To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
BARFny Świat
Dieta BARF dla kota, psa i fretki. Naturalne i zdrowe żywienie zwierząt domowych.

BARFne Życie - Opowieści z zycia Sandry domu :)

Sandra - 2013-07-27, 14:48
Temat postu: Opowieści z zycia Sandry domu :)
Już dawno nosiłam się z zamiarem zamieszczania opowieści z życia mniejszych braci, a może wcale nie takich małych :-P jak i innych historii oraz powiązanych z nimi wydarzeń.

Na pierwszy ogień zamieszczę historię Pinto.
Oto i ona;
Początkiem upalnego sierpnia, zobaczyłam ONO.
Było w towarzystwie jakichś innych, zupełnie do niego nie podobnych, tak, tak to były też koty oczywiści nie jakiś inny gatunek fauny, ale zwykłe dzikuski dachowce, a ON szlachetnie umaszczony, inny.
ONO było takie maciupeńkie, takie beztroskie i radosne nawet pomimo rozległej widocznej infekcji.
Rozpytywałam wokoło. Może ktoś się NIM opiekuje ? Może do kogoś należy ?
Nikogo takiego nie znalazłam, ale już wówczas, zapewne nie ja ale moja podświadomość budowała z jego podświadomością relacje.
Ja już wtedy kombinowałam, że jest niczyj i że nikt się ostatecznie do NIEGO nie przyzna.

A było to pamiętnego 9 sierpnia 2007 AD.
Minęło szmat czasu od kiedy Pinto... Miki Pinto stał się członkiem naszego stada.
Mamy rok 2013 i wszyscy się postarzeliśmy i tyle się wydarzyło.
Teraz stado liczy pięciu osobników, tzn. ja na stałe, Syn z doskoku, Inez kotka 12 letnia, Pinto 6 latek i Fudzi rok młodszy........był też Mania :-( ..ale po kolei.
Właśnie w tamtego upalnego sierpnia, przez kolejnych dni kilka, po wielokroć odwiedzałam miejsce gdzie spotkałam ONO, ale nikogo z dwunogów nie było aby o więcej informacji z życia grupki dopytać.
Codziennie zanosiłam przeróżne smakołyki i przysmaczki, a zabierałam ze sobą coraz to większą tęsknotę i niecierpliwość.
Trwało to tydzień, a może dni 10.
W końcu ostateczna decyzja podjęła się jakby samoistnie.
Pojechałam do miejscowego Veta i opisałam sytuację całej kociej gromadki. zadawałam mnóstwo pytań :?: .
To był tylko jeden z tysięcy takich światów....kocich światów gdzie są niczyje i bezdomne, a ja po raz pierwszy w nim się znalazłam i od razu rzuciłam na głęboką wodę i chcąc pomóc wszystkim naraz.
Moje ówczesne zachowania wyglądały trochę jak akcje kamikadze podczas II wojny.
Walki w urzędach, pisma, rozmowy, przekonywania różnych ważnych i mniej ważnych.
Ale to historia na zupełnie oddzielny temat. Może do niego kiedyś powrócę.
Wracając do Pinto, ustaliłam, że jego kilkuosobowa rodzinka to mama łaciata i drobna w kolorze czarno-białym, chyba wuj takiż sam tylko nieco masywniejszy i większy oraz taki niczego sobie Kocurek, najodważniejszy z nich wszystkich, zawsze pierwszy przybiegał na zawołanie, był innej maści, pręgowany i nie szary, a bardziej brązowo-zielonkawy z dziwnym kędziorkiem na czubku głowy, no i Pinto, beztroska, zasmarkana maleńka kicia bez płci.
Wtedy nie to było ważne i nie myślałam czy to chłopczyk czy dziewczynka ?
Dopiero jak pojechaliśmy na pierwsza wizytę do veta padło to pytanie, ale było za wcześnie na odpowiedź.

A ja spotkałam swoją miłość, miłość od pierwszego wejrzenia. :love:
Takie porozumienie jest rzadkością i zachodzi w ułamku sekundy, a na czym to polega ? Najstarsi górale tego nie wiedzą.
Można jedynie domniemywać, że jeśli cos odbywa się na linii oczu i spojrzenia to ważne być musi.
Oczy to zwierciadła duszy, a wiadomo wtajemniczonym, że dusza to nie takie byle co.
Pinto od razu wzbudził we mnie uczucia różnorakie, a gdy spostrzegłam, że jego dwie niebieskie plamki, którymi starał się patrzyć na świat i mnie prosto w oczy były chore to tym bardziej współczucie przelało mi serce po brzegi :tuli: ..
Dopiero u Veta się dowiedziałam, że to Koci Katar i jest chorobą z gniazda, od matki, że prawie wszystkie koty bezdomne na to chorują.
Słabiej, mocnej ale jednak.
Koci Katar może zabić, tak powiedział Wet. Strach mnie ogarnął i panikowałam.
Obudził się uczucia odpowiedzialne za mojego przecież kota o moja miłość.
Zabrałam go natychmiast i nie obchodziło mnie to czy jest czyjś. Nawet jeśli to jak mógł pozwolić na taka infekcje.
Niech się dzieje wola nieba. To już nie wybór to konieczność.
Poszło nadzwyczaj szybko i bez drapania. Pinto troszeczkę popłakał w pudle kartonowym, ale droga do veta to 5 minut wiec nie było dużego stresu.
Pinto był w nadzwyczaj dobrej formie psychicznej, nie wykazywał strachu i zaprzyjaźniał się błyskawicznie, a to co nastąpiło w kolejnych miesiącach tylko mi potwierdziło jak mocno chcieliśmy mieć siebie i do siebie należeć.

Pinto, bo wtedy już wtedy miał imię, okazał się być mocnym kotem , tak, tak właśnie kotem, a nie kotką. Dzisiaj się z tego cieszę, ale wtedy naprawdę nie miało to dla mnie żadnej różnicy.
Nie płeć zdecydowała o tym czy go przygarnę czy tez nie, chociaż wiadomo, że kotki wymagają dłuższej i większej staranności w opiece np. po sterylizacji, a i w domu w W-wie rozgrywało się nieszczęście, bo od kilku miesięcy odchodził od nas Mania kocur rudy cierpiący na przewlekłą niewydolność układu moczowego.

Okres kwarantanny przechodziliśmy na wsi. Zasypiał w moim łóżku, na mnie, pod pachą , wzdłuż kręgosłupa wyciągnięty jak struna
przywierając do mnie cała długością swego delikatnego ciałka.......

No, a wracając do Veta. Vet jak to vet, zapisał coś tam różowego, okrągłego
do podzielenia na cztery części, raz dziennie podawać małemu.
I tak się zaczęła walka z choróbskiem, która trwała dobre pół roku, a może dłużej.
Cały czas nosiłam przy sobie pieluchę z tetry, która wycierałam smarkający nosek.
Wymagał tak wielkiej staranności w opiece jak chore niemowlę. :tuli:
Ale od pierwszych chwil uwielbiał dotyk i zabiegi pielęgnacyjne i już pierwszego wieczoru wspinał się po moich nogach aby dotrzeć do twarzy i mnie sobie obwąchać :-P
Odmywałam nosek i oczy aby chociaż od czasu do czasu mógł popatrzyć na ten Boży Świat. Niestety obustronny koci katar z krwawymi wysiękami był tak uporczywy i wlókł się przez kilka miesięcy.
Pinto był hołubiony go jak najdroższy skarb :shock: sama nie wiem skąd we mnie było tyle siły i wiary, że damy radę.

A Mania umierał..... :cry: .
Smutek rozdzierający serce i radość z nowego uratowanego promyczka.
Takie jest to Zycie pełne wyborów i determinacji.

Pinto był od pierwszych chwil kotem interaktywnym i wymagającym uwagi całego otoczenia.
Wszystko widział pomimo chorych oczu, wąchał, lizał, dotykał.....jak taka pajęcza łapka musiał wszystko sprawdzić własno-łapnie.
Wiadro z wodą? A co to takiego? Można przecież chodzić po krawędzi, a co to woda ?
Jak do niej wpadł i się wykąpał calusieńki to raz nie wystarczyło. Powtórki były, bo i ciekawość byłą. Ręczniki papierowe do wytarcia futerka ? Co to takiego, szeleści jest tego dużo, ale przynosi ulgę...Uciekać czy nie ?
Dzisiaj wbiegając do domu z voliery gdy zapomni się w zabawie na deszczyku letnim, uwielbia być wycierany właśnie papierowym szeleszczącym ręcznikiem, paradując przede mną, w kolejnych nawrotach pokazuje mi miejsca, które należy dosuszyć.
Kocie Panisko. :faja:
Pinto dzieli i rządzi i rozdaje wszystkim miłość, jest światłem, hipnotyzuje swoim cudownym szafirowym kolorem oczu stworzonym przez Naturę, mistrza jedynego.
Ich kształt zmieniający się często mówi więcej niż wszystko pozostałe jak np. mowa ciała, ustawienie uszu, podkulenie ogona, niższy przysiad na łapach... I te nieustające całusy, baranki, miźnięcia lub tez paragrafy, w które potrafi wywinąć swe ciałko…oczywiście podwoziem do góry w półskręcie, całym skręcie lub w pozycji która jest możliwa do przyjęcia tylko dla niektórych ras zwinnych kotów.
Pozostałe dwa Inez i Fudżi nigdy w życiu nie byłyby w stanie wykonać takich wygibasów.

Syjamy-taje mają wiele odcieni futerka, które jeszcze dodatkowo pogłębia efekt zwinności, bo ono opalizuje i mieni się różnymi odcieniami point'ów, ale wszystkie łączy jedna wspólna cecha. Sierść jak u foki - coś doskonałego.
A wibrysy ? To mistrzostwo świata, nigdy nic tak doskonałego nie widziałam. Prążkowane poprzecznie w barwie odpowiadającej umaszczeniu.

Pinto całej gamy mruknięć, miauknięć używa tylko wtedy gdy chce coś wymusić,
wie że mnie tym denerwuje, ale nasila, ale pomimo moich ostrzeżeń kontynuuje, częściej spoglądając na moją twarz czy już nie przekroczył granicy. :evil:
Odnosi skutek, albo pozytywny albo negatywny.
Bywają wojny miedzy nami. Tak i to nierzadko. :hair:
Kto wygrywa ? Wie ze jest kochany i tylko czasem udaje ze jest posłuszny.
Ale to właśnie on otworzył moje serce na świat zwierząt i właśnie dlatego traktuje go zupełnie wyjątkowo.
Nigdy wcześniej nie znałam takich emocji.
Bez niego nie byłoby tylu nowych ścieżek i tylu nowych dróg którymi można nieść miłość co dnia i przynajmniej próbować być lepszym :love:
Bez niego nie odkryłabym, że porozumienie bez słów stokroć więcej znaczy.
Jest draniem największym w centralnej Europie i pod słońcem na Ziemi, ale ogólnie wiadomo, że koty to DRANIE.
Zanotowała taki slogan; Syjam to kot królów, król kotów.
Trochę danych z netu;
Cytat:
Syjamy są najstarszą rasą kotów na świecie.
Znane były już od zamierzchłych czasów.
Pierwsze informacje o kotach w kolorze point pochodzą z terenów dzisiejszej Tajlandii z pierwszej połowy XIV wieku.
Zdecydowanie lepiej czują się w grupie niż samotnie.
Syjamy obalają mit kota samotnika! Jeśli miałyby pozostawać same w domu przez wiele godzin, najlepiej od razu pomyśleć o dwu kotach, i to dwu kotach tej samej rasy.
Syjamów nie powinni z pewnością posiadać ludzie, którzy marzą o spokojnym cichym i mało ruchliwym kotku.
Natomiast wszyscy, którzy chcieliby mieć zwierzę inteligentne, bardzo kontaktowe, wesołe i wyjątkowo mocno związane emocjonalnie z opiekunem, nigdy nie pożałują decyzji o wyborze tej właśnie rasy.
Koty syjamskie są łatwo rozpoznawane ze względu na swój charakterystyczny kolor o nazwie point, szafirowe oczy, elegancję Tancerek Degasa, zwinność łani, lwią odwagę,
psie przywiązanie, arystokratyczne maniery, niezwykłą inteligencję i operowy głos.
Głos syjamów jest nie tylko donośny, ale także chrapliwie skrzekliwy.
Syjamy komunikują się głosem między sobą, ale przede wszystkim z ludźmi.
Witają wesołym mruknięciem, potrafią zaprzeczyć głośnym "nie"!
Koty tej rasy są najbardziej rozgadanymi i rozśpiewanymi kotami na świecie.
Można ten głos pokochać
.

I wszystko to prawda a od siebie dodam jeszcze, ze potrafią godzinami pięknie
opowiadać swe długie historie i śpiewać chrapliwym głosem Joe Cockera.
Taki jest właśnie mój Pinto :love:

shana55 - 2013-07-27, 21:29

Sandro :kwiatek:
Teraz widzę, że nie tylko ja mam takie uczucia do kotów, że są jeszcze inni. Mój Collin to taki Twój Pinto, kawał Drania ale przekochanego i te jego oczyska niebieskie .......
Pięknie piszesz Sandro ...... tak właśnie rodzi się miłość.

Skipper - 2013-07-27, 21:44

To tak jak mój Rico :twisted:
Co ja przeżywałam i jak pusto zrobiło się w domu jak prawie miesiąc temu ten skunksi ogon wyskoczył z balkonu :cry: ?
Ile myśli mi się tłukło po głowie - co będzie jak się nie znajdzie, albo gdzieś będzie łaził po śmietnikach i jedzenia szukał ? Albo wpadnie pod samochód nie daj Boże ?
On na dworze strasznie strachliwy i to go chyba uratowało, bo schował się w tej studzience i nigdzie nie ruszał.

Antinetka - 2013-08-06, 08:59

Sandro, aż mi się łzy w oczach zakręciły... Piękna, wzruszająca historia i Pinto piękny też :mrgreen:
Nie ma dla mnie kotów cudowniejszych od syjamów (tajów). To naprawdę królewskie koty, pod każdym względem.

Sandra - 2013-08-06, 10:37

Antinetko, :kwiatek: miło mi, że moja opowieść wywołuje emocje.
Z nimi żyć ciężko, ale bez nich jeszcze trudniej.
Doskonale wiesz o czym piszę bo sama masz te królewskie potwory :twisted:

Antinetka - 2013-08-08, 11:36

Taaak, potwory to dobre określenie, zwłaszcza na kota, który o 5 rano budzi nas, zrzucając z regału co popadnie, byle tylko ktoś wstał i napełnił miskę... :lol:
A co do życia bez nich - są z nami niecały rok, ale już sobie tego nie wyobrażam. Wyjeżdżaliśmy niedawno na kilka dni i zupełnie nie wiedziałam, co mam ze sobą robić, szczególnie wieczorem - ciężko było zasnąć bez futra przy twarzy ;-)

Nitka - 2013-08-08, 11:46

haha, ja na mój wyjazd wakacyjny zatrudniłam tatę na całotygodniowy pobyt w moim domu :mrgreen:
a na wakacjach zaczepiałam wszystkie koty na ulicy...

Sandra - 2013-08-08, 12:12

Antinetka napisał/a:
...zrzucając z regału co popadnie

....po wyczerpaniu arsenału baranków, miźnięć, całusów, Pinto używa dobrze znanego sposobu...i tyko on.
Trik stosuje, gdy ma mnie w zasięgu wzroku, nawet przy karkołomnym wiszeniu na okapie w kuchni, z zaglądaniem do pokoju gdzie wypoczywam na kanapie.
Jego cała postawa i wzrok mówi...co jeszcze mam ci zrobić abyś wreszcie mnie zrozumiała ?
A dzięki zamykanej sypialni nauczył się, ze strącanie nic nie da, bo i tak nie przyjdę, ze i miauczenie pod drzwiami lub szarpanie za drzwi tez nic nie da, a jeszcze sobie nagrabi, bo tuż za drzwiami mam rozpylacz z wodą i kilka razy byłam szybsza i go dopadłam...pomogło :twisted:
Inteligentny potwór. Ciągle mnie zaskakuje.
Czasem się zastanawiam kto kogo wychowuje ?

Antinetka - 2013-08-09, 16:36

Sandra napisał/a:
A dzięki zamykanej sypialni nauczył się, ze strącanie nic nie da, bo i tak nie przyjdę, ze i miauczenie pod drzwiami lub szarpanie za drzwi tez nic nie da, a jeszcze sobie nagrabi, bo tuż za drzwiami mam rozpylacz z wodą i kilka razy byłam szybsza i go dopadłam...pomogło :twisted:

Ja miętka jestem... jak miaukolą za drzwiami, to max po 5 minutach otwieram sama albo męża wysyłam, żeby wstał... Uwielbiam wtulać nos w kocie futro, nawet jak łajza zajmuje większą część poduszki :mrgreen:
A co do wychowania, tym zrzucaniem z regału Secik sobie pięknie wychował mojego małża. Nawet mnie się tak nie udało po ponad 6 latach bycia razem :twisted:

Sandra - 2013-09-25, 14:20
Temat postu: Inez, Pinto i Fudzi, nasze podróżowanie...
Liczne wyjazdy i powroty do W-wy już były i za każdym razem niestety...…podobny scenariusz.
Podróż uciążliwa ze względu na kocie śpiewy i przeciągłe wrzaski Pinto :hair:
Minęło kilka lat eksperymentów, jak przewozić aby było im i mnie wygodnie.
Najpierw każde miało na własny użytek szelki lub oddzielny w transporter, ale to nie bardzo się sprawdzało.
Jeszcze za czasów 2-ch kotów Mani i Inez, podróżowały jak chciały czyli luzem, a i do auta doprowadzane były na smyczy. Było nieźle.
Mania zalegał pomiędzy fotelami z widokiem na mnie czyli kierowcę.
Był idealny w podróży. Spokojny zrównoważone panisko. :faja:
Mania był wyprowadzany od małego, a i wypuszczaliśmy się na długie spacery po mieście, znał ruch uliczny i bodźce…. Wzbudzał powszechny zachwyt.
Wielki rudy samiec na smyczy lub na moim ramieniu. To było tak dawno...
Zawsze był spokojny i opanowany…do czasu ale to też na inna opowieść.
Natomiast Inez z japą w szybie musiała wszystko obejrzeć i skomentować.
Tak ma.
Bez przerwy gadała i nakręcała atmosferę aż w końcu chłopaki tez się dołączały i cała ta kakofonia dźwięków bywała nie do zniesienia.
Koci jazgot w przeróżnych tonacjach i częstotliwości.
Pinto w torbie transportowej wyrywał szwy, kratki i wszystko co tylko dawał radę nadpruć.
Fudżi na tylnej półce ziejący z wywalonym językiem co jakiś czas wydający trzęsące jęki.
Miałam dość. :hair:
Rewolucja nastąpiła w tym sezonie.
Podróżują w jednym wspólnym dużym transporterze, który jest tak duży, że zajmuje prawie cały tylny fotel auta.
Prezent po dużym psie, który dorósł, zmężniał i się zwyczajnie tam już się nie mieści.
Co się zmieniło ?
Odgłosy nie ustały, ale nasilenie uległo zmniejszeniu i odnoszę wrażenie, ze jakby za każdym razem jest ciszej.
Chyba jakoś im tam w gromadce, raźniej. Futro przy futrze…. trochę jak sardynki w puszce, ale te klimaty dla nich chyba lepsze.
Łebek przy łebku, zwrócone tak by mogły mnie widzieć…czasem pogłaszczę po kratce, coś zagadam uspokajająco i jakoś podróż leci.
Trzęsące niby miauki Fudżiego także są już sporadyczne.
Zjajania też już nie ma… raczej.. cichutkie pytanie – czy daleko jeszcze :?:
Ale mimo wszystko król Pinto od czasu do czasu potrafi wydobyć ze swojego malutkiego gardziołka tak przejmujący dźwięk,
który w sekundzie mnie mrozi od stóp do głów…..i nie wiesz co zrobić, bo przecież wszystko wskazuje, że zaraz albo ty albo kot zejdziecie na zawał.
A tu nic z tych rzeczy :shock:
Zanim doszłam do tego, że ten typ już tak ma i że niczym śmiertelnym to nie grozi trochę czasu minęło, ale ile zdrowia i nerwów mi zepsuł to ja tylko wiem.
Skalę i moc wydawanych przez niego dźwięków opisałam wyżej i zna tylko ten kto takiego kota ma :twisted:
Ograniczenie kotom doznań wzrokowych sprawiło to czego oczekiwałam czyli wyciszenie i uspokojenie.
Wcześniej myślałam w trybie człowieczym…tzn. zajmą się tym co się dzieje na drodze to nie będą drzeć japy…a tu figa , odwrotna reakcja.
Wniosek, mniej widza, mniej hałasują, a w kupie raźniej.

Skipper - 2013-09-25, 15:49

Hehehe, znam te dżwięki. Skippi potrafi je wydawać, uszy puchną. Najgorsze jest to, że ostatnio Rico, który zawsze w podróży zachowywał się bardzo spokojnie, najwyraźniej osmielony zaczynał wyć razem z nim. A on ma taki cieniutki, rachityczny głosik jakby miał za chwilę zemdleć.
Faktycznie może zapakowanie 2 sztuk do kontenerka dla pojedynczego kota by pomogło (2 miesiące temu oba z własnej woli tam wlazły). A próbowałaś kiedyś Feliwaya ?

Sandra - 2013-09-25, 18:12

Nigdy....ale jakieś zioło chyba ja sama zapalę, jak przyjemność to dla wszystkich :faja:
isabelle30 - 2013-09-25, 18:34

Sandro - ja jestem niemal pewna, że to wszystko przez to, że mogą działać parami... gdyby było nieparzyście - byaby konsternacja i cisza... :mrgreen:
Do wiosny masz jeszcze trochę czasu na wprowadzenie niezbędnej korekty w stanie liczebnym :twisted: :faja:

Sandra - 2013-09-25, 18:48

Jest Inez, Pinto i Fudżi...jest nieparzyście.
A może chodzi o coś innego czego mój mały rozumek nie obejmuje. Poproszę o wyjaśnienia :lol:

isabelle30 - 2013-09-25, 18:50

Dobra... idę spać, dwoi mi się już w oczach... :mrgreen:
No to może parzyście musisz jakoś poprawić? :mrgreen:



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group