owsiane, chleb, makaron i olej, a np. surowe mięso jest zakazane, że potem każdy dorosły człowiek jest pewien, iż jego smak, to że lubi dane potrawy, a innych nie lubi jest autonomiczną decyzją jego organizmu. Choć często zmuszanie do jedzenia czegoś, czego nie chcą skutkuje u dzieci niechęcią do jedzenia tego w wieku dorosłym.
Biorąc powyższe pod uwagę, to jeśli nie nauczyliśmy dzieci, że najlepsze są lody i chipsy, należy dać im możliwość dokonywania wyboru tego, co chcą jeść. Powinny mieć wybór, oczywiście pod warunkiem, że będą mogły wybierać z gamy dobrych produktów.
Adorin, twoje dzieciaki najwyraźniej mówią Ci, że oliwa z oliwek nie jest dla nich najlepszym tłuszczem. I mają rację, bo przez miliony lat ewolucji butelki z rafinowanym olejem roślinnym nie rosły na drzewach. Owszem, pra-ludzie jedli rośliny oleiste, ale w niewielkich ilościach. Nie zjadali np. 10 kg orzechów dziennie aby dostarczyć sobie tyle oleju ile znajduje się w porcji zalecanego dziś spożycia. Ponadto, to co dziś znajduje się na półkach sklepowych w butelkach z napisem olej, nawet jeśli jest tam wzmianka o tłoczeniu na zimno, nie ma nic wspólnego z naturalnie zawartym w roślinach olejem. Bo co z tego, że olej został wytłoczony w temperaturze 40-48 stopni C, skoro później został poddany procesowi rafinacji? A nierafinowanych olejów w sklepach nie kupimy, bo zbyt szybko by się zepsuły i nikomu nie opłacałoby się tego produkować. W czasie rafinacji olej jest poddawany zarówno działaniu wysokiej temperatury, jak i wysokiego ciśnienia oraz tlenu, w którym to procesie pozbawia się go wszelkich substancji roślinnych innych niż czysty tłuszcz. Substancji, które naturalnie zawarte są w roślinach i które normalnie szybko się psują, co łatwo dałoby się wyczuć. Produkt finalny jest wprawdzie klarowny, przejrzysty i praktycznie bez smaku, ale zawiera głównie utlenione (zjełczałe) nienasycone kwasy tłuszczowe, które w procesie rafinacji uległy uszkodzeniu. Ponieważ ludzie przez miliony lat swej ewolucji nie mieli do czynienia z rafinowanymi olejami roślinnymi jako pokarmem, nie są w stanie swymi zmysłami wychwycić tego, że coś z nimi nie tak. Potrafimy wyczuć zepsute białko, zepsuty naturalny tłuszcz zwierzęcy, zepsute owoce czy warzywa, a nawet zepsuty naturalny nieczyszczony olej zawarty w roślinach, ale nie zepsuty olej rafinowany. Natura nie przewidziała u ludzi mechanizmów obronnych przed zepsutym rafinowanym olejem.
Oliwa z oliwek jest jeszcze stosunkowo najmniej zepsuta ze wszystkich olejów, które można kupić w sklepie, bo zawiera głównie jednonienasycone kwasy tłuszczowe, które trudniej się utleniają, co nie znaczy że wcale.
Nienasycone kwasy tłuszczowe zawarte w olejach utleniają się także wewnątrz organizmu, po spożyciu. A jeśli spożycie znacznie przewyższa zapotrzebowanie (co dziś jest normą w zachodnich społecznościach), to mamy poważny atak wolnych rodników i same problemy. Poza tym, większość olejów roślinnych zawiera wielokrotny nadmiar kwasów omega-6, co już samo w sobie jest chorobotwórcze.
Więcej szczegółów o tłuszczach jest w rozpoczętym przeze mnie temacie, który będę jeszcze obszernie kontynuować:
http://www.barfnyswiat.org/viewtopic.php?t=352
Jedyne oleje, które można spożywać bez obawy o spowodowanie szkód zdrowotnych, to oleje naturalne, tłoczone mechanicznie i nieoczyszczone (nierafinowane). Z dostępnych w sklepach ze zdrową żywnością lub aptekach są takie z lnu (budwigowy) i czasem z oliwek. Są drogie i muszą być trzymane w lodówce, mają bardzo krótki termin ważności (rzędu kilku tygodni, max. 2-3 miesięcy). Nie znaczy to, że one się łatwiej psują niż oleje rafinowane, znaczy to tyle, że w tych olejach jesteśmy w stanie wyczuć zepsucie, bo oprócz kwasów tłuszczowych zawierają też substancje białkowe, śluzowe, fosfolipidy i inne. Kwasy tłuszczowe w tych olejach utleniają się dokładnie tak samo szybko jak w olejach rafinowanych, od których uginają się półki w sklepach. Oczywiście, te nieoczyszczone oleje mogą być dodatkiem, ale nie podstawą w diecie, to chyba jasne.
A co zamiast oliwy? Cała gama tłuszczów zwierzęcych. Masło, najlepiej z niepasteryzowanego mleka (w sklepach nie do dostania, bo przepisy w UE zabraniają), smalec, łój, sadło ze zwierzaków nie karmionych paszami, tłuste mięso. Jak nie ma tłuszczu ze zwierzaków pasących się na łąkach to trzeba jeść to co jest i dodatkowo spożywać więcej oleju z łososia, tranu, ryb. Szpik kostny i móżdżek są źródłami bardzo potrzebnych dzieciom tłuszczów wielonienasyconych, poza tym podroby wszelakie,jakie tylko da się kupić .adorin - 2011-12-20, 08:59 Dzięki.
W polskich warunkach prawie beznadziejna sytuacja.
No chyba żebym został rolnikiem, ale aktualnie nie stać mnie na 50ha ziemi żeby się z tego utrzymać.
Dobrze, że żyjesz gdzieś, gdzie można hodować owoce południowe.
Pewnie masz łatwiejszy dostęp do lepszego mięsa, a i do surowych oliwek.adorin - 2011-12-20, 12:46 Aha, czy dzieci wiedzą lepiej?
TE (moje) już nie.
Wczoraj za grę w Jasełkach młody przehandlował mniej pierniczków na występie za pół mikołaja z czekolady w domu.
A córcia zażądała dyspensy na święta - zamiast piersi kurzej z wody - schabowego w panierce.karolinqa - 2012-04-21, 06:37 Na pewno przeczytam, bardzo dziękuję za podpowiedź! Jestem, niestety, miłośniczką jasnego pieczywa, ale może dzięki tej książce uda mi się przejść na "dobrą stronę mocy". ;)AniaR - 2012-07-21, 15:51 Interesujace. Dla wielu pewnie ciezkie do przyjecia (dla mnie bylo kilka lat temu, ale ja "kochalam' pieczywo, kasze itp., moglam jesc chleb z chlebem), wychowani wszak jestesmy w kulcie chleba, gdzie chleb sie caluje, jest symbolem. A teraz okazuje sie, ze jest zly??? Kiedy mowie znajomym, ze nie jem chleba i innych macznych rzeczy - to jest ogrome zdziwienie - no to co Ty jesz? Ale to trzeba sprobowac, zeby docenic.
Dagnes, mam pytanie - a co myslisz o oleju kokosowym? Zly? Pewnie tak, sadzac po powyzszych wywodach.
A smalec to do pieczenia, gotowania? Bo chyba nie jedzenia na surowo?
I uspokoj moje sumienie - boczek mozna? Z takiej swinki naturalnej, naturalnie wedzonej? Bo ja kofffam boczek
I tu nie na temat (nie wiem gdzi to wstawic?)- ale co sadzisz o kiszonkach (ogorki, kapusta)?adorin - 2012-07-22, 19:42 Boczek - z dzika. To jest naturalna swinka! No i nie ciagle boczek. Kiedys swinie nie posiadaly samych boczkow ale i inne czesci ;) to my dzis mamy luksus albo przeklenstwo ze dostepne sa same boczki, same szynki, same ...
Dagnes nawet dla kotow zaleca zmienianie.AniaR - 2012-07-22, 20:50 Tia - z dzika Niedostepne.
No samego boczku to ja jesc nie bede.Tilia - 2012-07-23, 07:20
dagnes napisał/a:
Dzieciaki wiedzą lepiej .
Należy słuchać małych dzieci, bo one, w przeciwieństwie do tych większych oraz dorosłych mają jeszcze coś takiego jak niezaburzony instynkt. Dopóki dziecko jest pozbawione wpływu kulturowych i społecznych norm oraz nakazów odnośnie tego co jest "dobre" do jedzenia, a co "złe", to zwykle samo dokonuje właściwych wyborów produktów żywnościowych, które mu służą, a unika tych, które mu szkodzą. Im dłużej i intensywniej uczy się dzieci tego, że chlebek i kaszka są dobre, a mięsko i słoninka złe, tym głębiej zapada im to w podświadomość.
Posłuchałam swojego instynktu i od 18 lat jestem wege Już jako małe dziecko "niejadek" siedziałam godzinam nad kotletem "ziemniaczki i suróweczkę możesz zostawić, zjedz kotlecik", zdejmowałam z kanapek wędlinę z tłuszczem (ochyyyda), a w przedszkolnej stołówce dostawałam mdłości na samą myśl o smażonej wątróbce (koszmar dzieciństwa), czy mięsie w sosie... Za to pieczywo - zawsze i w każdej ilości. Smakuje i działa kojąco na przewód pokarmowy. Po przejściu na wegetarianizm wieczne anginy i przeziębienia przeszły jak ręką odjął, inne jakieś tam zdrowotne (byłam dzieckiem ciągle chorującym) też zaczęły się stabilizować - widać są osobniki, którym "dieta pastwiskowa" (jak mówi mój krewny "jadący" na smalcowo-śmietanowo-boczkowej diecie Kwaśniewskiego) służy.AniaR - 2012-07-23, 15:59 To rowniez zalezy od organizmu. Bylam przez jakis czas na diecie wegetarianskiej. Niestety ale zle sie czulam, wiecznie glodna. Uporczywe bole glowy. Byc moze zle byla zbalansowana. To bylo wiele lat temu i nie mialam takiego dostepu do wiedzy jak teraz. Na diecie zblizonej do paleo (na tyle ile jestem w stanie) czuje sie swietnie.zenia - 2012-10-11, 19:42 ja niestety bardzo lubie pieczywo,weglowodany różne
walczę z tym
kiedyś próbowałam odchudzania
taki niby Ducan
wszystko ok
ale brak weglowodanów-drożdżówy do kawy to dla mnie nie do przejścia Sojuz - 2012-10-14, 13:05 I pomyśleć, że nigdy bym nie natrafił na forum o prawidłowym żywieniu ssaków, gdzie wystarczy dopasować detale diety do poszczególnych zapotrzebowań gatunku (pies, kot, człowiek, fretka, itd.), gdyby nie decyzja o adoptowaniu kota i dociekliwości na temat utrzymania zdrowia tychże zwierząt w dobrej formie (ale długie zdanie ). Zwierzęta stale dają nam sygnały, że odżywiamy się nieprawidłowo, ale jest to przekaz bezsłowny, głuchy i subtelny... Dlatego postanowiłem olać stereotypy, "naukowców" i zacząć słuchać się samego siebie, swojego ciała. Warto chyba ponownie nauczyć się "języka instynktu" zenia - 2012-11-10, 07:25 poczytałam
sporo tego
chleba jako takiego nie jem juz dośc długo
wczoraj skusiłam sie na dwie pajdy żytniego(taki w miare prawdziwy )z masłem
nawet zredukowalam te ciacha do kawy,juz mi tak nie smakują
pieke takie malutkie serniki -na styl pzrepisu Dagnes
zakupilam z mleczarni twaróg,prawdziwe masło ,jajka bura4 - 2013-03-30, 14:11 Muszę zdobyć tę książkę, jestem mega alergikiem, nietolerancja glutenu między innymi, dla mnie pieczywo może nie istnieć, teraz przynajmniej (może) będe miała czym zamknąć paszczę moich domowników, jak pomstują że niczego zdrowego nie jem ino samo mięcho i warzywka :P