To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
BARFny Świat
Dieta BARF dla kota, psa i fretki. Naturalne i zdrowe żywienie zwierząt domowych.

BARFne Życie - Barfujące Nebelungi i chudzinka Mainecoonka

maix - 2011-10-02, 17:20
Temat postu: Barfujące Nebelungi i chudzinka Mainecoonka
Witamy się serdecznie po raz kolejny :-) Wiadomo, jak każda kocia mama uważam, że moje koty są niezwykle interesujące, każdy - chce czy nie chce - musi wysłuchać co u nas słychać, a takie forum to po prostu woda na młyn :mrgreen:

Moja historia zaczyna się w zamierzchłej przeszłości, gdy przygarniałam do swego serca 4 owczarki niemieckie. Kochałam te psy bardzo, żywiłam w sposób niewyszukany, ale skuteczny i tani, mianowicie ryż/kasza z dodatkiem otrębów, mięso surowe, żółtka ze skorupami, tarte warzywa surowe, tran i witaminy z wapniem. Nie było barfowych kalkulatorów, a ja nie wiedziałam, że to barf. Wszystko było na oko, psy wyglądały super.

Potem były złe wydarzenia i została mi tylko długowłosa Sonia. Sonia zachorowała na leptospirozę (mimo szczepień) z towarzyszącą żółtaczką - napiła się z jakiejś kałuży w lesie. Odratowana, bo na wejściu miała znakomite zdrowie i tylko 6 lat. Ale wątroba uszkodzona, więc wielki specjalista pan wet kazał kategorycznie przejść na suchą, renomowaną, bardzo drogą itd karmę. I ja głupia zrobiłam co pan wet kazał. Na moje usprawiedliwienie dodam, że każdy kolejny wet mówił to samo.
I zaczęła się Soni droga przez mękę. Coraz inne karmy, coraz więcej preparatów na sierść, coraz gorszy stan skóry. Wyniki niby ok. Ale stan powoli się pogarszał. Sonia odeszła w sierpniu zeszłego roku w wieku lat 11, wątroba nie wytrzymała. Leczono psa na alergię, a wszystkie objawy dawała wątroba wołająca o ratunek. Wet skwitował, że i tak była na nią pora i tyle. A ja przeżyłam szok. Nie spodziewałam się. Naprawdę.
Robiłam często psu wyniki, latałam do weterynarzy, kupowałam drogą karmę, dawałam witaminki. Miałam się za dobrą pańcię...
Moim zdaniem do śmierci Soni przyłożył się też Fiprex spot-on, bo zgon nastąpił na drugi dzień po podaniu tego preparatu, który miał zabić ewentualne pasożyty, podczas gdy pies był już w bardzo złej kondycji i po specjalnych kąpielach na (wyimaginowane) pasożyty skóry.
Po stracie Soni płakałam i płakałam i nie mogłam przestać. Najbardziej chyba nad własną głupotą i nieodpowiedzialnością i nad bezmyślnością.
Bez zwierząt w domu wytrzymałam 3 tygodnie. Na kolejnego psa nie byłam gotowa, ale zawsze marzyłam o kocie rasy Maine Coon. I tak miałam sobie takiego sprawić bo Sonia kochała koty i wszelkie żywe stworzenia. Postanowiłam, że teraz będę miała takiego kota. Choćby się waliło i paliło. Ponieważ z kasą było krucho, a nie chciałam wspierać pseudohodowców zaczęłam szukać w internecie MCO do adopcji. I znalazłam.

Los sprawił że stałam się właścicielką nie jednego, a trzech kotów i nie Maine Coon, a Nebelung :-)
Był to przysłowiowy gwóźdź do trumny mojego ówczesnego związku, który to (ten gwóźdź) przybiłam z całą energią i determinacją na jaką mnie było stać. Wierzę, że aby być szczęśliwym z drugim człowiekiem trzeba razem się śmiać i razem płakać. I razem kochać zwierzęta ;-)
c.d.n.

Bianka 4 - 2011-10-02, 17:34
Temat postu: Re: Barfujące Nebelungi i chudzinka Mainecoonka
maix napisał/a:
Był to przysłowiowy gwóźdź do trumny mojego ówczesnego związku, który to (ten gwóźdź) przybiłam z całą energią i determinacją na jaką mnie było stać. Wierzę, że aby być szczęśliwym z drugim człowiekiem trzeba razem się śmiać i razem płakać. I razem kochać zwierzęta ;-)
c.d.n.

Święta prawda :-) Zamieniłam mojego byłego na dwa MCO :mrgreen:
Biedna Sonieczka. Z człowiekiem jest łatwiej, bo powie co jest nie tak, co go boli, a ze zwierzakami musimy zdać się albo na wetów (a rzadko możemy dobrego znaleźć), albo na własne wyczucie - a to nabieramy dopiero latami obserwacji.

sliver_87 - 2011-10-02, 17:43

biedna Sonia :(
ja zawsze gdy ide do weta to mam obawy co powie i jak zareaguje jak sie dowiedza ze BARFujemy i zawsze sie zastanawiam wiele razy czy to co doradzili to na pewno dobre itp. a to paranoja, temu lekarzowi powinno sie ufac, tak jak swojemu ludzkiego- ale w taki dobry, pozytywny sposob ufac, a nie slepo wierzyc. a czlowiek nieraz tylko bardziej jest podejrzliwy :/ przynajmniej ja tak mam...

maix - 2011-10-02, 20:24

Ja powinnam już być u weta mądrzejsza, a jeszcze nie raz daję się nabrać na te ich sztuczki... Jak się nie jest specjalistą, zawodowcem w danej dziedzinie to łatwo stracić zaufanie do swej wiedzy i intuicji.
W swoim życiu kilka razy nie posłuchałam intuicji, mimo jej wyraźnych sygnałów, zawsze wychodziłam na tym źle :roll: Między innymi wychodząc za mąż ;-)

Poszukiwania wymarzonego MCO do adopcji początkowo nie dawały rezultatu, rozważałam zakup w hodowli albo wzięcie jednak kota ze schroniska, bo tak etyczniej i w ogóle... Tam też można znaleźć przecież cudne koty.

Ciągnęło mnie na psie fora, do psich schronisk. Chciałam pomagać, coś zrobić dobrego - miałam dużo tej "cudownej" karmy i różnych super witamin, glukozaminy i innych cudów niewidów. Wszystko oczywiście trafiło do schroniska - przez wolontariuszki, żeby nie "zginęło" zanim coś z tego psy zobaczą :roll:

Ni stąd ni zowąd na którymś psim forum trafiłam na info, że w pewnej hodowli jest duży problem, choroba człowieka i do adopcji musi iść część kotów. Te koty to były MCO.
Skontaktowałam się mailem, nawiązała się szczera i serdeczna korespondencja. Tam był sądny dzień, chciałam pomóc. Już nie ważne było, jakiego chciałam mieć kota, jak to jest daleko. Pilnie trzeba było zabrać koty.
Przyszedł moment, że zapakowałam 3 kontenerki i z mocnym postanowieniem oferowania domu dwóm potrzebującym kociakom + jeden kot dla namówionej siostry ruszyłam do naszej stolicy.
Cóż, to był szmat drogi i mój były patrzył na mnie już wtedy jak na wariatkę, ale nie chciał awantur, więc jechał ze mną bez komentarzy. Liczył, że się opamiętam i przywiozę tylko po jednym kocie dla mnie i siostry. Na miejscu zobaczyłam mnóstwo kotów Mane Coon - szok! Chyba ze 20 sztuk w różnych kolorach! Moja siostra wybrała sobie wg zdjęć jedną kicię MCO i ją zapakowałyśmy do kontenerka od razu. Miała nietypowe umaszczenie i pieszczotliwie była zwana Cosmitką :-D Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że te słodkie pysio i uszka poziomo na boki wcale nie oznaczają, ze jest ok ;-)

A ja dostałam na ręce coś małego i niebieskiego, coś co natychmiast do mnie przylgnęło i rozmruczało się jak traktorek. I nie chciało dać się oderwać z moich ramion...To coś to była Jaga - dzisiaj w domu Jagoda, 9-miesięczna kotka rasy Nebelung, mała jak na swój wiek, bo wielkości sporej wiewiórki. Spojrzałam w wielkie szmaragdowe oczy i ... przepadłam :-) Jedzie ze mną!
A za chwilę trzymałam małego kocurka do pary - niebieskie chude ciałko, zaropiały i zakichany pyszczek, zielone zakatarzone oczy wpatrywały się we mnie uparcie. Wtulił się w moją szyję i nie schodzi... To Filip noszący wówczas imię Dr House, 8-miesięczny Nebelung z silnym kocim katarem - szybka decyzja - jedzie ze mną też.
A skoro mam już dwa niebieskie, a było ich razem trzy, to mój wzrok padł na kolejny element tego trio: 3-letnia księżniczka Dasza. Skończona piękność w kolorze błękitu... Dasza w odróżnieniu do reszty swoich ziomków nie miała najmniejszej ochoty opuszczać drapaka :-? W zasadzie została zapakowana siłą do kontenerka. Później okazało się, że miała właśnie początek rui i zabrałam ją w ostatniej chwili. Właścicielce hodowli bardzo zależało, żeby nebki trafiły do dobrego i kochającego domu. Myślę, że tak się stało.

Podróż upłynęła nam przy akompaniamencie żałosnego płaczu Daszy. Reszta zniosła te 450 km bez zarzutu. Jagoda i Filip jechali razem w dużym kontenerku.
Mój eks kombinował po drodze komu by tu opchnąć nadmiarowe koty :mrgreen: jakież było jego zdziwienie, kiedy oznajmiłam, że nie oddam żadnego niebieskiego kota - po moim trupie 8-)
cdn

sliver_87 - 2011-10-02, 20:40

cudowna historia. ze zgrozą troszkę w tle i nerwową atmosferą ;)
ale ważne, że koty znalazły kochający domek i na pewno najlepszy na świecie :)

p.s. uzaleznilam sie od barfnegoswiata chyba, bo nadal tu tkwie mimo, ze kilka razy juz wyłączałam... :)

maix - 2011-10-02, 21:51

Moja Jagoda vel Jagodzianka







Pięć minutek na małym zegarku z bardzo stanowczym charakterkiem ;-) To miziak i lizus nie z tej ziemi, mruczy jak traktor, zawsze po wzięciu na ręce. Automatyczna Jagoda - mruczy nawet jak nie chce być na rękach :mrgreen:
Potrafi wykonywać błyskawiczne ruchy za miotełką z piórek - jak Neo w Matrixie :-)
Dopuszcza się łapoczynów wobec większych kotów i śpi na najwyższym leżaczku na drapaku :lol: Potrafi skakać za muchą na 1,5 m wzwyż, bez rozpędu...
110% kotki. Powszechnie kochana i całowana w pyszczek.
Po sterylce omal jej nie straciłam, ale to inna historia.

maix - 2011-10-02, 22:42

A oto Filipek po przyjeździe (8 m-cy) :-|



i po podleczeniu kataru



Poważna mina małego faceta ;-)



Teraz (rok i 9 m-cy)



No cóż...Filip to moja wielka miłość i to z wzajemnością :-)
Kocham moje wszystkie koty, także te nie całkiem moje np kota mojej młodszej córci ;-) Ale jemu pozwalam na wszystko... Tylko on daje mi barankowe buziaczki i mruczy tak pięknie na moich kolanach.
Co prawda Filip jest bardzo towarzyski i mruczy też w ramionach mojej starszej córki, która zresztą potrafi go zamiziać prawie do nieprzytomności ;-) Ale ja uważam, że mnie kocha najbardziej :-)
Ma ujmujący sposób bycia, jest bardzo męski i przystojny i zakochują się w nim wszystkie dziewczyny :lol: Z początkowych 2,5 kg wagi doszliśmy do 5,5 kg - barfujący w 100%!

maix - 2011-10-02, 23:00

Pora przedstawić Daszę







Dasza to nasz domowy aniołek. Przyjazna wobec wszystkich kotów, ciężko ją wyprowadzić z równowagi. Pięknie opiekowała się chorą Jagódką, nie odstępując jej przez 3 dni na krok.
Na początku wycofana, jakby autystyczna, ciężko zniosła zmianę właściciela...Całe dnie pod łóżkiem, żadnego dotyku, panika na każdy głośniejszy dźwięk. Dziś, dalej nieufna wobec obcych, bardzo nieśmiała - potrafi się przełamać i wyjść do gości. Kocha w bardzo oddany i lojalny sposób. Ma cudowny charakter. Mój domowy ukochany duszek.

Dasza była absolutnie chrupkowym kotem - nie wiedziała co to jest mięso :-|
Obecnie 100% barfa i przykład, że każdego kota można przestawić przy odrobinie cierpliwości i konsekwencji :lol:

Cosmos - 2011-10-03, 10:49

Uwielbiam Twoje koty ;-)
A gdzie historia Walkirki? 8-)

shalom - 2011-10-03, 15:28

Wspaniała i wzruszająca historia :love: a gdzie ten 4 kot MC?
sliver_87 - 2011-10-03, 21:00

przepiękne te koty....
przecudowne. a Jagodzia jaki długi ogonek ma :):)
czekam na MCO jeszcze:)

maix - 2011-10-03, 21:04

Zanim zaczęłam słodkie życie w kolorze błękitu razem z moimi Nebkami zakochałam się w Miaukunkach. Ależ to są cudne i kochane koty!
Pierwszy MCO jakiego poznałam to był Bentley zwany Benkiem. Cudny, kochany, przyjacielski do szaleństwa i przytulasty prawdziwy Maine Coon :-)
Wywrócił do góry nogami życie całej mojej rodziny! Pokochali go wszyscy, nawet zdeklarowani miłośnicy psów, co to "nie lubią kotów, bo koty nie przywiązują się do ludzi" - z Benkiem runęły wszystkie stereotypy. To, że dziś prawie każdy członek mojej rodziny ma kota lub chce mieć kota to zasługa Benka.



Benek był gościem w moim domu. Zdążył zaprzyjaźnić się z ON-ką Sonią (skakał jej z krzesła na głowę jak przez sen ruszyła uchem ;-) ), miniaturowym królikiem (umiał go wypuszczać z klatki i się z nim bawił) i wszystkimi ludźmi, którzy go poznali. W tej historii nie mogło go zabraknąć, bo nie wiem z kim bym dziś dzieliła dom, gdyby nie on...Wszyscy za nim tęsknimy i wspominamy go z czułością.
Jeżeli jesteś właścicielem 4-letniego MCO Bentleya - super przyjacielskiego i niekonfliktowego, mieszkasz gdzieś we Wrocławiu - to pewnie o twoim kocie mowa ;-)

Krótki pobyt Benka w naszym domu zaowocował odważnym zakupem - za zawrotną, uzbieraną na wszelkie sposoby kwotę, moja młodsza córka kupiła sobie w prezencie urodzinowym małą księżniczkę Walkirię :-)


maix - 2011-10-03, 21:46

Walkiria zamieszkała ze swoją młodą panią we Wrocławiu. Otoczona miłością i karmą RC dla kociąt wiodła urozmaicone, studenckie życie ;-) Jadła chrupki tylko w takiej ilości, aby przeżyć :-? Była śliczna, ale mała, bardzo drobna - wręcz chuda i baaaardzo niedotykalska i dzika. Odwrotność Benka nam się trafiła ;-) Kontrolne wyniki u weterynarza nie wskazywały na jakąkolwiek chorobę, więc uznaliśmy, że taka jej uroda.

Ponieważ studenckie życie na dłuższą metę żadnego kota nie bawi ;-) , Walkirka od czasu do czasu rezydowała w moim domu. Strasznie pokochałam tego dzikusa, chociaż większość czasu spędzała na schodach prowadzących na poddasze, patrząc z góry na to, co się działo w domu. Kiedy rok temu w moim życiu pojawiło się potrójne "szczęście w kolorze błękitu" - Walkirka z radością zaprzyjaźniła się z nowymi kotami. Z dużo większą radością, niż na widok ludzi :-)

Ślicznotka spała tylko ze swoją panią albo sama, nigdy nie dawała mi się nawet pogłaskać, nigdy na rączki ani na kolanka... ale i tak była moją chudzinką ukochaną. Na barfa przestawiła się w ciągu jednego dnia - po prostu zaczęła pochłaniać mięsne mieszanki, jakby robiła to od urodzenia :-D Mimo mikrej postury jadła całkiem sporo, ale niestety nie przekładało się to w żaden sposób na jej wielkość czy masę. Obecnie waży ledwie 3,5kg, ale na RC było poniżej 3kg :-|
Od jesieni tego roku Walkiria oficjalnie zamieszkała w moim domu, a decyzję tą podjęła jej młoda pani, kierując się miłością do tego kota i odpowiedzialnością. Kluczową rolę odegrały tu też pyszne mieszanki barfowe serwowane kotom w tym domu 8-) Jednak studenckie życie nie jest dla kota ;-)

Chudzinka Mainecoonka :-)



Piękne zdjęcia kotów - moich i mojej siostry, których autorką (zdjęć, nie kotów 8-) ) jest właśnie moja nieoceniona siostra, można też znaleźć tutaj http://www.garnek.pl/zygsan

Bianka 4 - 2011-10-03, 22:05

Wszystkie Twoje kociaki są przepiękne, ale Walkiria.... :love:
Jestem niereformowalną fanką MCO ;-)

maix - 2011-10-03, 22:34

Ja też kocham MCO i bardzo mi się chce je mieć :mrgreen: Ale też mi się chce rosyjskie niebieściuchy i też dachowe pingwinki, czarnulki, buraski w paski i ruuudeee :lol:
I weź się tu człowieku zdecyduj :mrgreen:



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group