BARFny Świat Dieta BARF dla kota, psa i fretki. Naturalne i zdrowe żywienie zwierząt domowych.
Off Topic nieBARFny - Nadopiekuńczość czy zdrowy rozsądek?
Aniek - 2013-11-08, 13:57 Temat postu: Nadopiekuńczość czy zdrowy rozsądek?Jadę na urlop
I powoli zamiast się cieszyć zaczynam się martwić jak to moje futro beze mnie...toż przecież nikt go nie ogarnie tak dobrze jak ja, prawda?
Wyjeżdżam na 2 tyg za ocean, za krótko i za daleko, żeby rozważać opcję zabrania psiska ze sobą, więc Rico zostaje z moim ukochanym dwunożnym...z barfem chłopak ma tyle wspólnego, że pomagał przy odbieraniu mięsa od Izy i robił przelew kiedy go o to prosiłam...niewiele. Niby zrobiłam zapasy żarcia w zamrażalniku, niby zrobię mieszankę supli w jednym słoju, mieszankę ziółek w drugim słoju i poproszę, żeby dawał po łyżce dziennie...i niby wiem, że to tylko dwa tygodnie, to Ricosław nawet z głodu by nie zdążył zejść gdyby się mojemu np zapomniało go nakarmić...ale gul zaczyna chodzić. Macie jakieś złote rady jak to przetrwać, o czym nie zapomnieć?_Jadis_ - 2013-11-08, 13:59 Napisz kartke i zawiesc na lodowce , z instrukcjami , wtedy nawet jak zapomni bedzie w takim miejscu , ze nie da sie nie zauwazyc ;)Snedronningen - 2013-11-08, 14:01
Aniek napisał/a:
I powoli zamiast się cieszyć zaczynam się martwić jak to moje futro beze mnie...toż przecież nikt go nie ogarnie tak dobrze jak ja, prawda?
Nikt nigdy przenigdy nei zrobi czegoś tak dobrze jak my sami. I to nie dlatego, że zrobi to inaczej, nawet jeżeli zrobi to tak samo jak my to i tak będzie to gorzej. Zawsze zrobi to gorze. Dlaczego? Bo to nie my robimy tylko ktoś inny. Taka nasza babska natura jest i już.Aniek - 2013-11-08, 14:05 Ano właśnie...na pewno zrobi gorzej, a ja nie będę mogła nawet opier* z góry na dół, bo chciał dobrze przecież...
Kartek z instrukcją to ja chyba tysiące zostawię, w różnych miejscach, największą chyba na drzwiach łazienki na przeciwko ubikacji mapi_ - 2013-11-08, 14:46 Dwa dni temu wróciłem z tygodniowego urlopu
W maju byłem 2 tygodnie poza domem.
W tym czasie moimi dwiema kotkami zajmowali się rodzice albo teściowie.
Ani jedni, ani drudzy własnych zwierząt nie mają.
Przychodzili raz dziennie - sprzątnąć kuwetę i podać dobową (!) porcję BARFu (wcześniej pomrożonego przeze mnie w słoiczkach).
Koty zniosły te moje nieobecności rewelacyjnie. Nie pojawiły się żadne problemy, ani w trakcie mojej nieobecności, ani po powrocie. Zachowywały się (i wyglądały) tak, jak gdybym w ogóle nie wyjeżdżał
Nie ma co martwić się na zapas!dagnes - 2013-11-08, 16:08
mapi_ napisał/a:
Nie ma co martwić się na zapas!
No tak, chłopy nigdy się nie matrwią .
U nas "instynkt macieżyński" każe zamartwiać się do oporu, bo nikt oprócz "mamusi" nie zadba tak o pieska/kotka .
W tym kocim wątku obszernie dyskutowałyśmy np. możliwość rozmawiania z kotem przez telefon, gdy jesteśmy poza domem, by dowiedzieć się czy u niego wszystko w porządku . Myślę, że do pieska też można zatelefonować .mapi_ - 2013-11-08, 16:13
dagnes napisał/a:
No tak, chłopy nigdy się nie matrwią .
Zazwyczaj nie martwią się na zapas
Oczywiście przed wyjazdem przygotowałem stosowną "instrukcję obsługi"
Tymczasowi opiekunowie początkowo nie mogli uwierzyć, że w kuchni na stole będzie stała waga, na której należy odważać określone porcje BARFu i dolewać określoną ilość wody, itd... _Jadis_ - 2013-11-08, 16:22 Jak ja wyjezdzam (sa to zazwyczaj wyjazdy 3-4 dniowe) to kotami opiekuje sie TŻ. Jest calkiem niezle wprowadzony w temat BARFA, choc to ja decyduje z czego ma byc robiony, co ma byc dodane i ile. Jemu nie chcialoby sie tego wszystkiego uczyc, ale jak podac papu i jak znalezc dobre mieso w sklepie wie . Takze teoretycznei jak wyjezdzam powinnam byc spokojna. A i tak nie jestem. ROzmawiamy z TZ codziennie a czego przez jakies 15 min opiowiada mi co u niego a potem nast 15 min co u kotw , co robia, czy jadly , a nawet i daje mi je do telefonu To nie moja fanabaria - Olek po prostu slyszy moj glos w sluchawce i sam sie do niej pcha.
Kiedy wyjezdzamy z TZ razem kotami zajmuje sie tesc. MA przygotowane miseczki , z odmierzonymi porcjami nic tylko podac i przyilnowac zeby kazde jadlo ze swojej michy a i tak sie zamartwiam i dzwonie i pytam czy na pewno wszystko ok, a jak tylko mozemy to wracamy jak najszybciej. TZ sie mnie wiecznie czepia , ze ja jestem przewrazliwiona, ze sie za bardzo martwie i przejmuje wszystkim. Niekoniecznie, porcje jedzenia przygotowuje np jedna na caly dzien, ale po prostu wewnetrznie instynktownie czuje ,z e gdybym ja to im dala byloby lepiej. Tak jak pisala dagnes instynt "macierzynski"niestety jest nie do oszukania;/yerba - 2013-11-08, 17:17 Znana bajka zawsze powtarzam po kilka razy co, jak, gdzie, ile... ale faktycznie po prostu trzeba przygotować wszystko, żeby było jak najprościej i jak najmniej do zepsucia, zostawić instrukcję obsługi, wytłumaczyć, zagryźć zęby i wyjechać bez telefonów z pytaniami się nie obejdzie Dieselka - 2013-11-09, 00:21 a później telefony z wyjazdu i zamiast "co u ciebie, w domu wszystko ok?" to się zaczyna:
A jak Misio? był na spacerze? jak daleko byliście? ładnie szedł?gdzie jest teraz?A kot? co kot jadł? a gdzie spał? był na dworze? pamiętaj o kuwetach, aaaamoje cudne zwierzątko.... a Diesel dostał jeść? co jadł? pamiętaj żeby mu zostawić kostkę przed wyjściem. a pogoda ładna? późno będziesz w domu? pada? aaa to nie. w mieszkaniu go zostaw, tylko pamiętaj żeby sprawdzić czy wodę ma..... a później kończy mi się czas na gadanie i muszę kończyć :P
Chore, kurna chore :P
Na lodówce zawsze wisi kartka, z wielkimi literami, co pies je :)Aniek - 2013-11-09, 11:35 A da się ten "instynkt macierzyński" wyleczyć, to jak choroba brzmi, boję się pomyśleć co by się działo gdybym miała dzieci
Dieselka, taka rozmowa przez telefon to u mnie standard hehe, nawet jak nie ma mnie pół dnia...ostatnio trochę się hamuję, bo dostało mi się po uszach, że tylko pies i pies, więc po standardowym "co słychac" czekam aż on pierwszy zacznie, całe szczęście wie jaka jestem i opowida
Zaczynam robić płachty notatek. Wgrałam sobie skype na telefon, żeby rachunek za tel mnie nie zabił. Jakoś to będzie....agal - 2013-11-09, 11:54 Ja zawsze zostawiam kartkę na lodówce. Odkąd dzieci dorosły, a tatuś się zestarzał ;), koty karmi mi koleżanka, na szczęście też kociara. Plus jest taki, że kuwety sprzątnięte i żwirek dosypany do kuwety ;) , bo synek o tym zapominał ;)
Poza instrukcją karmienia, zostawiam też telefony awaryjne - wet, druga osoba z kluczami do mieszkania. Druga osoba jest poinformowana, że w razie awarii ona karmi.
Ag.isabelle30 - 2013-11-09, 12:42 Nie Aniek.. tego się nie da wyleczyć. Jak pojawiają się dzieci podwaja się siła choroby.
Dlatego ja już dawno zrezygnowałam z wyjazdów w pojedynke. Za dużo mnie to kosztuje nerwów.
Ty masz tylko dwa tygodnie... wyobraź sobie co ja miałam gdy leżałam z nogą... od 3 września do połowy stycznia Brutus był na wygnaniu. Daleko poza moją jurysdykcją..
Jedyne co mogłam to zadzwonić, dać co niedziela kolejne porcje do żarcia z odpowiednimi instrukcjami, kolejne słoiczki z suplami. I miec nadzieję, że został spuszxzony ze smyczy w miejscu odpowiednim, że nie nawiał do wody w grudniu, że nie pożarł się z innym psem (pożarł się bo mój eks uwierzył, ze durna baba co to ma od zawsze psy wie przecież co to pies - baba uciekła, Kinga też, on został z dwoma walczącymi psami sam , kazdy z nich po 40kg żywej wagi, wrócił do domu na miętkich nóżkach i potem już bardzo uważnie dobierał Brutusowi towaryzstwo do zabawy)
Dał radę, Poszedł nawet do weta na szczepienie. Pies nie padł z głodu, nie wyłysiał. Jak dostał prikaz - 3 spacery dziennie po conajmniej 45 minut i bieganko - w deszczu i zimnie snuł się po Fortach Bema...
Nawet co kilka dni dostawałam mmsa z fotką - co dzisiaj było.
Nie umarłam z troski, psu nic nie ubyło.
Ale instynkt macierzyński nie został wyleczony.... Prawdę mówiąc - wstyd się przyznać, ale jak Kinga jedzie do tatusia na weekend nie denerwuję się tak jak jedzie Brutus...Meri - 2013-11-09, 14:26 Ja nawet na jeden dzień cały mam obawy jechać, zawsze się boję, że ktoś coś nie przypilnuje, nie zrobi, nie poda... masakra, nie byłam na wakacjach od 3 lat niemal. Freya - 2013-11-09, 14:48 Ja wiem, że koleżanka (też kociara) przyjdzie, nakarmi, sprzątnie kuwety i nawet się przez chwilkę pobawi. Ale potem wyjdzie, a moje maleństwa będą cały dzień same Czy zjedzą, czy nie będzie im nudno, czy nie będą szukać swoich ludzi...
Z pewnością nie jest to myślenie zdroworozsądkowe