BARFny Świat Dieta BARF dla kota, psa i fretki. Naturalne i zdrowe żywienie zwierząt domowych.
BARFne Życie - Barfne życie Zuzi
hipoteza - 2011-09-21, 22:31 Temat postu: Barfne życie ZuziUwielbiam zwierzęta, bo w moim rodzinnym domu zawsze jakieś były - a to chomik, mysz, szczur, pies, a od kilku lat dwa koty, ale to historia na inną opowieść. W każdym razie, ponad rok temu wyprowadziłam się z rodzinnego domu do niewielkiego mieszkania i tam przyszło mi żyć bez zwierząt... i był to dla mnie trudny rok.
Po roku dotarło do mnie, że w moim życiu zrobiła się straszna pustka i że tak najbardziej brakuje w nim kota właśnie... no i zaczęłam piłować mojego narzeczonego by tę pustkę zapełnić. Zaczął wymyślać przeszkody (pewnie dlatego, że sam nigdy nie miał zwierzaka), a bo to, a bo siamto, a bo sierść, a bo będzie sikał po domu, drapał i inne brednie. Sikanie wyjaśniłam szybko na przykładzie Zenka, (cudowna koteczka, którą znalazłam w krzakach i przyniosłam mamie kilka lat temu), która trafiła do nas z "ulicy" i od pierwszego razu załatwiała się do kuwety, na drapanie rzuciłam argumentem drapaka i tak po kolei zbiłam wszystkie argumenty poza tą sierścią na ubraniach. Ciężki przypadek z tego mojego mężczyzny, a serce za kotem rwało mi się jak szalone. Przewaliłam w necie strony z rasami, znalazłam że rosyjski niebieski może być rozwiązaniem, które pozwoli mi wprowadzić do domu kocie dziecko. Zgodził się...
I w tym miejscu zacznę się tłumaczyć... Pierwsze sprawdzane ceny kociaków z rodowodem mnie powaliły. Znalazłam ogłoszenie o kociakach w pobliskiej wsi, że po rodzicach z rodowodem. Pojechałam, zobaczyłam w jakich warunkach wychowują się maluchy, czy czyste, zdrowe itp. Kupiłam.
Tak, wiem co powiecie, dziś powiedziałabym to samo, ale wtedy nie wiedziałam o kotach i hodowlach tyle ile przeczytałam później. Gdybym wtedy wiedziała tyle co teraz, to nie kupiłabym kota z pseudohodowli, ale stało się. Mogłam to i owo doczytać wcześniej, ale kując żelazo (a raczej mojego mężczyznę) póki gorące, nie zrobiłam tego, trudno.
Czy żałuję? Nie chcę odpowiadać na to pytanie, bo Zuzanna Zwana Kłaczkiem jest tak słodka, szalona i cudowna, że choć jest ze mną dopiero od lipca, to nie pamiętam już jak to było bez niej. Uwielbiam ją szalenie i nie wyobrażam sobie, żeby mogła być inna. Wiem też, że nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem, bo już jej nie oddam nikomu i za nic.
Niemal od razu zaczęłam wprowadzać BARFa. Na pierwszy rzut poszła wołowina. Zuzia zjadała nawet chętnie, ale pod warunkiem że karmiłam ją z ręki, a mięsna kuleczka miała w środku chrupek . Po 2-3 dniach jadła już jednak z miseczki i bez podstępów z mojej strony.
Gdy egzamin z wołowiny zdała na 5+, przyszedł czas na kurczaka i indyka, no i się zaczęło. Moja kochana koteczka podchodziła do miski, wąchała i z obrzydzeniem potrząsała łapką. Było to dosyć zabawne, zwłaszcza że przed odejściem próbowała dodatkowo zakopać miseczkę. Gdy po kolejnym podejściu orientowała się, że w misce nadal jest ten obrzydliwy drób (a jeść się chce), to z wielką niechęcią jadła trochę, po czym resztę nadal zakopywała. Zmagania z drobiem trwały zdecydowanie dłużej niż z wołowiną, ale ostatecznie i ten egzamin należy jej zaliczyć na 5, choć wciąż mam wrażenie, że jedzenie wołowiny sprawia jej zdecydowanie większą przyjemność
Aż się nie mogę doczekać wprowadzenia nowego rodzaju mięsa , ale tym razem nie będę jej już katować i zrobię jej mieszankę nowego z wołowiną
A poniżej kilka zdjęć Zuzanny Zwanej Kłaczkiem, żeby nie było, że tylko chciałam Was tą historią zanudzić na śmierć
ola - 2011-09-21, 23:12 Przefajna ta twoja Zuzia
A nie myślałaś nad towarzyszem dla niej w końcu nie tylko syberioza jest zakaźna, ale i chorobą rosyjską niebieską łatwo się zarazić hipoteza - 2011-09-22, 12:41 Myślałam i myślę cały czas, ale mój mężczyzna jest twardy jak głaz. Próbuję nawet tłumaczyć, że Zuzi byłoby milej, jakby miała kociego przyjaciela, że z dwoma kotami jest mniej problemów jak z jednym, bo jak się nie nudzą, to nie robią głupot itp... ale wszystkie takie próby są ucinane ostro, że "nie ma mowy, nie będziemy mieli drugiego kota, nigdy i w ogóle"
Myślę, że sama Zuzia mi nie pomaga, bo jednak uparcie woli drapać meble niż śliczny drapak, który kupiłam specjalnie dla niej, a dodatkowo codziennie ok. 5 rano urządza sobie po pokoju (który w mieszkaniu jest cały jeden) biegi przełajowe. No i to małe mieszkanie też jest niestety argumentem "nie".
Także wszelkie marzenia o drugim kocie muszą na razie pozostać w sferze marzeń niestety aneta - 2011-09-23, 10:53 To musisz chyba zastosować mój chwyt - przynieść i już
Uwierz, każdy facet mięknie Bianka 4 - 2011-09-23, 22:20 Też zastosowałam tę metodę Bez pytania przyniosłam do domu Nesskę - czarną MCO, oczywiście były groźby odwiezienia kotki do hodowli, itp, ale Nesska szybko potrafiła uporać się z moim byłym. Pół roku później przywiozłam 7 tygodniową sunię owczarka szetlandzkiego i powiedziałam "kochanie to Twój prezent urodzinowy" chociaż do urodzin było jeszcze 1,5 miesiąca Na szczęście przy wyprowadzce mój były nie zabrał mi suni hipoteza - 2011-09-27, 11:16 Tak, tylko ja chyba od razu musiałabym się wyprowadzić Na Zuzię udało mi się go namówić mając łzawy wzrok przez tydzień, ale obawiam się, że ten numer drugi raz nie przejdzie ani przed ani po przyniesieniu kota do domu. Gdyby jeszcze tę cholerę udało się przestawić na ten drapak, coby odpuściła meble, ale już tracę nadzieję, (a TŻ zyskuje argumenty)Bianka 4 - 2011-09-27, 20:29 A próbowałaś spryskać drapak kocimiętką?
A może udałoby się przestawić drapak w miejsce ulubionego mebla, choćby na krótki czas?hipoteza - 2011-09-27, 22:01 Ja ten drapak nawet posypuję kocimiętką w proszku, to jest szał, bo ona wtedy na niego włazi i zaczyna go lizać i przytulać ale żeby drapać to sporadycznie. Czasem jej się zdarza, ja jej wtedy w nagrodę całusa i dropsa z kocimiętką, którego uwielbia (moja mała narkomanka ) Ale potem o piątej rano i tak drapie albo łóżko, albo jeden z foteli, albo raz jedno raz drugie, a czasem nawet do kompletu drapak, żeby nie było mi całkiem przykro. A TŻ się wścieka na te meble. I tłumaczę jej, że sama sobie strzela gola, że przez to nie może mieć żadnej kociej koleżanki czy kolegi, ale mnie nie rozumie, albo udaje aneta - 2011-09-30, 10:06 Popsikaj meble sokiem z cytryny - to najlepszy odstraszacz. Ja w ten sposób zlikwidowałam nielegalną kuwetę ... w butach taty uta - 2011-09-30, 18:20 A drapak masz sizalowy? Może ona sizalu nie lubi drapać tylko tkaniny. Nasz rudy uznaje tylko wykładzinę, więc ma drapak obity wykładziną. Jak ona lubi tapicerkę drapać, to może jeden ze słupków drapaka owinąć kawałkiem tkaniny obiciowej? W końcu trzeba jakoś te argumenty na "nie" utrącić hipoteza - 2011-10-04, 12:20 sok z cytryny sprawdzę :), ale najpierw muszę zobaczyć czy mi nie odbarwi mebli
drapak mam sizalowy, specjalnie dla niej kupiłam też kawałek wykładziny pod drapak i jak ma kaprys to czasem drapnie, a jak nie ma, to woli meble. Wydaje mi się, że nie chodzi o to z czego jest drapak, ale o to, że jest za mały. Dagnes poradziła mi, żeby pomyśleć o wyższym drapaku, tak aby był atrakcyjniejszy niż meble. Teraz tylko muszę znaleźć odpowiednie miejsce na postawienie takiego większego drapaka, potem go zrobić i mieć nadzieję, że to będzie strzał w 10
[ Komentarz dodany przez: dagnes: 2011-10-10, 12:09 ] Dalszą dyskusję o drapachach wydzieliłam do odrębnego wątku: http://www.barfnyswiat.org/viewtopic.php?t=308_Jadis_ - 2011-10-11, 15:51 J swoja Kisiel tez musialam uczyc korzystania z drapaka. Poszla w ruch kocimietka w sprayu i lekcje manualne czyli przystawialam ja do drapaka , sama drapalam po nim paznokciami a ona czasem probowala polowac moja reke. No i jakos sie nauczyla. Wazne tez bylo dla niej zeby byl stabilny bo jak sie zaczynał ruszac to uciekala wytraszona.
Co do oduczania drapania mebli to mozesz prbowac cytryny albo ogolnie cytrusow , ktorych koty nie lubia albo kupic odstraszacz na koty ( kilka - kilkanascie zlotych w kadym zoologicznym).
Mi to pomoglo zeby koty nie wlazily na lozko.
A co do biegnia po pokoju - mlde koty maja takie napady energii i to jest normalne, zdrowe. o jakims czasie z tego wyrastaja.
Argumente dla ciebie moze byc ze im pozniej im kot starszy tym trudniej akceptuje drugiego kota i dluzej moze to trwac ;p a 2 koty to super sprawa, zupelnie inaczej dorastaja.
Ja swojego poinformowalam ktoregos wieczoru , ze fajnie by bylo miec 2 oty i co on na to . On , ze nie wie.
Ja , ze mozemy sprobowac .
On , po dlogim marudzeniu , a ze mozna wziac na jeden wieczor od znajomej kotka malego i zobaczyc w ogole jaka rekcja bedzie Kisiel (kolezance okocila sie kotka i miala 3 miesieczne kociaki).
Ja, umowila sie od razu z kolezanka ze w sobote do niej poledziemy (byl poniedzialek).
We wtorek wieczorem przyniosam do domu Zime, wzielam ja z adopcji z zoologicznego (dogadalam sie ze moge ja ew oddac nast wieczoru jesli bedzie duzy problem) i juz zostala ;p Argumentem bylo ,z e ta koleznka zrozumie, ze Zima to tylko na probe , ze jest sliczna i ze w ogole to te koty w mgnieniu ok schodza i ze jutro to juz jej nie bedzie ( to byl akurat fakt ;p do wieczora zostaly tylko 2 ;/)
Takze proboj , powodzenia ;)
AAA no i jest jeszcze stara zasada przez żołądek do serca ;p Ugotuj cos dobrego dla niego , jak bedzie w dobrym humorze, najedzony , przysypiajacy to zaatakuj takim zestawem argumentow ;phipoteza - 2011-10-12, 10:37 taaa, tylko, że jak ja mówię, o walorach posiadania dwóch kotów, to nie słyszę "no nie wiem", tylko nie ma mowy - nie działają prośby, groźby ni podstępy.
Na razie temat odpuszczam, jak kiedyś zmienimy mieszkanie na większe, to spróbuję raz jeszcze, a póki co muszą mi wystarczyć czułości i fochy jednego futrzaka.
Na szczęście pojawiła się szansa, że Zuzanna zwana również Kłaczkiem, odpuści meblom nawet na rzecz obecnego drapaka. Kupiłam krople walerianowe i skropiłam drapak, pachnie intensywniej niż kocimiętka w spraju i utrzymuje się dłużej niż ta suszona. To w połączeniu z miętkowym dropsem w nagrodę (oraz odnalezionym wczoraj sposobem na wejście na szafę) zaczyna trochę działać. Cieszy mnie to szalenie, bo nie lubię jak ktoś krzyczy na moje kudłate dziecko maix - 2011-10-14, 09:08 Może dlatego, że mam już za sobą pewne doświadczenia, a może dlatego że jestem kobietą niezwykle samodzielną pozwolę sobie zasugerować, że względnie nowych TŻ-tów trzeba czasem nauczyć, na czym polega partnerstwo Kiedy mój eks twierdził, że na coś mi NIE POZWOLI wpadałam w niebotyczne zdziwienie - to ty zapłaciłeś za mnie mojemu tacie i jestem twoją własnością Taty słuchałam
Ale kij ma dwa końce - ja też nigdy nie startowałam z pozycji "nie pozwalam". Mój TŻ może się oczywiście nie zgadzać z moimi wyborami, ale musi brać pod uwagę, ze ostateczna decyzja należy do mnie. A ja muszę brać pod uwagę jego zdanie. I biorę
Musi też sobie opracować plan B - co on zrobi, jak ja zrobię po swojemu
Miałam taki zwyczaj, że jak mój eks mawiał: "jak zrobisz tak i siak, to zobaczysz, co będzie" wtedy mówiłam: "nie kuuuśśś, bo chce mi się sprawdzić, czy dotrzymasz słowa "
No i w końcu, wbrew jego chęciom i protestom, wyegzekwowałam, żeby dotrzymał słowa i w końcu zrobił to, czym się odgrażał Ale nie było łatwo
I to wcale nie tak, że partnerstwo polega na tym, że TŻ ustępuje zawsze moim argumentom po prostu ja mam lepsze argumenty i to nie moja wina, że zawsze mam rację hipoteza - 2011-10-17, 20:49 Maix, ja się z Tobą oczywiście zgadzam i zapewne gdybym się bardzo uparła to postawiłabym na swoim. Tylko jak się chce postawić na swoim, to trzeba być gotowym na konsekwencje, ja mam świadomość ewentualnych konsekwencji i puki co nie na wszystkie jestem jeszcze gotowa. Poza tym dobrze wiem, że zgoda na Zuzię, nie była dla mojego TŻ łatwą decyzją, wiem, że sporo go to kosztowało i że zrobił to tylko dla mnie, bo sam wcale nie chciał tego kota (a może też wyczuł, że propozycja posiadania kota, była wówczas propozycją nie do odrzucenia). Uszanował moją potrzebę posiadania i kochania futrzaka i teraz ja jestem mu winna poszanowanie jego potrzeby ograniczenia liczby domowników. Przynajmniej na razie